𝑆 𝐸 𝑋 𝑇 𝑂

Przepraszam, za wszelkie błędy, ale tak tylko napomknę, że ten rozdział pisał się trzy lata... nieźle, co?

Nie wiem, czy jesteście na to gotowi.

•••

Ze świstem wypuściłam całe powietrze jakie miałam zebrane w płucach, gdy tylko przekroczyłam próg sali matematycznej, gdzie jeszcze przed chwilą odbywałam swoją osobistą pokutę siedząc nad sprawdzianem z rozszerzonej matematyki. Poprawiłam torbę na ramieniu i z dumą uniosłam swój podbródek ruszając prosto do szkolnej szafki. Pomimo mojego roztargnienia w ten weekend, napisałam wszystkie zadania perfekcyjnie i byłam pewna swojej wysokiej oceny. Ale co się dziwić, zawsze tak było. Zawsze spadałam na cztery łapy. Nawet nie będę wspominać o historii, którą pisałam kilka godzin wcześniej i tak naprawdę już zdążyłam o niej zapomnieć. Szczerze byłam zaskoczona, że w ostatniej klasie tak prestiżowego liceum nauczyciele wciąż byli w stanie świecić tak niskim poziomem swojego intelektu. Trudniejsze sprawdziany pisałam w prywatnej szkole podstawowej.

Na kilometr było widać, że miałam dobry humor, ponieważ nuciłam pod nosem jedną z piosenek, która w ostatnim czasie nie opuszczała mojej głowy. Z lekkim uśmiechem na wargach podeszłam do mojej szafki, którą sprawnie otworzyłam i wyjęłam z niej torbę sportową, a następnie z hukiem rzuciłam do środka torbę wypełnioną zeszytami, która do tej pory spoczywała na moim ramieniu.

— Ty suko!

Podskoczyłam w miejscu, gdy dotarł do moich uszu czyiś przerażający pisk, który echem rozniósł się po szkolnym korytarzu. Zdezorientowana odwróciłam się powoli i od razu dostrzegłam blondynkę, która bojowo pokonywała korytarz twardo stąpając po ziemi i kierując we mnie swojego palca wskazującego. Udając zaskoczoną również sama wskazałam na siebie palcem, wydając z siebie nieme pytanie „ja?", gdy dziewczyna niebezpiecznie szybko się do mnie zbliżała. Doskonale wiedziałam o co jej chodziło, ale wolałam grać na zwłokę, aby jak najdłużej uniknąć tego co na mnie czekało. Gdy tylko stanęła przed moją osobą buchała i prychała niczym stara lokomotywa, a jej twarz była koloru czerwonego. I naprawdę nic nie mogłam poradzić, że na ten widok mogłam jedynie się roześmiać co właśnie zrobiłam.

— Idiotko! Z czego się kurwa śmiejesz?! — krzyknęła niemniej wściekła i energicznie zaczęła wymachiwać dłońmi, przy okazji potrącając jakiegoś pierwszaka, który właśnie ją mijał, ale w ogóle się tym nie przejęła.

— Z ciebie. — Z trudem powstrzymywałam kolejny wybuch śmiechu, który mnie dopadł gdy zauważyłam zdezorientowaną minę tego dzieciaka, ale postanowiłam nie podjudzać jej jeszcze bardziej dlatego mocno zacisnęłam wargi i spojrzałam na nią, jednak nie będąc w stanie powstrzymać iskierki rozbawienia, która tańczyła w moich oczach.

— Ze mnie? Ze mnie?! — wrzeszczała dalej ledwo już łapiąc oddech. — Ty rozpieszczony, rozwydrzony, nieodpowiedzialny samolubie!

— Uspokój się, Valentina — rzuciłam będąc poirytowana jej określeniami mojej osoby, przez co wywróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie, aby zamknąć szafkę.

— Masz pojęcie jak się martwiliśmy?! — Nie dawała za wygraną i stanęła obok mnie, zakładając ręce na biodrach i mrożąc mnie spojrzeniem.

— Niby czemu? — spytałam głupio, nie chcąc przyznać się do błędu, jednak miałam pełną świadomość tego o co jej chodziło i wcale jej się nie dziwiłam.

— Zniknęłaś nagle, nie było z tobą żadnego kontaktu. Nawet na drugi dzień! Mogliśmy sobie pomyśleć wszystko! — rzucała słowa niczym z karabinu, a ja tylko przytakiwałam, tak naprawdę nie wiedząc co mogłabym odpowiedzieć. — Gdzieś ty była dziewczyno?

