Wesoła noc

Shea zaczął powoli otwierać oczy. Mrugając z każdym zamknięciem powiek wyostrzał obraz, będąc lekko zdezorientowany. Ujrzał sufit, zrobiony ze starszych już desek, a sam leżał na łóżku. Nagle poderwał się do siadu, lecz szybko tego pożałował, ponieważ poczuł zawroty głowy, na co się skrzywił i złapał za czoło.

- Nareszcie się obudziłeś. Słyszałem, że koty śpią średnio osiemnaście godzin dziennie, ale nie sądziłem, że to może być prawda.

Shea zignorował wypowiedź Yakova, szukającego czegoś w plecaku.

- Co się stało?

- Nagle krzyknąłeś, straciłeś przytomność i spadłeś z dachu, w bardzo wdzięcznym stylu - skomentował znajdując cieplejszą narzutkę.

- Chcesz się bić? - zapytał zirytowany jego gadką koturin.

- Nie tym razem, pchlarzu. Wkurzasz mnie, ale jeszcze bardziej denerwujące jest kiedy masz rację - wymamrotał pod nosem zamykając plecak.

Shea tylko spojrzał na niego dziwnym wzrokiem, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

- A nieważne... - Yakow machnął ręką. Nie mógł powiedzieć przecież, że dzięki niemu uświadomił sobie, że nie chce dołączyć do sfory. Nie przeszło by mu to przez gardło, a gdyby to zrobił, to chłopak by mu to do końca życia wypominał.

- Weź przestań - powiedział stanowczo koturin, będący zmieszany nagłym miłym tonem wilkołaka. - Co ty, z kundla na pudla awansowałeś?

- Odezwał się zadufany w sobie pers - prychnął, wywracając oczami.

Shea uniósł jedną brew.

- Nic lepszego nie mogłeś wymyślić?

- A zamknij się - rzucił już rozdrażniony Yakov i podszedł do drzwi i zanim je za sobą zamknął, cichym tonem dodał - Ale dzięki...

Gdy zniknął za nimi, nastolatek nadal się patrzył w tamtym kierunku, a domyślając się, o co chodzi uśmiechnął się triumfalnie.

- Znaj swoje miejsce, psie - rzekł do siebie arogancko.

Mimo wszystko coś nie dawało mu spokoju. Odwrócił głowę w stronę okna i wyjrzał przez nie.

Niebo po jednej stronie zaczęło się już rozjaśniać, lecz świt nie przeszkadzał mieszkańcom wioski w świętowaniu. Główna droga była rozświetlona pochodniami, na jej środku były tańczące pary. Grajkowie przygrywali stojąc na prowizorycznej scenie, która była zrobiona ze skrzyń. Wesołe nuty fletu, tamburyn oraz mandoliny rozbrzmiewały w całej wiosce. Niedaleko pola było wielkie ognisko, wokół którego tańczyły dwa rzędy. Pierwszy tworzyły same dziewczyny, a drugi chłopaki, wszyscy śpiewając radośnie przy tym starą pieśń. Światło padało na wszystkie strony, sprawiając, że wszędzie było jasno, jakby nic nigdy nie nadeszła.

Najgłośniej jednak było przy stołach, ustawionych w dwa pasy, ciągnące się po obu stronach drogi i kończąc niedaleko ogniska. Mimo braku różnorodności potraw, które nie były specjalnie wykwintne, były one bardzo obfite, jakby nikt na ten dzień nic nie szczędził. Tam siedziało najwięcej osób, które głównie jadły, piły i gadały. Wszędzie panował gwar i co jakiś czas można było usłyszeć wesołe okrzyki.

Shea otworzył okno, na co poczuł chłodne powietrze na twarzy. Wziął głęboki wdech, przymykając lekko oczy, po czym je na powrót otworzył. Wlazł na framugę i zeskoczył na ziemię z pierwszego piętra.

- Już się lepiej czujesz? - zapytał w ogóle nie zdziwiony nagłym pojawieniem się nastolatka Ivar.

Koturin spojrzał na blondyna, który stał pod ścianą.

- A ty już pijesz? - Spojrzał na pełny ceramiczny kubek.

- Dorosły jestem, to mogę - stwierdził wampir wzruszając lekko ramionami i wziął łyk ciepłego napoju, prawdopodobnie grzańca.

