[1/1]




24.10.

Jimin i Taehyung żyli raczej spokojnie (nie wliczając ich kontaktu z Yoongim i Hoseok'iem). Tae zajmował się własną siecią ubraniową, drugi natomiast starał się mu w tym pomagać. Park znany był prędzej z bycia znakomitym choreografem, jednakże dwa lata temu doszło do kontuzji – która go uziemiła. W tamtym czasie poznał swojego ówczesnego chłopaka i jest to jedyna rzecz, którą zawdzięcza wypadkowi. W końcu po latach przerwy dostał telefon. Dość ważny dla niego telefon. Był to człowiek, który zaproponował mu występ – wraz z innymi artystami o znanych nazwiskach – podczas tegorocznych świąt w Pekinie.

— To musi być akurat w święta? Nie możesz... No nie wiem, przyjechać tam wcześniej? Nagrać się dwa dni przed świetami i spędzić ze mną gwiazdkę? — spytał wtedy Kim. Z jednej strony bardzo się cieszył. Przecież Jimin w końcu wróci do tego, co kocha! Tak strasznie marudził i rozpaczał oglądając znajomych z branży w telewizji, a teraz sam mógłby znaleźć się na ich miejscu. Z drugiej jednak strony święta Bożego Narodzenia, są tymi specjalnymi. Taehyung od małego zawsze czekał na 24 grudnia, więc próbował się teraz za wszelką cenę powstrzymać, od zatrzymania chłopaka w sprawie decyzji – którą to chyba podjął już bez jego wiedzy.

— Możemy przecież normalnie ubrać wcześniej choinkę, upiec pierniki i wszystkie te pierdółki — machnął ręką Jimin. Ten z kolei głową był już w Pekinie. Był przekonany, że Tae będzie się cieszył jego szczęściem i nie będzie widział żadnego problemu z jego wyjazdem. Dlatego to podjął decyzję już tydzień temu. — Wymienimy się prezentami przed albo po gwiazdce. O! A Bridget Jones mamy na płycie, więc możemy to zro...—

— Nie, Jimin. Tak nie będziemy robić. Jeśli masz już jechać w święta to... —

— To co? — nie spodobała mu się mina młodszego. Wiedział, że czasem trudno jest go przekonać do swoich racji, a chłopak miał też czasem dość nieobliczalne pomysły.

— Odwołuje tegoroczne Boże Narodzenie, nie będziemy ich obchodzić w inny dzień, czy osobno. Jak jeden raz z nich zrezygnujemy to nic się nie stanie. Przecież to tylko jeden dzień w roku. A ważniejsze jest, byś znowu wrócił na scenę i się spełniał — odpowiedział Kim spoglądając jak w transie na ścianę przed sobą. Wzrok miał pusty i na pierwszy rzut oka można było dostrzec, jak ciężko mu było to powiedzieć. Jimin jednak nie wychwycił tajemniczego kodu chłopaka i zaakceptował jego "propozycję". Tae myślał, że wymusi na ukochanym wyrzuty sumienia – swą skwaszoną miną i cichym głosem – ale najwidoczniej Park niezbyt wczuł się w moment.

~~~

20.11.

— Holly to zazdrosna wredota. Nie dotykaj go od razu, po tak długiej przerwie w widywaniu go – poradził Yoongi popijając herbatę przygotowaną przez Hoseok'a. Jimin z Taehyung'iem często u nich gościli. Park poznał ich właśnie przez swojego chłopaka. Od początku Min dziwnie na niego patrzył, jakby chciał go ocenić. Jimin mógłby nawet nabrać więcej powietrza, a tamten podniósłby na niego wzrok i mruknął coś do siebie pod nosem. Czuł się dziwnie obserwowany, ale Hobi zapewniał go, że na niego też czasem tak patrzy, gdy gotuje mu obiad. Jimin'owi nie wydawało się, by to było dobre porównanie ich sytuacji, ale odpuścił.

TaeTae od samego przyjścia do mieszkania siedział tylko przy dwóch psach. Nie opuszczał ich choćby na minimetr. Jasnowłosy wiedział dobrze, do czego to doprowadzi. Zawsze jak wracali, od swoich przyjaciół, w domu Tae robił wszystko, czego to mógłby on sobie wymarzyć, a na koniec patrzył na niego oczami tak błyszczącymi, że Jimin mógłby spokojnie sięgnąć po okulary przeciwsłoneczne, a i tak blask raziłby go w oczy. Taehyung próbował już wiele razy wymusić na nim psiaka, ale Park trzymał się swego i zaproponował kota. Jednak nie satysfakcjonowało to młodszego i póki co nie zamierzał się poddawać.

— Może i jest zazdrosny, ale jaki śliczny. Jimin chcesz go pogłaskać? — spytał Tae uśmiechając się cwaniacko, dalej z nim pogrywając. Park zmrużył oczy i podszedł do zwierzęcia, jednak ten na niego szczeknął i uciekł w stronę Yoongi'ego, który triumfował nad tą znaczącą dla niego chwilą.

— Nie lubimy Jimina? — spytał psa przesłodzonym głosem głaszcząc go po głowie. Park myślał, że jego wybranek go wesprze, ale ten śmiał się wraz ze starszym kolegą.

— Jaki kolor będzie miała wasza choinka? W tamtym roku poszedłeś chyba w złoty i biały, co nie? — spytał w końcu Hobi, który dołączył do nich na sofie. Położył jeszcze przed nimi dopiero co wyciągnięte z piekarnika babeczki. — No co? Co tak cicho siedzicie?

— W tym roku nie świętujemy. Jak wiecie Jimin dostał propozycję występu a, że jest to w święta to zwyczajnie je sobie odpuścimy. Podjęliśmy wspólnie tę dezycję i... no właśnie — wytłumaczył Tae wpychając w siebie wypiek, by nie skomentować tego pomysłu po swojemu. Dalej miał wielką nadzieje, że Jimin zostanie z nim w domu, ale nie zamierzał mówić tego na głos. Cóż Park znowu nie wyczuł, iż coś jest nie tak. Dalej żył w przekonaniu, że wszystko jest okej i tak naprawdę może on wyjeżdżać, a Tae będzie szczęśliwy wraz z nim. Siedzący koło niego Yoongi wyczuł natomiast ten "tajemniczy" kod. Wyczuł, że jego przyjaciel zachowuje się jak jego matka, która również strzelała takie humorki, gdy robił coś nie po jej myśli.

— Czemu nie pojedziecie razem? W sensie moglibyście spędzić wspólnie święta. Tylko w Pekinie — zauważył Hobi przerywając chwilową ciszę. Wszyscy spojrzeli po sobie, jakby nagle oświeceni. Na to Jimin nie wpadł. Spojrzał w stronę młodszego, ale tamten w dalszej chwili jadł.

— Przeszkadzałbym tylko. Z resztą nie chce, by zaraz była jakaś wielka afera — odpowiedział Tae, gasząc chwilowy przypływ szczęścia Jimin'a. Jednak młodszy miał rację, fani mogli się do nich przyczepić. Bynajmniej jemu nie wydawało się, by wiadomość o tym, że jest on w szczęśliwym związku ucieszyła i jego fanów. Kolejną falę niezręcznej ciszy przerwał Yoongi, swym donośnym chrząknięciem.

— To w takim razie wpadniesz do nas, Taehyung. Mamy dla ciebie miejsce, a matka Hoseok'a chętnie cię pozna... Może nie będę musiał z nią znowu rozmawiać, na temat zwierząt w cyrku — ostatnie zdanie mruknął bardziej do siebie. Tą propozycję Tae już przemyślał, jakiś tydzień temu. Jednak dalej nie zamierzał odpuścić. Chciał grać obrażonego i niewzruszonego, nie będzie obchodził świąt bez Jimin'a. Choćby miała go gonić jego znienawidzona nauczycielka z uniwersytetu.

— Spasuje, ale dzięki — uśmiechnął się szeroko w stronę przyjaciół. Jimin'owi zrobiło się ciepło na sercu. Uśmiech ten dostatecznie utwierdził go w przekonaniu, że wszystko jest dobrze. Sam po nocach zastanawiał się, czy dobrze robi zostawiając młodszego w święta, ale Taehyung nie wykazywał żadnej niechęci do tego pomysłu, przynajmniej w jego oczach.
Siedzieli tak w czwórkę do bardzo późna. Yoongi raczył nawet podzielić się alkoholem, który został mu podarowany na osiemnastkę przez ojca (oczywiście Min rozlał wpierw Jiminowi, by w razie czego to on leciał pierwszy do kibla, ale nikomu o tym nie wspomniał). Kim natomiast pozostał przy piciu Sprite'a. Miał jeszcze na dzisiaj plany. Gdy po godzinie–dwóch, od otwarcia butelki, Jimin był już w innym świecie. Tae przybliżył się do niego z telefonem i pokazał mu zdjęcie, które siedziało mu w głowie od bardzo dawna.

— Hej, Jimin

— Heej, a co to? Piesek? —spytał Jimin wskazując palcem na ekran komórki i uderzając nim. — Chce go pogłaskać. Mogę go pogłaskać?

— Chcesz? To możemy zrobić tak, że go pogłaszczesz, ale na początku musimy go przygarnąć — uśmiechnął się cwaniacko ciemnowłosy. Spojrzał jeszcze w około, by sprawdzić czy reszta ich podsłuchuje, ale pozostała dwójka spała już na kanapie obok.

— Możemy mieć go w domu? Ja chce mieć go w domu. Kup mi psa — na te słowa Taehyung czekał całe swoje życie. Wyciągnął rękę i pogłaskał chłopaka po włosach uśmiechając się ciepło. Tamten w odpowiedzi na gest przymilił się do niego niczym koala. Może i miał małe ręce, ale to jak trzymały one w tym momencie Kim'a było dalekie od delikatnego.

— Oczywiście, kupimy psa.

— Hoseok! Będę miał psa! Hobi? Hobi!?

— Cii... Dajmy im się wyspać. Tobie z resztą też by się przydało. Chodź, idziemy do domu. Zanim mi tu zejdziesz koło nich — mruknął. Sam był trochę niezadowolony myślą, że musi skończyć tę chwilę czułości. Jednak jak teraz nie ruszą się z mieszkania chłopaków, to prawdopodobnie zostaną tu do jutra.