— Przecież mogliście sprawdzić na lokalizacji — prychnęłam rozeźlona przypominając jej o tak istotnej kwestii, przez co blondynka w jednej sekundzie zamilkła i zrezygnowana opuściła ramiona, głupio się we mnie wpatrując, a ja już wiedziałam, że wygrałam.

Właśnie po to wszyscy razem udostępnialiśmy sobie nawzajem lokalizację, aby uniknąć takich sytuacji. Wtedy zawsze wiedzieliśmy gdzie kto był nawet jeżeli nie było z nim kontaktu i wiedzieliśmy czy powinniśmy zacząć się martwić, czy raczej nie.

— Co nie zmienia faktu, że przez cały weekend mogłabyś się odezwać chociaż słowem, kretynko — fuknęła obrażona i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, zarzucając włosami do tyłu.

Gdy otwierałam usta, aby odpowiedzieć, poczułam ramiona oplatające mnie wokół talii od tylu, przez co zrezygnowałam z wypowiedzi i jedynie się uśmiechnęłam.

— Cześć, Karol. Cieszę się, że żyjesz — mruknął szatyn i ucałował czubek mojej głowy, czym spowodował mój jeszcze szerszy uśmiech i wymowne spojrzenie, które posłałam blondynce.

— Można? — spytałam przyśmiewczo i splotłam swoje dłonie z dłońmi chłopaka, które spoczywały na moim brzuchu.

— Agustin! — wrzasnęła ponownie rozwścieczona i wyrzuciła ręce w górę, czym spowodowała tylko śmiech naszej dwójki. — Przez ciebie wyszłam na histeryczkę!

— Valu... — zaczął chłopak, jednak uciszyła go jednym ruchem dłoni.

— Milcz.

Kątem oka zerknęłam na tarcze mojego smartwatcha i gdy zobaczyłam, która jest godzina mimowolnie cała się spięłam.

— Słuchajcie, z chęcią bym jeszcze z wami miło pogawędziła, ale zaraz spóźnię się na trening — powiedziałam i szybko wyswobodziłam się z ramion blondyna. Poprawiłam torbę na ramieniu i posłałam im przepraszające uśmiechy.

— Przecież jest dopiero dwadzieścia po trzeciej, a zaczynacie o czwartej. — Bystrze zauważyła dziewczyna i zdziwiona zmarszczyła brwi, doszukując się jakiegoś podstępu, na co ponownie wywróciłam oczami.

— Tak, ale Greg napisał nam wczoraj żebyśmy były wcześniej, bo ma jakąś ważną informację do przekazania i podobno ma być również dyrektorka — wyjaśniłam prędko i udając przerażenie uniosłam swoje dłonie do klatki piersiowej.

Szybko przeanalizowałam mój jutrzejszy dzień w głowie i posłałam im zachęcające uśmiechy.

— Jeśli chcecie możecie iść ze mną, a po treningu skoczymy na jakąś pizzę do centrum. Co wy na to?

Oboje spojrzeli po sobie, wzruszyli ramionami i niemalże od razu przytaknęli na moją propozycję. Wiedziałam, że te dwa obżarciuchy nigdy nie odmówią jedzenia.

