II

Zmęczona po dyżurze w szpitalu, wracałam komunikacją miejską do domu. Byłam zmęczona po dwunastu godzinach ciężkiej pracy, ale wiedziała, że warto. Od dziecka marzyłam aby w przyszłości móc pomagać ludziom oraz ratować ich życie, dlatego wybrałam taki, a nie inny zawód. Wiedziałam, że czekało mnie dużo wyrzeczeń, ale byłam gotowa się poświęcić.

Mijając londyńskie ulice, mogłam śmiało stwierdzić, że już można było wyczuć świąteczny klimat. Na ulicach pojawiły się ozdoby, które rozświetlały ponure dotąd drogi. Uwielbiałam ten czas, a spacerowanie po tym mieście sprawiało mi wtedy ogromną przyjemność. Bez końca potrafiłam się przechadzać mniej znanymi ulicami, które również miały swój urok, a przy tym nie były, aż tak oblegane przez turystów.

Śmiało można było stwierdzić, że to miasto zawsze było przepełnione turystami. Nie powstrzymywał ich nawet fakt, że święta powinno spędzać w gronie najbliższych, a nie kilkaset kilometrów od domu.

Po wejściu do domu miałam ochotę położyć się do łóżka, okryć ciepłym kocem i pójść po prostu spać, ale nie mogłam. Najpierw musiałam spakować chociaż trochę rzeczy, które miałam zabrać na konferencję.

Wyciągnęłam z szafy małą walizkę, do której zapakowałam najpotrzebniejsze ciepłe rzeczy. Zbliżał się grudzień, więc było to jednoznaczne z tym, że powoli zaczynało się robić chłodniej, a szczególnie wieczorami.

Kiedy skończyłam się pakować, nie miałam siły ruszyć nawet palcem. Jakimś cudem doczołgałam się do sypialni i w końcu mogłam się położyć na łóżku i odpocząć. Nastawiłam budzik na ósmą rano i bez obaw, że zaśpię mogłam zasnąć.

***

Rano tak naprawdę nie miałam dla siebie zbyt wiele czasu. Wypiłam tylko czarną kawę, która miała mnie postawić na nogi, a następnie po szybkim prysznicu wyszłam z domu, zabierając swoją walizkę.

Musiałam jeszcze pojechać do swoich rodziców, aby upewnić się czy na pewno mogłam jechać. Mogli potrzebować mojej pomocy, a wtedy bez wahania zadzwoniłabym do Johna, informując go o zmianie planów. Nie obchodziłyby mnie konsekwencje, bo rodzina była najważniejsza.

Punktualnie o dwunastej pojawiłam się pod szpitalem i zaczęłam wypatrywać znajomych postaci, ale niestety nikogo nie było. Sprawdziłam na telefonie godzinę czy nie przyszłam czasem za wcześnie, ale niestety nie i to moi towarzysze się spóźniali.

Z zimna pocierałam ręce o siebie. Rękawiczki miałam w walizce, a nie chciało mi się ich teraz szukać, bo pewnie znajdowały się na samym dnie. Miałam zamiar już wejść do środka budynku, ale powstrzymałam się w momencie, gdy podjechał samochód, należący do Becketta. W końcu.

- Przepraszam za spóźnienie - odezwał się, kiedy znalazł się koło mnie. Wziął do ręki moją walizkę. - Chodź - powiedział i ruszył w stronę swojego samochodu, a ja nadal stałam w tym samym miejscu, co przed chwilą.

- A gdzie reszta? - zapytałam, rozglądając się dookoła. Nigdzie nie widziałam dwójki mężczyzn, która miała z nami jechać.

- Przyjadą jutro przed samą konferencją. - Uśmiechnął się do mnie. - A teraz wsiadaj, bo zamarzniesz zaraz tutaj. - Pilotem zamknął bagażnik, a następnie usiadł na miejscu pasażera.

Wzięłam głęboki oddech i niechętnie ruszyłam w stronę samochodu. Gdybym mogła tylko jakoś uciec to bym to zrobiła bez zastanowienia.

Kiedy wsiadłam do samochodu, John właśnie zdejmował swój płaszcz, który następnie powiesił z tyły na wieszaku.

