𝑃 𝑅 𝐼 𝑀 𝐸 𝑅 𝑂
Zaczynamy!
❤️
•••
— Abigale! — Usłyszałam głośny krzyk mojej matki, która w tej samej sekundzie przekroczyła próg naszego ogromnego domu znajdującego się na przedmieściach.
Skrzywiłam się ostentacyjnie nie przede wszystkim przez ból rozrywający moją czaszkę od rana, a przez to, że użyła ona mojego drugiego imienia. Estella Anderson była jedyną osobą, która to robiła i szczerze tego nienawidziłam z dwóch powodów. Po pierwsze – było okropne, po drugie – było paskudne. Więcej nie musiałam mówić. Cieszyłam się, że w związku moich rodziców to ojciec miał zawsze ostatnie słowo – co ja gadałam, on zawsze miał ostatnie słowo – i stanęło na tym, że będę nazywać się Karoline, a parszywa Abigale wybrana przez moją matkę, została skryta w cieniu drugiego imienia. Chwalmy niebiosa i mojego tatulka za taki przebieg zdarzeń.
Po kilku długich minutach, w których to pewne kroki roznosiły się echem po rezydencji wielkości jakiegoś pałacu, próg oficjalnej kuchni (tej, która służyła jedynie do samodzielnego nalania soku przez nas, czy zaparzenia herbaty na szybko) przekroczyła niezwykle piękna kobieta. Rozsiewała wokół siebie aurę wyższości, podstępności i pewności siebie. Patrzyła na wszystkich i wszystko z góry, zgrywając królową świata, przez co jedynie chciało mi się śmiać. Siedziałam na wysokim hokerze przy dużej wyspie kuchennej i uważnie ją obserwowałam. Wzięłam kolejnego łyka mojego kakao przygotowanego przez służbę do śniadania, tym samym starając się zakryć uśmiech, który cisnął się na moje wargi. Nie byłam jednak w stanie powstrzymać przewrócenia oczami, gdy uświadomiłam sobie, że mama nadal sądziła, że jest kimś więcej niż tylko ozdobą u boku ojca.
— Witaj, matko — rzuciłam zachrypniętym głosem i odstawiłam swój w połowie upity kubek na blat, tuż obok brudnego po racuchach talerza.
Nie ma co się dziwić, w przeciwieństwie do wszystkich, na kacu miałam wilczy apetyt i wtedy naprawdę głęboko w dupie miałam moją sylwetkę, kalorie i dietę. Dziękowałam w duszy, że nigdy nie musiałam męczyć się z zatruciem alkoholowym i za każdym razem świętowałam to obżarstwem, którego skutki i tak po mnie spływały. Kilka okrągłości dodawało kobiecie uroku i każdy normalny człowiek to wiedział, dlatego wielbiłam moje szersze biodra, zaokrąglone pośladki i nieco grubsze uda, ledwo widoczną przerwą między nimi. Nie oszukujmy się, ciuchy na takim ciele leżały po stokroć lepiej, niż na jakimś niezidentyfikowanym wieszaku, których teraz wszędzie było pełno. Oczywiście wszystko jednak kontrolowałam przez regularne treningi, dlatego mogłam sobie pozwolić na co nieco w moim jadłospisie.
— Dzień dobry, Gale — odpowiedziała mi natychmiast, co spowodowało mój jeszcze większy grymas.
Przysięgam, że jedyną gorszą rzeczą od mojego drugiego imienia było jego zdrobnienie. Przecież to nijak nie brzmiało.
Matka w tym samym czasie niechlujnie rzuciła swój szary płaszczyk na krzesło stojące niedaleko niej, a kilka papierowych toreb postawiła na blacie. Czyli już wiadomo co robiła w sobotę o dwunastej w południe. W sumie czego innego można było się po niej spodziewać. Nim zdążyłam mrugnąć, a koło mojej apodyktycznej matki, znalazła się dwójka pracowników, którzy jakby mogli, to weszliby jej w dupę. Prychnęłam głośno, gdy obserwowałam jak jedna ze sprzątaczek od razu odwiesza nakrycie na wieszak trzymany w ręku starając się, aby nic się nie zagięło, a druga z nich chwyta torby w obie dłonie, po czym bez słowa odchodzą zapewne w stronę garderoby Estelli. Kobieta w niezwykle prostych i ciemnych jak atrament włosach, bacznie obserwowała to z pełnym zadowolenia uśmiechem. Doskonale wiedziała, jak wychować sobie służbę.