Kiwnęłam głową w stronę hali pływackiej, więc bez słowa ruszyliśmy w tamtą stronę. Gdy chłopak zrównał ze mną swój krok, przerzucił swoje ramię przez moje barki, a ja kolejny raz nie miałam zamiaru protestować, ponieważ to było takie naturalne. Przez całą drogę rozmawialiśmy na niezobowiązujące tematy. Agustin opowiadał, jak już kolejny raz w ciągu tego roku zmuszony był ciąć żabę na swoim kierunku biologicznym, a Valentina wzdychała na wspomnienie nauczyciela literatury, która była przewodnim przedmiotem na kierunku polonistycznym, więc nietrudno się domyślić jak wyglądała większość jej lekcji. Gdy dotarliśmy pod hale, rozeszliśmy się w dwóch kierunkach. Oni skierowali swoje kroki na wielkie trybuny, natomiast ja podreptałam do drużynowej szatni, skąd nie wydobywały się żadne dźwięki, czy krzyki. W szkolnej drużynie trenowałam z trzema dziewczynami, które były z tego samego rocznica co ja. Były dość sympatyczne, na tyle na ile mogłam je poznać spędzając z nimi czas tylko i wyłącznie na treningach, na których nie miałyśmy zbyt wielu okazji do długich, otwartych rozmów. Nigdy nie czułam potrzeby, aby nawiązywać z nimi jakąkolwiek bliższą relację, mimo tego że spędzałyśmy ze sobą dobry kawał swojego życia na treningach, zawodach i wyjazdach. Po prostu wiedziałam, że pomimo tego że byłyśmy w jednej drużynie, to wciąż była moja konkurencja. A ja musiałam być we wszystkim najlepsza, dlatego nie mogłam spoufalać się ze swoim przeciwnikiem. Taka była moja natura, lecz po tym całym czasie znałam je na tyle dobrze, że gdy w szatni panowała kompletna ciasta, to ja wiedziałam, że byłam już srogo spóźniona na trening. Natychmiast przyspieszyłam swoje ruchy, niedbale zrzucając z siebie ubranie. Prędko wyciągnęłam z mojej sportowej torby jednoczęściowy strój kąpielowy który był tym treningowym i był w kolorze czarnym z fioletowymi wstawkami, czyli w kolorach naszej szkoły. Był całkowicie zabudowany, na grubych ramiączkach, co powodowało, że dobrze przylegał do ciała i był idealny do ciężkich treningów jakie były nam fundowane. Nie mając czasu nawet na szybkie zerknięcie w lustro niedbale związałam swoje długie włosy w ciasnego koka, czarny ręcznik zarzuciłam na swoje ramiona, a fioletowy czepek chwyciłam w dłoń. Na stopy nasunęłam czarne klapki z nike, a całą resztę moich rzeczy wrzuciłam do szafki z numerem dwanaście, którą następnie zakluczyłam i niemalże biegiem ruszyłam w stronę pływalni, czując już małą zadyszkę.

Bez ceregieli wpadłam z hukiem do ogromnej hali przez co wzrok wszystkich zgromadzonych powędrował na moją osobę, przez co wysoko uniosłam brodę i pewnym krokiem skierowałam się w stronę zgromadzenia, które miało miejsce bliżej kantorka trenera i pokoju ratowników. Stanęłam tyłem do basenu i widowni, ale przodem do przeszklonego korytarza, który ciągnął się nad jedną ze ścian więc dawał idealny widok na całą salę oraz prowadził do drugiej części szkoły. Niemalże od razu poczułam na swojej skórze ostry wzrok Grega, który sprawił, że posłałam mu słodki uśmiech pełen skruchy.

— Cieszę się, że księżniczka postanowiła jednak nas zaszczycić swoją bezcenną obecnością — prychnął, patrząc na mnie twardo, a reszta dziewczyn głośno się zaśmiała.

— Ciebie też serdecznie miło widzieć trenerze. — Posłałam mu krzywy uśmiech, a następnie wywróciłam oczami na jego słowa. — Cześć dziewczyny. — Przywitałam się z resztą, starając się zignorować to w jaki sposób mnie potraktowali.

Gdybym nie spędziła z nimi wszystkimi tyle lat, godzin na treningach i siłowni, gdybym nie wylała z nimi hektolitrów łez i potu, zapewne bym się poważnie zdenerwowała, bo nienawidziłam jak ktokolwiek się ze mnie wyśmiewał, ale im nie mogłam mieć tego za złe. Tak samo jak tym dwóm głąbom, którzy siedzieli w połowie trybun i śmiali się ze mnie zdecydowanie głośniej niż to było potrzebne. Nie odwracając się w ich stronę, pokazałam im środkowego palca i ponownie uśmiechnęłam się do mężczyzny.

— Przecież trener wie, że uwielbiam wielkie wejścia — odpowiedziałam neutralnie, co postanowił chyba zignorować, bo nie odezwał się już do mnie słowem tylko zaczął jedną z tych swoich tradycyjnych gadek.

Rozejrzałam się dookoła, a gdy dostrzegłam wolny leżak niedaleko, rzuciłam na niego swój ręcznik wraz z czepkiem oraz kluczyk do szafki, który był na bransolecie, lecz niemiłosiernie ona mi wadziła podczas pływania.

— To dlaczego miałyśmy być tak wcześnie? — rzuciłam szybko, wyraźnie ukazując swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji oraz nie kryjąc się z tym, że nie za bardzo chciało mi się go słuchać.

— Widzisz księżniczko, gdybyś mnie chociaż przez chwilę posłuchała to byś wiedziała, że właśnie do tego dążyła moja wypowiedź — warknął wyraźnie zirytowany moją lekceważącą postawą, jednak nie przejęłam się tym w żaden sposób, bo wiedziałam że mężczyzna pała do mnie sympatią.

