Prolog

Mężczyzna w ciemnej marynarce otworzył grube metalowe drzwi i wraz z towarzyszem ubranym w długi granatowy płaszcz wszedł do środka pomieszczenia. Wewnątrz panował mrok, a drogę oświetlało im tylko nikłe światło monitora wielkości ściany, znajdującego się na drugim końcu sali, odbijające się od wypolerowanej podłogi. Na ekranie tym wyświetlało się mnóstwo kwadratowych ikonek, a dokładniej po szesnaście w pionie i po szesnaście w poziomie. Ikonki te co kilka sekund zmieniały się na inne, czyli z innym zdjęciem i innym podpisem, składającym się z imienia oraz nazwiska.

- Wszystkich tu masz do wyboru. Wybierz swoją jedenastkę, z ktorą pokonasz tych zuchwalców. Twoja drużyna ma wygrać. Ode mnie to tyle. - powiedział głębokim głosem mężczyzna w marynarce, a jego towarzysz podrapał się po brodzie, ani na chwilę nie odrywając wzroku od ekranu.

- Masz już kogoś? - zapytał, po chwili z lekkim zaciekawieniem pierwszy z nich, na co drugi syknął w jego stronę przykładając jeden palec to ust.

- Ciii...

Zgodnie z przekazem jego gestu mężczyzna zamilknął. Kilka minut później jego towarzysz podszedł do panelu z przyciskami znajdującego się przed monitorem. Wcisnął kilka z nich, nawet na nie nie patrząc, gdyż swoje spojrzenie utkwione miał cały czas w przeskakujących ikonkach, po czym pociągnął za zieloną wajchę znajdującą się na ściance panelu. Wszystkie znajdujące się na ekranie zdjęcia przetasowały się, po czym część z nich powiększyła się.

- Oto moja nowa drużyna. - powiedział poprawiając sterczący kołnierz swojego granatowego płaszcza. - A w jej skład wchodzą ...

* * * *

- ... Hera Tadashi...

Chłopak o bladobrązowych włosach poprawił srebrną opaskę okalającą jego czoło i ruszył powolnym krokiem w stronę miasteczka. Stanął na moście i oparł się o barierkę wpatrując się w niczym nie zmąconą wodę. W tym momencie towarzyszyła mu tylko samotność i warkot samochodów przejeżdżających co pewien czas za jego plecami. Jego jedyny przyjaciel, Aphrodi, wyjechał już jakiś czas temu do swojej ojczystej Korei, by to tam trenować i dostać się do tamtejszej reprezentacji, tym samym pozostawiając go samego na dłuższy czas.

Hera westchnął przymykając swoje szare oczy. Tak bardzo chciałby być na miejscu przyjaciela... Ale niestety nie miał żadnych szans, by dostać się do reprezentacji, gdyż nie został nawet powołany do meczu naborowego...

W tym momencie jego samotne rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości.

* * * *

- ... Yamino Kageto ...

Chłopak o białych włosach siedział na parapecie wpatrując się zobojętniałym wzrokiem w widok za szybą. Na policzkach miał ślady łez, a czarne kreski pod oczami rozmazane. Cały czas powtarzał sobie w głowie mecz sprzed kilku dni, w którym miał szansę dostać się do reprezentacji Japonii. Co takiego zrobił źle, że nie został wybrany? Przecież dał z siebie wszystko... Czy naprawdę tyle jego czasu poświęconego na treningi poszło na marne? Czy to dalej jednak nie było jego poziom? Czyli że znowu został w tyle za pozostałymi zawodnikami Ramiona?

Jego pogrążające go myśli zostały przerwane przez wibracje telefonu leżącego nieco dalej, na biurku. Chciał go zignorować, jak wszystkie przed tym, ale jakieś dotąd nieznane mu przeczucie kazało mu wstać i podejść do niego.

* * * *

- ... Touchi Shuuji, Atsuishi Shigeto ...

Chłopak o jasnych blond włosach zbiegł z górki i podbiegł do podbijającego piłkę jednym kolanem grafitowowłosego.

