𝙲𝙷𝙰𝙿𝚃𝙴𝚁 𝟼

—  Widziałeś Yeosanga?  —  pytał każdego napotykanego ucznia.

Jego poszukiwania, dalsze narażanie się uczniom, przerwał Hong. Złapał Seonghwę, następnie wyprowadził ze szkoły.

—  Co ty odwalasz? Po co go szukasz?  —  zapytał, nie kryjąc niezadowolenia. Wynikającego po części z zazdrości; nie zamierzał patrzeć, jak osoba, którą kocha, zaczyna coraz bardziej interesować się jakimś tam króliczkiem.

—  Chcę z nim tylko porozmawiać...

—  Jeśli wcześniej nie zwieje.  —  Westchnął.  —  Seo, po co? Po co to robisz?

—  Dowiedziałem się, że... On mnie nie podejrzewa, Hong. W takiej sytuacji po prostu muszę spróbować z nim pogadać.

—  Ale, Seo...

—  Idę go poszukać. Nie martw się, nie zrobię niczego głupiego!  —  zawołał, poczynając oddalać się szkolnym dziedzińcem.

Postanowił odwiedzić Yeoreum. Dziewczyna, jak stwierdził, mogła przyjaźnić się z Yeosangiem. Być może wiedziała, gdzie ten się znajduje.
Zobaczył ją już z daleka. Powstrzymał się przed zawołaniem jej, nie zapytał o imię, nie miał pojęcia, jak nazywa się przewodnicząca ogrodniczego kółka. Podszedł bliżej. Yeoreum, podlewająca sadzonki truskawek, odwróciła głowę.

—  Seonghwa!  —  Uśmiechnąła się, odłożywszy konewkę.  —  Coś się stało? Wyglądasz na zaniepokojonego...

—  Może wiesz, gdzie jest Yeosang? Szukam go już od pół godziny...

—  Ach, Yeosang... Jest tutaj.

—  Zaprowadzisz mnie do niego? Proszę...

—  Muszę dokończyć pracę nad truskawkami. Yeosang jest w labiryncie, podcina żywopłot. Śmiało, idź do niego.

—  Dziękuję ci...  —  zawiesił głos.  —  Jak masz na imię?

—  Yeoreum  —  odpowiedziała z uśmiechem, chwytając za konewkę.

Wróciła do pracy, tymczasem Seonghwa ruszył przed siebie, do widocznego z daleka labiryntu. Wszedł do środka z lekkim wahaniem. Labirynt był naprawdę spory. Można było się w nim zgubić, czego wilk trochę się obawiał. By odnaleźć Yeosanga, przybrał wilczą postać, następnie schylił pysk ku ziemi, idąc powoli i kierując się zapachem. To nie mogło skończyć się dobrze. Rosnące podniecenie, wywołane intensywną wonią królika, zaczęło podbudzać instynkt wilka do działania.
Przyspieszył.
Zbliżał się do ofiary, walcząc z instynktem, który ostatecznie opanował, na powrót przeistaczając się w ludzką postać. Dotarł do serca labiryntu, do samego centrum z wielką, nieużywaną fontanną stojącą pośrodku.

Gdzieś tutaj musi być Yeosang  —  pomyślał, zamykając oczy. Skupił się na zapachu. Prowadzony nim, odwrócił się. Zamarł, widząc przed sobą jasnowłosego królika.

Minę miał twardą, spojrzenie złowieszcze, choć bardzo starał się uspokoić drżenie ciała. Ręka, w której trzymał sekator  —  z ostrzem wycelowanym prosto w pierś wilka  —  drżała najsilniej. Drugą, zabandażowaną, trzymał za plecami.

—  Powiedziała ci, gdzie jestem?  —  odezwał się Kang, nie zmieniając pozycji. Ostrze sekatoru musnęło materiał koszulki Seonghwy.

Park pokiwał głową, jego ręce powoli powędrowały w górę.

—  Nie mam złych zamiarów.

—  Naprawdę? Szwendałeś się tu w wilczej postaci. Instynkt zawsze mógł wziąć górę nad człowieczym rozsądkiem.

—  Starałem się do tego nie dopuścić. Jak widzisz, udało mi się... Chcę tylko porozmawiać.

—  Czyżby? A może też powąchać?

Uśmiechnął się kpiąco, bez cienia wesołości. Opuścił rękę, ciążące mu narzędzie powędrowało w dół. Rozmasował obolały nadgarstek.

—  Już nie krwawię  —  przerwał ciszę Kang.  —  Zapach mojej krwi zabiłby nas obu, racja?

Seo przełknął z trudem, cofając o krok. Opuścił ręce.

—  Potrafię się... kontrolować. Nic ci nie grozi.

—  A ja potrafię szybko zwiewać. Nie boję się. Gnając za mną, będącym w króliczej postaci, nie dogoniłbyś mnie, nawet w tym labiryncie.