~~~

15. 12

Minęło już trochę czasu, a taktyka Taehyung'a nie przynosiła żadnych rezultatów. Choinka nie stanęła w salonie, pierników nie upiekli, płyty z Bridget Jones dalej stały na najwyższej półce w sypialni – do której Jimin nawet, by nie dosięgnął. Tae musiał słuchać i udawać zadowolenie, gdy Jimin opowiadał mu o ludziach, których to spotka za parę tygodni w Pekinie. Podekscytowanie w głosie starszego sprawiało, że to on czuł się winny. Miał dziwne wrażenie, że jak zatrzyma Jimin'a to zrobi coś przeciw niemu i skrzywdzi go. Tak więc wspierał Parka, w jego decyzji, w dalszej części. W temacie psa również nic się nie zmieniło. Tae dalej nie miał pieska, a Jimin dalej chciał kota.

Standardową tradycją świąteczną w rodzince Kim – Park była również nocna przechadzka, po seulskim rynku. Jimin najbardziej uwielbiał właśnie te spacery, więc namawiał Taehyung'a do przejażdżki na rynek. Zdziwił się, gdy młodszy odmówił. Znów był to moment, w którym było mu przykro, z powodu takiego zachowania ze strony ciemnowłosego. Przecież nie zrobił nic złego, co nie? W ostanim czasie nie wydarzyła się w ich związku żadna kłótnia, sprzeczka. Nic się nie wydarzyło. Jednak młodszy wydał się być bardzo na niego obrażonym. Jimin nie chciał do tego doprowadzić tuż przed wyjazdem. Chciał by wszystko było idealnie, lecz ewidentnie coś było nie tak. Tylko co? Co on takiego zrobił?  Może to chodzi o tego psa? Nie, psa Jimin nie chce. On nienawidzi psów. Potwornie się ich boi. Pierwsze co widzi, gdy Tae mówi mu o posiadaniu przez nich szczeniaka, to wyobraża sobie tego labradora, który zaatakował go, gdy miał sześć lat. Od tamtej pory poprzysiągł sobie, że za żadne skarby psa posiadać nie będzie. Choćby Taehyung miałby się rozpłakać, on nie zaakceptuje psa w ich mieszkaniu. A ten Holly... mały, gryzący serdelek.

~~~

23.12, godz. 10:34

No i nadszedł dzień wyjazdu. Taehyung, Hoseok i (o dziwoto) Yoongi stali przy najstarszym z możliwych samochodów, by pożegnać Jimin'a.

— Jesteś pewien, że wszystko spakowałeś? Nic nie zapomniałeś? — dopytał Tae. ,,Na przykład o naszych tradycjach? Ty mała, zapatrzona w siebie, małpo, która specjalnie wygląda jak jakaś pieprzona seksbomba!?" w głowie nie oszczędzał sobie zwyzywania ukochanego. Co jak co, ale był nieźle wkurzony. A Jimin jak na złość postanowił założyć tę puchową kurtkę, którą kupił mu rok temu pod choinkę. Z jednej strony wyglądał w niej jak słodka bułeczka, ale miała ona dziwny wpływ na ciemnowłosego.

— Tak, sprawdzaliśmy przecież wczoraj i dzisiaj rano. Mam wszystko, Taehyungie. Chcesz się jeszcze pożegnać, czy mnie wyganiasz? — powtarzać dwa razy nie musiał, już po sekundzie został zaatakowany przez wyższego. Wtulił się w niego, jakby jego własne życie miało od tego zależeć. Wciągnął parę razy powietrze przy jego szyi, czując ulubione perfumy chłopaka. Park śmiał się donośnie czując jak policzki zachodzą mu doraźną czerwienieją.

— Zostawić was samych? — spytał Yoongi, dostając następnie po głowie od Hobi'ego. — Co? Też cię tak żegnać, jak jedziesz do studia? Ała! Przestań!

— To ten... będę już chyba jechać, co? — mruknął Jimin delikatnie wyswobadzając się z silnego uścisku chłopaka. Taehyung z wielką niechęcią się poddał, jakby mógł to wcale by tak łatwo nie odpuścił, jednak starszemu chyba się śpieszyło, a on dalej zamierzał grać w swoją gierkę pt. ,,domyśl się''. Przed trzaskiem drzwi samochodów pozwolił Jimin'owi na ostatni pocałunek, zanim odjedzie. Nie włożył w niego większej uwagi i nie był on z pewnością dla niego znaczący, ze względu na focha, którego aktualnie posiadał. Dopiero gdy ujrzał Parka przy kierownicy dotarło do niego, jakim idiotą się stał. Jego chłopak właśnie wyjeżdża za granicę, bez niego. Zostawia go tu samego i nie spędzi z nim świąt. Pomachał mu wraz z przyjaciółmi, gdy ten wyruszył z parkingu i w sumie na tym się to zakończyło. Po prostu zniknął. Przed chwilą tu stał, a teraz już go nie ma. Kim poczuł zawód, choć nie wiedział już, czy to sobą jest zawiedziony, czy zachowaniem jego chłopaka. Nie potrafił tego ocenić.

— Dupek — burknął Yoongi stając nagle koło niego. — Pamiętaj, że możesz wpaść do nas na święta. Holly się ucieszy. No i może jeszcze Hoseok.

— Ja tu stoję wiesz? Oczywiście, że się ucieszę! Wpadaj kiedy chcesz – czy to jutro, czy dzisiaj –nasze drzwi są dla ciebie zawsze otwarte. Mickey również chętnie przejdzie się z tobą na spacer, więc jakbyś jutro chciał z rana pójść z nami na spacer, to dryndnij — Hobi złapał go pod ramię, również rozumiejąc, jak w tej chwili może czuć się jego przyjaciel. Yoongi zdążył już mu wczoraj wszystko wyjaśnić i pomimo tego, że Min trzymał za wszelką cenę stronę Taehyung'a, to Hobi rozumiał doskonale perspektywę Jimin'a.

