.madness out of love.
chapter two
MADNESS OUT OF LOVE.
HØPE BAILEY STRACIŁA rozum z miłości do finna wolfharda.
myślała o nim całymi dniami, zastanawiając się co właśnie robi i jak się teraz czuje. przeprowadzane na lekcjach dyskusje zawsze zostawiały ją z pytaniem: ciekawe co finn o tym myśli? analizowała ich poprzednie rozmowy i mimowolnie starała się być „tak fajna jak on”. poruszyła nawet z koleżankami dyskusję o demokracji i powiedziała im dokładnie to samo co finn powiedział jej, dumna z tego, że więcej osób może teraz myśleć jak oni. chciała zacząć palić, żeby mu się przypodobać i zaczęła improwizować z makijażem w swoim pokoju, żeby tylko powiedział jej jakiś komplement. czytała książki non stop, spędzała przy nich całe noce i wolne chwile — chyba, że widziała się z nim. szukała ciekawostek, które może mu powiedzieć by mu się podlizać, a gdy czuła się źle to przypomniała sobie sposób w jaki trzymał jej rękę.
høpe bailey nigdy nie tańczyła, ale od pewnego czasu zaczęła to robić regularnie. słuchała muzyki na starych słuchawkach i kręciła się po pokoju z przymkniętymi oczami, próbując jakoś wyrazić miłość jaką czuła teraz do świata.
siostra hazel nie była zwolenniczką nowego stylu bycia swojej uczennicy, bo zdecydowanie zaczęła się buntować przeciwko kilku zasadom. jej makijaż był niedozwolony według regulaminu (oczywiście zawsze pokornie go zmywała, ale sam fakt, że w ogóle wpadła na pomysł by go zrobić był gorszący), nie wspominając o tym, że zawsze, gdy nudzi się na lekcjach, których nie lubi, zaczyna czytać swoje własne książki, ignorując nauczyciela. próbowała porozmawiać z dziewczyną na spokojnie, ale w jej głowie był tylko finn, finn, finn i finn.
bo wiecie, z reguły dobro łączone jest z piekłem, a zło z brzydotą. wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego jak piękny może być koszmar, jak piękny jest gniew, smutek i rozpacz, negatywna energia. czasami nie jesteśmy w stanie zobaczyć w życiu nic piękniejszego niż ból. czy wiecie w jaki sposób ludzie wyobrażają sobie szatana? w jakiej postaci znany jest im diabeł? może jest kozą, może centaurem, a może maleńkim czerwonym stworkiem z rogami i ogonkiem. może ten wielki pan ciemności to obrzydliwy, wężopodobny stwór o kłach ostrych jak żyletki, a może to stalin, hitler i ted bundy? może jest tak brzydki jak jego myśli i czyny, tak samo odrażający i straszliwy jak jego paskudny charakter. otóż nie.
lucyfer to upadły anioł, który był kiedyś ulubieńcem boga, najpiękniejszą istotą ze wszystkich na całym świecie i w niebiosach. niezwykle charyzmatyczny i hipnotyzujacy, jest pokusą jakiej nie można się oprzeć. potrafi zwinnie i przebiegle oczarować każdego kogo ma ochotę. może być cudowny, uczuciowy i wydawać się definicją miłości, ale niczym wąż w raju w końcu skusi ofiarę do czynienia złego, a wtedy nie będzie już ratunku.
— høpciu, pomódlmy się.
brunetka pokornie przyjęła propozycję i ruszyła z siostrą hazel do szkolnej kapliczki. obie uklękły na zimnej podłodze przed wielkim krzyżem i wspólnie trzymały perłowy różaniec.
— jakiej intencji poświęcasz dzisiejszą modlitwę? — spytała łagodnie i cicho zakonnica.
— um... chcę pomodlić się za chłopca, którego ostatnio poznałam. — zaczęła nieśmiało. — żeby pan bóg mógł dać mu siłę i szczęście i wszystko czego pragnie i potrzebuje, aby trzymał go w dobrym zdrowiu i dawał mu tyle miłości ile się da.