Wreszcie obdarzyła mnie swoim spojrzeniem, bacznie obserwując moją zgarbioną sylwetkę. Na jej twarzy natychmiast wymalował się grymas, który starała się ukryć, jednak miałam to totalnie gdzieś. Doskonale wiedziałam, jak wyglądałam. Przecież siedziałam przy tym blacie od jakiejś godziny, czyli od momentu gdy wstałam po całonocnej libacji z Valentiną i gdy usłyszałam głośne burczenie mojego brzucha, naprawdę nie rozmyślałam, czy aby na pewno dobrze wyglądam w krótkiej, poplamionej bluzce na ramiączkach w kolorze różowych, satynowych spodenkach tego samego koloru i grzywce przyklejonej do czoła. O co to, to to, to nie – nie było nawet takiej możliwości, gdy w grę wchodził mój żołądek.
— Powinnaś w lepszym stanie pokazywać się ludziom, dziecko — skarciła mnie niemal natychmiast, co ja skomentowałam prychnięciem.
— Pieprzenie, matko. Oni tu są po to, żeby mi usługiwać, a nie po to by mnie oceniać — rzuciłam oschle w jej kierunku i skończyłam pić moje kakao.
Widziałam, jak otwierała usta, aby coś jeszcze dodać, ale w jednej sekundzie zamilkła doskonale wiedząc, że to ja miałam rację, a ona miała dokładnie takie samo zdanie. Po prostu wypuściła ze świstem powietrze, a dłońmi podparła się o oparcie hokera stojącego trzy miejsca dalej ode mnie.
— Nieważne. Zbieraj się, w ciągu godziny musisz znaleźć się w firmie ojca. Ma ci coś do przekazania, a o trzynastej piętnaście ma spotkanie z kontrahentami, z którymi później wyjeżdża do Las Vegas, więc masz naprawdę niewiele czasu — spokojnie zmieniła temat i przy ostatnich słowach ponownie zmierzyła mnie spojrzeniem, zmieniając ton na bardziej sugestywny, lecz ponownie nijak przejęłam się tym i upływającym czasem.
— Co takiego dla mnie ma? — spytałam o to, co jedyne zainteresowała mnie z jej wypowiedzi.
— Dzisiejszego ranka przyszły broszury, które specjalnie dla ciebie zamówił. Musisz je odebrać, aby dokładnie im się przyjrze...
— To chyba żarty! — nie dałam jej nawet dokończyć wypowiedzi, po czym z łoskotem odłożyłam kubek na blat, czym spowodowałam jej wzdrygnięcie i odsunięcie w tył. — Do egzaminów końcowych zostały jeszcze cztery miesiące, a do składania podań na uniwersytety pięć! Ja jeszcze nie wiem, co napisze na testach, a wy wymagacie ode mnie, żebym wiedziała gdzie spędzę resztę moich następnych lat! No żarty po prostu...
— Lepiej nie lekceważ w ten sposób ojca — syknęła w moją stronę, co spowodowało, że obecnie mierzyłyśmy się wściekłymi spojrzeniami.
Kobieta jednak nie mogła pozwolić sobie na zbyt długi brak taktu i kolejny raz pozwoliła mi wygrać tą niemą walkę, ale niestety tylko tą...
— Alexander skontaktował się z najlepszymi uniwersytetami w całych Stanach oraz poza nimi. Zadbał o dokładny opis zajęć, wykładowców i akademików. Na każdym z nich mają najlepsze drużyny. Odbierz od niego te broszury i dokładnie się im przyjrzyj. Podejrzewam, że niedługo będzie chciał znać twoją odpowiedź. I skończ tę dyskusję! — dodała niemal natychmiast, gdy zauważyła że kolejny raz mam zamiar się odezwać, dlatego od razu zamilkłam.