~~~

24.12, przed południem — Jimin

Jimin jechał wczoraj dość powolnie, gdyż miał podjechać tylko do motelu, będącego około dwie godziny drogi do Pekinu. Jego czerwony Volkswagen Passat – którego dostał od ojca – przeżył już wiele, więc nie zamierzał dokładać mu dodatkowych wizyt u mechanika. Kiedy tylko dojechał do motelu, znajdującego się przy samej autostradzie, zadzwonił do Taehyung'a, by porozmawiać tak z zasady, czyli zwykłe popytanie się nawzajem, o przebieg dnia. W przypadku Jimin'a to był męczący dzień, spędzony głównie za kółkiem, ewentualnie na stacji w sekcji z jedzeniem. Z rana, gdy obudził się sam w motelowym łóżku, już zdążył otrzymać pierwsze wiadomości od Kim'a. Na sam ich widok szeroko się uśmiechnął.

Odpisał mu krótko. Dobrze wiedząc, że korki niestety go nie ominą. Wstał więc szybko, ogarnął się w toalecie, zjadł śniadanie, zapłacił w recepcji i znowuż wyruszył. W tle leciały dobrze mu znane kawałki Nothing But Thieves. Ręce na jego kierownicy podnosił i opuszczał w rytm muzyki, a sam śpiewał głośno wraz z Conorem Mason'em. Pogoda za szybą nie wskazywała na śnieg – pomimo, że takowy miał się dziś pojawić – było dziś strasznie słonecznie. Tak więc wyciągnął z torby, leżącej na sąsiednim siedzeniu, jego ulubione okulary przeciwsłoneczne. Poczuł się niezmiernie pewnie w obecnej chwili i specjalnie docisnął gazu. Gdyby miał jeszcze jakieś poważniej i groźniej wyglądające auto, to może wyglądałby jak ten Leonardo Di Caprio, którego Taehyung ostatnio zaczął podziwiać. Jednak niestety posiadał on rozpadający się samochód, który nie miał ani ogrzewania, ani klimatyzacji. Dodatkowo szyby trzeba było opuszczać specjalnym pokrętłem, ewentualnie (jeśli byłoby się nieźle wkurzonym) to zezwoliłby on na wybicie szyby. No i Tae zachęcił go do założenia kurtki puchowej, w której wyglądał jak jakaś pierniczona bombka. A miał takie fajne okulary przeciwsłoneczne, takie fajne...

~~~

24. 12, przed południem — Taehyung

— Myślicie, że będzie się tam dobrze bawił? — spytał się chłopaków. Tak jak co tydzień w niedzielę, poszedł wraz z nimi na spacer z ich pieskami. Yoongi oddał mu nawet smycz z Holly'm. Mały pudelek skakał wesoło na topniejącym już śniegu, mimo to nie wyglądał na niezadowolonego z tego powodu, chyba pasowała mu taka ilość białego puchu.

— To duże miasto, dużo jest tam też mężczy—

— Nie myśl o nim teraz. Słyszałem wczoraj, że ma dziś spaść dużo śniegu. Cieszysz się, nie? Tak przecież na to czekałeś — zauważył Hobi przerywając Min'owi, który deptał szczęśliwy, wraz ze swoim pieskiem, śnieg na trawie. W końcu kucnął koło niego i, ku zdziwieniu Taehyung'a, pies wskoczył mu w ramiona. Też chciałby pieska, ale Jimin mu nie pozwala, ze względu na strach, co do tych zwierząt. Oj, jeszcze Tae to zmieni. Jeszcze to zmieni...

— Nie przeszkadza ci fakt, że wyjechał bez ciebie? — przemówił w końcu Yoongi.

— Nie, w ogóle. Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? — oczywiście, że mu przeszkadzało! Miał ochotę pojechać na rowerze do Pekinu i przywalić Jimin'owi w twarz. Jednak nie był on na tyle zdeterminowany, żeby jechać na rozwalającym się rowerze, którego w lecie nie chciało mu się wymienić na nowszą sztukę.

— Jestem szczęśliwy, wtedy kiedy i on jest — uśmiechnął się sztucznie.

— Dobra, mam dość! Nie myśl, że nie wiem co ty robisz. Bawisz się chłopie, w moją matkę! A ty i ja dobrze wiemy co robiła, gdy była wściekła.  Więc czemu do cholery nie powiedziałeś mu, żeby z tobą został? Przecież wiesz, że wstarczyło tylko z nim porozmawiać... ewentualnie dobić, jeśli by cię nie posłuchał — ciemnowłosy spojrzał na starszego kolegę trochę zszokowany. Skąd mógł on wiedzieć, co on o tym myśli? Skąd on mógł wiedzieć, jaką taktykę obrał i dodatkowo kim się inspirował? — Mogłeś mnie poprosić, razem byśmy chłopaka postawili do—

— Już i tak za późno. Muszę tylko przeżyć, ten jeden raz. Za rok będzie już ze mną na święta, nie? — przerwał Tae, nim Yoongi się rozkręcił.

— Jak chcesz, ale wiedz, że nigdy nie jest za późno...

— Że co? O co ci chodzi?

— Yoongi, co to za mina? Przestań

— Już wkrótce... —zatarł dłonie Min.

~~~

24.12 — Jimin

— Yoongi? — Jimin, za żadną cholerę nie spodziewałby się, że szanowny Min Yoongi postanowi kiedyś do niego zadzwonić i to jeszcze z własnej woli. — Coś się stało?

— Jesteś już w Pekinie? — spytał bez ogródek.

— Dojeżdżam, ale za chwilę powinienem być już na miejscu — uśmiechnął się młodszy, trzymając jedną ręką telefon przy uchu. Był z siebie niezmiernie dumny, powymijał wszystkie okoliczne korki i dalej zasuwał w najlepsze, wymijając kolejne starsze osoby.

— I z jakiej racji, postanowiłeś zostawić Taehyung'a w Korei? Przypominam, tego samego Taehyung'a, który skacze na balkonie, gdy o trzeciej nad ranem spadnie śnieg. Praca ważniejsza od rodziny, co?

— Nie wiem o co ci teraz chodzi. Przecież dobrze wiesz, że wspólnie ustaliliśmy, że wyjeżdżam służbowo. Nawet sam zaproponował, żeby odwołać święta — odparł Park. Próbował jak najmniej myśleć o Seulu i zostawionym w nim Taehyungu. Od samego początku Jimin miał lekkie wątpliwości, w sprawie jego nastawienia, ale ostatecznie zgodził się na wszystkie propozycje postawione przez młodszego i wyjechał.

— Moim skromnym zdaniem, jego mina wskazuje na zupełnie co innego, niż radość z twej nieobecności — prychnął Min. — Wygląda jakbyś zdzielił go w twarz i wyjechał bez pożegnania.

— Czy wydął wargę?

— Wydął wargę

— Czyli chcesz mi powiedzieć, że—

— Że spieprzyłeś po całości? Tak. Zostawiłeś go samego, na święta i to bez choinki. Pozwolisz, że powtórzę. Zostawiłeś go S–A–M–E–G–O. Zrozumiałeś? Czy przylecieć tam do ciebie i wygrawerować ci to nożykiem, na twoim czerwonym gracie?

I w tejże chwili Jimin spanikował, nielwie myśląc zakręcił idealnie pod tabliczką Pekin 50 km. Szczęście, że akurat natrafił na zakręt. Za nim jechały już rozpędzone samochody, które oczywiście zdążyły go strąbić, za przejechanie na czerwonym świetle. W głowie przeklął się poważnie za w ogóle przemyślenie oferty pracy w Pekinie i to jeszcze w święta. ,,Brawo Jimin, brawo"

— Co ty tam odwalasz?! Co to za dźwięki? — dopytywał się Yoongi przestając podlewać ulubione kwiatki Hoseok'a.