— dobrze... — przytaknęła z niepokojem w sercu. — ja za to chcę dziś pomodlić się o ciebie, by bóg zachował twoją duszę od złego i pomagał ci podejmować dobre decyzje. — z tymi słowami kobieta zgarnęła czule włosy niższej za jej ucho i pogładziła ją delikatnie.
— um... dziękuję. — zawstydzona dziewczyna spuściła wzrok i nagle miała wrażenie, że coś tu jest nie w porządku. — too... będziemy odmawiać różaniec czy..
— nie, nie! — powiedziała nagle. — zmieniłam zdanie, pomodlimy się do michała archanioła.
— egzorcyzmy? — høpe uniosła lekko brwi. — sądzi siostra, że coś mi grozi?
— modlitwy egzorcystyczne służą do obrony przed złem, a właśnie to od zła chcemy uchronić ciebie i twojego chłopca. — wytłumaczyła spokojnie i schowała różaniec.
modliły się wspólnie przez trzy godziny, a młodą bailey w końcu zaczęły boleć kolana od ciągłego klęczenia, więc w końcu opadła na ziemię podpierając się jej łokciami, opierając czoło na zimnych płytkach. dało jej to chwilę odpoczynku, a siostra hazel pomyślała, że to jedynie pokorny ukłon, więc spędziła z nią w kaplicy jeszcze półtorej godziny.
kiedy w końcu wyszły nastolatka czuła się dziwnie. była zmęczona, osłabiona i miała wrażenie, że na jej barkach spoczywa jakiś niewidzialny ciężar. zrobiła się niespodziewanie bardzo nie w humorze i gdy zobaczyła finna opierającego się o ogrodzenie obok przyjaciół, postanowiła nawet nie podchodzić w jego stronę, a ruszyć prosto do swojego pokoju.
finn wiedział, czuł ból w klatce, ale odrobinę się zmartwił, gdy høpe nawet się z nim nie przywitała. poczuł się urażony, ugodzony we własną dumę i niespodziewanie to sprawiło, że był strasznie...
zły.
wieczorem vicky podała swojej wspólokatorce list od młodego wolfharda, który bardzo chciał by zobaczyła. zaczęła odczuwać pewne poczucie winy, ale przekonana, że jutro wszystko z nim wyjaśni, a on zrozumie, postanowiła po prostu przeczytać list.
najbliższa mi duszo,
nie jestem w stanie ukryć swojego zawodu związanego z drobną sceną jaką dziś zrobiłaś i niestety niezrozumiałe dla mnie jest, dlaczego zostałem w ten sposób zlekceważony. zdaję sobie jednak sprawę, że jesteś wyjątkowo spektakularna i nie jestem w stanie się na ciebie gniewać, zwłaszcza, że na pewno miałaś ku uniknięciu mnie jakiś powód, który bardzo chciałbym poznać. chciałem jedynie zaznaczyć, że bardzo usycham z tęsknoty za twoją osobą, bo jak pewnie wiesz, nie wiedzieliśmy się przez osiem dni. mam ci wiele do opowiedzenia, zwłaszcza, że podjąłem ostatnio kilka fantastycznych działań. będę na ciebie czekał około dwudziestej drugiej, jeżeli jesteś zbyt śpiąca lub nie masz faktyczniej ochoty mnie widzieć z winy mojej lub własnej, odejdę po pół godziny.
twój finn.
PS. wyglądałaś dziś dość blado kochanie, powiedz mi proszę czy czegoś nie potrzebujesz.
zaczerwieniona na policzkach dziewczyna przytuliła list do swojej piersi, oddychając szybko. poczuła intensywne motyle w swoim brzuchu.
miała się wymknąć? w nocy? na spotkanie z chłopcem?
było to jednocześnie naganne i ekscytujące, ale w końcu po zastanowieniu, postanowiła zaryzykować. wymknęła się ze swojego pokoju kilka minut przed dwudziestą drugą, ubrana w swoją piżamę czyli długie do połowy uda białe spodenki z falbankami i koronką i tego samego koloru podkoszulek z grubymi ramiączkami o tym samym wzorze — falbanki i koronki.
niepostrzeżenie szła wzdłuż zimnych murów szkoły dopóki nie zobaczyła w charakterystycznym miejscu wysokiej, czarnej postaci. ruszyła cicho i spokojnie w jego stronę, a mokra trawa łaskotała delikatnie jej stopy niczym najmilszy dywan.
