[nowe] 10. Światło i ciemność [Kaszubska Czarownica]
Na Kaszubach nietrudno o mgliste poranki, pochmurne popołudnia, a także deszczowe wieczory. Tego ranka krople wody zastygły na wiecznie zielonych igłach sosen, mech nasiąkł jak gąbka. Obute w kalosze stopy i ortalionowe spodnie uratowały mnie przed wszechobecną wilgocią.
Wsuwając dłonie do kieszeni kurtki, szukałam wiatru w polu. Nie było do kogo otworzyć paszczy. Z rozrzewnieniem wspominałam bieganie brzegiem morza z wilkiem na smyczy.
— Pogoda pod psem — burknęłam pod nosem.
Samotnie wykonywałam polecenia fizjoterapeuty. Z nudów zamówiłam nawet kijki do nordic walkingu.
Dysponując nadmiarem wolnego czasu, rozmyślałam. Układałam nowe zaklęcia, szukałam rymów i roztrząsałam nieproduktywną poranną egzystencję, drepcząc dookoła świerkowego młodnika.
Cztery kółka, dwa kilometry.
W jaki sposób miałam żyć sama dla siebie?
Goniłam własny ogon, zmagając się z wyrzutami sumienia. Następnie jadłam śniadanie i gapiłam się w okno. Chodziłam do pracy, wracałam pociągiem, robiłam zakupy i znowu kładłam się spać. W ten sposób mijał już drugi tydzień. Zdecydowanie za długo...
Kot z gryfem weszli na ścieżkę wojenną i nastąpił rozłam w zgranym dotąd obozowisku. Artur przestał ingerować w moje życie uczuciowe, obrażony, bo jego wybór padł na Daniela, który piekł pasztety z wątróbki. "Wybacz Kasiu, ale z Markiem nie czuję więzi duchowej".
Falka za to, zadurzona w Marku po czubki kudłatych uszu, liczyła, że coś jeszcze z tego będzie, jeśli tylko wystarczająco się przyłoży do swatów. Z zaciekawieniem obserwowała ludzkie reakcje. Zagadywała mnie i wypytywała z uporem sześciolatki.
Piłam kolejną kawę, kiedy przydreptała, szurając łapami i przysiadła na parapecie. Odchrząknęła, starając się przyjąć mentorski ton swojego idola.
Tenże obserwował nas z daleka, nastawiając uszu.
— V twoich oczach vidzę smutek, Kasiu — zagaiła, szturchając mnie łebkiem w przedramię.
W odpowiedzi podrapałam ją za uchem.
— Myślę, co zrobić na obiad — skłamałam perfidnie.
Skwitowała to tylko chytrym spojrzeniem złotych oczu.
— No ale viesz, to takie dzievczyńskie pogaduchy. Jesteśmy przyjaciółkami, możesz mi poviedzieć vszystko.
Rozczulała mnie tą uroczą dziecięcą naiwnością.
— Bo w pewnym sensie on mi się oświadczył.
— Marek? A gdzie pierścionek? Bez kryształu to się nie liczy — fuknęła.
— Mam go prosić o pierścionek, kupić sobie na raty, czy poprosić aż mi wyśle pocztą? Trzeba zaprosić dziewczynę na kolację, wręczyć jej kwiaty, powiedzieć, że jest najpiękniejsza na świecie, dać jej błękitne pudełeczko... — Rozmarzyłam się. — A on to rzucił mimochodem, żeby sprawdzić odpowiedź.
— Ale kochasz go? — Zerkając na mnie spode łba, drapała pazurem, zostawiając ślady na drewnie.
— Kocham.
— A chcesz za niego wyjść za mąż? Są ponoć ludzie, którzy spotykają się tylko raz na rok. Widziałam na filmie.
Żal ścisnął mi gardło, bo nadal nie wiedziałam, na czym powinno mi zależeć.
— Problem w tym, że on ma na mnie alergię. Możemy szukać sposobów, by być razem, ale tak naprawdę boję się, że zmarnujemy sobie życie.
— Teraz viesz, że on nie jest zły, tylko chory. A to viele zmienia. Gdyby tylko ktoś mądry mógł nam pomóc.
I wtedy z kociego legowiska uniósł się prawdziwy mędrzec, a za nim wyfrunęły kłęby kłaczków.
— Jeśli nie możesz znaleźć odpowiedzi, zadaj inne pytanie. Na przykład: "co na obiad?" — Uśmiechnął się z wyższością. — Moja droga, legendy mówią, że w trudnych sprawach kaszubskim kobietom radą służą stolemy.
— Byliśmy po drodze w bibliotece — przytaknęła Falka.