— Wracam do domu! Są święta, Yoonie! — zaśmiał się histerycznie blondyn dociskając pedał gazu. Teraz druga myśl dobiła go, z kompletnie innej strony, przecież dostał ofertę dobrze płatnej pracy. I co tu zrobić?

— Nie zdążysz. Nie ma szans, byś dał radę. Masz do przejechania dziewięć godzin drogi, Jimin. To jest za dużo dla twojego grata. Z resztą ma być dzisiaj jakiś zsyp śniegu, a ty pewnie jak zwykle nawaliłeś z oponami zimowymi.

— Po pierwsze, dam sobie radę. Po drugie, nie obrażaj Antonia. Po trzecie, moje przednie opony są zmienione. Tak więc łaskawie odczep się ode mnie i od Antonia. A teraz bardzo cię przepraszam, ale muszę się rozłączyć, bo trzymam telefon przy uchu, a nie chcę spowodować wypadku. Pozdrów ode mnie teściową!

I tyle go Yoongi słyszał.

~~~

24.12 — Taehyung, 12:00

— Napewno chce pan akurat tego? Niezły z niego urwis. Jest najbardziej ruchliwy z rodzeństwa. Potrzebuje wyjątkowej uwagi — wymieniała starsza kobieta, próbując zniechęcić go od wzięcia wybranego przez niego pieska. Jednak dla Taehyung'a było jasne, że to musiał być akurat ten pies. Dosłownie czuł się, jakby ktoś postawił mu go pod nogami i powiedział ,,Oto on, twój pies. Jest dla ciebie stworzony''.

—Tak, napewno. Jest idealny — uśmiechnął się szeroko ciemnowłosy. Po podpisaniu paru papierków i zgarnięciu wyprawki dla szczeniaczka, siedział z nim już w samochodzie. Yeontan – bo takie właśnie imię otrzymał – merdał szczęśliwie ogonkiem, siedząc na miejscu, które zwykle było zajmowane przez Jimina. To właśnie doprowadziło Kim'a do lekkiej paniki. ,,A co zrobi Jimin?'' ,,Czy jest on w stanie wyrzucić pieska z domu?'' ,,Będzie zły?'' – tak myślał na początku. Kiedy jednak pogłaskał pupila po główce, a tamten przymilał się do niego, jakoby jego własne życie miało od tego zależeć. Wtedy to diametralnie zmienił swoje myślenie na: ,,Było zostać w domu, Jimin''.

~~~

24.12 — wkurzony Jimin, 14:02, 8 godzin do Seulu

— Jedź, kurwa! Jedź, mówię! To droga szybkiego ruchu! — wytrąbił pierwszą lepszą kobietę, pokazując jej środkowy palec, gdy ją wymijał. Laska od razu zwolniła, bojąc się pędzącego Parka.

Czy jechał za szybko? Zdecydowanie. Czy policja mogłaby go właśnie złapać? Jest to jedna z tych opcji, o których wolał on teraz nie myśleć. Czy był on na siebie wkurzony? Oj, i to jak. Swoje zdenerwowanie przelewał na niewinnego Passata. Antonio doskonale sprawdzał się w roli atrapy wyścigówki, rodem z formuły jeden.

— Cholera jasna! Kto robił te drogi?! — ryknął, gdy niebezpiecznie podskoczył wraz z całym samochodem. W tym samym momencie, jego głowa przekrzywiła się w prawą stronę, i dostrzegł stoisko z choinkami, przy drodze. ,,CHOINKA! Nie mamy w domu choinki!'' i natychmiast skręcił na pobocze, hamując przed samym sprzedawcą.

— Panie, potrzebuję choinkę! Tą największą i najładniejszą! Najlepszą jaką pan ma! Zapłacę podwójnie- Co ja gadam? Zapłacę potrójnie! Tylko niech pan pomoże mi ją umieścić na dachu.

Mowy nie było, żeby na tylnych siedzeniach Antonia wylądował świerk. Jimin, by na to nie pozwolił. Prędzej zezwoliłby Taehyung'owi, na wpuszczenie psa do jego samochodu, niż rąbnął drzewo na tylne siedziska.

~~~

24.12 — szczęśliwy Taehyung, 14:30

— Jimin cię zabije — stwierdził Hobi spoglądając jak szczeniak skacze Kim'owi po kolanach, o mało z nich nie spadając.

— Przesadzasz. To tylko zwierzę. Chwilę pomarudzi, ale mówię ci, że zakocha się w nim, tak samo jak ja — uśmiechnął się drapiąc pieska za uszkiem. Taehyung może i bałby się reakcji ukochanego, ale w obecnej chwili nie czuł się jakoś specjalnie zagrożony. Jimina nie było przecież w Korei. Natomiast Yeontan był i to się dla niego, w obecnej chwili, liczyło najbardziej.

— Widziałeś może dzisiaj Yoongi'ego? — spytał Jung mieszając składniki na ciasto, które jego matka uwielbiała, a była to jedyna rzecz jaka odciągała ją od komentarzy na temat mieszkania, jakie należało do jego partnera.

— Ostatni raz widziałem go na spacerze, dziś rano. A coś się stało?

~~~

24.12— Jimin, 14:30, 7 godzin 15 minut do Seulu

— Jaka choinka? Że na dachu? Wybacz, że to powiem, ale... Jebło cię coś — wykrzyknął Yoongi wyrzucając ręce w powietrze.

— Uświadomiłeś mi jaki błąd popełniłem, teraz zamierzam go naprawić — odparł krótko Jimin wykonując dziwne manewry kierownicą, tylko by wyprzedzić kolejnych ludzi. Jechał dość szybko, więc powinien zdążyć do domu jeszcze dzisiaj.

— Chciałem tylko byś poczuł się winny, a nie sprawić, że będziesz napierniczać z powrotem. Ludzie! Trzymajcie mnie! — Min złapał się za głowę wzdychając. — Zawsze myślałem, że w jakimś stopniu coś cie kiedyś rąbnęło, ale dzisiaj przeszedłeś samego siebie — parsknął śmiechem, po krótkiej chwili ciszy. Dalej nie dowierzał, że blondyn podjął się misji powrotu do Seulu. Zaimponował mu tą postawą. On sam nie był pewny, czy dla Hoseok'a przejechałby 900 km w pół dnia. Znając siebie, pewnie nie. Jednak z pewnością próbowałby mu to jakoś wynagrodzić. — Jedź bezpiecznie, Jimin. Pogoda może dać ci dziś w kość.

— Dziękuje! Widzisz, w końcu zaczynamy się do siebie zbliżać! Może zechcesz w końcu obejrzeć ze mną Star Treka, gdy wrócę? — uśmiechnął się Jimin, relaksując się, dzięki luźnej rozmowie z przyjacielem, której obecnie potrzebował.

— Po pierwsze, Jimin jestem zajęty i ty również, więc trzymaj się ode mnie z daleka. Po drugie, nie przekonasz mnie do tego gówna. Póki Chuwie istnieje, ja nie obejrzę tego ścierwa.

— I tak Star Trek lepszy

— Wmawiaj sobie... Dobra, wszystko u ciebie okej, więc muszę znikać. Mam do załatwienia jeszcze pare spraw, żegnam!

I rozłączył się, nim Jimin zdążył skrytykować jego opinię. Od paru lat toczyli wojnę, na ten temat. Tylko, że Park przynajmniej obejrzał obydwie serie. Tamten grzyb nie miał zamiaru obejrzeć Star Treka. Gdy już miał włożyć kolejną płytę do odtwarzacza, ujrzał zmniejszającą się ilość paliwa.

