𝙲𝙷𝙰𝙿𝚃𝙴𝚁 𝟷𝟽
Usiadł na schodach, wyczekując Yeosanga. Spoglądał w stronę, z której nadchodzili udający się na śniadanie roślinożercy. Ignorował ich dziwne, często kpiące spojrzenia. Uciekali przed nim, drżąc o własne życie, jakby to on, a nie Hongjoong, zabił tę króliczkę.
W końcu dostrzegł zmierzajacego ku schodom Yeosanga. Zignorował pozostałą, towarzyszącą mu dwójkę. Złapał Kanga za rękę, prowadząc w stronę drugiego skrzydła.
— Yeosang! — zawołał Yunho, lekko spanikowany.
— Idźcie. Ja zaraz do was dołączę! — zawołał w stronę przyjaciół. Następnie zwrócił się do Parka z pytaniem: — Seo, coś się stało? Gdzie ty mnie prowadzisz?
Dostał odpowiedź, wchodząc do pokoju za przejętym wilkiem. Para, z którą niedawno rozmawiał, właśnie wyszła, przywitawszy się najpierw z miniaturką.
— Okej, wytłumaczysz mi teraz, o co chodzi? — poprosił Kang, martwiąc się stanem Parka. Wyglądał... naprawdę źle. Oznaki niewyspania, nadmiernego stresu — to wszystko nie umknęło uwadze królika. — Wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej...
Kang zbliżył się, łapiąc wilka za ręce. Wtulił się w niego, spragniony czułości. Od razu poczuł się lepiej, bezpieczniej. Był po prostu szczęśliwy.
— Uciekam stąd, Yeosangie — wyszeptał po chwili Hwa, z czułością obejmując drobne ciało miniaturki.
— Co? — Yeo spojrzał w oczy Parka. — Zaczynasz bredzić z niewyspania.
— Nie. Już postanowiłem. Rzucam szkołę.
— Ale dlaczego? Co ci nagle strzeliło do głowy?!
— Hongjoong mnie potrzebuje...
— No, tak. — Zakpił Kang, odsuwając się. — Ale wiesz co? Ja też cię potrzebuję.
— Wrócę po ciebie. Obiecuję.
— Naprawdę? — Po raz kolejny zakpiła miniaturka. — Ulżyło mi, wiesz? — Pokręcił głową. — Chcesz mnie zostawić, odchodzącego od zmysłów, bo on... jest ważniejszy, tak?
— To mój przyjaciel, zrozum. Jestem mu coś winien. Odtrąciłem go, kiedy mi się zwierzył. Nieważne, co zrobił. Powinienem był go zrozumieć, wesprzeć... On właśnie tego ode mnie oczekiwał.
— Rób, jak uważasz — powiedział cicho, mocno zawiedziony. Nie okazał tego, trzymając emocje na wodzy. — Ja zostaję. Nie mam ochoty ratować osoby, która mnie nienawidzi.
Wyszedł, powstrzymując łzy. Zdusił je w sobie, nim spłynęły. Kochał Parka, nie chciał, by ten go opuszczał, narażając się przy tym na ogromne niebezpieczeństwo. Nie zatrzymał go, czego wkrótce począł żałować.
✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩
Jestem już spakowany.
Ucieknę nocą, prawdopodobnie krótko po północy. Mam nadzieję, że przyjdziesz się pożegnać . Bardzo mi na tym zależy, Yeosangie... Wierzę, że Tobie również xx
Hwa
— Co? Park chce uciec ze szkoły?
Odwrócił się, mordując spojrzeniem mocno zdziwionego Yunho. Zmiął liścik w dłoni, gwałtownie zatrzasnąwszy drzwi szkolnej szafki.
— Kiedy w końcu przestaniesz zaglądać mi przez ramię? — warknął, rozjuszony zachowaniem arlekina.
— Naprawdę? Chce uciec? — drążył temat, nie kryjąc zachwytu przeczytaną właśnie informacją. — Nic dziwnego. Został zawieszony, najlepszy przyjaciel siedzi teraz w więzieniu, niedługo zostanie zesłany na wyspę...
— Zaraz... — Wtrącił się Kang. — Na jaką wyspę?
— Serio? To ty nic nie wiesz? — Yeo pokręcił głową, domagając sie wyjaśnień. — Zsyłają tam za najgorsze przestępstwa. Zwłaszcza za morderstwa. To pewne, że Hong trafi na wsypę, możliwe, że już go tam odesłali. Wyrzucają z miast wszystkie najpodlejsze jednostki, tak szybko, jak się da.
Czy Seonghwa o tym wie?
Z pewnością — stwierdził. To ogólnodostępna informacja, o której tylko ja mogłem nie mieć pojęcia.
Wie, gdzie się udaje i co go tam spotka. Mimo wszystko, jest zdecydowany, bo przyjaźń bywa często silniejsza od strachu.
— Yeosangie, zostaw go. Skoro chce uciekać, niech ucieka. Można się było tego po nim spodziewać.
— Przestań, wcale nie pomagasz — mruknął, ruszając korytarzem. Czuł złość i zawód względem Parka, jednak zamierzał się z nim pożegnać, wierząc, że ten wróci, z Hongjoongiem, czy też bez.
— Ale ja tylko...
— Po prostu bądź cicho. A może przeżyjesz.
✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩
Wtopił się w mrok, wyczekując nadejścia Seonghwy. Zaskoczył go w końcu, przytulając znienacka. Tęsknił, żałując tej porannej kłótni, która w ogóle nie powinna była mieć miejsca. Zapomniał o złości, czując szczęście w ramionach wilka.
— Dziękuję, że przyszedłeś. Ciężko byłoby mi odejść bez pożegnania... — wyszeptał Park, tuląc do siebie zmarzniętą miniaturkę. Dopiero po chwili spostrzegł się w sytuacji. — Po co ci plecak? — zapytał, domyślając się zamiarów królika.
— Idę z tobą. Nie zostawię osoby, którą kocham, samej sobie, podczas podróży na jakąś szemraną wyspę...
— Też cię kocham, Yeosangie... — Pocałował miniaturkę, szczęśliwy, jak nigdy przedtem. — Właśnie to chciałem ci powiedzieć przed odejściem... I cieszę się, że jesteś przy mnie.
— Zawsze będę. A teraz... lepiej stąd chodźmy, nim ktoś nas zobaczy.
Złapali się za ręce, biegnąc w stronę zamkniętej nocą bramy. Pokonali ją bez problemu, mknąc dalej przed siebie. Dokądkolwiek, byle razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top