Rozdział 25

Dowiadujemy się od weterynarza, że jest druidem, który zna większość rzeczy na temat postaci nadprzyrodzonych, a także wspomina sobie, że jeśli się mocno skupię będę mogła zobaczyć, gdzie jest Derek.
Brzmi to trochę jakbym była Banshee, bo mają podobne wizje, ale to nie jest to.
Nie mam pojęcia dlaczego akurat ja mam ten dar, w rodzinie to ja zawsze byłam tą najsłabszą.
Rodzice nic mi nie mówili, że istnieje taki dar, a co dopiero, że ja go mam. Ale teraz martwię się o to, że jeśli Peter dowie się, że go posiadam to będzie chciał mnie zabić, nie zważając, czy zdobędzie ode mnie tą moc, czy nie.

Decyduję się na próbę znalezienia Derek'a, więc siadam na krześle i próbuję się skupić, jednak słysząc bijące trzy serca nie jest to możliwe i trochę stresujące. Jeszcze Stiles co chwilę coś szepta i bardzo to wkurza. Biorę głęboki wdech i otwieram oczy, a wszyscy patrzą na mnie oczekujące. Ja tylko delikatnie się uśmiecham i prostuje na krześle.

— Moglibyście gdzieś wyjść? Przez wasze serca i szeptanie nie umiem się skupić.

— Jasne — Deaton łapie chłopaków za ramiona i wychodzi z budynku. Słyszę jeszcze tylko ciche zaprzeczenia Stiles'a na co tylko wzdycham.

Zamykam z powrotem oczy i skupiam się na dźwięku. Słyszę muchę latającą po pomieszczeniu i samochody, które jeżdżą po ulicy. Wbijam sobie paznokcie w udo i czuję jak po nodze zaczyna spływać mi krew, jednak tym razem jeszcze bardziej skupiam się na dźwięku i jeszcze na zapachu. W pewnym momencie czuję jakbym odpływała, otwierając oczy widzę, że nie jestem już w pomieszczeniu tylko jakimś ciemnym tunelu. Rozglądam się i iść do przodu, znajdując jakieś wielkie drzwi, próbuję je otworzyć jednak moja ręka przez nie przechodzi. Wystraszona, robię kilka kroków do tyłu i patrzę przeprażona na drzwi.

— Czyli wyszła ze mnie dusza — mówię do siebie.

Zamykam oczy i wbiegam na drzwi, przechodząc przez nie mam dziwne uczucie w całym ciele, a gdy wiem, że jest jestem po drugiej stronie to otwieram oczy. Przerażona zatykam usta dłonią i patrzę na to wszystko. Derek jest rażony prądem przez Kate, a Allison przygląda się temu wystraszona, jednak nie mogę usłyszeć co do siebie mówią. Próbuję powstrzymać Kate, ale przez nią przelatuje i upadam na podłogę.
Wiedząc, że nic nie zdziałam, wybiegam z pomieszczenia i szukam jakiegoś wyjścia, żeby zobaczyć gdzie się znajduje, jednak kiedy widzę jakieś drzwi, słyszę pukanie przez co budzę się z transu.

— Zamknięte! — krzyczę jednak ktoś dalej puka, a ja wstaję i wychodzę z pomieszczenia — Mówię, że... —  zatrzymuję się, gdy widzę Peter'a — Czego chcesz?

— Przyszedłem po zwierzę — bawi się swoimi pazurami.

— Od kiedy tym masz jakieś zwierzątko — prycham.

— Ty już wiesz jakie — uśmiecha się — Słyszałem, że masz dar, o którym każdy wilkołak marzy.

— Lecznica zamknięta, więc nie dostaniesz zwierzątka — krzyżuję ręce — Przyjdź kiedy będzie otwarte.

— Oh Lily — podchodzi do drzwiczek, ale się zatrzymuje — Drewno jarzębu — patrzy na mnie, a z jego ust wydobywa się głośny ryk, który już na mnie nie działa — No... Widzę, że teraz już się nie dasz — śmieje się.

