Rozdział 5
Obudziłam się wcześnie, czyli nie spałam za długo. Karen słodko spała wtulona we mnie. Była naprawdę śliczna dziewczynką i wyglądała na szczęśliwą, dlatego cieszyłam się z tego powodu. Wstałam tak żeby jej nie budzić i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Kiedy wróciłam do pokoju Karen już się obudziła. Przecierała właśnie oczy piąstką i lekko się uśmiechała. Usiadłam na brzegu łóżka z kubkiem kawy.
-Hej - uśmiechnęłam się do niej - Wyspana?
-Tak - uśmiechnęła się do mnie
-Głodna? - pokiwała głową że tak, a ja się uśmiechnęłam - Idziemy robić śniadanie?
-Ale tata musi wstać - powiedziała wybiegła z pokoju
Ja praktycznie nigdy nie potrafiłam tak do niego powiedzieć. Czasem się zdarzało, jak chciałam jakoś sprowadzić go na ziemię albo zwrócić na siebie uwagę. Trochę to przykre, ale mimo tego wszystkiego co tutaj przeszłam jakoś tego powiedzieć. Zaścieliłam łóżko i poszłam do kuchni, gdzie zobaczyłam coś czego bym się nie spodziewała. Karen siedziała na blacie i śmiała się, kiedy Tony, nadal w piżamie, przygotowywał tosty robiąc przy tym głupie miny. Uśmiechnęłam się pod nosem i usiadłam sobie w salonie na kanapie. Włączyłam telewizor i rozsiadłam się wygodnie. Po chwili ktoś wyłączył mi program.
-Hej! Ja to oglądałam - zauważyłam
-Wiem, ale teraz jest śniadanie i zjesz jak człowiek - powiedział Stark rzucając pilota w kąt kanapy
-Ale ja nie jestem głodna - odparłam odwracając się do niego, bo stanął za mną
-Kogo ty chcesz oszukać, Hannah? - spojrzał na mnie zrezygnowany
Nie miałam wyboru musiałam zmusić się chociaż do jednego tościka, bo inaczej wepchnąłby mi go do gardła na siłę. Postanowiłam jednak udać się po południu do domu mojego i Lokiego, bo miałam trochę wrażenie, że psułam jakiś powstały tutaj porządek. Po śniadaniu Karen pobiegła do siebie, a ja zostałam sama z Tonym.
-Przepraszam za wczoraj - odezwał się po chwili ciszy
-Za co? - zmarszczyłam brwi
-Za moje chamskie zachowanie - wyjaśnił
-Nie szkodzi i nie było chamskie. Było... Normalne.
-Skoro tak uważasz to okay - odparł
-Nie martw się o to. Poradzę sobie. Sam wiesz, że ja się nie dam zabić - uśmiechnęłam się blado
-Słabe pocieszenie, wiesz?
-Nie mam innego, niestety - przyznałam
Porozmawialibyśmy dalej, ale z windy wysiadł Fury. Patrząc na godzinę o której przyszedł musiała to być pilna sprawa. Spojrzał na mnie z głupim uśmiechem.
-To teraz wszystko jasne - stwierdził zerkając na mnie
-Fury wiesz, która godzina? - zaczął Tony
-Wczoraj ktoś usilnie próbował namierzyć Barnesa i chciałem się dowiedzieć kto mógł by to zrobić, ale skoro Hannah tu jest to chyba wszystko jest jasne - podsumował Nick
-Po jaką cholerę go namierzałaś?! - wkurzył się Stark
-Miałam powód
-Niby jaki? - dopytał Tony
-Może taki ze facet chce mnie zabić h raczej wolałabym wiedziec gdzie jest czy co robi - wyjaśniłam
-W sumie przyszedłem po to żeby właśnie o to cię poprosić - wtrącił Fury
-No to widzisz, to masz już z głowy -uśmiechnęłam się lekko
-Ale jest jeszcze coś - dodał - Nie będziesz mogła polegać sama na sobie. Ktoś coś będzie pilnował na wszelki wypadek
-Nie no błagam! Nie jestem dzieckiem
-Nie obchodzi nas to. Ktoś cię będzie miał na oku na wszelki wypadek. - powiedział Fury i poszedł zjechał na dół
-Kto niby ma mnie "pilnować"? - zakpiłam
-Rogers - odpowiedział krótko Tony
-Co? Czemu on? - zdziwiłam się
-Bo się dogadujecie i raczej nie zabijesz go za śledzenie - uśmiechnął się zwycięsko - I będziecie razem szukać - stwierdził dopijając kawę
-Właśnie. "Raczej" nie zabije - uśmiechnęłam się pod nosem
Czyli teraz będę pod ścisłą kontrolą i żyć zamknięta w wieży. Chyba zamienię się w roszpunkę i będę czekać na księcia który uwolni mnie z wieży. Ja i tak znajdę sama Barnesa bez niczyjej pomocy. Znajdę go, to znajdę też matkę, bo jestem Pewien z jest to powiązane. Ciekawe jak Steve będzie mnie pilnował. Nie dam się traktować jak dziecko i prowadzić za rączkę. Ale będę mogła spędzić więcej czasu z przyjacielem bez wątów ojca jak ostatnio. Do tej pory pamiętam jak mi pomagał, kiedy Tony był w szpitalu, a potem kiedy Steve potrzebował wsparcia to Stark nawet nie pozwalał mi się z nim spotkać. Dlatego może to "pilnowanie" będzie nawet fajne.
