★ Shu Sakamaki x Reader: Pozory [Diabolik Lovers]

   Pozornie, Shu Sakamaki wydawał się być najspokojniejszym i najbardziej opanowanym z braci. Leżąc całe dnie w jednej pozycji, nie poświęcając przesadnej uwagi praktycznie niczemu, koncentrując się na muzyce - a, jak wiemy, muzyka łagodziła obyczaje. Wyglądał na osobę, której może i powinno się unikać, ale nie należało się też zbytnio bać. W końcu można było odnieść wrażenie, że ten zawsze pozostanie zbyt leniwy, by w jakikolwiek sposób szukać na przykład zemsty na tych, którzy są poza zasięgiem jego rąk, gdy leży.

   Shu Sakamakim należało zachwycać się z daleka. To wiedział każdy. Jeśli, jakimś sposobem, poświęcałaś mu więcej uwagi niż innym, najlepiej było, gdy stałaś daleko od niego, przypatrując mu się w kompletnej ciszy. Wtedy nawet, jeśli zdawał sobie sprawę z twojej obecności - a zdawał na pewno - taktownie ją ignorował, bo, jak długo nie przeszkadzałaś mu w jego drzemce, i on nie miał zamiaru ci w żaden sposób przeszkadzać. W końcu, zachwycanie się Shu Sakamakim było rzeczą całkowicie normalną.

   I właśnie przez te pozory nikt nigdy nie spodziewałby się, że Shu Sakamaki kiedykolwiek postanowi wziąć sprawy w swoje ręce. Ba - nikt nawet nie wpadłby na to, że Shu Sakamaki mógłby zwrócić na kogokolwiek na tyle uwagi, by w ogóle zechcieć w jakikolwiek sposób działać.

   Ale Shu Sakamaki był wampirem, a każdy wampir w pewnym momencie zaczyna czuć głód. Jako najbardziej egoistycznej istoty, jaką człowiek mógłby spotkać na swojej drodze, głód wampira był tym, czego powstrzymać się nie dało - i to nie ze względu na jego siłę, a zupełny brak skrupułów, jaki wampirom wpajany był od urodzenia. Tak jak człowiek bez wahania zabijał zwierzęta na swojej drodze, by się pożywić - wampir bez wahania zabijał ludzi, bo tak został stworzony. Jako istota idealna, stojąca na szczycie łańcucha pokarmowego, nie musząca nawet wkładać w polowanie szczególnego wysiłku.

   Jednak to, że Shu Sakamaki czerpał z polowania nadludzką wręcz przyjemność, było już sprawą zupełnie inną. Właśnie przez pozory, prawie nikt nie zdawał sobie z tego sprawy.

   A w momencie, w którym prawda ta wychodziła na wierzch, było już za późno, by się przed nią uchronić. 

   Wiedziałaś to dobrze. Bardzo dobrze. Wiedziałaś to dlatego, że i tobie czas się skończył. Przez wielkie okno do pomieszczenia wpadało blade światło księżyca w pełni. Oświetlało twoją równie bladą twarz, a ty żałowałaś, że nie daje żadnego ciepła, bo chłód bijący od nieogrzanych ścian przenikał twoje kości, sprawiając, że drżałaś z zimna.

   Jednocześnie jednak drżałaś ze strachu, a tego żadne ciepło nie było w stanie złagodzić. Drżały twoje nogi,  ramiona, drżało ostrze trzymanego przez ciebie, srebrnego sztyletu. Sztylet ten wyciągałaś przed siebie, tak, by znajdował się między tobą a tym, czego się bałaś.

   Shu Sakamaki zmrużył oczy, przypatrując ci się w milczeniu przez chwilę, a chwila ta zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Wzmocniłaś uścisk na rękojeści broni, gotowa w każdej chwili osłonić się nią, gdyby wampir postanowił się zbliżyć.

   Zbliżył się.

   Ale od tyłu, pojawiając się znikąd za twoimi plecami i chwytając cię za oba nadgarstki, wykręcając je do tyłu i prawie je w ten sposób wyłamując ze stawów. 

   Sztylet wyleciał ci z dłoni i z brzdękiem wylądował na chłodnej posadzce. Shu popchnął cię mocno do przodu, sprawiając, że i ty zderzyłaś się z nią z głośnym łomotem. Zanim zdążyłaś zareagować, podniósł sztylet, abyś ty nie mogła tego zrobić pierwsza.

   - ...Heh... Na co ci broń, jeśli nawet nie potrafisz jej używać...

   Obróciłaś się i odsunęłaś od niego, aż twoje plecy uderzyły ścianę, sprawiając, że wzdrygnęłaś się, zupełnie, jakby był to kolejny przeciwnik. Wciąż nie wstałaś z podłogi, próbując zasłonić się ramionami przed stojącą na wprost ciebie istotą.

   Shu odetchnął cicho, spowijając spojrzeniem ostrze sztyletu. Jego oczy błysnęły niebezpiecznie, jakby wpadł właśnie na jakiś pomysł, po chwili jednak zrezygnował, odrzucając przedmiot w bok, poza twój zasięg.

   Przestąpił krok w twoją stronę i automatycznie zerwałaś się z miejsca, biegnąc do drzwi salonu tak szybko, jak tylko byłaś w stanie, łudząc się, że dzięki temu będziesz miała jakiekolwiek szanse.