— I ty Antonio, przeciw mnie?

~~~

24.12 — Jimin 15:20, 6 godzin do Seulu, stacja benzynowa

Jimin nie tylko zatankował i zjadł "obiad", ale skorzystał również z opcji kupienia jakiegoś jedzenia na wigilijny stół. Zgarnął jakieś mrożonki i najtańszy alkohol jaki mógł. Pieniądze miał tylko w gotówce, a za dużo ich ze sobą nie zabrał. Wziął wszystkie zakupione rzeczy i odłożył je z tyłu na podłogę. On natomiast wygodnie usadowił się z przodu. Zaczął pocierać ręka o rękę. Następnie chuchając w nie, gdyż – jak już wcześniej wspomniałam – samochód jego nie posiadał zbyt dobrego ogrzewania. Skupił się na ogrzewaniu swej osoby, gdy nagle podskoczył na siedzeniu, słysząc koło siebie pukanie. Jakiś obcy – zakapturzony, z maseczką na pół twarzy, ubrany jak Eskimos – facet stał za jego szybą. Na ten widok bicie jego serca przyśpieszyło gwałtownie, a włosy stanęły mu dęba. Nie za bardzo wiedział co ma w tej chwili zrobić. Otworzyć okno? Odjechać? Odjechać... ,,Spierdalam" w trymiga zaczął realizować plan ucieczki.

— Japierdole! No kurwa, właź tam! — przeklinał głośno, próbując nieudolnie włożyć kluczyki do samochodu. Niestety jego ręce trzęsły się tak mocno, że mógł co najwyżej o tym pomarzyć. Człowiek za szybą nie przestawał pukać, a Jimin nie przestawał celować kluczami. Gdy po pięciu minutach żadne z nich nie osiągnęło, czego pragnęło Park postanowił zakręcić korbką, by otworzyć okno. Cały dygotał jak osika, a wielkimi oczyma wpatrywał się jak zahipnotyzowany w faceta.

— Tak? — pisnął w końcu modląc się, aby nieznajomy odszedł i zostawił go w świętym spokoju. Jednak on chyba nie miał takiego zamiaru. — Nie mam pieniędzy, ale mam kartę biblioteczną. L-lubi Pan może czytać?

— Chciałem się tylko spytać, czy jedzie Pan może w stronę Seulu — zaśmiał się chłopak, gdy zdjął maseczkę i kaptur, który przysłaniał młodą twarz. Nie był to napewno chłopak starszy od Jimina. Park złapał się za kierownicę biorąc głębokie wdechy. Chyba nigdy wcześniej się tak nie wystraszył.

— Tak, jadę do Seulu — odpowiedział blondyn.

— A mógłbym się może z tobą zabrać? Oczywiście zapłacę, za podwózkę, tylko proszę podwieź mnie do stolicy. Nikt nie chce się zatrzymać — wyznał ciemnowłosy. Stał tu od trzech godzin, a za każdym razem odmawiano mu podwózki. Jimin był jego ostatnią szansą, przed zamknięciem sklepiku, który pełnił funkcje schronienia dla autostopowiczów.

— Myślę, że nie będzie problemu, wsiadaj — zachęcił chłopaka ręką. I już po chwili siedzieli obydwoje w samochodzie, jadąc w dalszą drogę do Seulu. — Tak w ogóle, jestem Jimin. Park Jimin.

— Jeon Jeongguk. Nie chcę być pesymistą, ani w żadnym razie nie chcę cię jakoś urazić, ale chyba słyszałeś—

— O śnieżycy? Słyszałem, ale spokojnie. Ten samochód jeszcze nikogo nigdy nie zawiódł.

~~~

24.12 — Taehyung, 17:00

,,Napisać do Jimin'a, czy nie napisać do Jimin'a? Oto jest pytanie''. Nie napisał. Taehyung w dalszym ciągu siedział na kanapie, oglądając przypadkowy kanał komediowy. W między czasie głaskał swojego pieska, który pełnił w tej chwili funkcje pocieszenia. Wszyscy jego przyjaciele szykowali się właśnie do kolacji Bożonarodzeniowej, a on? W sumie sam nie wiedział. W obecnej chwili nie myślał o niczym innym, jak o Jiminie. ,,Czy dobrze się bawi? Czy jest bezpieczny? Czy za nim tęskni? Czy w ogóle lubi obchodzić z nim święta?''

~~~

24.12 — Jimin, 18:00, 3 godziny 34 minuty do Seulu

— Jezu, uda mi się — zaśmiał się wesoło Park, gdy spojrzał po raz kolejny na nawigację, wskazującą ile dzieli ich od stolicy. Jeon siedzący obok sam uśmiechnął się szeroko. Jedzie z nim trochę ponad trzy godziny, a zdążył się już o nim tyle dowiedzieć, że mógłby spokojnie stwierdzić, iż traktuje go o wiele lepiej, niż swojego współlokatora z akademika. — Dojadę na te święta.

— Jimin — Jeongguk szturchnął go w ramię, gdy dostrzegł migające światło za nimi. Było ciemno, więc trudno nie było ich nie dostrzec. — Jimin, policja za nami jedzie! Zwolnij!

— Jadę z dozwoloną prędkością. Spokojnie. Napewno nie jadą za nami — odparł Park dociskając gazu i wyprzedzając kolejne auta. Gdy blondyn kontynuował szybką jazdę Jeon odwracał się do tyłu patrząc na policję, która ręką wskazywała mu na to, by ci zjechali.

— Nie jadą za nami, co? — spytał Jeongguk, gdy Jimin w końcu zatrzymał się, by odebrać swój mandat. W szybę samochodu zapukała młoda kobieta, policjantka. Trybiki w główce Jimin'a dość szybko połączyły ze sobą te dwa fakty.

— Ty, Jeongguk — szepnął do niego tak, aby stojąca koło samochodu kobieta nic nie usłyszała. — Zagadaj ją jakoś.

—Że co?! Że ja!? Czemu nie ty?

— Mam chłopaka, Jeon. Mam chłopka — burknął otwierając szybko okno. Czarnowłosy przełknął ślinę, spoglądając na kobietę. Była na 100% od niego starsza. Gdy wychyliła się do środka tłumacząc Jimin'owi, o ile za szybko jechał, ukazała mu się jej pełna twarz. Mógł ze spokojem stwierdzić, że była to jedna z piękniejszych kobiet, jakie w swym życiu spotkał. Jeon'a tak zamurowało, że nie dosłyszał błagania towarzysza o pomoc.

— Coś mu się stało? Potrzebuje pomocy? — spytała w końcu, spoglądając mu prosto w oczy. Jeongguk odwrócił się natychmiast, chowając głowę w oparcie.

— Mój syn to wyjątkowy przypadek, pani wybaczy. Jest poważnie chory, widocznie go pani przestraszyła.

— Ja?

— Jechała pani na sygnale, takie odgłosy nieźle go stresują — wyznał Jimin siląc się na jak najszczerszy ton jaki posiadał. Właśnie skłamał policji prosto w twarz, ale wolał to, niż spóźnić się na święta. Brakowało im przecież tak niewiele.

— Nie chciałam, naprawdę nie wiedziałam, że on— Naprawdę przepraszam. Proszę wybaczyć... panie?

— Park Jimin

— Panie Park, jakby miał pan kiedyś jakiś problem – podobny do tego tu – to proszę zadzwonić — i podała mu jakiś świstek papieru, na którym napisany był numer telefonu i imię: Lee Jieun. — Jeszcze raz przepraszam i wesołych świąt! Proszę jechać bezpiecznie, już zaczyna padać!

— Dzięki pani napewno dojadę bezpiecznie — Jimin wyszczerzył się w jej stronę, by następnie odjechać z piskiem opon. Podrzucił na kolana Jeon'a papierek i znowuż chwycił obydwiema dłońmi za kierownicę. — Nigdy więcej... A tobie co? Zatkało cię? Masz tą wizytówkę, zadzwoń do niej kiedyś. Tylko nie jutro, bo nas skuje — poradził blondyn, gdy Jeongguk w końcu odwrócił się w jego stronę.

— To było najgorsze kłamstwo, jakie można było wymyślić — prychnął czarnowłosy.

— Ale zadziałało. Twoja mina wskazywała tylko na to, że masz jakąś dziwną przypadłość. Dzięki temu dotrzemy do... No chyba, kurwa nie! To są chyba jakieś żarty!

I tak Antonio, Jeongguk, Jimin i choinka stanęli w ogromnym korku. Nie wskazywał on napewno na to, aby szybko z niego wyjechali.