— Więc czekam — mruknęłam i wywróciłam oczami, mając już dość tego marnowania czasu, bo co niby było aż tak ważne, żeby przychodzić aż pół godziny wcześniej na trening i stać i słuchać paplaniny trenera?

— Jak wszystkie doskonale wiecie, po ostatnim etapie zawodów regionalnych, jaki miał miejsce niespełna miesiąc temu, odszedł od nas nasz główny sponsor generalny, który fundował większość wyjazdów, sprzętów, obozów, itd. No krótko mówiąc, gość który trzymał nas na powierzchni — westchnął ociężale, po czym przetarł całą dłonią swoją twarz.

Po wszystkich zgromadzonych przeszedł szmer pełen strachu o klub i siebie samych, lecz ja prychnęłam pod nosem teatralnie obserwując swoje paznokcie. Wiedziałam, że ojciec nigdy nie pozwoliłby mi zrezygnować z mojej pasji i nie pozwoliłby upaść temu klubowi, który pozwala mi ją realizować, więc jestem pewna że wyciągnąłby nas z największego gówna w jakie tylko byśmy mogli wpaść.

— Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! — powiedział podniesionym głosem i klasnął w ręce, czym zaskoczył nas wszystkie, bo to była zdecydowanie zbyt diametralna zmiana nastroju, jak na niego. — Dwa tygodnie temu zgłosił się pewien facet, który zgłosił ogromne chęci, aby zostać naszym nowym sponsorem — mruknął nieco czymś zamyślony. — Jego szczera chęć była dość zadziwiająca, ale gość nas ratuje, kochane!

— Czyli już możemy wreszcie rozpocząć trening? — spytałam znudzona, bo w żaden sposób nie przejmowałam się tą zaistniałą sytuacją.

— Nie do końca, księżniczko — odpowiedział mi od razu, posyłając mi cwany uśmiech i założył ręce na klatce piersiowej.

— To znaczy? — warknęłam zniecierpliwiona, lecz kolejny raz mężczyzna całkowicie mnie oblał, przenosząc swój wzrok na resztę dziewczyn.

— Dzisiaj ów sponsor odwiedził naszą szkołę, aby dopiąć wszelkie ostatnie formalności i chciałby wreszcie zobaczyć swoją drużynę w akcji — oznajmił podekscytowany. — Więc ładnie pomachajcie do pana, który patrzy na was z góry — dodał i gestem dłoni wskazał korytarz znajdujący się niemalże nad naszymi głowami.

I w tamtym momencie naprawdę nie wiedziałam czy powinnam zacząć się śmiać, płakać, wyć, czy wszystko jednocześnie. Ktoś robił sobie ze mnie ewidentne żarty i nie zauważył, że one wcale mnie nie bawiły. Wręcz zapowietrzyłam się na kilka chwil, bacznie obserwując mężczyznę za szybą, który nie spuszczał z nas wzroku choćby na milisekundę. Słyszałam krótkie westchnienia pełne aprobaty moich klubowych koleżanek, niemalże słyszałam ślinę ściekającą po ich brodach, jednak wcale nie potrafiłam się na tym skupić. Wpatrywałam w czekoladowe tęczówki mojego wujka ciągle powtarzając sobie w kółko, że to są żarty, a prawdziwy sponsor dołączy zaraz do naszej dyrektorki stojącej tuż przy jego boku.