- Touchi! - krzyknął w jego stronę machając mu ręką.

- Oh, witaj Atsuishi - odpowiedział mu chłopak pozwalając opaść piłce na ziemię, po czym poprawił umieszczone na swoim nosie okulary.

- Mogę potrenować z tobą? - zapytał uśmiechając się blondyn, na co w odpowiedzi okularnik podał mu piłkę. Zaczęli podawać ją między sobą, początkowo w ciszy, lecz już po chwili nawiązała się między nimi niezobowiązująca rozmowa. W pewnym momencie zeszli na temat naborów do reprezentacji i tego jak zazdroszczą Hiroto i Midorikawie. W pewnym momencie telefony umieszczone u obu z nich w kieszeni spodni dały sygnały o otrzymaniu nowej wiadomości. Wymienili się zdziwieni spojrzeniami.

* * * *

- ... Otomura Gakuya ...

Chłopak o niebieskich włosach poprawił swoje różowe słuchawki nauszne i wstał z kłody drewna ułożonej na plaży. Chwilę jeszcze wpatrywał się w odbijające się o brzeg morskie fale, po czym odwrócił się i zszedł z piasku. Swoje kroki skierował w stronę jednego z małych drewnianych domków, w którym znajdowało się jego lokum. Jego myśli cały czas zajmował fakt, że jego kolega z drużyny, Tsunami, dostał się do reprezentacji Japonii. Mimo tego, że próbował się tego pozbyć, miał wrażenie, że to on powinien zamiast niego być w tej drużynie. Czuł się z tego powodu winny, gdyż nie chciał być nielojalny wobec kumpla, a do tego przecież powinien cieszyć się jego szczęściem. Mimo wszystko dręczyło go poczucie, że skład tej drużyny został niesłusznie dobrany.

Walkę jego sumienia z piłkarską dumą przerwał ruch w tylnej kieszeni jego spodni. Sięgnął tam dłonią i napotkał nią swój brzęcący telefon.

* * * *

- ... Izuno Yuu, Segata Ryuuichirou, Netsuha Natsuhiko ...

Chłopak o białych włosach i pomarańczowych oczach podszedł do stoiska z lodami.

- Jedna porcja pistacjowa - zwrócił się do sprzedawczyni i podał jej banknot, by po chwili odebrać zielony lód na patyku. Podziękował jej i odszedł w stronę siedzących nieco dalej na murku dwóch nastolatków. Jeden z nich, brunet z biało-czerwoną opaską na czole, leżał na murku liżąc swojego czekoladowego loda, drugi zaś stał na ziemi opierając się plecami o kamienny blok, zajadając się pudełkiem lodów truskawkowo-waniliowych. Jego błękitne włosy lekko powiewały na wietrze.

- Trochę to beznadziejne... - mruknął niezadowolony białowłosy siadając obok nich i odgryzł kawałek swojego loda.

- Taaa, w tej drużynie jest mnóstwo słabiaków, a nas nawet nie zaprosili na mecz naborowy - poparł go brązowowłosy, a ostatni z nich pokiwał twierdząco głową nie przestając pałaszować.

- Przecież większość z nich pokonaliśmy - parsknął Netsuha poprawiając swoją opaskę na czole.

- Racja - odezwał się krótko i na temat błękitnowłosy, po czym wrócił do jedzenia. Chwilę siedzieli w napiętej ciszy, którą przerwały trzy różne dzwonki telefonów, które zaczęły dzwonić w tym samym czasie.

* * * *

- ... Genda Koujirou, Narukami Kenya ...

Chłopak w czarnych słuchawkach umieszczonych na ciemnofioletowych włosach otworzył gwałtownie morską szafkę z numerem 4 i włożył do niej swój pomarańczowy bidon stawiając go w środku z trzaskiem. Na dół szafki położył swoje fioletowe buty będące znakiem rozpoznawczym drużyny Akademii Królewskiej, do której oczywiście należał. Przebrał się w strój codzienny cały czas nie ukrywając swojego zdenerwowania. Kiedy pozostali koledzy z jego drużyny opuścili już szatnię usłyszał westchnięcie.