~~~

24.12 — Taehyung, 20:38

— Patrz Tannie! Śnieg — zawołał Taehyung wskazując na biały puch, na balkonie. Piesek wydawał się cieszyć wraz z właścicielem. Obydwoje skakali przy szybie, zapominając o otaczającym ich świecie. Liczył się śnieg. Mimo to jednak Tae wiedział, że brakuje Jimina.

~~~

24.12 — rąbnięty Jimin, 21:02 , (niewiadomo już ile) do Seulu

— PARK JIMIN! — ryknął Jeon trzymając się wszystkiego czego mógł, gdy Jimin wyjechał z ciągu samochodów, na jakąś nieoświetloną polną drogę. Śnieg sypał tu już od niecałych dwóch godzin, a droga po której jechali nie wyglądała na taką, co będzie wkrótce odśnieżana. Dodatkowo było okropnie ciemno a w pobliżu nie było żadnego oświetlenia. Nie było widać też żadnych ludzi. Chłopaki jechali w las. Prosto w las. — Wracaj tam, do jasnej cholery!

— Nie ma mowy!

— TU NIE MA ZASIĘGU!

— Chcesz wysiąść? — spytał hamując nagle. Jeongguk spojrzał na niego jak na szaleńca i pokręcił przecząco głową. — To wyciągaj mapę ze schowka i przydaj mi się na coś! Ale zapal światło, widzisz coś? Odczytywałeś coś kiedyś z mapy?

— A chcesz sam ją sobie zaraz czytać?

— Czytaj mi! Nie wiem gdzie jadę — odpowiedział zmęczony już Jimin. Blondyn bał się, że na maskę zaraz wyskoczy mu jakiś jeleń. Jednak nie hamował tylko jechał co raz to szybciej, zagłębiając się co raz bardziej w las.

— Skręcaj... w prawo? — wykrztusił Jeon spoglądając to w prawo, to w lewo. Sam niezbyt wiedział, czy trzyma mapę, która posiada w ogóle Seul na sobie. Na jego szczęście miał on rację i skręt w prawo się pojawił. Jednak nagle Antonio podskoczył niebezpiecznie na zaspie, a chłopaki usłyszeli wieli huk i już po chwili przednią szybę zasłaniała choinka. Niemniej jednak nim Jimin i Jeongguk zdążyli obczaić iż jest to ich świerk minęła chwila. Park wystraszył się huku, Jeon zaczął wrzeszczeć, co natomiast poskutkowało tym, że Jimin wymanewrował kierownicą, w tak dziwny sposób, że skończyli w rowie, poza drogą.

— Jak Boga kocham, zapierdole te choinkę — szepnął Jimin ściskając dłonie w pięści, tak mocno, że poczuł jak krew przestaje mu dopływać do palców.

~~~

24.12 — nieobliczalny Jimin, 21:30, nikt nie wie jak daleko od Seulu

— To koniec, Jimin — powiedział Jeon siedząc wraz z blondynem na bagażniku czekając na pomoc. Z pewnością zadzwoniliby po nią, ale na tym zadupiu nie było zasięgu. Dodatkowo telefon Jimina i tak już padał. Park sam tłukł się po głowie. Wyjechał, zostawiając Taehyung'a samego. Gdy jednak chciał to wszystko naprawić stało się, co się stało. Jak widać karma to niezła suka. Nagle chłopaki ujrzeli światło nadchodzące z prawej strony. Hałas jaki z tamtąd nadchodził z pewnością odstraszył wszystkie jelenie, których wcześniej obawiał się Jimin.

— Samochód! — wykrzyknęli obydwoje, w tym samym czasie. Niestety nie wyglądało na to, aby ludzie ci chcieli się zatrzymać. Toteż Jimin niewiele myśląć – lub w ogóle – wskoczył na środek drogi, rozpościerając ręce na dwie strony świata.

— Co ty odwalasz!? Jimin?! Rozjadą cię! — wydarł się Jeongguk obserwując całą sytuację z boku. Podskakiwał z prawej na lewą nogę nie wiedząc, czy rzucić się na Parka, czy stanąć koło niego.

— Nie rozjadą! — odkrzyknął zamykając oczy.

Ale miał rację. Wielki samochód terenowy, z środka wyszli równie wysocy mężczyżni, zatrzymał się w ostatniej chwili, stając na środku nieodśnieżonej drogi, zaraz obok Passata — który dalej lekko unosił się w powietrzu.

— Rąbnęło cię coś, człowieku?! Chciałeś, żebyśmy cię rozjechali? Czy twoja matka wie co ty robisz, o tej porze!? Mówiłem ci Namjoon! Mówiłem!Ostatnim razem, jak jechałem tu z Yeonjun'em ,to był tu kolejny samobójca! Dokładnie taki sam! — wydzierał się ten niższy, w sumie niewiadomo czy do siebie, czy do Jimina.

— Seokjin miał na myśli, że wspieramy was i możemy wam pomóc — powiedział drugi spoglądając na Jimina i Jeon'a. — Jestem Namjoon, a ten tu to Seokjin. Widzę, że wpadliście na... świerk? Dobra, czyli jednak to nie ja jestem najgorszym kierowcą... W każdym bądź razie, możemy was przenoco—

— Przewieźcie nas do Seulu — przerwał Jimin, na co poderwał się Jin. Park nie będzie ryzykował kolejnej straty czasu, kiedy mógłby dostać się na upragnione święta, w dość inny sposób niż sobie to wyobrażał. Dodatkowo na karku siedział mu student fotografii, który również wracał do stolicy, a skończył wraz z nim i Antoniem.

— A to dlaczego? Że niby w hotelach lepi—

— Jin — Namjoon spojrzał na mężczyznę, a ten w odpowiedzi wystawił mu język. Seokjin był osobą uprzejmą, tylko musiało mu się chcieć takim być.

— Obiecałem komuś, że pojawię się na Boże Narodzenie i jak widać zawaliłem. Muszę jeszcze dziś dotrzeć do domu i coś naprawić. Podwieźlibyście nas? — spytał Jimin z nadzieją w oczach. Dwaj obcy mu mężczyźni byli jego jedyną nadzieją. To od nich zależało, czy spotka się dziś z Taehyung'iem oraz, czy Jeongguk ujrzy mury akademika.

— Jak się nazywa? — spytał tylko Seokjin.

— Kto?

— Osoba dla której będę jechał 50 km w święta — odparł spokojnie.

— Taehyung.

— Taehyung? Lepsze byłoby Kim Seokjin, ale dobra. Niech ci będzie. Podwiozę was. Namjoon holuje waszego gra– wasz samochód, a ja w tym czasie zgarnę was do stolicy. Może być?

~~~

24.12 — Taehyung, 22:05

— Następne święta będą lepsze — powiedział do Yeontan'a hasającego po śniegu. Taehyung dla rozluźnienia postanowił wybrać się z nim na spacer. Bynajmniej Hoseok mówił, że przewietrzenie się dobrze mu zrobi, odgoni myśli od Jimin'a i skupi się na czymś zupełnie innym, jednakże pomysł ten nie przynosił większych rezultatów. Tae niezmiennie rozmyślał tylko o tym, jak to by wyglądał ten dzień, gdyby Jimin został. Prawdopodobnie Tannie byłby dalej w schronisku, choinka stałaby w salonie – koło tej umorusanej ściany – na balkonie pojawiałyby się światełka – które co roku zmieniali, by przebić sąsiadów w bitwie na iluminacje świetlne. Nic z tych rzeczy nie było jednak na miejscu, wszystko było pochowane w pudełkach, po choince nie było śladu, a pies dreptał wesoło koło niego. Jimin natomiast siedział pewnie i czekał na swój występ.