   Wybiegłaś na długi korytarz, myśląc szybko. Jak na złość chwilę zajęło ci przypomnienie sobie, gdzie znajdowało się wyjście. Bez wahania obrałaś ten kierunek, zmuszając swoje ciało do wykorzystania nieznanych ci wcześniej pokładów energii. W duchu powtarzałaś sobie, że walczysz o życie - i nie było to w najmniejszym stopniu kłamstwo.

   Dobiegłaś do głównego holu i chwyciłaś klamkę wrót. Były zamknięte, szarpnęłaś więc z całej siły, licząc, że zamek puści. 

   Nic bardziej mylnego, stalowy mechanizm nawet nie drgnął.

   Rozejrzałaś się w poszukiwaniu innej drogi ucieczki, myśląc gorączkowo nad wszystkimi znanymi ci skrótami w rezydencji. Ostatecznie postanowiłaś po prostu biec przed siebie, aż dotrzesz do jakiegokolwiek innego wyjścia.

   Czy miałaś jakieś szanse się ukryć? Raczej nie, wampir mógł wyczuć twoją krew. Czy jeśli uciekałabyś wystarczająco długo, znudziłby się i zostawił cię w spokoju? Czy może tylko rozzłościł, a na końcu ty musiałabyś za to płacić, własnym bólem i krwią? Nie wiedziałaś.

   Nie wiedziałaś nic, a jedynym, co miałaś, były pozory. 

   Pozory, że Shu Sakamaki byłby zbyt leniwy, by na ciebie polować.

   Pozory, że na Shu Sakamakiego ani trochę nie działa smak twojej krwi, którą czuje każdego dnia, gdy mu się przyglądasz.

   Pozory, że Shu Sakamaki jest mniej niebezpieczny niż jego bracia.

   I w końcu pozory, że wyjdziesz z tego cało.

   Poczułaś dotyk wokół głowy. Palce oplotły ciasno twoje włosy i szarpnęły do tyłu, zatrzymując cię w chyba najboleśniejszy sposób, jaki mogłaś sobie wyobrazić. Krzyknęłaś. 

   Pociągnął cię do góry i musiałaś stanąć na palcach, sięgając palcami do jego dłoni, by choć trochę zmniejszyć ból. W twoich oczach zalśniły łzy i wampir oblizał wargi, bo, choć stał za tobą, doskonale wiedział, że powoli osiągasz limit swojej wytrzymałości.

   Przyciągnął cię bliżej siebie i rozluźnił palce, przez krótką chwilę pozwalając ci odpocząć. Uchyliłaś usta, oddychając płytko. Raz po raz uciekały z nich ciche jęki, tak słabe i drżące, że sama nie mogłaś uwierzyć, że to twój własny głos.

   Przez ułamek sekundy nie czułaś nic. Uścisk na twoich włosach zniknął całkowicie, nie ośmieliłaś się jednak ruszyć. Cichy chichot za twoimi plecami tylko upewnił cię w tej decyzji.

   Chwilę później lodowate palce oplotły twoją szyję. Otworzyłaś szerzej oczy, jakby nie wierząc, że ten dotyk wcale nie jest wytworem twojej wyobraźni. Twoje dłonie szybko powędrowały do nadgarstków napastnika w desperackiej próbie uwolnienia się, jednak w momencie, gdy jego palce zacisnęły się, uniemożliwiając ci zaczerpnięcie oddechu, wiedziałaś już, że będzie to próba bezowocna.

   Kolejny z pozorów wyparował w ciągu ułamka sekundy, upewniając cię w świadomości, że twój los jest już od dawna przesądzony.

   Nie mogłaś krzyczeć ani płakać, nie mogłaś nawet jęknąć w bezsilności, nie byłaś w stanie się poruszyć ani, tym bardziej, walczyć, choćby po to, by zachować resztki dumy.

   Przed oczami tańczyły ci czarne ogniki, a płuca płonęły żywym ogniem, domagając się powietrza, którego nie mogłaś im dostarczyć.

   Poczułaś ciepły oddech na ramieniu i coś w rodzaju prądu przeszywającego twoje ciało od stóp do głów. Palce zwolniły chwyt i zaczerpnęłaś desperacko powietrza. Zanim jednak zdążyłaś się nim nacieszyć, ostre jak brzytwy kły wbiły się w zgięcie twojej szyi, sprawiając, że krzyknęłaś krótko, w pierwszym odruchu próbując się wyrwać i nieświadomie tylko potęgując ból. Palce znowu zaczęły zaciskać się na twoim gardle - zrozumiałaś przekaz i zastygłaś w bezruchu, płacząc z poczucia bezsilności. 

   Ból ugryzienia bez wątpienia był najgorszym rodzajem bólu, jakiego w życiu doświadczyłaś. Promieniował do mięśni całego ciała i mogłabyś przysiąc, że kły drasnęły nawet twoje kości. Każda próba walki potęgowała go i tylko rozluźniwszy mięśnie mogłaś poczuć spokój - jednak nie byłaś w stanie tego zrobić, bo był on zbyt silny. Zdawał się kontrolować twój układ nerwowy, paraliżować cię. 

   Był on jednak tym, co dawało ci pewne poczucie bezpieczeństwa. Czując go i posłusznie przyjmując wiedziałaś, że nic gorszego nie jest już w stanie cię spotkać. Byłaś tylko marnym elementem łańcucha pokarmowego, stworzonym do zaspokojenia głodu istoty wyższej i lepszej od ciebie. Godziłaś się z tym tak długo, jak mogłaś żyć, jakkolwiek bolesne by to życie nie było.

   ...do ostatniej bowiem chwili kierowałaś się pozorem, że krew jest jedynym, czego Shu Sakamaki będzie od ciebie żądał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top