- Narukami...

Kiedy odwrócił się w stronę, z której dochodził głos, zobaczył opartego o ścianę przy wyjściu głównego bramkarza jego drużyny.

- Czego chcesz? - warknął do niego niemiło. Czuł się z tym źle, gdyż nie chciał zranić chłopaka, który wcześniej zawsze był dla niego wsparciem, ale w tym momencie jednak to emocje wzięły górę. Brunet chwilę przypatrywał mu się w milczeniu, po czym w kilku susach znalazł się tuż przy nim. Przyszpilił go plecami do szafek, a wolną dłoń zacisnął w pięść i huknął nią tuż obok głowy fioletowowłosego, tym samym pozostawiając spore wgniecenie w drzwiach szafki obok.

- G-genda... - wyszeptał zlękniony nagłym zachowaniem kolegi z drużyny chłopak.

- Wiem, że żałujesz że nie zostałeś wybrany do reprezentacji - wysyczał brunet. - Ale nie jesteś jedyny, więc nie zachowuj się jak egoista. - warknął. Fioletowowłosy spuścił wzrok. W tym momencie czuł się starsznie głupio. Przecież Genda bardziej zasługiwał na dostanie się do reprezentacji Japonii, a przed meczem złapał kontuzję. Do tego obaj jego najbliżsi przyjaciele się dostali.
A on sam? Jaki tak właściwie on sam miał powód, by zostać wybranym do tej reprezentacji?

Tę niezręczną sytuację przerwał dzwonek telefonu chłopaka wydobywający się ze środka szafki. Po krótkiej chwili dołączyły się do niego również wibracje wydobywające się z torby treningowej zawieszonej na ramieniu Gendy.

* * * *

- ... i kapitan - Shimozuru Arata.

Chłopak o różowych włosach oparł się czołem o zimne beżowe kafelki na ścianie naprzeciwko i pozwolił chłodnej wodzie swobodnie spływać po całym jego ciele. W tym momencie ciszy i samotności pozwolił sobie na moment słabości. Z jego oczu popłynęły łzy, a dłonie położył na głowie, nie zważając na to, że zmoczy sobie włosy.

- Dlaczego...? - szeptał do siebie łkając. - Dlaczego oni? - odchylił głowę do tyłu, a dłonie przeniósł na ścianę. - Dlaczego nie ja? ...nie ja?! - ostatnie dwa słowa wrzasnął cierpiącym głosem. Woda wlewała mu się do nosa i ust, zaczął się gwałtownie krztusić. Wyłączył prysznic, oplótł się w pasie ręcznikiem, a drugim przetarł sobie włosy i na nich go zostawił. Wyszedł spod prysznica co chwilę wypluwając resztki wody, która wlała mu się wcześniej do płuc. Oparł się dłońmi o umywalkę i zaczął wpatrywać się w odbicie swojej twarzy w lustrze.

- Dlaczego nie wybrali mnie do reprezentacji...? - wyszeptał wpatrując się bezsilnie w swoje szare oczy. Tę jakże bezsensowną czynność przerwał mu dźwięk przychodzącej nowej wiadomości na jego telefon leżący tuż obok.

* * * *

W różnych częściach miasta Inazumy, w tym samym momencie, jedenaście dłoni sięgnęło po telefon, by odczytać nowoprzybyłą wiadomość.

Chcesz podbić świat [...][...], prawda?
Jeżeli się nie mylę, w co szczerze wierzę, przyjdź jak najszybciej na boisko Football Frontier Stadium.
Tylko nie przegap szansy.
~ xx

Jedenaście par butów w tym samym momencie oderwało się od podłoża i pędem ruszyło w stronę stadionu, na którym rozgrywane były finałowe mecze FFI. Każdy chciał się tam znaleźć jako pierwszy, przed innymi.

Bo co innego pozostało tym jedenastu zagubionym i samotnym duszom?
Nic, prócz ciekawości...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top