❣️ ENDING ❣️

Brunet siedział na fotelu, czytając już kolejny list od swojego niegdyś przyjaciela. Słowa, które tam wyczytywał, był tak bolesne jak, gdyby ciął swoją skórę. Serduszko łamało się w pół, gdy przemierzał werset po wersecie. Łzy płynęły jak szalone po jego wychudzonych policzkach aż, do ust lub przemierzały dłuższą drogę. List który chłopak trzymał w dłoniach, był listem pożegnalnym od jego przyjaciela. Czytając każdy z poprzednich listów nie płakał tak bardzo jak, gdy czytał ten jeden. Jeden, który zabijał go od środka. Zayn zawsze był osobą zamkniętą z problemami psychicznymi dlatego, odciął się od zespołu, ludzi czy nawet Harrego. Usunął się w cień by nie zamartwiać swoją osobą innych. Uznał, że jeśli się zacznie unikać wszystkich, to wkrótce o nim zapomną. Ludzie rozumieli, przynajmniej prawie wszyscy prócz jednego chłopaka, który miał cudowne loki.

Wtedy spojrzał na telewizor. Telewizor w którym były wiadomości, a w nich obiekt z budynku. Dopiero po chwilowym zapatrzeniu się w ekran, zrozumiał, że widział tam Harrego . Ciemnowłosy stał na krawedzi, spoglądając w dół. Zayn był pewien, że chłopiec był przerażony i tak naprawdę wcale nie chciał skakać. Nagle przypomniał sobier werset, w którym pisało "14.00 miejsce, gdzie pokochałem widok nieba, tam skocze i zapomne o Tobie i całym Bożym świecie. Malik szybko sprawdził godzinę na telefonie, która ukazywała, że zostało mu siedem cholernych minut. Miał szczeście, że miejsce, o którym pisał w liście jego przyjaciel było niedaleko jego mieszakania dlatego jak piorun wybiegł ze swojego apartamentu. Z predkością światła pobiegł ku miejscu, na którym znajdował się loczek.

Brał coraz większe wddechy, ciągle sprawdzając czas, który mu został. Ostatnie trzy minuty wypatrzył, gdy wspinał się po schodach pieciopiętrowego budynku. Nie chciał marnować czasu, więc nie czekał na windę. Gdy w końcu dotarł na dach budynku, jego serce jakby zamarło. Jego przyjaciel płakał i to wszystko była jego wina. To on go tak zepsuł. To on sprawił, że loczek nie chciał już żyć. To nie tak, że Zayn chciał tego, bo nie chciał. Chciał chronić młodszego chłopaka od problemów których Zayn miał dużo. Brunet nie chciał by jego niegdyś przyjaciel patrzył, jak brunet każdego dnia upada, płaczę, wymiotuję i zamyka się w sobie. Dopiero w momencie, gdy stał tam patrząc na młodego chłopca zdał sobie sprawę, że jego próba ochrony zabijała go bardziej niż jakby zwierzył się mu z problemów.

Gdyby tylko mógł, to cofnął by czas do starych chwil, kiedy oboje się świetnie dogadywali. Cofnął by się do chwil, w których Malik po pijaku lub czasem na trzeźwo, zwierzał się mu z każdego problemu. Cofnął by słowa, które mówił o nim w wywiadach, a zamiast nich powiedziałby "Harry jest największym Aniołkiem, którego znam. Wątpie, bym potrafił odnaleźć drugą taką duszcyzkę. On jest jedyny w swoim rodzajui i to właśnie dlatego tak mocno go kocham. " Miłość, bo był to drugi powód dla którego Zayn próbował odrzucić od siebie przyjaciela. Kochał się w nim od początku, ale nie chciał psuć tej przyjaźni. Zresztą nie był pewien, czy jego Aniołek odwzajemnia jego uczucia. Teraz był już pewien, że loczek kochał go równie mocno, a jego brak go zabijała. Chciał go przytulić i wyszeptać, że kocha go jak cały świat, ale nie wiedział, czy Harry wybaczyłby mu to, jak zabrał mu cząstke jego własnego życia. Mimo wszystko głównym powodem było, że Malik bał się sam siebie. Ciągłe ataki paniki i koszmary go dusiły, a nie chciał zamartwiać chłopca o cudownych lokach. A może gdyby jednak, to zrobił, to chłopiec nie stałby nad przepaścią, zastanawiając się, czy warto jeszcze żyć, czy poddać się i zostać aniołkiem. Aniołkiem
który upadł.

Zayn delikatnie podchodził do chłopaka, a widzac, że chłopak robi krok do przodu, praktycznie będąc jedną nogą w dole, przyciągnął go ku sobie. Mocno objął swoimi ramionami, przy okazji odsuwając go od krawędzi. Nawet nie zauważył jak po jego policzkach płyną łzy i jakby natura chciała mu współczuć i ona zaczęła płakać. Krople deszczu opadałały to na bruneta, to na niego, lecz wcale im to nie przeszkadzało. Najważniejsze było to, że od tak dawna mógł trzymać jego cały świat w ramiomach. Nie był pewien, czy chłopak wiedział, że to Zayn, ale miał przeczucie, że jednak on, o tym wie. Malik cieszył się cholernie, że zdołał go odciągnąć od przepaści, która skazała by go na nieszcześliwe życie bez ukochanego aniołka, a to zabiło by go bardziej niż fakt, że go odtrąca.Obiecał sobie, że to koniec kłamstw i mówienia że, wszystko dobrze. Teraz powie mu całą prawdę, ale najpierw zrobi, to co już dawno chciał zrobić.

- Przepraszam Aniołku. - wyszeptał wprost do jego ucha. - Przepraszam za to, że byłem tchórzem by Ci powiedzieć, że mam problem z którym nie umiałem sobie poradzić. - Przepraszam za słowa, które tak bardzo Cię skrzywdziły i zabiły w Tobie tego małego Aniołka. - wyszeptałem przez łzy, tuląc jego drobniutkie ciało. - Przepraszam, bo Cię kocham i nie wybaczyłbym sobie, gdybym Cię stracił przez własną głupotę. - wyliczał swoje błedy raz po raz dopóki, Harry nie spojrzał na ciemnookiego i uciszył go pocałunkiem.

Pocałunek był jak powrót do czegoś dobrego, co wcześniej było nie osiągalne. Łączył w sobie namiętność, pożądanie, smutek i żal, ale i szczerą miłość. Miłość, która ocaliła oba Aniołki.

- Ja Ciebie też kocham, Zayn. - uśmiechnął się delikatnie, na co przetarłem jego drobne policzki. - Ja Ciebie też. - dodał, ponownie całując drobne usta Malika.

" .... I już do końca ich dni żyli długo i szcześliwie...."

❝ PRAWDZIWA MIŁOŚĆ ❞

I teraz wiem, że choćbym upadł na samo dno

I nie umiał wstać, z czarną myślą, którą w sercu mam

Wiem, że skoczysz w przepaść i podasz mi swą dłoń

Skrzydełkami trzepocząc, wyciągniesz mnie na ląd.

Miłość bez naszych łez, to miłość która nas zabija

Bo miłość to nie miłość, gdy cierpienie nas omija

Bo tylko miłość prawdziwa przetrwa czas zgrozy

I nawet czas nie rozdzieli tak trwałych nas

Miłość którą z Tobą mam, jest jak złoty czas

Bo tylko ty pomimo bólu, potrafisz kochać tak

Tak szczerze i pięknie jak aniołki w niebie dwa

Dziękuję


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top