Doskonale wiedziałam, że ojciec był jedyną osobą, z którą nie miałam jakichkolwiek szans w dyskusji. On zawsze wiedział co robił. Przecież nie bez powodu był tym kim był i zarządzał dużą częścią kilku stanów.
Fuknęłam pod nosem kilka przekleństw i wyładowałam swoją wściekłość na bogu ducha winnej matce, która właśnie opuszczała pomieszczenie, pokazując w jej stronę środkowego palca. Zerknęłam kątem oka na smartwatcha znajdującego się na moim nadgarstku i jeszcze bardziej się zagotowałam, gdy dostrzegłam, że do wyjazdu zostało mi niewiele ponad pół godziny jeżeli chciałam zdążyć na czas. Przecież to było awykonalne do cholery!
Wściekła zeskoczyłam ze stołka wprost na zimną podłogę, a po zetknięciu moich bosych stóp z jej powierzchnią, wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz, który nieco mnie ostudził. Jakim cudem w ciągu trzydziestu minut mam się umyć, wysuszyć i zakręcić włosy, nałożyć makijaż i jeszcze wybrać odpowiedni strój?! Kpiny! Niemalże biegiem ruszyłam w stronę mojego królestwa, w którym po zatrzaśnięciu drzwi, miałam doprowadzić się do użytkowego stanu.
∞
Gdy tylko usłyszałam charakterystyczny odgłos windy, a po sekundzie metalowe drzwi zaczęły się rozsuwać, pędem ruszyłam przez podziemny garaż, slalomem omijając kolekcje aut mojego ojca, aby dostać się do moich dwóch skarbów stojących najbliżej wyjazdu. Bez namysłu wsiadłam do metalicznego mercedesa klasy S, a mały, elegancki plecak rzuciłam na miejsce pasażera. Nacisnęłam odpowiedni przycisk na konsoli, a samochód zaczął budzić się do życia. Sięgnęłam do przegródki między siedzeniami, aby sięgnąć mój ulubiony błyszczyk o smaku brzoskwini, którego opakowania walały się w każdym możliwym miejscu i każdej torebce lub plecaku. To naprawdę nie moja wina, że byłam od niego uzależniona. Gdy uznałam, że wygląda on już w miarę ok, szybko cmoknęłam do swojego odbicia, poprawiłam moją prostą, rzadką grzywkę, która dodawała mi pazura i z piskiem opon ruszyłam z miejsca, uprzednio otwierając sobie bramę wyjazdową z garażu, a następnie z posesji, która znajdowała się na końcu niemiłosiernie długiego wjazdu, gdzie po obydwu stronach znajdował się malowniczy ogród.
Cudem dojechałam do siedziby firmy mojego ojca w ciągu dwudziestu minut, to naprawdę było prawie niewykonalne. Z gracją i bez zawahania zaparkowałam samochodem na jednym z miejsc zarezerwowanych dla mojego ojca. Wiedząc, że zostało mi niespełna piętnaście minut, aby dostać się na ostatnie piętro budynku, a do tego do biura mojego ojca, w prędkości światła wysiadłam z samochodu, uprzednio chwytając w rękę mój plecaczek, który później zarzuciłam sobie na ramiona. Szybkim kliknięciem zamknęłam samochód i ponownie biegiem ruszyłam w stronę jedynej windy, która zjeżdżała tutaj na parking podziemny. Gdy znalazłam się w jej wnętrzu, mój wzrok od razu padł na moją sylwetkę. W momencie, gdy maszyna ruszyła uśmiechnęłam się zadziornie do siebie. Poprawiłam moją krótką, dżinsową sukienkę w kolorze czarnym, obciągając ją trochę niżej, ponieważ podciągnęła się podczas szybkiego wysiadania. To samo zrobiłam z krótkim topem na cienkich ramiączkach w kolorze białym znajdującym się pod spodem. Uwielbiałam chodzić w sukienkach i wcale się z tym nie kryłam. Kątem oka dostrzegłam, że powoli zbliżałamsię do dwunastego piętra budynku, dlatego jeszcze pospiesznie schyliłam się, aby poprawić moje białe skarpetki sięgające do jednej trzeciej łydki, zakończone dwoma zielonymi paskami i prostując się, uśmiechnęłam się szeroko. Zarzuciłam moje długi loki na plecy, z przyzwyczajenia ponownie poprawiając grzywkę. Wyglądałam całkiem przyzwoicie.