Jednak gdy po tych kilku chwilach sytuacja dalej się nie zmieniała wypuściłam ze świstem powietrze próbując przyswoić zaistniałą sytuację. Rozluźniłam spięte ramiona i rozprostowałam, dalej trzymając głowę wysoko. Chciałam się cofnąć o kilka kroków, rozruszać jakoś moje ciało, ale zapomniałam, że stałam na krawędzi basenu i już po sekundzie grunt osunął mi się spod nóg. Całkowicie zapominając o zasadach jakiegokolwiek bezpieczeństwa i będąc wciąż w zbyt wielkim szoku, wylądowałam z pluskiem w lodowatej wodzie, nie zdążając zamknąć ust, czy cokolwiek innego. Odbiłam się od dna basenu, a woda którą się zachłysnęłam zaczęła wypełniać moje płuca, sprawiając czarne mroczki przed moim oczami. Będąc zbyt sparaliżowana bolesnym uczuciem wypełniającym moje ciało, a przede wszystkim zbyt rozwścieczona na obecną sytuację, nawet nie próbowałam wynurzyć się ze zbiornika pełnego wody. Chciałam krzyczeć, wyć z bólu i bezradności. Jak mogłam być taka głupia, aby wpaść jak dziecko do basenu i zrobić z siebie przed wszystkimi idiotkę. Nie próbowałam odbić się od dna, wypłynąć na powierzchnie, bo potrzebowałam chwili na uspokojenie moich zszarganych nerw. Kompletnie ignorowałem wodę, która zebrała się w moim organizmie i powołała ból oraz ograniczenia. Coś skutecznie trzymało mnie na dole, a oczy mimowolnie zaczęły wypełniać się łzami. Mój tlen z każdą sekundą coraz boleśniej kończył się w moich płucach. Miałam wrażenie, że trwało to kilka minut, jednak gdy poczułam ramiona oplatające moją talię doszłam do wniosku, że musiało być to kilkanaście sekund, lecz ze względu na moje samopoczucie wszystko mi się dłużyło. Z trudem zaczerpnęłam niewielką ilość powietrza, kiedy tylko moja twarz znalazła się nad taflą wody. Nie byłam w stanie nic zrobić przez duszący kaszel oraz wodę zebraną w płucach, która sparaliżowała moje ciało. Moje włosy uwolniły się z ciasnej gumki i teraz przemoczone opadały na moją twarz zasłaniając moje całe pole widzenia.

Cholerny kurwa żart.

Poczułam jak silne ramiona sadzają mnie na brzegu basenu, jednak nie byłam w stanie samodzielnie utrzymać się w pozycji pionowej i bezwładnie upadłam na kafelki. Już czułam bolesne zderzenie mojej głowy z podłogą, jednak w ostatniej chwili ktoś zamortyzował ten upadek. Nie byłam jednak w stanie się na tym skupić przez dalej męczący kaszel i ból każdej kończyny. Wiedziałam, że smierć przez utonięcie będzie najbardziej bolesną śmiercią.

Włosy wchodziły mi dosłownie wszędzie, a gdy tylko próbowałam uchylić powieki, rażące ledówki na suficie oślepiały mnie zdecydowanie zbyt bardzo. Cieszyłam się, że przez moje doświadczenie nie wpadłam w panikę i nie zrobiłam z siebie jeszcze większej kretynki.

— Księżniczko... — Zmartwiony szept Grega dotarł do moich uszu, jednak nie byłam w stanie na niego zareagować, ponieważ moje myśli wciąż wariowały, a ja próbowałam się ponownie przyzwyczaić do oddechu, ale przez wodę zebraną w płucach było to awykonalne.

Doskonale czułam zgromadzenie wszystkich osób dookoła mnie. Słyszałam przyspieszone oddechy i szmery. Wiedziałam, że kilka osób koło mnie klęczało. Ja to wszystko wiedziałam, a nic nie mogłam z tym zrobić, bo dopiero teraz poczułam jak bardzo moje kończyny były bezwładne.

— Odsuńcie się! — Podniesiony ton głosu dopiero sprawił, że byłam w stanie odwrócić głowę w miejsce, z którego dochodził.

Słyszałam jak wszyscy się rozchodzą. Jak jego pewne kroki coraz bardziej zbliżają się do mojej osoby. Próbowałam się zmusić do choćby delikatnego uchylenia powiek, jednak mój wysiłek poszedł na nic.

— Karoline — szepnął tym swoim pewnym głosem i byłam niemalże pewna, że usłyszałam w nim nutkę troski.

Co się dziwić, w końcu był moim wujkiem.

— Ruggero — odsapnęłam ledwo łapiąc oddech.

Mężczyzna niemalże odrazu posadził mnie do pionu i lekkimi uderzeniami w środek pleców zmusił mnie do efektywnego kaszlu. Dusiłam się, a jednocześnie odczuwałam ulgę. Jego kilka mocnych uderzeń w środek pleców sprawiło, że wyzbyłam się całego ciała obcego z moich płuc i wreszcie byłam w stanie zaczerpnąć porządny oddech, który względnie oczyścił mój umysł.

Co za komedia, w której odgrywałam klauna. Zrobiłam z siebie pośmiewisko i ewidentnie miałam już dość na dzisiaj. A właśnie w tej chwili wszystko zaczynało się ze mnie wylewać.

