10.2. Guzik z pętelką [kaszubska Czarownica 10]

ー Ale, że ja? ー zdziwiłam się. ー Bron, poinformuj Pierwszą Czarownicę i Sabat, one lubią pomagać, nawet jeśli nikt ich o to nie prosi. Na pewno ci nie odmówią.

Byłam przecież lebiegą, którą musiały chronić za wszelką cenę, czarownicą, która nie potrafiła zapamiętać prostego zaklęcia. Siostrunie zniszczyły mi życie i prawie zabiły Artura, sprawiły, że codzienność stała się dla Marka udręką. Nie zebrałam się jeszcze, żeby im to wygarnąć.

ー Kasia, pójdziesz ze mną? Proszę ... pomóż mi. ー Bron ściszył głos do szeptu, a w jego oczach było widać smutek i strach. Miałam nadzieję, że było to coś więcej, niż tylko troska o własny tyłek.

Westchnęłam. Z trzy razy. Wzruszyłam też ramionami i rozłożyłam bezradnie ręce.

ー No a co ja mogę...

Nie rozumiałam tylko dlaczego uważał, że zarówno magiczne światy, jak i Piekło korzystają z jednego zasilania. Czyżby były ze sobą połączone?

ー To co?! Pójdziesz? ー spytał z nadzieją w głosie. ー Pójdziesz! ー wykrzyknął zadowolony. ー No, moja czarownica!

Poklepał mnie po ramieniu i kazał szukać wełnianych skarpet.

Nie zapędzałabym się aż tak. Już niejeden wołał "moja czarownica" zanim obudził się z ręką w nocniku. Aczkolwiek z ust młodszego o lata świetlne Bronisława brzmiało to dość sympatycznie, żeby nie powiedzieć zachęcająco. Pomógł mi ubrać puchową kurtkę i poprawił szalik.

Miał gładkie dłonie, bez ciemniejszych przebarwień, napiętą skórę na szyi, niemal młodzieńczy owal twarzy, gładkie czoło, jasne spojrzenie i żadnej widocznej opuchlizny. Nie muszę wspominać o gęstych włosach bez śladu siwizny. Modne ciuchy leżały na nim z niewymuszoną elegancją. W życiu nie powiedziałabym, że to ten sam facet, którego spotkałam jesienią w pociągu. W środku, pod tą piękną i nową etykietą urody tkwił od setek lat diabelski charakter.

ー Bron, a ty wiesz co to jest age gap?

ー Wiem, a co? Podoba ci się nowa okładka?

ー Pójdę, ale nie młodniej już. Wystarczy tego dobrego.

Wyszłam przed dom, a Bron wrócił po czapkę i rękawiczki. Zamknęliśmy drzwi.

ー Bron, poczekaj... ー zawiesiłam głos. Coś mnie tknęło. ー Artur i Falka, nie wrócili ze spaceru. Nie zostawię ich na podwórku.

ー Oj, Kasiu, spokojnie. Zaraz cię odstawię z powrotem, nawet nie zauważą, że nikogo nie ma w domu ー powiedział i zaczął tłumaczyć, w jaki sposób przedostaniemy się do Piekła.

ー Mógłbym cię objąć, dla podkreślenia dramatyzmu sytuacji. Możemy też złapać się za ręce, będziemy mieli pewność, że wylądujemy w jednym miejscu i nie rozstrzeli nas na atomy. Ale to nie jest konieczne ー dodał, widząc, że nie miałam ochoty na przytulasy.

Diabeł klepnął w jakąś broszkę przypiętą do klapy marynarki, wyglądającą jak guzik z wybitym pentagramem, a z chmur spłynęły na nas świetliste kręgi, zatrzymując się z trzaskiem jeden na drugim.

ー Jak w studni ー roześmiałam się nerwowo.

ー W "Gwiezdnych Wrotach" jak już ー poprawił, pewnie myślał o innym serialu.