~~~

24.12 — Jimin, 22:29

— Zapinać pasy! Bezpieczeństwo ponad wszystko — poinstruował ich Seokjin, gdy usiedli w końcu na miejsca. Jeon usadowił się na przednim siedzeniu, koło Jin'a a Jimin walnął się z tyłu, obok choinki, którą udało się odratować. W tym samym czasie, gdy ci wyruszali Namjoon pojechał holować pokrzywdzonego Passata.

— Co nie siedziało się nigdy w Beacie, co? — zaśmiał się Jin patrząc w lusterko, widząc minę Parka. Było to z pewnością nawiązanie do lat, które posiadał Antonio, ale Jimin i tak kochał swoje auto, prawie tak bardzo jak własną matkę. Dlatego nie skomentował wypowiedzi starszego.

— Dobra, panowie. Mamy 50 kilometrów do Seulu, ale z racji tego, że chodzi tu o uczucia twojego chłopaka postaram się dostarczyć was na miejsce w godzinę, ominiemy wszystkie korki. Jednakoż potrzebuję bezwarunkowego skupienia, więc jesteście zmuszeni do słuchania głośnej muzyki Namjoon'a. Ty tam z tyłu, lepiej trzymaj się czegoś! — polecił Seokjin odpalając samochód. Jimin wziął to za żart, jednakże już po chwili zorientował się jak bardzo się mylił.

Seokjin mógł mu tylko wyglądać na spokojnego człowieka, o charakterze jego dziadka, w połączeniu z matką każdego nastolatka. Kiedy tylko samochód odpalił– a na telefonie odpalone zostało AC/DC– odjechali szybciej, niż Jimin ze szkoły po egzaminie maturalnym.

— Matko Boska, zwolnij! — wyjęczał blondyn trzymając się uchwytu nad oknem, równocześnie choinka walnęła go w lewe kolano, podczas gwałtownego skrętu w lewo. Jimin lubił szybką jazdę. Ba! Kochał, ale nie lubił jej, kiedy to on musiał siedzieć z tyłu. Wtedy jego małe, niewinne ciałko niebezpiecznie rzucało się to w prawo, to w lewo.

Szybka jazda po polnej drodze była jeszcze okej. Gdy jednak wyjechali ponownie na autostradę (jak się okazuje wystarczyło przejechać tylko parę wiosek, by znów na nią wrócić) było tylko gorzej. Seokjin dociskał i dociskał pedał, tylko by słyszeć darcie się Jimina.

— Dajesz Jimin, to pasuje do rytmu! Don't stop me — Park myślał, że zejdzie na miejscu. Trzymał się kurczowo swojego świerka, gdy Jeon wraz z Jin'em zdawali się mieć niezły ubaw.

Highway to Hell! Teraz ty, Jimin! — blondyn nie zamierzał drzeć się na zawołanie chłopaków, lecz zrobił to wraz z kolejnym zerknięciem na drogę.

— Zaraz wjedziemy—

And I'm going

— Patrz na drogę! — wydarł się najgłośniej jak potrafił Jimin.

— Ooo, teraz mój ulubiony! — zaśmiał się Kim spoglądając z uśmiechem na Jeon'a. Obydwóch śmieszyło zachowanie Parka i nie mieli zamiaru przestać dręczenia go. — Thunderstuck!

~~~

24.12 —Jimin, 23:05, Seul

— D-dziękuje za podwózkę — wymamrotał Jimin do Jin'a, trzymając prawą ręką choinkę.

— Przyjemność po mojej stronie — zaśmiał się Kim i uścisnął wolną rękę blondyna. Dalej był on w nastroju do ciśnięcia żartów, z jego zachowania podczas drogi, i napewno wspomni o tym Namjoon'owi. — Jutro postaramy się przywieźć tu tego nieszczęsnego Passata. Pozdrów ode mnie tego chłopaka, a tobie Jeongguk wesołych świąt!

Park myślał, że będzie mógł spokojnie odetchnąć. Przecież stoi pod swoim blokiem, ale nie. Seokjin nie mógł odpuścić takiej okazji.

Thunderstuck! — ryknął, gdy otworzył okno przejeżdżając obok nich.

— Nienawidzę go — odburknął do Jeon'a, który śmiał się wraz z odjeżdżającym Jin'em. Przez chwile zapomniał, po co właściwie tu przyjechał, kiedy to dostał w ramie od towarzysza. Wskazał mu głową na choinkę.

— A Taehyung? Nie idziesz przypadkiem zanieść mu tej choinki? — zaśmiał się widząc zmęczenie na twarzy blondyna. Za to zdeterminowanie jakie dziś pokazał powinien dostać medal.

— Pomożesz mi ją wnieść? — spytał i już zaraz wnosili świerk na siódme piętro, jednego z bloków na osiedlu. Schodów było na tyle dużo, że chłopaki mieli wrażenie, jakoby było to bardziej męczące od tego co dzisiaj wspólnie przeszli. Bynajmniej w tej chwili, tak to odczuwali.

Euforia jaka ogarnęła Jimin'a, gdy wyciągał kluczki do drzwi była porównywalna do momentu, w którym pierwszy raz spotkał Taehyung'a. Z pewnością ta podróż zapisze się w jego pamięci na tak długo jak i spotkanie Kim'a. A może i nawet na jeszcze dłużej?

— Jest otwarte? C-co to ma znaczyć? Tae, jesteś tu?! Taehyungie, wróciłem! — wydarł się wkraczając do mieszkania. Dziwny niepokój ogarnął jego serce. Od razu wiedział, że coś jest nie na miejscu, coś musiało się stać. Jimin przyzwyczajony był do tego, że jeśli wyjeżdzał gdzieś na parę dni, a Tae zostawał sam, to zamykał on ich mieszkanie na wszystkie spusty. Kim czuł się z pewnością pewniej, gdy Jimin był wraz z nim w domu.

Jeon wszedł do mieszkania zaraz za Parkiem. Choinka dalej stała przed nim, chłopaki zwyczajnie o niej zapomnieli. W tejże jednak chwili ważniejszym tematem stał się Taehyung. W domu nie było po nim żadnego śladu. Telewizor dalej był zapalony z włączoną trzecią częścią Bridget Jones, a wszystkie świąteczne ozdoby stały w pudełkach na stoliku.

— Nie ma go — szepnął do siebie Jimin. Doskonale zdawał sobie sprawę jak zwalił temat świąt, ale nie sądził, że Taehyung będzie w stanie zostawić go z tego powodu. Drżącymi rękami próbował zasłonić całą swoją twarz, jakby chcąc uchronić ją przed światem.

— Hej, ale nie płacz... Jimin, proszę cię. Może on tylko wyszedł i zaraz wróci? — ciemnowłosy wiedział, że najlepszy w pocieszaniu nie był, ale postanowił choć trochę uspokoić Jimina.

— Yoongi miał rację — bąknął odczuwając nagle całe zmęczenie, po odbytej podróży. Wszystko poszło na marne, każdy kilometr drogi zmarnowany. Taehyung'a nie było, a on znalazł się w tej samej sytuacji, co Tae wczoraj. Miał wielką nadzieję na wskoczenie w ramiona Kim'a, chwilowo jednak pragnienie to było nieosiągalne. Chwilowo...

— Rację do czego? — usłyszeli obydwoje z korytarza. Wpierw do pomieszczenia wszedł cały czerwony od mrozu Taehyung, a zaraz za nim mały piesek, który jako pierwszy rzucił się w stronę Jimina. Parka jak z automatu zamurowało pierwszym co zdobył powiedzieć było:

— Kupiłeś psa? — Jimin wybuchnął głośnym szlochem, biorąc psa w ramiona i ściskając. Miał w tej chwili kompletnie gdzieś, co pozostała dwójka mogła o nim pomyśleć. Park był zmęczony, wycieńczony, a zarazem szczęśliwy na widok ukochanego. Nawet jakiś mały, szczekający serdelek nie miał dla niego obecnie żadnego znaczenia.

— Jiminie, co tu robisz? Powinieneś być teraz w Pekinie i kim – do diaska – jest ten człowiek? — spytał zmieszany Kim, ale Jeongguk ukłonił się tylko lekko i wyszedł za drzwi zostawiając ich samych. W duchu Jimin podziękował Jeon'owi za wycofanie się z pokoju. Potrzebował teraz tylko Taehyung'a, tylko i wyłącznie jego. — Powiesz mi co się stało? Hmm? Tylko uspokój się trochę.

Jimin nie odezwał się jednak. Wyciągnął ręce, w stronę stojącego naprzeciw niego mężczyzny, niczym dziecko chcące pójść na rączki do mamusi. Tannie wystraszył się nagłego ruchu i zeskoczył z kolan blondyna. Jimin nie musiał długo czekać, by Tae dołączył do niego i zgarnął go w ramiona. Prawą ręką zaczął głaskać starszego po plecach. Robił to tak delikatnie, że Jimin w sumie nie był pewien, czy Tae w ogóle zetknął się z jego puchową kurtką. Głowa blondyna wylądowała na ramieniu Kim'a – wraz z kolejnym szlochem – a jego ręce intuicyjnie mocniej zacisnęły się na jego swetrze. Może i Tae był nieźle wkurzony i obrażony na Jimin'a, ale nie potrafił odmówić Park'owi, w takiej chwili. Cały smutek i żal jaki odczuwał wraz z jego wyjazdem zniknął.

— Ciii... już nic się nie dzieje, spokojnie — widok płaczącego Jimina był niezłym ciosem dla Taehyung'a. Nie lubił, gdy starszy płakał. Najgorsze w tym wszystkim było to, że tak naprawdę nie wiedział on dlaczego Park znalazł się na ziemi, płacząc. — Jestem z tobą, tak?

Chyba z kolejne pięć minut musiał siedzieć ze szlochającym Jimin'em, żeby zdołał się on uspokoić.

— Co się stało? Co tu robisz? I dlaczego? — wypytywał Tae dalej zataczając koliste ruchy dłonią, na plecach blondyna.

— Yoongi, w sensie... Mam na myśli, że j-ja... Musiałem wrócić — wydukał dalej odczuwając skutki swojego wybuchu płaczu.

— Dlaczego musiałeś? Przecież miałeś występować. Taki był plan, Jimin — zauważył Kim. To on powinien się teraz rozpłakać i wypłakiwać w jego ramię, a nie odwrotnie. Tymczasem stało się, co się stało.

— Miałem. Ale ostatecznie wróciłem — przyznał i ponownie nabrał powietrza, by kontynuować —Popełniłem wielki błąd, Tae. Nie powinienem wyjeżdżać. Ja wiem! Jestem idiotą. Doskonale zdaję sobie sprawę jak kochasz święta i-i mogłem zostać z tobą i—

— Wróciłeś dla mnie z Pekinu? W jeden dzień?

— W mniej niż jeden dzień, ale tak, wróciłem. Nie cieszysz się? — spytał z wielką obawą w głosie. Oczywiście Tae miał prawo do bycia obrażonym, czy wkurzonym. Jimin to respektował.

— Czy ja się cieszę? Cholera! Czy ty się widziałeś i słyszałeś? No, chodź no tu — przyciągnął go do siebie, za kołnierzyk puchowej kurtki, którą tak bardo uwielbiał i złączył ich usta w czułym pocałunku. Była to chyba pierwsza i jedyna czynność, od początku tego nieszczęsnego dnia, która zdołała odgonić myśli Jimin'a, od tego całego zamieszania. I mimo, że chwila ta trwała naprawdę krótko, to obydwoje dalej byli przekonani, że ciągnęło się to dłużej.  — Jesteś najlepszym prezentem świątecznym — uśmiechnął się Tae, tym razem głaszcząc obydwa policzki Jimin'a swoimi kciukami. Uświadomił sobie też jak wielką rację, musi przyznać swej matce. Park rzeczywiście pomału traci swoje policzki! Oj, Tae już z nim na ten temat porozmawia. Nie będzie mu nikt odbierać jego ukochanych policzków! Nie w jego mieszkaniu! 

— Po tylu godzinach drogi miło mi to słyszeć — mruknął relaksując pod dotykiem Kim'a. Teraz chyba dopiero dotarło do niego znaczenie powiedzenia ,,Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej''.