- Tylko byś nie skończył jak ostatnim razem... - mruknął pod nosem. - Wiesz gdzie jest Zethar?

- Gdzieś przy stole. - Wskazał głową.

- Dzięki - rzucił koturin i chowając ręce do kieszeni, poszedł w stronę ogniska.

Wymijał tłum, aż w końcu dotarł na miejsce. Pierwsze co poczuł, to znajomy, wyrazisty i nieprzyjemny dla niego zapach wilkołaków. Westchnął z dezaprobatą, bo nie miał zamiaru wdawać się w bójki, a przynajmniej nie teraz.

Sfora także nie umknęła jego uwadze. Drażniący zapach roztaczał szczególnie czarnowłosy przywódca stada. Między dwoma swoimi kompanami siedział Nick, który obrócił się w kierunku nadchodzącego koturina.

- Hejka - rzucił bezpośrednio nastolatek. - Widzieliście gdzieś Zethara? Dziwny, ciemne włosy, wygląda jak bezdomny.

- Jak śmiesz się tak zwracać do... - zaczął zirytowany aroganckim tonem Shei jeden z wilkołaków, lecz alfa uciszył go gestem dłoni.

- Daj spokój. Nie dziś. - Po tych słowach Nick zwrócił się do nieznajomego. Nie spuszczając z niego wzroku wskazał palcem na osobę leżącą pod płaszczem, tuż obok, naprzeciwko nich. Brunet spał głęboko z głową na stole, na co Shei zrzedła mina. - Najwyraźniej był zmęczony lataniem w tę i we w tę, dzień i noc. - Alfa wziął kufel trunku i upił łyk . - Przysiądź się.

Koturin uniósł lekko zdziwiony brwi niezbyt zachwycony propozycją, ale usiadł koło śpiącego człowieka. Zobaczył wypełniony po brzegi półmisek owoców i poczuł się głodny. Bez skrupułów zaczął się częstować tym, co było podane.

- Kim on jest? - zapytał czarnowłosy, wskazując głową na Zethara.

- On? Zwykłym człowiekiem, któremu nie wyszło w życiu - stwierdził i jadł dalej.

- Gdyby tak było, to bym nie pytał... - mruknął pod nosem alfa, odwracając wzrok. Wziął łyk alkoholu i spojrzał na tańczących ludzi. Osobiście czuł rozdrażnienie i irytację, wywołane obecnością nastolatka, podobnie jak on, tyle że ten drugi z takiej prowokacji czerpał niemą satysfakcję.

- Jakiej jesteś rasy? - Nie wytrzymał i w końcu zapytał.

Shea się uśmiechnął niewinnie.

- A czemu pytasz?

- Bo działasz mi na nerwy - stwierdził z przekąsem.

Koturin wstał, skończywszy jeść.

- Nie tobie jednemu - rzucił arogancko i odszedł od stolika. Nick tylko ścisnął kufel i zacisnął usta, ale nic nie powiedział.

Nastolatek miał zamiar wrócić do pokoju, lecz nagle pod rękę chwyciła go jakaś dziewczyna. Roześmiana pociągnęła zdezorientowanego chłopaka i włączyła do kręgu tańczących wokół ogniska osób.

- Co... - Zdążył tylko to wydukać, a już stał między dwoma wieśniaczkami, które mocno trzymały go z obu stron za ręce, uniemożliwiając mu ucieczkę.

Yakov siedział przy stole z rudowłosą dziewczyną. Obok nich już nikogo nie było. Wszyscy byli albo nieprzytomni od alkoholu, albo także zostali porwani w wir tańca.

- Więc... - Zaczęła mówić Keri spoglądając na chłopaka. - Jaka jest twoja decyzja?

Wilkołak popatrzył w niebo opierając się o oparcie krzesła. Muzyka nagle zrobiła się głośniejsza, a wesołych okrzyków było coraz więcej. Dwójka spojrzała w stronę źródła dźwięków, czyli na dwa koła, biegających wokół ognia osób, które głośno się śmiały i przyspieszały w rytm melodii.

- Czy to ten... - zdziwiła się rudowłosa, przyglądając się bardziej tamtym osobom. - ...Shea?

- Ha ha! Rzeczywiście. - Wilkołak uśmiechnął się wrednie. Postanowił, że później będzie mu to wypominał, bo sobie wyobrażał, że to może być żenujące dla koturina.