ー To jest właśnie różnica wieku nie do pokonania. Osiemset lat, czy więcej? ー uwielbiałam droczyć się z Biesem, a on nie pozostawał dłużny. ー Dioble jo! Ta winda jedzie do góry! ー krzyknęłam zdumiona.

ー To rzecz względna. Nawet mówią, że piekło jest na ziemi.

ー Czasami jest ー rzuciłam enigmatycznie. ー Rozumiem, że na miejscu jest gorzej, niż przypuszczam? ー spytałam, kiedy winda brzęknęła, a błyszczące kręgi zniknęły gdzieś pod stopami.

Stałam pośrodku lodowej pustyni, zgodnie z moimi wcześniejszymi oczekiwaniami, wiatr zamrażał kości do szpiku. Pustka odległa aż po horyzont zlewała się w błękicie z niebem. Czułam nie tylko chłód, ale wszystkie wyrzuty sumienia jednocześnie, nawet takie, o których dawno powinnam była zapomnieć.

ー Każdy widzi co innego, a ja wiem, na co się przygotowa. ー Bron zarechotał złowieszczo, korzystając z miażdżącej przewagi piekielnego stanowiska i trzymając delikatnie rękę na moich plecach, nakierował, bym spojrzała do tyłu.

W romansach zwykle zakochany chłopak stoi za dziewczyną, obejmuje ją, zasłania jej oczy dłońmi. No, więc nic takiego nie miało miejsca. Nie zmienia to faktu, że nie mogłam uwierzyć własnym zmysłom. Wśród trawy, jak samotna wyspa zieleni, otoczony ogrodem stał biały domek z okiennicami i dachem krytym gontem. Na niskim drewnianym płotku piął się pachnący groszek, na rabatach panował uroczy rozgardiasz tulipanów, malw, delikatnych onętków, konwalii, piwonii i hortensji, lilii i ogrodowych róż i tak wszystko kwitło jednocześnie!

ー To jest piekło? ー przecierałam oczy ze zdumienia.

ー Tak, dla mnie! Kiedyś ci opowiem, wkrótce będziemy mieli dużo czasu na rozmowy.

ー Zrobię ci mini house tour ー rozpoczął spokojnie swój monolog, zapraszając mnie do przestronnego wnętrza.ー Z salonu od frontu mamy widok na ogród, z kuchni podgląd na rzeczywistość, z gabinetu coś dla tradycjonalistów, kadzie z wrzącą smołą ー pokazywał palcem poszczególne destynacje. ー Tutaj dla elfów używających świadomie swojego uroku, a obok dla naiwnych czarownic, myślących, że są na niego odporne. Dalej mamy specjalny kociołek dla kłamliwych wilkołaków niedotrzymujących przysięgi i dla niewiernych narzeczonych i mężów.

ー Za dobre serce i naiwność idzie się do piekła? ー spytałam, a diabeł spojrzał na mnie spod oka.

ー Nie tylko, moja droga ー przyznał z uśmiechem.

Domek był schludny, wykończony bielonym drewnem. Bardzo proste, sosnowe krzesła zachęcały do przycupnięcia przy stole. Blaty z surowego drewna zapraszały do przesiadywania w kuchni. Na ścianie w salonie, naprzeciw beżowej kanapy, wisiał obraz, taki sam lub ten sam który Bronisław kupił w Cepelii. Widoczek z żaglowcem, holowanym przez parowiec, na tle zachodzącego słońca.

Czy artysta oddał wiernie morski pejzaż? Musiał być wnikliwym obserwatorem zafascynowanym naturą. Zauważył i namalował nawet księżyc w pierwszej kwadrze, który błądził po niebie pełnym pastelowych barw i świetlistych refleksów. Jasne, nieco rozmyte, rozlewało się odcieniami pomarańczu i różu w granatowej tafli morza. Na tle ciemnego, mocno zarysowanego holownika, jasny okręt wyglądał, jak rozproszony w powietrzu duch. Szerokie pociągnięcia pędzla uwydatniały płynną grę światła i kolorów.