— Już... Dziękuję za pomoc... Już mi lepiej — powiedziałam między jednym uderzeniem, a drugim, ale mężczyzna chyba zrozumiałam, bo niemalże od razu zaprzestał swoich ruchów wciąż mocno ściskając moje prawe ramię w swojej dłoni, chyba bojąc się że nie będę w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej.

— Jesteś pewna? — spytał szeptem z wyczuwalną troską w głosie, ale w sposób taki żebym tylko ja mogła to usłyszeć. Spojrzał na mnie tymi ciemnymi tęczówkami, a gdy ja również poczyniłam to samo, dostrzegłam że w tej chwili źrenice pokrywały prawie całą ich powierzchnię, co sprawiało wrażenie jakby były czarne, a nie czekoladowe jak zazwyczaj.

Całkowicie rozszerzone z umiejętnością całkowitego pochłaniania twojej duszy, sumienia, pewności siebie i niewinności.

Porażające ciarki przeszły przez moje ciało, przez co mocno się wzdrygnęłam, a moja złość na to wszystko wskoczyła na jeszcze wyższy poziom. Prędko i z nie małą siłą wyrwałam ramię z uścisku i energicznie przytaknęłam głową, całkowicie zapominając o lekkich skutkach ubocznych sytuacji która miała miejsce, czyli niewielkich zawrotach głowy. Kątem oka tylko widziałam jak mina mężczyzny momentalnie stężała na moje zachowanie, co sprawiło że jedynie prychnęłam pod nosem i nie było to wcale nic dyskretnego, wiedziałam o tym.

— Myślę, Karol, że dzisiejszy trening powinnaś sobie odpuścić i odpocząć — powiedział niepewnie Greg stojąc centralnie nade mną i uważnie obserwując to co się działo, z wielkim pytaniem w oczach.

Prychnęłam kolejny raz w ciągu tych kilku sekund, powstrzymując się przed wybuchem. Tylko sama nie wiedziałam, czy śmiechu bo kim on był żeby o tym decydować, czy złości bo naprawdę potrzebowałam teraz wysiłku, aby to wszystko odreagować.

— To nie myśl. Zostaję i kropka. Muszę to odreagować, a przede wszystkim muszę się przecież pokazać przed naszym nowym sponsorem, nieprawdaż? — rzuciłam najpierw oschłym tonem, który z każdym słowem przemieniał się w ironicznie cukierkowy, aby na sam koniec posłać i terenerowi i Ruggero, słodki uśmiech, który miał zamaskować moją usilną potrzebę kasłania. Ledwo dawałam sobie radę, żeby to powstrzymać.

— Trening się dla ciebie skończył, Karoline. Wracasz do domu. — Stanowczy ton szatyna oraz słowa wyrzucane przez zaciśnięte zęby sprawiły, że moja głowa gwałtownie zwróciła się w jego stronę, co było kurwa fatalnym pomysłem.

Mroczki zatańczyły mi przed oczami, tym samym ograniczając mi pole widzenia i moje poczucie równowagi. Zachwiałam się lekko na nogach, ale dalej próbowałam twardo stanąć na ziemi i utrzymać swoją pozycję wściekłej na zaistniałą sytuację oraz cały świat. Na siebie za to do czego dopuściłam. Na trenera, za to że kazał mi odpuścić trening. Na Ruggero za to, że został naszym nowym sponsorem nic mi o tym nie mówiąc.

— Myślę, że sama mogę decydować o moim życiu, jak i o tym czy powinnam wziąć udział w treningu, czy też nie — prychnęłam wściekła, podchodząc szybko do leżaka, gdzie wcześniej zostawiłam swoje rzeczy, aby wytrzeć twarz z wody. — ale dziękuję za waszą troskę.

— Karol, to jest zarządzenie odgórne i nie interesuje mnie twoje zdanie. Marsz do szatni, a następnie do domu, aby trochę odpocząć. Chyba, że chcesz abym skontaktował się z twoim ojcem. — Usłyszałam kpiący głos Grega, więc z szeroko otwartymi oczami na pięcie odwróciłam się w jego stronę, w rękach wciąż trzymając ręcznik.

To był cios poniżej pasa! Stał taki dumny z siebie z założonymi rękami na piersi i patrzył na mnie z góry, udając że nie zdaje sobie sprawy z tego jakiego argumentu użył. Doskonale wiedział, że właśnie w tym momencie przegrałam tę walkę, co sprawiło, że zagotowałam się jeszcze bardziej, a myślałam że to już niemożliwe. Nie raczyłam odezwać się już ani słowem, tylko zignorowałam ich wszystkich w myślach przeklinając osobników płci męskiej znajdujących się w tym pomieszczeniu. Zgrzytając zębami, zebrałam swoje rzeczy z leżaka i nie obdarzając nikogo spojrzeniem ruszyłam do wyjścia.