— cześć, lolitko. — przywitał się szeptem finn.
— cześć, finn... — odpowiedziała cicho dziewczyna i zbliżyła się do ogrodzenia by objąć go przez czarne pręty.
było to niewygodne, ale na razie musieli się tym zadowolić. finn podał jej mały koc, który rozścieliła i usiadła na nim czując chłód nocnego wiatru. światło księżyca w pełni oświetlało ich twarze marzycielskim, niebieskawym blaskiem.
— wyglądasz przepięknie. — zaczął siadając na swoim skrawku materiału po drugiej stronie.
— to tylko piżamka. — zaczęła zawstydzona, ponownie się czerwieniąc.
— wyglądasz w niej wspaniale. — zaczął z nonszalanckim uśmiechem i ujął jej dłoń, składając na niej pocałunek. — piękne dziewczyny we wszystkim są oszałamiające.
— oh, dajże spokój. — zaśmiała się delikatnie. — bardzo ci dziękuję, chociaż się nie zgadzam.
— nie pytałem czy się zgadzasz. — pokręcił głową. — mojego zdania się nie kwestionuje, kochanie.
— z jakiego powodu? — spytała spokojnie, splatając ich palce razem.
— z takiego, że jestem nieomylny. — odparł nieco chłodniej i zaczął delikatnie gładzić jej dłoń kciukiem. — kiedy więc mówię ci, że jesteś piękną i inteligentną dziewczyną, nie waż się tego kwestionować.
— dobrze, dobrze. — zachichotała cicho, wiedząc, że nie mówi na poważnie, a jest to jedynie część ich gry słownej. — znaczy, tak jest książę.
— nie no, ale teraz serio... — powiedział z lekkim uśmiechem. — nie wątp w to, dobrze? wiem co widzę, jesteś... zjawiskowa.
— ty też jesteś zjawiskowy, finnie wolfhardzie. — westchnęła rozmarzona i oparła się głową o pręt, patrząc w gwiazdy. — wiesz... chyba się w tobie zakochuję...
chłopak analizował ją chwilę wzrokiem, skupiony, z wyrazem twarzy nie do odgadnięcia. przez chwilę zapanowała między nimi komfortowa cisza, którą wyższy w końcu przerwał, uśmiechając się do siebie podstępnie pod nosem.
— ja w tobie też, kochanie.
zaczęła się do niego wymykać co drugą noc poza widzeniem się z nim co kilka dni na przerwach. spędzali wesoło czas dyskutując, czytając książki, a nawet obejrzeli razem kilka filmów, ale coś co najbardziej lubili to słuchanie muzyki.
— zdecydowanie wyglądasz na kogoś kto słucha lany del rey! — zaśmiał się cicho.
— tak? a ty wyglądasz jak ktoś kto słucha mötley crüe i nirvany! — złapała go za obie ręce, siłując się z nim lekko.
— dziękuję!
— ja też!
— dobrze, że nie wyglądasz na fana taylor swift...
— nie lubisz taylor swift, lolitko?
— ani trochę!
— dlaczego nie?!
— ma głupie piosenki, może jako osoba jest super, ale jej muzyka jest tragiczna!
— zgadzam się, taylor skończy w niebie by mogła jęczeć z aniołkami swój country pop i jeść watę cukrową zrobioną ze zwykłego cukru, nie to co ta fajna z piekła.
— z czym jest ta z piekła?
— z magią jednorożca i cukrem.
— jednorożce nie powinny być w niebie?
— chciały, ale bóg zrobił z nich symbol seksu grupowego i homoseksualizmu.
— ew... a jednorożki są takie słodkie...
— mało tego! bóg ukradł z piekła dinozaury.
— oh! jak to?