— Przepraszam, ale po drodze dokąd? — zapytałam, przecierając oczy ze zdumienia.
— Nieważne — wycedził koci pomagier. — Tylko trzeba spędzić noc na podwórku. Niektórzy otrzymują odpowiedź we śnie. Mówią, że stolemy były strażnikami tych ziem, ukrytymi w kamieniach, czekającymi na odpowiedniego człowieka, który zdoła ich przebudzić.
— Mam spać w lesie? Z głową na kamieniu? To jakieś żarty?
Obydwoje zaprzeczyli, machając intensywnie głowami.
***
Pociąg powoli toczył się przez rozległe pola i zarośla, jakby niechętnie opuszczał spokojną kaszubską wieś. Ludzie siedzieli w ciszy, zapatrzeni w swoje telefony albo śpiąc z głowami opartymi o szyby. Mieli czas, by przestawić swój zegar biologiczny w tryb działania, zanim dotrą do miasta.
Rozmowy online nigdy nie były moim ulubionym sposobem komunikacji. Nic nie zastępowało spotkania i utkwienia wzroku w oczach rozmówcy. Marek zawsze tracił w ten sposób grunt pod nogami. Mówił, co naprawdę czuje, a nie to, co sobie oficjalnie przygotował. Jednak z dnia na dzień malały szanse, że to on wykona pierwszy telefon. Płonne nadzieje. Nie chciałam z nim znowu zrywać, ale nie mogłam tego ciągnąć w nieskończoność.
Siedząc w pociągu, napisałam do niego wiadomość, w stylu "Hej, co słychać".
Natychmiast oddzwonił z samochodu. Pewnie też jechał do pracy.
— To nie jest dobry moment na podejmowanie decyzji. Gdybym mógł zacząć od nowa, nie wahałbym się. Nawet w tej chwili. Nie jesteś zdecydowana. W pociągu w Międzywymiarze działo się z tobą coś dziwnego, w Lustrzanym Wymiarze leciałaś na mnie i przeważyło pragnienie. W pokoju hotelowym rozpinałaś mi spodnie. A jednak czuję, że nie jestem tym twoim wymarzonym pierwszym wyborem.
— Chcesz znać odpowiedź przed zadaniem pytania, a to nie fair.
Potrzebowałam deklaracji.
— Pytałem cię o małżeństwo, jednak reagujesz bez przekonania. Nie jesteś pewna.
— Bo to nie były prawdziwe zaręczyny. Nigdy mi się nie oświadczyłeś.
— Nie? Ale mieszkałaś ze mną. Kupiłem ci kota — roześmiał się, rozluźniając napiętą atmosferę.
— Zawsze coś kręcisz, kombinujesz. Nie jesteśmy już zakochanymi nastolatkami.
— A gdybym się oświadczył, co byś powiedziała?
— Spytaj, to się dowiesz — mruknęłam.
— Spytałbym, ale widzisz, ja to wiem. Uciekłabyś z krzykiem na sam widok pierścionka. Tak potwornie boisz się zobowiązań?
No tego już było za wiele.
W głowie słyszałam drwiący głos innego mężczyzny.
"Skąd ten strach przed nieznanym? Nie chcesz ułożyć sobie życia z kimś na stałe? Nie chcesz nauczyć się wybierać? Czemu znowu uciekasz? Nie zostawiaj mnie!"
— Daniel ci o tym opowiedział?
— Daniel?
— Przepraszam, ja... muszę się już rozłączyć.
— Okej, trzymaj się Kasia. Zadzwoń. Zawsze chętnie ci pomogę, ale proszę, zdecyduj się. Na mnie albo na niego. Nie zmuszaj nas do rywalizacji i czekania w nieskończoność. Zrób to dla siebie samej.
— Do usłyszenia, Marku — wysapałam ostatkiem sił i poczułam, jak miękną mi nogi.
Cała widownia w pociągu przestała wstrzymywać oddech i wypuściła głośno powietrze.
***
Nie wiadomo dlaczego ludzie kochają złotą polską jesień, a nienawidzą przedwiośnia. Popołudnia są tak samo ciemne, wietrzne i bure. Wróciłam do domu z siatką warzyw i kurzą nogą, styrana jak koń po westernie.
Praca w biurze też potrafi dać w kość.
Otworzyłam drzwi i zastygłam, słysząc szepty.
— "Zanim mrok nas zastanie, gotuj obiad, czas na ucztowanie" — powiedział Artur.
— "Nieudolnie czarował kocur — zarechotała wiedźma" — zachichotała Falka.
Już się pogodzili? O zgrozo...
— Czytaliśmy twoją słynną kronikę — odpowiedzieli zgodnym chórem.