- Nie wiem, jak ty go możesz znosić - westchnęła Keri. - Mnie już sama jego obecność irytuje, a gdybym jeszcze miała z nim rozmawiać... - Pokręciła głową nie kończąc.

- Wiem, co masz na myśli - przytaknął, biorąc jakiś napój ze stołu. - Ale idzie się przyzwyczaić.

Yakov pogrążył się w myślach, przez co zapadła chwila ciszy. Rudowłosa spojrzała z powrotem na niego, lekko smutnym wzrokiem, bo się domyślała odpowiedzi chłopaka. W końcu ten się odezwał:

- Nie dołączę do was. Ja... - Spojrzał na nią wreszcie. - Nie mogę porzucić tak po prostu wszystkiego, co miałem do tej pory.

- Rozumiem - westchnęła i spuściła lekko wzrok. - Tak myślałam, że to powiesz. - Uśmiechnęła się słabo. - Ale jakbyś jednak kiedyś zmienił zdanie... To śmiało możesz do nas przyjść. Znajdzie się miejsce dla ciebie. - Wstała i podeszła do białowłosego. Pocałowała go w policzek, korzystając z chwili jego dezorientacji, po czym odeszła szybko w stronę alfy. Chłopak patrzył na jej plecy jak odchodzi, przytykając nieświadomie dłoń do policzka.

Ivar zauważył jak Yakov idzie w jego kierunku, wyraźnie lekko przygnębiony. Wilkołak stanął koło niego i zabrał od niego alkohol, po czym wziął parę większych łyków, na co blondyn uniósł brwi.

- Co się stało, że aż postanowiłeś się napić?

- Zamknij się... - wymamrotał jedynie, na co jego przyjaciel się zaśmiał i oparł o ścianę spokojny.

- Szczerze, to się cieszę, że nas nie opuściłeś.

- Brata się nie porzuca - rzekł, opierając głowę o drewnianą kolumnę domu, patrząc na ogień w oddali.

Ivar uśmiechnął się.

- Aż sobie zapiszę tą datę, bo wreszcie powiedziałeś coś mądrego.

- Czy ty coś sugerujesz, że jestem głupi ? - Yakov spojrzał na niego, krzywiąc się i marszcząc lekko brew.

- Sam to powiedziałeś - zaśmiał się wampir, na co białowłosy strzelił focha i wziął kolejne łyki alkoholu.

Nagle rozległo się głośne niezadowolenie dzieci, które siedziały w grupie niedaleko.

- Opowiedz nam jeszcze jedną historię! - Zaczął marudzić chłopczyk.

- Tak! Chcemy bajkę! - Poparła go reszta małolatów.

- A - ale... - Zestresowana opiekunka uniosła delikatnie ręce do góry. - Przecież już wszystkie znacie...

Widząc tą scenę Ivar zaśmiał się pod nosem.

- Aż mi się przypomniało, jak jako dzieciak też tak krzyczałeś.

Yakov aż się zakrztusił.

- Nie wierzę, że to pamiętasz... - Spojrzał na niego lekko zażenowany.

- Pamiętam dużo rzeczy. - Blondyn uniósł kącik ust, nadal patrząc na zgraję.

- Ugh... To idź tam i opowiedz im tą samą historię co mi kiedyś.

Wampir ruszył w tamtym kierunku. Okazało się, że dziewczyną zajmującą się grupką dzieci była wcześniej spotkana wieśniaczka, która widać było, że już sama sobie nie radziła.

- Hej. - Ivar uśmiechnął się i kucnął przed grupą, na co dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością. - Słyszeliście kiedyś o wampirach? - Zaczął mówić akcentując ostatnie słowo, mówiąc typowym tonem jak do dzieci. Kilka z nich pokiwało entuzjastycznie głowami.

- To takie klfioszercze istoty - zaseplenił jeden mały chłopiec, na co blondy zaśmiał się pogodnie.

- Poniekąd masz rację - rzekł do niego, po czym spojrzał na wszystkie dzieci. - A wiecie skąd się wzięły? - zapytał, na co wszystkie małe główki zaprzeczyły. - Opowiem wam tylko jeśli później pójdziecie spać, dobrze?

- Tak! - Parę buziek uśmiechnęło się, a reszta była zafascynowana nową osobą.

- To posłuchajcie...

_____________________________

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top