- Nie będzie ci zimno? - zapytałam, gdy zobaczyłam, że mężczyzna został tylko w bordowej koszuli.

- Jest coś takiego, jak ogrzewanie i tobie też polecam się rozebrać. - Ponownie się do mnie uśmiechnął tego dnia. Po chwili zaczął się bawić jakimiś przyciskami i można było poczuć gorące powietrze, które wypełniło wnętrze samochodu.

- Cieszysz się z tego wyjazdu na konferencję? - zwrócił się do mnie, po chwili ciszy.

- Jakoś nieszczególnie mi na tym zależało, więc ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat. - Wzruszyłam ramionami. Nie widziałam sensu okłamywania go i wmawiania, jak to bardzo się cieszyłam z możliwości, którą mi dał.

- Ja się bardzo cieszę, że tutaj jesteś - powiedział, spoglądając na mnie kątem oka. Miałam nadzieję, że obejdzie się bez takich tekstów z jego strony, ale to chyba było niemożliwe.

- Wie pan o czym będzie ta cała konferencja? - Chciałam, jak najszybciej zmienić temat, żeby czasem nie zejść na ten niewłaściwy. Wolałam prowadzić z nim neutralne rozmowy.

- Pan? - zaśmiał się z moich słów. - Przecież jesteśmy na ty poza szpitalem - dodał.

- Byliśmy - poprawiłam go. - To było kiedyś. - Nie mogłam pozwolić sobie na ponowną bliską relacje z tym mężczyzną. Jeden raz mi zdecydowanie wystarczył, a nawet to było za dużo.

- Malformacja Abernethy'ego - odezwał się John.

- Co? - zapytałam, nie rozumiejąc do końca, o co mu chodziło.

- Tytuł konferencji. Jak radzić sobie z takimi przypadkami oraz nowoczesne technologie, które mogą się przydać w leczeniu - wytłumaczył mi, a jak pokiwałam głową.

- Dziękuję. - Dopiero po chwili zrozumiałam, że mężczyzna nie widział mojego gestu, bo był skupiony na jeździe. O ile wcześniej nie byłam zainteresowana tą konferencją to teraz zmieniłam zdanie. Miał zostać poruszony dość ciekawy temat, więc byłam zadowolona, że mogłam w tym uczestniczyć. Była to dosyć rzadka choroba, więc miałam szansę, aby dowiedzieć się o niej coś więcej niż to, co przeczytałam w internecie.

- Jesteśmy - odezwał się, gdyby byliśmy na miejscu. Mężczyzna zaparkował na podziemnym parkingu, a następnie obsługa hotelu zabrała nasze walizki ze sobą, a my zostaliśmy zaprowadzeni do recepcji.

- Dzień dobry. - Młody recepcjonista przywitał się z nami. - Na jakie nazwisko rezerwacja? - zapytał.

- Backett - powiedział mężczyzna, który stał obok mnie.

- Dwa apartamenty jednoosobowe, zgadza się? - Podał nam kart, a później John podpisał jakieś dokumenty. - Życzę państwu udanego pobytu. - Uśmiechnął się do nas.

- Ładnie tutaj - oznajmiłam, gdy byliśmy już w windzie i jechaliśmy na piętnaste piętro.

- To prawda, jest bardzo przytulnie i można odreagować. Na dole jest basen, sauna i siłownia do dyspozycji gości, więc śmiało możesz korzystać. - Mężczyzna przepuścił mnie w drzwiach, a następnie zaprowadził pod odpowiedni numer pokoju.

John podał mi moją kartę, przez co nasze dłonie się zetknęły ze sobą, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Gęsia skórka pojawiła się na moich rękach, ale wmawiałam sobie, że to przez zimno chociaż ogrzewanie było włączone na terenie całego obiektu.

- mam pokój naprzeciwko, jakbyś coś chciała - powiedział, a następnie podszedł bliżej swoich drzwi. - A i walizkę powinnaś mieć już w pokoju - dodał, a gdy odwróciłam się, aby odpowiedzieć jego już nie było.

Westchnęłam tylko i weszłam do swojego pokoju. To będzie ciekawy wyjazd.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top