~~~

25. 12 — Jimin + Tae + Jeon, 03:02

— To jest chyba najgorsze wino, jakie kiedykolwiek piłem — zaśmiał się Tae widząc skwaszoną minę Jimina.

— Doceniaj co masz. To wino kosztowało mnie wiele nerwów, więc wypijesz wszytko, co sobie nalałeś — zagroził palcem Park głaszcząc siedzącego na jego kolanach pieska. Tannie okazał się jednak świetnym kompanem do picia. Tae i Jimin siedzieli wraz z Jeongguk'iem na kanapie i oglądali maraton Bidget Jones.

— Napewno mogę tu zostać jeszcze dwa dni? Jeśli przeszkadzam to wrócę do akademika — zapewnił spoglądając badawczo w stronę chłopaków, ściśniętych pod jednym kocem, po drugiej stronie sofy.

— Nie przeszkadzasz, z resztą to jest rekompensata za jechanie z Jimin'em, gdy nie myśli racjonalnie. Wiszę ci przysług—

— Seokjin dzwoni — przerwał Jeon ukazując ekran telefonu. Podczas wcześniejszej podróży zdążył wymienić się numerami ze starszym. Jimin nie wychwycił jednak tego momentu, pewnie przez to, że prawdopodobnie był już wtedy po drugiej stronie.— Jest na dole, pod blokiem.

— Będą mi święta przerywać — Jimin wygramolił się spod kocyka, zostawiając resztę chłopaków w tyle. Dopiero co zdążyli zjeść pierwszą potrawę i obejrzeć pierwszą część filmu, a już ktoś chce im przerwać święta. Park przeszedł przez salon, mijając ubraną już choinkę. Przeklęty świerk został przez nich przyozdobiony o dwunastej w nocy. Byle by jak najszybciej poczuć atmosferę świąt.

— Seokjin? Jest trzecia nad ranem, co ty tu robisz? Dopiero co się widzieliśmy— zdziwił się Jimin widząc nadchodzącego Jin'a z naprzeciwka. Starszy rzucił w jego stronę kluczykami od Passata, które blondyn złapał w locie.

— Musiałem odwieźć tego grata, bo normalnie mama Namjoon'a wystraszyła się jak zobaczyła to coś na podjeździe — zaśmiał się a Jimin zmroził go wzrokiem. — No co? Taka prawda. Przysięgam!

— Wchodzisz na chwilę? Mamy jeszcze trochę taniego wina.

— Nie, muszę już wracać. Jest trzecia nad ranem, jakbyś nie zauważył — wskazał na tarczę swojego zegarka. — A Namjoon sam sobie kolacji nie zrobi, więc pozwolisz, że wrócę. Passat stoi przed wjazdem na blokowisko. A teraz, dobranoc i wesołych świąt! Joon na mnie czeka — uścisnął rękę z Jimin'em i odszedł w stronę samochodu terenowego, należącego do jego chłopaka. Park pomachał im i wrócił z powrotem na swoje piętro.

— Jimin, chodź! Szybciej, bo będzie nasz ulubiony moment! — ryknął Tae.

— Ej, ale na dwójce leci ,,To'' — zawołał Jeon.

Oj, dobrze, że wrócił do domu. Pożałowałby, gdyby został w Pekinie.

— I co Tannie? Idziemy oglądać? — spytał Jimin biorąc pieska na ręce i kierując się do salonu.

____________________

Wiem, nie nadaję się do pisania czegoś takiego, ale mimo to mam choć minimalną nadzieję, że nie razi to, aż tak w oczy. Od czasu, do czau będę tu wracać i poprawiać zaistniałe błędy lub coś, co niezbyt mi się spodobało. W każdym bądź razie, dziś są święta i chciałabym znowuż życzyć wszystkim czytającym wesołych i radosnych świąt <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top