55.1. Jak cie zdradził?

Nazywasz się Rachel Blue

Scott
Pewnego słonecznego dnia szłam do galerii wraz z Lydią. Właśnie przechodziłyśmy przez park, gdy zauważyłam Scotta? Ale raczej nie, bo przecież ma jeszcze jedną godzinę biologii. Aby mieć pewność szturnęłam rudowłosą w ramie, a ona zerknęła na mnie zdziwiona.
- Co jest El?- spytała poprawiając swojego długiego warkocza
- Zobacz tam.- delikatnie wskazałam palcem na miejsce, w którym znajduje się brunet - Czy to nie Scott?
Dziewczyna spojrzała się w tą samą strone, przyglądała się chwile, po czym skierowała wzrok na mnie.
- To on,ale czy on nie kończy o czternastej? - usiadłyśmy na pobliskiej ławce, z której miałyśmy idealny widok na chłopaka.
- Właśnie tak.- zmarszczyłam brwi i dopiero zauważyłam,że ktoś do niego podszedł.- Kto to?
Rudowłosa przechwyliła głowę w prawo i rozchyliła usta.
- M-Malia?- zająkała się
- Co oni robią?!- oddech mi przyspieszył,bo brunetka przyciągnęła nastolatka do siebie.
- Czy oni...?- nie dokończyła,bo dziewczyna pocałowała mojego chłopaka!
- Dość tego! - powiedziałam i pośpiesznie zbliżyłam się do pary. - Co to ma się znaczyć?! Scott?! - krzyknęłam
Brunet oderwał sie od niej i wystraszony spojrzał na mnie. Już otwierał usta aby coś powiedzieć,lecz spoliczkowałam go.
- Nie spodziewałam się po tobie tego Scott'cie.- odrzekła rudowłosa patrząc na niego z niedowierzaniem
- Nie wybacze ci tego McCall! Koniec z nami!- powiedziałam, a po chwili zaczęłam wrzeszczeć.
Lydia odciągnęła Alfę i kojotołaka ode mnie i również zaczęła krzyczeć krzykiem Banshee.
Nagle poczułam,że słabne. Automatycznie przestałam wydawać z siebie jakikolwiek dźwięk, po czym zielonooka również zaprzestała.
- Rachel! Rachel, co się dzieje?- spytał zdruzgotany brunet podchodząc do mnie, lecz został odepchnięty przez nastolatkę.
- Odejdź od niej Scott'cie McCallu!- odrzekła dziewczyna i szeptem zaczęła mówić coś po łacinie. - Rachel erit finis. Ne fallat!*
Delikatnie złapałam zielonooką za dłoń, a ona mnie podciągnęła i powoli zaprowadziła mnie do domu. Po mimo, że Scott ciągle za nami szedł to nie wszedł do domu.

Theo

Dzisiaj jest zebranie stada, zresztą jak w każdy poniedziałek.
Właśnie siedze na nudnej plastyce i rysuje krajobraz lasu z rzeką. Opieram głowę na lewej dłoni i rozmyślam o tym co teraz robi Theo. W pewnym momencie za mocno ściskam ołówek przez co przedmiot pęka. Gryze wewnętrzną stronę policzka chowając ołówek, po czym biorę drugi. Po skończeniu szkicu podchodzę do biurka i kładę kartkę przed nauczycielką. Przez chwile kobieta przygląda się rysunkowi. Spogląda na mnie.
- Na pewno nie chcesz zapisać się na dodatkowe zajęcia artystyczne? Rachel masz wielki talent do malowania.- oznajmia kobieta, po czym wstawia mi ocenę celującą (6).
- Nie mam zbytnio czasu po lekcjach.- mówię spogladając na ściane z wieloma szkicami uczniów wśród nich jest też kilka moich.
- Kochana wiem,że w środy kończysz po dwunastej więc mogłabyś te czterdzieści pięć minut poświęcić talentowi przy okazji mogłabyś się zrelaksować. - patrzy na mnie spod okularów połówek, wzdycham cicho i kiwam głową
- No dobrze, niech dla pani będzie.
- Bardzo się z tego cieszę kochaniutka.- uśmiecha się do mnie a ja odchodzę i siadam przy mojej ławce.
Chowam piórnik wraz z szkicownikiem, wyciągam telefon i pisze SMSa do szatyna, po chwili prowadzimy krótką konwersję.