Dobra, nie oszukujmy się, wyglądałam bardzo dobrze i na pewno nie było spowodowane to tym, że z tyłu mojej głowy od wczorajszego wieczoru wciąż siedziały słowa mojej przyjaciółki oraz obrazy, które zagościły w niej niemalże od razu po ich wypowiedzeniu. Wcale nie miałam nadziei, że oprócz ojca, przechadzając się bogatymi korytarzami, napotkam wujka Goerge'a, który dnia dzisiejszego na pewno również pracował. Wcale, a wcale.
Dlatego uśmiech wcale nie zagościł na moich wargach, gdy po tym jak przeszłam po cichu – bo jako jedyna miałam na sobie kolorowe sneakersy zamiast szpilek lub lakierek – przez główną recepcje piętra, dotarłam do drzwi gabinetu Alexandra, a one przede mną nie ustąpiły. Wcale nie uśmiechałam się, kierując teraz swoje kroki w stronę gabinetu Ruggero, aby zapytać się czy nie widział przypadkiem mojego ojca. Wcale, a wcale.
Zapukałam trzykrotnie i nawet nie czekając na odpowiedź, wtargnęłam do pomieszczenia znajdującego się kilkanaście metrów od biura taty. Ja nie potrzebowałam zaproszenia i teraz gdy spojrzałam wgłąb, tylko się w tym utwierdziłam. Mężczyzna siedział przy wielkim biurku znajdującym się naprzeciwko drzwi całkowicie zatopiony w swoich papierach i nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktoś zakłócił jego spokój. Z jeszcze szerszym uśmiechem cichutko zamknęłam za sobą drzwi, odcinając nas od reszty niepotrzebnych gapiów i delikatnie stąpając po dębowej podłodze, zaczęłam zbliżać się w jego stronę. Zauważyłam jak siedzi pochylony, a czubkiem języka co jakiś czas przejeżdża po swoich pełnych wargach. Kilkudniowy zarost okalał jego twarz i powodował, że jedyne o czym myślałam to to, że chciałam aby drapał mnie nim za każdym razem gdy na niego patrzyłam. Kilka rozpiętych guzików jego koszuli ukazywało również zarost jego klatki piersiowej i naprawdę z trudem powstrzymywałam się od niekontrolowanego sapnięcia. Dlaczego za każdym cholernym razem musiałam reagować tak samo? Dlaczego mój ojciec musiał znaleźć sobie tak powalającego przyjaciela?
Szybko musiałam przywrócić się do w miarę przystępnego stanu, dlatego zagryzłam mocno wnętrze mojego policzka i w myślach policzyłam do dziesięciu, aby uspokoić mój oddech. Zawsze to samo, ugh.
— Ruggero! — uniosłam swój głos chcąc wrócić na siebie jego uwagę i nie przerwałam swojej wędrówki w jego kierunku. — Nie widziałeś gdzieś mojego tatusia?
— Witaj, Karoline — odezwał się do mnie niemal natychmiast swoim głębokim, zachrypniętym barytonem i sprawił, że zdębiała zatrzymałam się w miejscu zachwycając się tym, jak moje pełne imię (którego on używał non stop) pięknie brzmiało w jego ustach. Flegmatycznie uniósł swoją głowę i utkwił swoje głębokie spojrzenie w mojej osobie paraliżując mnie doszczętnie. — Ciebie też miło widzieć, kochanie — sarknął ironicznie i wyprostował się na swoim fotelu, pokazując swoją wyższość nad moją osobą. Zawsze to robił.
— Karol!