— no mówię ci, byłem sobie po wolnym i wracam do piekła. — zaczął finn gestykulując. — i patrzę, a park jest zamknięty. jak tylko wszedłem do recepcji spytałem: gdzie są wszystkie dinozaury? wiesz co mi powiedzieli?
— co takiego? — spytała høpe z szerokim uśmiechem.
— jezus wpadł i je ukradł! — uniósł na moment ręce i je opuścił, a słysząc śmiech dziewczyny naprzeciwko, uśmiechnął się. — byłem zszokowany!
— jak on tak mógł?! — spytała ucieszona, wciaż się śmiejąc.
— jebany żyd wywołał holocaust! — wzruszył ramionami ze śmiechem.
— finn! — oburzyła się dziewczyna.
— taka prawda, mógł nie kraść dinozaurów, to hitlera by nie pojebało. — wywrócił oczami i spojrzał mimowolnie na swoje paznokcie.
— to okropne co teraz mówisz! przeproś! — høpe odsunęła się od chłopaka urażona.
— daj spokój, lolitko... — zaczął z pobłażliwym uśmiechem. — to tylko żarty.
— ludzie w mojej ojczyźnie byli i są oskarżani o te okrutne akty skrajnej brutalności, pozostawiono na nas ciężar odpowiedzialności za coś czego nie zrobiliśmy i okrzyknięto nas nazistami, i komunistami! tak samo jak żydzi, homoseksualiści i świadkowie jehowy, ginęli moi ludzie! mówimy tutaj o jednym z największych dramatów w historii, a ty przychodzisz do mnie ze swoją ignorancją i amerykańską niewiedzą, mając czelność śmiać się z tak wielkiej ludobójczej tragedii! nie pozwolę ci tego robić! nigdy! masz natychmiast okazać skruchę i szczerze przeprosić, albo nigdy się do ciebie nie odezwę finnie wolfhadzie, nigdy! — uniosła się podnosząc lekko ton głosu, patrząc na bruneta z wyrzutem.
finn wpatrywał się w nią uśmiechnięty, przygryzł czubek dolnej wargi i pokiwał głową ze zrozumieniem. uwielbiał jej wybuchy, potrafiły wywołać u niego nagłą dawkę ekscytacji. kiedy tak na nią patrzył, czuł niewyjaśnioną dumę i był niezwykle zadowolony, że to właśnie ją wybrał. jej wyraz twarzy, w nieuzasadniony sposób, sprawił, że ją pokochał.
— przepraszam cię, malutka... — oparł się o pręty z lekko cynicznym uśmiechem. — już nie będę tak mówić.
nie wierzyła mu, bo był zbyt dumny by szczerze ją przeprosić, ale nie widziała sensu w powodowaniu kłótni. pokiwała zawstydzona głową i odwróciła wzrok, nie przysuwając się do niego więcej. jego wzrok się zmienił, był bardziej pożądliwy, co nieco ją zadziwiło.
— mogę cię pocałować? — spytał po chwili.
— ale... niby jak? — spytała patrząc na niego z zaskoczeniem.
— pręty są wystarczająco szerokie, po prostu musisz się do mnie przysunąć. — uśmiechnął się szeroko.
— ale... ja się jeszcze nigdy nie całowałam. — kontynuowała swoje obawy.
— nie musisz robić zbyt wiele, przecież ja się tym zajmę. — odpowiedział zwinnie nie przestając się uśmiechać.
— ale... — zaczęła znowu nieprzekonana.
— dość tych „ale”, po prostu chodź bliżej, przecież cię nie ugryzę. — przerwał jej szybko. — no chyba, że będziesz chciała...
— finnie! — upomniała go.
zgodziła się. høpe bailey oficjalnie odbyła swój pierwszy pocałunek przez grube pręty czarnego ogrodzenia, obejmując swojego chłopca z lekkim trudem. finn wolfhard za to oficjalnie został jej chłopakiem, czym ekscytował ją ogromnie i nawet jeżeli sądziła, że ich zachowanie względem siebie się nie zmieni, to dopiero później miała się dowiedzieć jak bardzo się myli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top