— Falka, szykuj śpiwór i plecak — krzyknęłam od progu. — Choćbym miała spać na kamieniu, niech ta noc przyniesie rozwiązanie. To jak mam trafić do stolemowej poradni sercowej?
— "Za świerkòwym młodnikã pò lewé aż natrefisz na wiôldżi głaz, oprzëj sã ò niego placama i zdrzémnëj sã, a na noc wrócisz do domu"* — wyszeptała tajemniczo. — Jestem pevna, że się zgubisz, pójdę z tobą. Stolemy kiedyś krążyły po tej krainie, chroniąc ją przed niebezpieczeństvami, ale teraz ich moc drzemie głęboko pod ziemią, czekając na vłaścivy moment.
— We śnie uzyskam odpowiedź na pytania?
— Myślę, że tak. Jo, jak to móvią po naszemu.
— A to daleko jest?
— Z pięć kilometrów.
Falka wpatrywała się w zegar na ścianie jak sroka w gnat. Domyślałam się, że w przedszkolu tego jeszcze nie przerabiali.
***
Las otulony wieczorną szarugą wyglądał groteskowo jak z horroru. Świerki i sosny kołysały się delikatnie na wietrze, ich igły szeptały zapomniane kaszubskie zaklęcia. Wszystko mogłoby tonąć w złowieszczym srebrzystym świetle księżyca, ale noc była pochmurna, tak samo, jak i dzień.
— Niedaleko, ale nie można przez portal — gdakała mi nad głową, by po chwili przycupnąć na ramieniu.
— Dobrze, że mam latarkę, bo ciemno jak oko wykol.
O mały włos, a zderzyłabym się z kamlotem wielkości człowieka. Stał samotny w środku lasu porośnięty mchem. Sprawiał wrażenie, jakby ktoś go tam zostawił i miał zamiar za chwilę po niego wrócić.
— To czubek małego palca — powiedziała cichym, syczącym głosem strosząc kłaki na grzbiecie. — Reszta stolemki jest głęboko pod ziemią.
— Co ja mam teraz zrobić? Tak normalnie usiąść, oprzeć się i zasnąć?
— Na to vygląda. Vedług legend, stolemy znały odpowiedzi na vszystkie pytania, ale ich viedza była zbyt vielka, by ludzie mogli ją zrozumieć. Śpij, a potem mnie zavołaj, vrócimy razem do domu.
Świsnęła w powietrzu i już jej nie było. Taki pożytek z gryfa.
Wokół panowała cisza, ja byłam jedynym intruzem, ale udawałam, że jestem na swoim miejscu. Czarownica, wydana na świat przez rodowitych Kaszubów, krew z krwi. Zimny dotyk skały przeszył mnie dreszczem aż po czubki palców.
Natrętne myśli nie dawały jednak spokoju.
Dziewczyna, która przy pierwszej lepszej okazji opuściła rodzinny dom z chłopakiem.
Przygotowałam miejsce na karimacie, zawinęłam się w koc i folię termoizolacyjną. Zgasiłam latarkę. Patrząc w górę, widziałam tylko kawałki nieba pomiędzy koronami drzew. Kamień pod moją głową był zimny i martwy. Moje powieki, choć zmęczone, wcale nie chciały opaść, więc wpatrywałam się intensywnie w ciemność.
Wtedy wśród drzew pojawiły się dwa błękitne ogniki. Sparaliżowało mnie. Niechybnie zeszłabym na zawał, gdyby nie znajomy zapach mokrego psa. To na pewno nie był żaden ze stolemów.
— Witaj Wilkołaku — szepnęłam.
— Pozdrowienia od Daniela, Czarownico — odparł.
Usiadł w oddaleniu i przeszywał mnie wzrokiem.
— Czego się boisz? Siedzisz samiutka w środku lasu i myślisz, że kamień da ci odpowiedź?
Jego sylwetka majaczyła w ciemności jak we śnie.
— Nie będziesz wystarczająco dobra? Nie dasz rady być żoną? Albo matką?
— Będziecie przeze mnie nieszczęśliwi — westchnęłam.
— Tak ogólnie, czy chodzi ci konkretnie o elfy i wilkołaki? Ej, przecież nie jesteś do nas uprzedzona?
Wujek dobra rada, psia mać.
— Każdego kochasz na swój sposób i jesteś w tym taka poczciwa i otwarta — mówił, a właściwie charczał chrapliwym głosem. — Myślę, że nie nadszedł jeszcze wasz czas. Wróciłaś do dawnego ukochanego i Daniel nie chce ci tego odbierać.