—  Podobno nie wierzysz, że to ja stoję za tym atakiem  —  zmienił temat Seonghwa.

—  Miła dziewczyna z tej Yeoreum, ale straszna gaduła  —  stwierdził.  —  Może i nie wierzę. A co, przyszedłeś się przyznać?

—  Nie! To naprawdę nie byłem ja  —  zaprzeczył jak najprędzej.  —  Co nie zmienia faktu, że i tak ponoszę winę...

—  Dałeś się wrobić. Zamiast obić Mingiemu mordę, za to, że rozpowiada te plotki, ty nawet nie pokazałeś się na lekcjach.

—  Nieprawda. Przyszedłem...

—  ...kiedy Mingi nastawił już przeciwko tobie całą szkołę  —  wtrącił się Yeo.  —  Nie miałeś nawet szans, by się obronić.

—  Po co? Jestem niewinny. Nie dam się stąd wyrzucić, nie wyląduję na ulicy.

—  Masz rację, nie wylądujesz. A to wszystko dzięki mnie  —  wyjaśnił zadowolony z siebie Kang.  —  Więc może teraz, w ramach podziękowania, pomógłbyś mi?

—  Ja? Ale zaczekaj, co zrobiłeś? Rozmawiałeś z dyrekcją na mój temat?

—  Bez przesady. Pytali mnie o ten atak, powiedziałem im, że to nie mogłeś być ty, ponieważ... widziałem fragment sierści, nie była szara jak twoja, więc to wyklucza twoją winę. Zadowolony wyjaśnieniami? A teraz bierzmy się do pracy, muszę pomóc Yeoreum jeszcze w innych zajęciach.

✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩

—  Hej, zachowuj równowagę! Zaraz spadnę!  —  zawołał, wymachując sekatorem ponad ścianą żywopłotu. Wysoką na prawie dwa metry.

—  Spokojnie, przecież cię trzymam.  —  Poprawił chwyt, siedzący mu na barkach Kang stawał się coraz cięższy, co było niemożliwe. Wytrzymałość wilka malała z każdą chwilą.  —  To... ile jeszcze zostało?

—  Niecałe trzy metry. Jesteś świetną drabiną, hyung, tak trzymaj — pochwalił Yeo, przycinając rosnące wysoko gałązki żywopłotu.

Zacisnął zęby, skierowawszy się, wedle instrukcji królika, parę kroków w lewo. Nie chciał wyjść na słabeusza. W wilczej postaci imponował siłą, ale w ludzkiej?

—  Dobra, skończyłem!  —  oznajmił Yeosang parę chwil później.

Park zniżył się; uklęknął, pomagając zejść królikowi. Zadrżał; Yeo trącił uszy wilka, oczywiście przez przypadek. To wywołało w ciele Parka szereg przyjemnych dreszczy.

—  Dziękuję za pomoc. Możemy wracać.

—  Yeo.  —  Podniósł się, stając przed nim.  —  Ty naprawdę się mnie nie boisz.

—  Nie jestem strachliwy jak przystało na królika.

—  Cieszę się, że nic ci nie jest. Jak ręka? Nie boli, ten sekator chyba jest ciężki...  —  Przejął od miniaturki narzędzie. Następnie ruszyli do wyjścia z labiryntu.

—  Trochę boli, ale uparłem się, by pomóc Yeoreum. W końcu też jestem członkiem koła.

—  Ja należę do teatralnego, jestem...

—  ...jednym z aktorów. Wiem. Niedługo musical. Widziałem plakaty. Ci z artystycznego naprawdę się postarali. Teraz kolej na was, aktorów.

Rozmawiali, idąc dalej, klucząc w alejkach, nie zważając, że przemierzają wciąż te same. Dopiero po chwili obaj zorientowali się w sytuacji  —  że zaczynają błądzić.

—  Znalazłeś mnie, kierując się węchem, prawda?

—  No, tak...  —  przyznał Park, lekko zawstydzony.

—  I nie pomyślałeś, by oznaczyć trasę, którą podążałeś?

—  A ty? Jak zamierzałeś się stąd wydostać?

—  Podobno mam bardzo dobrą pamięć, ale... Nie skupiłem się na drodze, bo zaczęliśmy rozmawiać i... No, tak wyszło...

—  Szukamy wyjścia? Może jednak przypomnisz sobie, jaką drogą należy pójść?

—  Mam nadzieję, bo jeśli nie...  —  zawiesił głos, bardzo poważnie przyglądając się Seonghwie  —  utkniemy tu na zawsze  —  dokończył złowrogo.

Przepraszam Kroliczek___Yeosanga
Ale został mi do napisania ostatni rozdział, a przed publikacją nie potrafię się powstrzymać 😅❤❤❤
I love U sooooooo much 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top