— Na twoim miejscu bym poszła —zmieniam kolor oczu — Teraz nie uwierzę w twoje bajeczki — warczę.

— No dobrze — idzie w stronę wyjścia — Ale teraz będę musiał iść do kogoś innego, kogoś kto nie będzie umiał się obronić, a jest ważny dla twojego przyjaciela — uśmiecha się i wychodzi.

— Allison — szeptam i szybko wyciągam telefon.

Wybieram numer do Scott'a, jednak chłopak jak nazłość nie odbiera, już lekko poddenerwowana dzwonię do Stiles'a, który na szczęście odebiera od razu.

— Wiesz gdzie jest Derek? — od razu pyta.

— Nie... — przygryzam dolną wargę — Ale Scott musi ochronić Allison.

— Co?

Opowiadam mu wszystko, a on siedzi przez chwilę cicho. Dowiaduję się, że Scott zgubił telefon i nie ma jak zadzwonić, a ja nie mogę się z nią spotkać, bo pewnie Kate powiedziała jej też o mnie i mogą próbować mnie zabić.

— Jesteśmy u Scott'a, przyjadę po ciebie — mówi Stiles.

— Nie, za kilka minut tam będę — rozłączam się i słyszę jak ktoś wchodzi, jest to Deaton — Do widzenia.

Wybiegam z budynku i przez las pobiegnę do domu Scott'a, na szczęście jest to wielki skrót i już po paru minutach jestem pod jego domem. Wdrapuję się na jego parapet i pukam do okna, żeby mnie wpuścili.

— Nie mogłaś wejść drzwiami? — pyta Scott, otwierając okno.

— Oknem lepiej — uśmiecham się i wchodzę do środka.

— Kolejny Stiles — przewraca oczami i idzie do łazienki, szukać zapewne telefonu.

— Musimy jak najszybciej znaleźć Derek'a — mówię — Doprowadzi nas do Peter'a i pomoże zabić.

— Przecież nie wiemy gdzie jest.

— Dowiemy się — patrzę na Stiles'a, w tym momencie mam ochotę go spytać czy jesteśmy parą i co myśli o tym pocałunku, ale muszę się powstrzymać, teraz ważniejszy jest Derek.

Te miejsce gdzie widziałam Derek'a wydaje się dziwnie znajome, ale nie wiem czemu.

— Nie znajdę tego telefonu! — krzyczy zły Scott — Muszę do niej zadzwonić — patrzy na nas — Pomóżcie mi.

— Pewnie zgubiłeś go podczas walki w starym domu z Derek'iem.

— Co? — dziwię się, nic nie wiem o walce.

— Derek i Scott walczyli ze sobą.

— Nie chciał mnie zabić — mówi Scott wyrzucając wszystko z szafki.

— Skąd wiesz? — pyta Stiles, a ja patrzę na niego zła — Chciał zabić Jackson'a, skąd wiesz, że ciebie nie.

— Derek na pewno nie chciał tego zrobić — odwracam wzrok — On taki nie jest.

Robi mi się smutno, że Stiles myśli w taki sposób o Derek'u. Rozumiem, że się nie lubią, ale bez przesady. Słyszę głośne skrzypienie i patrzę na Scott'a, a on na mnie, siedzimy w ciszy i olewamy pytanie Stiles'a. Pod dom podjeżdża Pani McCall i nagrywa się na pocztę do Peter'a. Kiedy kończy, cicho zaczyna płakać, patrzę smutno na Scott'a, który opiera się o ścianę i patrzy w ziemię.

— Co się stało? — pyta znowu Stiles.

— Przyjechała mama Scott'a —zamykam oczy — Nagrała się na pocztę Peter'a, a teraz... Płacze.

Robi mi się jej żal, że musiała akurat trafić na tego człowieka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top