— Pieprzcie się — rzuciłam jeszcze pod nosem, nie będąc pewna czy ktoś to usłyszał, czy nie, a następnie trzasnęłam drzwiami od hali.

Do szatni wpadłam wściekła jak osa i nie zajmowałam sobie głowy tym, aby ściągnąć z siebie przemoczony strój. Chciałam i musiałam jak najszybciej się stąd wydostać, aby nie wybuchnąć po raz kolejny. Wyciągnęłam z szafki moją torbę, którą rzuciłam na ławkę i zaczęłam naciągać na nogi sportowe dresy, które były częścią drużynowego uniformu, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

— Karol, wszystko dobrze? — zapytała przejęta Valentina, wpadając do szatni z Agustinem, który przepychał się z blondynką w drzwiach, aby być tym pierwszym w pomieszczeniu.

— Nic ci nie jest? — zapytał równie przejęty blondyn, który w dwóch krokach znalazł się przy mnie.

Wypuściłam ze świstem powietrze nawet nie podnosząc na nich wzroku. Liczyłam w myślach do dziesięciu, próbując się uspokoić i jednocześnie drżącymi palcami zawiązać sznurki w czarnych spodniach. Pieprzone dresy.

— Nic. Mi. Nie. Jest. — fuknęłam przez zaciśnięte zęby.

— Nie tak to wygląda — mruknęła dziewczyna, która właśnie usiadła na ławce tuż obok mojej torby, obserwując mnie przejętym wzrokiem. — Jak się czujesz? Ten upadek wyglądał dość niepokojąco.

— Jak mówię, że wszystko jest w porządku to tak jest! — Uniosłam głos wylewając trochę swojej frustracji na niczemu winnych przyjaciołach.

Ale ja naprawdę miałam już dość. Chciałam znaleźć się już w domu i odpocząć, aby przypadkiem nie zrobić żadnej głupoty pod wpływem emocji, ponieważ dawno nie byłam tak wkurwiona jak w chwili obecnej. A żeby podkreślić moją wypowiedź, mój organizm postanowił sobie ze mnie zakpić, zmuszając mnie do kaszlu którego nie byłam w stanie kontrolować. Złapałam butelkę wody, której łapczywie się napiłam, co pomogło nawilżyć, przemęczone dzisiejszymi wydarzeniami, gardło.

— Chodźmy do domu, kochanie. Odwiozę cię — powiedział zatroskany chłopak, po czym objął mnie ramieniem i pogłaskał mnie po plecach, gdy odkładam resztę swoich rzeczy do torby.

— Nie ma takiej potrzeby. Mam swój samochód, który stoi pod szkołą, więc nim wrócę. Nie jestem niedołężna — prychnęłam i przewróciłam oczami, jednocześnie zarzuciłam torbę na ramię, której ciężar sprawił, że lekko się zachwiałam na wciąż miękkich nogach. No chyba żart. Chłopak od razu zacieśnił swój uścisk.

— A właśnie, że w tej chwili jesteś! Odwieziemy cię z Valentiną do domu. Ona weźmie twój samochód.

Agus nie chciał przyjąć mojej odmowy do siebie, co zaczynało powoli podnosić mi ciśnienie. Nienawidziłam takiego natręctwa. Już miałam odpowiedź mu paroma epitetami, które nie wiem czy miał ochotę kiedykolwiek usłyszeć, lecz nawet nie zdążyłam otworzyć ust, gdy głos rozniósł się echem po szatni.

— Dziękujemy wam za te propozycję. Jednakże pozwólcie, że to ja odwiozę Karoline do jej domu i upewnię się, że wszystko w porządku.

Przewróciłam oczami słysząc ten nieznoszący sprzeciwu ton, po którym właściciel tego głosu był pewien, że wszyscy się po prostu usuną się przed nim jak poddani przed władcą. Żałosne.

— Oh, okej — duknęła blondynka i lekko rozszerzyła oczy, gdy mężczyzna przekroczył próg szatni.

— Jasne, proszę pana. Chcieliśmy się tylko upewnić, że wszystko w porządku z Karol — odpowiedział mu od razu Agus. — Jeżeli ma bezpieczny transport to my już będziemy się zbierać.

