3. Jak sie poznaliście cz.2
*y.s.----> twoje nazwisko
Theo;
Spokojnie jechałeś po autostradzie. Gdy nagle silnik w twoim samochodzie zaczął dziwnie trzeszczeć, na co automatycznie zjechałaś na pobocze. Wysiadłaś z auta i otworzyłaś maskę, lecz gdy tylko to zrobiłaś, spod niej wyleciał ogromne kłęby ciemnego i jakże śmierdzącego dymu. Odsunęłaś się od samochodu, po czym powoli usiadłaś na krawężnik. Wzięłaś głęboki wdech, a następnie próbowałaś się uspokoić, ale marnie ci to szło.
— Rodzice mnie zabiją — szepnęłaś cicho.
Po chwili przed twoim jeepem zaparkowało inne auto. Nie wiedziałaś jakiej firmy, bo najzwyczajniej w świecie nie znałaś się na nich. Ponownie westchnęłaś i schowałaś twarz w dłonie. Poczułaś ciepłą rękę na swoim odkrytym ramieniu. Spojrzałaś w górę, a przed tobą stał wysoki szatyn z pięknymi, przejrzystymi zielonymi oczami. Był ubrany w ciemną, skórzaną kurtkę, spod której wystawała biała bokserka, a na niej zarysowywały się mięśnie. Cały ubiór uzupełniały szare jeansy i sportowe buty, wyglądał na jakieś osiemnaście, ewentualnie dziewiętnaście lat. Zdecydowanie za długo wpatrywałaś się w jego oczy, bo chłopak uśmiechnął się. Spuściłaś wzrok oraz poczułaś, że twoje policzki zrobiły się szkarłatne.
— Ładnie ci w rumieńcach. — gdy to powiedział, twoja twarz nabrała ciemniejszej barwy. Nastolatek najwyraźniej zauważył, że ciebie speszył, więc zmienił temat — To twój jeep?
Zerknęłaś w stronę auta, po czym bezradnie pokiwałaś głową.
— Niestety, ale się zepsuł. — gwałtownie wstałaś i poczułaś jak twoje 'drugie ja' chce się ujawnić.
— To pomogę tobie go naprawić. — zaproponował, a ty spojrzałaś nieco zdenerwowana na niego i, aby ochłonąć wyciągnęłaś z pojazdu butelkę wody.
Odsunęłaś się od samochodu i stanęłaś na trawniku. Odkręciłaś korek, podniosłaś butelkę i przymknęłaś oczy. Przechyliłaś napój i... Po chwili poczułaś zimną ciecz na swoim ciele. Zerknęłaś na chłopaka, który stał i patrzył na ciebie rozbawiony, lecz i zdezorientowany. Gdy skrzyżowaliście swoje spojrzenia, automatycznie uśmiechnęliście się do siebie. Upuściłaś butelkę, po czym podbiegłaś do niego i przytuliłaś. Szatyn zaskoczony tą sytuacją stał niczym słup soli. Odsunęłaś się od niego z dosyć głośnym śmiechem. Nastolatek zniesmaczony zerknął na swoje przemoczone ubrania.
— Dzięki. — jęknął, zdejmując kurtkę.
— Nie ma za co... — dopiero teraz zorientowałaś się, że nie wiesz jak towarzysz się zwie.
— Theo Raeken. — posłał ci uroczy uśmiech, który odwzajemniłaś.
— (y.n) (y.s) — podałaś nastolatkowi dłoń, a on ją szczerze uścisnął.
Brett;
Od najmłodszych lat lubiłaś grać w lacrosse, więc jak zdałaś do liceum, pierwsze co zrobiłaś, to zapisałaś się na treningi.
Aktualnie był trzynasty września, a inaczej mówiąc, dziś były nabory do drużyny. Zerwałaś się z łóżka o ósmej rano i szybko wykonałaś poranną rutynę. Wskoczyłaś w legginsy, szarą bokserkę i granatową koszulę, nałożyłaś czarne trampki wcześniej, nie zapominając o skarpetkach. Z szafki nocnej zabrałaś telefon, a gdy wychodziłaś zgarnęłaś swój fioletowy plecak. Zbiegłaś na parter, podbiegłaś do mamy, aby pocałować ją w policzek, przy czym zabrałaś jednego tosta i wybiegłaś z domu.