Już wiem jakie będę miała teraz zajęcie. Posiedzę nad laptopem i poszukam Buckiego. Kiedy już na dobre zajęłam się moimi sprawami w pokoju z nikąd pojawił się Loki.
-Szybko Ci poszło - uśmiechnęłam się do niego
-Chciałem powiedzieć że nie zostaje i będę musiał iść do innej krainy na jakieś spotkanie - wyjaśnił siadając obok mnie
-Tak myślałam - stwierdziłam nie odkrywając wzroku od ekranu
-Będę co jakiś czas pojawiał... Żebyś odpoczywała a nie tylko pracowała
-Pojawiał żeby się pokłucić na przykład - uściśliłam
-Wcale nie - zaprzeczył
-Nie oszukujmy się. Zawsze się o to kłucimy więc nie mów że nie
-Przepraszam... - powiedział po chwili - Po prostu martwię się że to wszystko cię przytłacza
-Nawet jeśli, to im szybciej to skończę tym lepiej dla mnie - powiedziałam pewnie
-Za każdym razem dajesz ten sam argument, bo "im szybciej tym lepiej". Moim zdaniem wcale nie jest to najlepsze wyjście
-A moim właśnie tak. To tak jak byś szybciej wyzrowiał a nie męczył się z chorobą nie wiadomo ile - wyjaśniłam
Lokes westchnął przeciągle i spojrzał na mnie z udawaną litością. Przez dłuższy czas panowała między nami nieprzyjemna cisza, która przerywało jedynie uderzanie w klawiaturę podczas mojego zajęcia. Wiedziałam że nie ma za dobrego humoru dlatego lepiej nie drażnić lwa.
-Co robisz? - zapytał przerywając ciszę
-Próbuje kogoś namierzyć - odpowiedziałam
-Kogo? - dopytał, a ja wiedziałam, że nie warto ciągnąć ukrywania tego, bo on albo już wie, albo się domyśla
-Namierzam Barnesa na zlecenie SHIELD - wyjaśniłam
-Oni nie mogą sobie sami z tym poradzić?
-Jak byś zapomniał jakiś czas temu zdeklarowałam się, że będę pomagać, bo nie chciałam być Avengerem, dlatego to robię - uśmiechnęłam się pod nosem
-No niech ci będzie, ale sama wiesz że teraz znowu mnie okłamujesz
-Wcale nie. Podawanie komuś półprawdy nie jest kłamstwem. Sam mi tak mówiłeś więc uczyłam się od najlepszych - uśmiechnęłam się zwycięsko - I nie "znowu"bo to pierwszy raz kiedy to robię
-Hannah po prostu uważaj na siebie - przyznał
-Będę miała swojego ochroniarza 24/7 - zaśmiałam się
-Kogo niby?- zdziwił się
-Rogersa więc nie musisz się martwić - zapewniłam
-Właśnie teraz to się zacznę martwić - burknął pod nosem
-A bo? - zapytałam niezadowolona - Zazdrosny jesteś?
-Nie o to chodzi. Żałuje że to nie będę ja - uśmiechnął się krzywo
-O nic nie musisz się martwić. Doskonale wiesz,że równie dobrze poradziłbym sobie sama
-Wiem, wiem - uśmiechnął i cmoknął w nos
A ja wiedziałam, że był zazdrosny tylko się nie przyzna. Zdawał sobie sprawę, że obecna sytuacja nie jest za ciekawa i po prostu się bał, ale się do tego nie przyzna. Resztę dnia spędziliśmy razem żeby się sobą nacieszyć. Potem zostałam tylko ja, komputer i Rogers na horyzoncie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top