Zdenerwowana spoglądam na zegarek w tym samym momencie dzwoni dzwonek. Zrywam się z krzesła i pierwsza wybiegam z klasy. Gdy dobiegam do szatni szybko zmieniamy obuwie i zarzucam na siebie ramoneske. Przeciskam się przez innym, po czym wychodze przed szkołę. Zirytowana przyspieszam krok, a już po chwili biegnę.
Godzinę później dochodzę do domu szatyna. Najciszej jak mogę ściągam buty i idę na górę do sypialni. Jednak coś mi nie pasuje. Spoglądam na jedne z damskich butów. Uświadamiam sobie,że one nie są moje, bo jaka idiotka w wiosnę zakłada kozaki do kolan?! Tracy! No tak!
Nagle słusze jęki dochodzące z górnych partii domu. Marszczę brwi i chicho wchodze po schodach. Gdy już znajduje sie na piętrze kieruje się do sypialni Theo. Delikatnie uchylam drzwi i spoglądam do pomieszczenia. To co tam wiedzę zawiera mi dech w piersiach. Łzy zaczynają mi lecieć po policzkach. Wściekła wchodzę do pokoju.
- To takie ona ma moce?!- dre się patrząc na szatyna, któremu mało brakuje do osiągnięcia orgazmu- Ty kurwo!
Uderzam dziewczyna z pięści, a ona jak oparzona odrywa się od 'kolegi' nastolatka.
- Ty kurwiu! Ile razy już ją bzykałeś?! Co?! - krzyczę przecierając załzawione oczy
- Ale Rachel to nie tak jak wygląda.- mówi wystraszony
- A jak?! - śmieje się chisterycznie - Może stała się pijawką i zaczęła wysysać ci krew, co?! Wiesz co?! Pieprzcie się dalej! Mam na was wywalone! A! I już nie jesteśmy razem i nie licz,że jestem w twoim stadzie!
Zdruzgotana i jednocześnie wściekła wybiegam z domu w pośpiechu zakładając buty. Półnagi nastolatek wybiega za mną,lecz ja wyjmuje telefon z torebki i pisze do Stilesa.

Tak jak pisał był po dziesięciu minutach. Otworzył mi drzwi jeepa i już po chwili zaczął zadawać pytania,na które odpowiadałam.
- Ten idiota ciebie zdradził?- spytał w końcu
- T-tak.- mruknęłam wycierając rozmazany tusz chusteczką
Chłopak zacisnął palce na kierownicy biorąc wdech.
- Zabije go.- oznajmia lekko przyspieszając
- Nie bedziesz musiał.- uśmiecham się do bruneta - Teraz będę potrzebowała jedynie...
- Pizzy, mnóstwa słodyczy, ciepłego łóżka z kocykiem, maratonu filmowego i wspaniałego przyjaciela obok?- wymienił szybko, na co automatycznie wpłynął mi uśmiech na twarz
- Dokładnie Stiles.- mruknęłam, wyciągając wibrujący telefon

- Zajedziemy do sklepu po słodycze, a pizzę zamówie.-powiedział brunet
- Okej Stiles. - schowałam komórkę ponownie do torby - Twój tata jest w domu?
- Nie. Dzisiaj prace kończy po drugiej w nocy.- mruknął zjeżdżając na parking - Zaczekaj na mnie.

Mam nadzieje,że podoba wam się👌🍬😏
*Rachel będzie dobrze! Nie zamykaj oczu!
Nie wiem na pewno czy dobrze przetłumaczone

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top