— Wiesz, że nie prosiłam o pomoc? — Przetarłam zmęczone oczy. — Powiem ci, jak jest naprawdę. Rodzina i korzenie są ważne. Przez lata byłam biernym obserwatorem, widziałam zmagania, walkę Marka z całym klanem Serafinów. Wszechświat nie chciał, żebyśmy byli razem, a jemu byłoby lepiej beze mnie. A potem Daniel sprawił, że zapomniałam o całym świecie. Poczułam się kochana, a on planował wykorzystać naiwną wiedźmę. Nie chcę być znowu narzędziem do spełniania cudzych pragnień. Nie sprawdzę się jako partnerka, gdy ktoś mnie okłamuje, nawet mając na uwadze moje dobro.
— A oświadczyny?
— Marek chce mieć dupochron, a Daniel trzymał pierścionek w kieszeni. Dostał go rano od babci! — krzyknęłam z bezsilności, a mój głos niósł się po lesie, aż dotarł pewnie przez Stężycę aż do samej Kościerzyny.
— Ja mógłbym cię ewentualnie zagryźć, ale jeśli chcesz przytulić się do wilkołaka, masz szansę jedną na milion — zaproponował, szczerząc kły.
— Jeszcze nie zdurniałam. Dlaczego Daniel nie pojawił się osobiście?
— Przecież wiesz. Nie możemy ułatwiać ci decyzji, ale uszanujemy każdą.
— Dziękuję. Chcę już spać.
— Żebyś się tylko nie przeziębiła. Oni naprawdę się o ciebie martwią. Obydwaj. Ja też. Nawet cię trochę polubiłem, Czarownico. Potrzebujesz czasu.
— Leć z powrotem, bo Marek zamknie bramę.
— Jakby to był dla mnie jakiś problem — odburknął.
Zanim się obejrzałam, już go nie było.
Zostawiłam włączoną latarkę, ale rozpraszała tylko niewielki fragment nocy, później ogarnęła mnie senność. Tkwiąc w letargu, widziałam pełznące cienie, zduszone szepty, nie miałam jednak siły wstać. Coś trzymało mnie w miejscu, obejmując ramionami i kołysząc. Nie bałam się, potrzebowałam tego jak powietrza.
"Szczęście jest fajne tylko wtedy, kiedy się nim dzielisz. Jeśli chcesz je mieć tylko dla siebie, prędzej czy później zacznie cię uwierać."
— Bzdur ci nagadali o pravdzivym szczęściu. Teraz biedulko usiłujesz dać je vszystkim dookoła. Daniel to vrażliwiec, zbyt viele stracił, by ryzykować ponownie. Marek niedoviarek, sam sobie nie ufa. Obydwaj viele zyskają mając u boku tak potężną czarovnicę. Co oferują v zamian? Zmartvień ciąg dalszy. Och, tak trudno milczeć, będąc gryfem. My mamy moc pradavną, nasza rasa przetrvała. Stolemy nic ci nie powiedzą, od dawna są martwe.
Coś brzmiało jak Falka, ale nie malutka i naiwna, tylko ... jakaś mądra i nawiana.
— Nie jesteśmy martwe. Ale też nie jesteśmy żywe — gruchnął damski głos, aż ziemia się zatrzęsła. — Jest wiele rodzajów miłości mój ptaszku. Każda trudna i wyboista. Mój ojciec był toczącym się kamieniem. Kochali się z moją matką, kłócili i godzili. Zostaliśmy na miejscu, by wspierać ludzi. Tutaj, na naszej kaszubskiej ziemi. Ona musi czekać, a serce jej w końcu podpowie.
— Tak Kochana, a teraz nie denervuj się już, bo wywołasz trzęsienie ziemi. Śpij spokojnie. Minął vasz czas i mój też minie. Zapomną o stolemach, aniołach, diabłach i gryfach. Kto vtedy się nimi zajmie?
— Ona musi się jeszcze tak wiele nauczyć. Trochę mi jej żal — mruknęła stolemowa niewiasta, ale zamilkła.
Falka przycupnęła na moich kolanach i zwinęła się w kłębek zupełnie jak kot.
Może jeszcze nie nadszedł czas, by wybierać — pomyślałam. — Może odpowiedzi przyjdą, gdy będę gotowa.
Ale w tamtej chwili... jeszcze nie byłam.
Tłumaczenie:
* "Za świerkòwym młodnikã pò lewé aż natrefisz na wiôldżi głaz, oprzëj sã ò niego placama i zdrzémnëj sã, a na noc wrócisz do domu"
Za świerkowym młodnikiem skręć w lewo aż trafisz na wielki głaz, oprzyj się o niego plecami, zdrzemnij się, a na noc wrócisz do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top