••••••••
Od dwóch godzin byłaś w szkole. Teraz zbiegasz do szatni męskiej, aby sie przebrać. Wskoczyłaś do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na przebierających się nastolatków. Wybrałaś najdalszy kąt i najszybciej jak potrafiłaś zmieniałaś ciuchy na strój, który pożyczył ci trener, gdy tylko zdjęłaś spodnie w pomieszczeniu nastała błoga cisza.
Czułaś na sobie wzrok patrzących się na ciebie chłopców. Założyłaś na siebie spodenki i koszulkę, odwracając się w ich stronę. Po chwili zrobił się głośny gwar. Wywróciłaś oczami i związałaś włosy w niedbałego koczka. Wyszłaś z szatni i skierowałaś na boisko.
Gdy tam dotarłaś, zobaczyłaś pewnego blondyna z zielonymi oczami. Nastolatek najwyraźniej nie zauważył ciebie, bo zdjął koszulkę, a ty stałaś jak zahipnotyzowana, podziwiając jego umięśnione ciało. Nagle blondyn odwrócił się w twoją stronę, nakładając na barki kij od lacrosse. Zrobiłaś wielkie oczy i przegryzłaś wargę.
— Cześć — przywitał się chłopak, a ty nerwowo przestępywałaś z nogi na nogę, nieprzerwanie wpatrując się w niego.
— Hej — uśmiechęłaś się dość nieśmiało, na co ten odpowiedział przesłodkim uśmiechem. Ledwo powstrzymałaś rozmarzone westchnięcie.
— Jestem Brett. — podszedł do ciebie i wyciągnął dłoń, którą w mgnieniu oka uścisnęłaś.
— (y.n) — mruknęłaś, wciąż obserwując go z minimalnym zainteresowaniem.
— Grasz w lacrosse? — podniósł brew, patrząc na ciebie z zaciekawieniem, przy czym uniósł kącik ust.
— tak, kocham ten sport! — mówiąc to, w twoich tęczówkach pojawiły się ogniki.
Później jeszcze rozmawialiście, a na koniec wymieniliście się numerami.
Parrish;
Jak co sobotę robiłaś zakupy w sklepie, aby uzupełnić lodówkę, która świeciła pustkami. Akurat stałaś przy półkach z płatkami płatki śniadaniowymi i myślałaś które wziąć.
“Czekoladowe czy cynamonowe...” — spytałaś siebie w myślach, aż w końcu zrezygnowana postanowiłaś wziąć obie paczki. Złapałaś za opakowanie czekoladowych, lecz na twoje nieszczęście cynamonowe stały dwie półki wyżej, a wzrostem nie grzeszyłaś. Podskakiwałaś, stawałaś na czubkach palców, ale nic z tego. Płatki wciąż były za wysoko! Zrezygnowana postanowiłaś poprosić kogoś o pomoc. Akurat szedł dość wysoki szatyn, więc zaczepiłaś go, mając nadzieję, że się nie śpieszy lub nie będzie niemiły.
— Hej, mógłbyś mi pomóc? — spytałaś grzecznie, a on podniósł jedną brew ku górze, wbijając w ciebie zaciekawione tęczówki.
— A w czym? — mruknął, zatrzymując swój wózek, w którym miał swoje zakupy.
— Nie mogę dosięgnąć płatków. —niekontrolowanir wydęłaś dolną wargę, spoglądając na owy przedmiot. Mężczyzna zaśmiał się melodyjnie, przewracając tęczówkami.
— Okej, chodź pokaż których nie sięgasz.
Podeszliście do półek. Wskazałaś płatki. Mężczyzna złapał cię za biodra i podniósł do góry. Spanikowana złapałaś za paczkę i poprosiłaś, aby odstawił cię na podłodze. Gdy postawiłaś nogi na ziemi, westchnęłaś z ulgą. Nie miałaś lęku wysokości, ale to było zbyt gwałtowne i niespodziewane!
— Dzięki wielkie. — posłałaś mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów, wpatrując w mężczyznę.
— Polecam się na przyszłość. — ponownie zaśmiał się, a ty usłyszawszy ten dźwięk, pomyślałaś, że mogłabyś go słuchać codziennie.
— Tak w ogóle jestem (y.n).
— Jordan Parrish, dla przyjaciół Parrish. — uśmiechął się szeroko, przy czym nogi delikatnie się ugięły.
Dalsze zakupy robiliście wspólnie, a po nich zaszliście do kawiarni za rogiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top