Zanim zdążyłam zareagować na tę szybką wymianę zdań, moich niby przyjaciół nie było już w szatni, a ja tylko patrzyłam za zamykającymi się drzwiami ze zmarszczonymi brwiami. Czyli jednak ten ton, o którym mówiłam, działa na ludzie, niedowierzające.

— Zdrajcy — fuknęłam pod nosem i poprawiłam torbę na ramieniu.

Zostałam w pomieszczeniu z szatynem, który dalej stał niedaleko drzwi i bacznie mnie obserwował. Do moich nozdrzy właśnie dotarł zapach jego wody perfumowanej, który wypełnił całą kilkumetrową przestrzeń szatni. Czy to zawsze musiało być takie odurzające? Nie chcąc po sobie poznać, że mogło to nieco mnie rozproszyć i zbić z pantałyku, skrzyżowałam ramiona na piersi i zmroziłam go wzrokiem.

— Czego chcesz? Właśnie zbieram się do domu, tak jak zostało to za mnie postanowione — rzuciłam, starając się nie zgrzytać ze złości zębami.

— Nie zachowuj się jak dziecko.

— Ja zachowuję się jak dziecko?! Ja?! Chyba kpiny.

— Owszem ty — odpowiedział mi spokojnym głosem, nie zwracając uwagi na mój wybuch i dalej nie ruszył się z miejsca. — Czy nie możesz po prostu pozwolić sobie pomóc?

— Czy nie możesz po prostu dać mi spokoju? — zapytałam, przedrzeźniając jego poważny ton.

— Nie, a teraz idziemy. Potrzebujesz się zregenerować — oznajmił, nie zwracając uwagi na moje protesty.

Wiedząc w końcu, że i tak nic nie uda mi się wskórać, teatralnie zrzuciłam ciężką torbę z ramienia na ziemię, wyprostowałam ręce i uśmiechnęłam się do niego z wyrazem wysokiej ironii. Ruszyłam w stronę drzwi, nie mając zamiaru odzywać się już ani jednym słowem. Jestem tak cholernie wściekła, że czuję jak moje wnętrzności podchodzą do temperatury wrzenia.

Gdy tylko ruszyłam z miejsca, on również w końcu zaczął wykonywać jakieś ruchy. Gdy byliśmy wystarczająco blisko, z pełną premedytacją trąciłam go barkiem. O tak. Zdecydowanie zachowuje się jak dziecko, ale to wszystko przez to co się dziś wydarzyło. Chyba po prostu mam dość. Nim zdążyłam go wyminąć, poczułam mocny uścisk na ramieniu, tuż nad zgięciem łokciowym. Jego długie palce zacisnęły się na mojej skórze, a w miejscu zetknięcia naszych ciał, chcąc nie chcąc, poczułam palący dreszcz. Nawet pomimo tych negatywnych emocji buzujących we mnie, moje zdradzieckie ciało nie było w stanie ukryć jak działa na mnie ten mężczyzna. Komedia.

Chcąc ukryć tą reakcję, szybko podniosłam głowę automatycznie zerkając wprost w jego oczy, które teraz uważnie obserwowały całą moją sylwetkę. Od razu wyrwałam ramię z uścisku i posłałam mu gromiące spojrzenie.

— Przestań zgrywać taką twardą. Przy mnie nie musisz, naprawdę — powiedział ze skruchą, świdrując mnie spojrzeniem pełnym troski i czegoś jeszcze, czego w chwili obecnej nie byłam w stanie stwierdzić.

— Jestem koszmarnie, cholernie, bezapelacyjnie wściekła — odpowiedziałam, zadzierając głowę do góry i patrząc wprost w te cholerne oczy. Pokręciłam głową, w myślach prychając na tą naszą śmieszną różnice wzrostu.

— Wiem, słonko. Pogadamy o tym później, obiecuję, ale teraz chodź do domu. — Uniósł dłoń i pogłaskał mnie po ramieniu, co miało być chyba jakimś gestem wsparcia.

Choć nie ukrywam, że serce mi drgnęło bardzo delikatnie, gdy jego palce kolejny raz musnęły moją nagą skórę. Musiałam w końcu się ogarnąć. To nie tak miało wyglądać. Szybko odwróciłam wzrok i nie odwracając się za siebie, prędko ruszyłam do wyjścia. Słyszałam tylko za sobą, jak szatyn podniósł z ziemi moją torbę i ruszył moimi śladami.

Miał rację. Pogadamy sobie później.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top