I nagle czar prysł, gdy do moich uszu z lewej strony dotarł głos mojego ojca, gdzie od razu odwróciłam swoją głowę, starając się zapomnieć o widoku szatyna, który jak na złość dalej mi się przyglądał chcąc mnie wprowadzić w jeszcze większe zakłopotanie. Pragnęłam, aby mężczyzna wychodzący z łazienki i zapinający spinki swojej koszuli, pochłonął całą moją uwagę, ale to nie było możliwe.
— Ile razy mam ci powtarzać słoneczko, abyś nie zwracała się do Ruggero po imieniu? To jest twój wujek, a nie kolega — skarcił mnie poważnie, na co ja jedynie wywróciłam oczami, całkowicie zapominając o stanie, w którym byłam przed chwilą i zarzuciłam swoje ramiona na klatce piersiowej.
— Daj spokój, Alexandrze. Naprawdę mi to nie przeszkadza — odpowiedział mojemu ojcu, dalej nie obdarzając go nawet krótkim spojrzeniem i puścił mi oczko, co sprawiło, że uśmiechnęłam się dumna pod nosem.
— Ruggero, proszę nie wtrącaj się w wychowanie mojego dziecka. Trochę dyscypliny jest jej potrzebne.
No nie wierzę. Ponownie jedynie co mogłam zrobić to wywrócić oczami. Kątem oka dostrzegłam, jak Włoch siedzący przy biurku uśmiecha się niemrawo, chcąc ukryć ten grymas.
— Tatku! — pisnęłam, chcąc zmienić temat i rzuciłam się na jego szyję, cmokając go pospiesznie w policzek. — Słyszałam, że coś dla mnie masz.
— Oh, tak. Poczekaj tu chwilę, muszę iść po to do mojego gabinetu — rzucił prędko, odwzajemnił mój uścisk i już go nie było.
Odprowadziłam go spojrzeniem dopóki nie zniknął za drewnianą powierzchnią, a gdy usłyszałam trzask, mimowolnie przełknęłam głośno ślinę.
— Co u ciebie słychać droga Karoline? — ponownie odezwał się swoim głębokim głosem i na boga, przysięgam, że to i moje pełne imię w jego wargach wystarczyło, aby mój oddech przyspieszył.
Niepewnie odwróciłam się w jego stronę, dostrzegając, że tym razem stoję znacznie bliżej jego osoby niż chwile temu.
— Nic ciekawego, wujku — rzuciłam cicho, sarkastycznie podkreślając ostatnie słowo i posłałam mu delikatny uśmiechem, zbliżając się o kolejne kroki do drewnianego biurka.
— Znowu piłaś do upadłego — powiedział karcąco, uważnie przyglądając się mojej twarzy z surowym wzrokiem, czym spowodował moje ciche prychnięcie.
Kolejny do pouczania mnie się znalazł.
— Jestem nastolatką, to raczej normalne — prychnęłam nieco rozeźlona tym, że był w stanie tak łatwo mnie przejrzeć.
Lecz co się dziwić. Znał mnie od prawie piętnastu lat. Widywał mnie niemal codziennie, gdy dorastałam i stawiałam pierwsze kroki w młodzieńczym wieku. Wiedział o mnie wszystko i bezwstydnie to wykorzystywał.
— Co dla ciebie ma Alexander? — całkowicie zignorował moją odpowiedź, zaciekawiając się tym, po co zginął mój ojciec.
— Nawet mnie nie denerwuj — prychnęłam rozeźlona i ponownie zawiązałam ramiona pod moimi piersiami.
— Oni naprawdę czasami są niemożliwi.
Widziałam jak marszczył brwi w niezrozumieniu, a w momencie gdy chciał się zapytać o co chodzi, ponownie w pokoju nie byliśmy już sami. W dalszym ciągu jednak czułam na sobie jego intensywne spojrzenie. Lecz nie patrzył się w moje oczy – patrzył wprost na moje usta, które w dziennym świetle połyskiwały od nałożonego błyszczyka.
Z trudem powstrzymywałam się od uśmiechu cisnącego się na moje wargi, pełnego kpiny, ale i zadowolenia.
Może nie będzie to wcale takie trudne, jak obie zakładałyśmy na początku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top