ー W wolnych chwilach tak sobie maluję, jak mi się bardzo nudzi ー przyznał. Nie byłam pewna, ale chyba oblał się przy tym rumieńcem.

ー Całkiem ładnie. Myślałam, że brak duszy przeszkadza w prawidłowym odbiorze sztuki, a tu proszę, nie dość, że społecznik, to jeszcze filantrop ー zażartowałam. ー Wierz lub nie, ale widziałam ten obraz niedawno, kiedy oglądałam „Skyfall".

ー Jesteś fanką Bonda? Jamesa Bonda? Doskonale! ー ucieszył się diabeł. ー Uwielbiam, kiedy wplatają sztukę w nowoczesne kadry. Widziałem „Ostatnią drogę Temeraire'a" w Londynie, w National Gallery.

Bron stanął przy oknie tarasowym, skąpany w imitacji piekielnego słońca zmrużył oczy i skrzyżował ręce na piersi.

ー Ten wzrok "007", pełen oczekiwania i zaskoczenia, gdy pojawia się na ekranie nowy "Q" ー zachwycał się Bron. ー Ten obraz nabiera specyficznego wydźwięku, w obliczu rychłego końca sekcji Agencji w jej dotychczasowej postaci.

ー Byłeś tam? Pewnie codziennie ściągali jakieś wraki do rozbiórki w stoczni? Może znałeś nawet Williama Turnera? ー usiłowałam zażartować, ale obraz miał mocno dołujące przesłanie. ー Rewolucja przemysłowa zmieniła wszystko. W starciu z postępem nie mamy szans. Nasze czasy miną, Bron. Ludzie zapomną o kaszubskich diabłach, o legendach, języku i zwyczajach. Już niedługo każdy z nas zostanie zastąpiony najnowszą technologią, a potem jej miejsce zajmie kolejna wersja AI. To chyba nieuniknione. Przeminiemy, wszyscy z wyjątkiem ciebie. Piekło zawsze działa na najwyższych obrotach.

ー Ciebie też. Nie wyobrażam sobie świata bez Czarownic ー dodał Bronisław.

Chciał może powiedzieć coś jeszcze, ale zabrzęczał mu w kieszeni telefon, znaną melodią z piosenki "Blue Cafe".

"Do nieba (nieba), do piekła; Za tobą będę szła; Do nieba (nieba), do piekła; Pójdę tam, gdzie się da"

Bies spojrzał spode łba, jakby chciał powiedzieć, że poprzednio miał "Teraz wiem" Szymona Wydry.

"Do nieba nie chodzę, Bo jest mi nie po drodze, Teraz jestem tu"

No nieważne. Ja znam te piosenki, wy pewnie nie. W każdym razie odebrał telefon, mówiąc, że jest zajęty, bardzo ważnym gościem. Prawie przeszło mi przez myśl, że facetowi zajęło szmat czasu, aby ewoluować z ameby w prawdziwego mężczyznę.

ー No, ok. Bron, to ja się zwijam. Pokazałeś mi chatę, fajnie. Dzięki za zaproszenie, wytłumacz mi teraz jak zamówić windę do domu ー powiedziałam.

Tak naprawdę wcale nie miałam zamiaru dać się zrobić w trąbę, jak ostatnio przez Marka. I wiecie co...

ー Okej, no dobra. Zaraz ー Bron w przeciwieństwie do elfa był otwarty i bezpośredni. ー To jeszcze tylko zaprezentuję ci, po co cię tu ściągnąłem i już możesz wracać.

Przesunął jakąś książkę na regale. Coś jasnoróżowego, z bzem na okładce i zielonymi literami. Ogromne przeszklone drzwi otworzyły się automatycznie, ale nie poczułam chłodu ani wiatru. Podeszłam bliżej, bo widok można było podziwiać dopiero po wyjściu na nieduży, drewniany taras.

ー Ostrożnie, moja droga! ー szepnął, nie chcąc psuć efektu. ー Chwyć się mocniej barierki. Obyś nie miała lęku wysokości. Ani agorafobii.

Nie miałam. Czułam się jak Kate Winslet, stojąca na dziobie statku kręcąc Titanica. To był tylko film, a ja miałam przed sobą najprawdziwszy wulkan, gotowy do erupcji. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w wyrzucane w powietrze masy pyłu i pełznące w naszą stronę ogniste fale. Nawet nie wiedziałam kiedy, wszystko dookoła oblepiła gęsta, szara mgła.

ー Kasiu, a pamiętasz może różdżkę, którą się do tej pory opiekowałem? Sprawdzimy, jak ci idzie czarowanie, moja droga. Zamrozimy na chwilę to morze lawy. Jestem niezmiernie ciekawy czy ci się uda.

ー Bron, to nie jest najlepszy pomysł. ー Wzięłam do ręki połyskujący tęczowym blaskiem róg jednorożca.

Pomyśleć ilu kłopotów mogłabym uniknąć, gdybym nie pchała się Danielowi na ratunek. Gdybym nie myślała o odczarowaniu alergii Marka. Może chciałam im pomóc, a po powinnam była się wycofać? Poddać na samym początku i nawet nie zaczynać? Marna Czarownica z Kaszub, zakochana na zabój w elfie i oczarowana wilkołakiem, polazła z diabłem do Piekła, żeby obejrzeć różdżkę. To nie mogło być takie banalne.

ー A mam cię ー syknął Bron.

Odwracałam głowę w jego stronę, jak się okazało, w zwolnionym tempie. Stałam na podwyższeniu, w jakiejś dziwacznej klatce.

ー Zamykamy obwód! ー krzyknął. ー Bateria na miejscu!

ー Co ty gadasz?! ー chciałam powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Ktoś przesunął na dół czerwoną wajchę. Z podłogi wystrzelił oślepiający snop energii, a różdżka niczym pryzmat rozszczepiła go na rożnokolorowe pasma. Wokół krążył błyszczący wir, a przeze mnie płynął magiczny prąd, paraliżując ciało. Unosiłam się bezwładna kilka centymetrów nad ziemią, całkowicie bezwolna, rozciągnięta pomiędzy dwoma biegunami akceleratora. Bolała mnie każda żywa komórka przypalana piekielnym ogniem. Każdy włosek na skórze pulsował jak przy depilacji woskiem. Przyjęłabym z chęcią znieczulenie.

ー Artur... ratuj! ー mogłam już tylko myśleć, ale nawet to sprawiało mi ból.

No to mnie załatwił.

ー Zaraz minie najgorsze, nie będziesz nic czuła. Jak ci zdrętwieje ręka od trzymania w górze różdżki, zrobimy krótką przerwę. Myślę, że zasilanie działa, stos atomowy napędzany magiczną energią utrzyma granicę między wymiarami. Brawo Ja! ー zaśmiał się na całe gardło, a po chwili przestał. Może zobaczył w moich oczach łzy?

ー Nie podejrzewałaś? Kasiu! Przecież jestem diabłem, prosto z Piekła. Czegoś ty się spodziewała? Rycerza na białym koniu, dobrego i szlachetnego? Lubię cię i to bardzo. Cieszę się, że mi pomogłaś. Naprawdę doceniam twoje poświęcenie. Uwierz, to nie była łatwa decyzja, ale nie miałem innego wyjścia.

C.d.n.

[Bronisław Bies, lat 842, HellDesk Superior Technical Manager at DeVill's Lucy&Spheres, miejsce urodzenia Sanok, Poland; poprzednie stanowisko ー rycerz]

[Fragmenty rozdziału 10 posłużyły do stworzenia opowiadania konkursowego "Piekielny mecenas" ー Obrazy Słowem Malowane ー link obok w komentarzu]

Tymczasem Bronisław Bies prosto z AI przesyła pozdrowienia :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top