𝐒𝐋𝐔𝐆𝐇𝐎𝐑𝐍'𝐒 𝐏𝐀𝐑𝐓𝐘
okej, mam kilka wiadomości i ogólnie kilka rzeczy do powiedzenia (napisania?).
zacznijmy od tego, dlaczego przez wakacje nie było rozdziałów? okej, przyznaję się, to moja wina, ponieważ uzależniłam się od mlb i nie umiałam od tego cholerstwa się oderwać. przepraszam.
druga sprawa, dlaczego rozdziałów nie będzie często? tu mam dwa wyjaśnienia i mam nadzieję, że zrozumiecie. po pierwsze, mam problemy z wadą wzroku i każda interakcja z elektroniką tylko pogarsza mój wzrok i zbliża mnie do niedowidzenia, a co się z tym wiąże, do niepełnosprawności. naprawdę tego nie chcę. druga rzecz, jestem w ósmej klasie i czeka mnie cały stres związany z egzaminami, naborem do szkoły średniej itp.
trzecia sprawa, dziękuję wam za ponad 300 gwiazdek i ponad 3k wyświetleń. kocham was i dzięki temu wynikowi ogarnęłam dupę i napisałam ten rozdział. to naprawdę motywuje. dziękuję jeszcze raz <3
nie przedłużając, oto rozdział!
Syriusz był pewny, że świat go nienawidzi. Gdy chciał iść na spotkanie Klubu Ślimaka, nie było nikogo, kto chciałby go zabrać. Teraz, kiedy próbował sam siebie przekonać, że nie może tam iść, chociażby ze względu na jego kłótnię z Amy w Hogsmeade, okazało się, że musi to zrobić, ponieważ Diana (a może Danielle?) została zaproszona. Co to miało do czynienia z nim? Otóż postawiła mu warunek, że musi z nią iść. I nawet nie chciała słuchać jego wytłumaczenia, dlaczego nie powinien pojawiać się na owej imprezie.
Wszystkie próby przekonania jego dziewczyny, że nie może tam iść, ostatecznie skończyły się tak, że stał w swojej szacie wyjściowej obok stolika z jedzeniem na owej imprezie. Patrząc jak Dina (czy Diana?) rozmawia ze Slughornem, po prostu podjadał.
Kiedy przyłożył do ust szklankę z sokiem dyniowym, jego wzrok trafił na dwójkę nastolatków kilka metrów od niego. Rozmawiali żywo, śmiejąc się. Od razu rozpoznał ich sylwetki. Amy wyglądała nieziemsko. Mimo faktu, że powinien być na nią obrażony, zakrztusił się sokiem na jej widok. Włosy miała splecione w warkocza, ubrana była w błękitną, prostą, ale ładną sukienkę za kolana. Była lekko pomalowana, co, według starszego Blacka, nie pasowało jej, choć nie mógł zaprzeczyć, że wyglądała wyjątkowo dobrze.
Naprawdę starał się sam siebie przekonać, że nie czuje zazdrości. Nie za bardzo mu się to udało. Ścisnął mocniej szklankę, przymykając oczy. Wziął głęboki wdech i mniej więcej się uspokoił. Kiedy otworzył oczy, pierwszym, co zobaczył, był Regulus nachylający się do Amy, by ją pocałować.
W jego wnętrzu aż zawrzało od sprzecznych emocji. Gwałtownie odstawił szklankę na stolik, przy okazji wylewając z niej resztki soku. Kilka osób spojrzało na niego ze zirytowaniem, ale niezbyt go to interesowało.
W pierwszej chwili chciał podejść do brata i byłej przyjaciółki, przeszkodzić im, a może nawet dać komuś w mordę. Ale odetchnął kilka razy i doszedł do wniosku, że nie powinien. Nie miał żadnego prawa, nawet już się nie przyjaźnił z Amy.
Ale nie odwrócił wzroku. Obserwował, jak Regulus jest coraz bliżej Carver, a ona nie protestuje. Nie zamierzał nic z tym zrobić, mimo, że chciał. Głównie dlatego, że później niepotrzebnie czułby się po raz kolejny źle, miałby wyrzuty sumienia... Do tego jego szanse z pogodzeniem się z Amy mogłyby zniknąć już całkowicie. Lepiej było po prostu obserwować.
Nie mógł powiedzieć, że cieszył się szczęściem Carver, bo się nie cieszył. Może byłoby inaczej, gdyby związała się z osobą, która by jej nie skrzywdziła. Ale Syriusz wiedział. Wiedział, że tylko kwestią czasu będzie to, kiedy Regulus ją skrzywdzi.
A to krzywdziło jego. Tak samo jak świadomość, że nie mógł nic z tym zrobić.
Kiedy już usta owej pary miały się spotkać, Slughorn zastukał kilkukrotnie łyżeczką o kieliszek, chcąc zwrócić uwagę wszystkich obecnych.
Regulus i Amy odsunęli się od siebie, speszeni. Wymienili parę zdań i odeszli w inne strony, udając, że słuchają, co nauczyciel od eliksirów ma do powiedzenia.
Starszy Black nie był w stanie ukryć uśmiechu. Złapał w tłumie wzrok swojej dziewczyny. Jeszcze raz, była to Danny czy Demeter?
—————
Amy siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru z kubkiem gorącej czekolady w ręce. Było grubo po północy, to też nikt jej nie przeszkadzał. Naciągnęła mocniej rękawy rozciągniętego swetra i niespokojnie przejechała ręką po głowie. Jej warkocz już dawno się zepsuł, ale nie miała ochoty rozpuszczać włosów.
Wpatrywała się tępo w ogień w kominku, myśląc o sytuacji, która miała miejsce tego dnia. Sama nie wiedziała, co czuje. Odczuwała sprzeczne emocje. Trochę tak, jakby jej jedna część kłóciła się z drugą.
Nie była pewna, jak to wszystko w ogóle się stało. Wróciła myślami do tej pamiętnej chwili, kurcząc się jeszcze bardziej pod kocem.
— Co się stało? — usłyszała za sobą głos Jamesa.
Odwróciła szybko wzrok w jego stronę. Odchrząknęła i uśmiechnęła się do niego, trochę chyba zbyt szybko.
— Nic.
Nie uwierzył.
— Nie musisz mnie okłamywać, wiesz? — Gryfon wolno odłożył swoje rzeczy na stolik, po czym usiadł obok Carver. — Hej, to, że teraz nasze relacje są trochę... inne... — westchnął. — To nie znaczy, że nadal nie jesteś moją przyjaciółką. Możesz mi powiedzieć o wszystkim, wiesz?
— Dzięki, Jame... Co ty właściwie tu robisz o takiej godzinie? — Amy uniosła lewą brew, patrząc na Pottera podejrzliwe.
— Ehehe — chłopak uśmiechnął się. — Potem. Najpierw powiedz, o co chodzi.
— Cóż... chodzi o Regulusa — powiedziała po chwili ciszy dziewczyna.
James drgnął, jakby miał się zerwać z kanapy, ale pod ostrym wzrokiem Carver nie ruszył się z miejsca.
— Coś ci zrobił? Bo jeśli tak, to przysięgam, że ten skur...
— Uspokój się, Potter, do cholery! — Amy złapała go mocno za ramię. — Dasz mi dokończyć, czy nie?
— No mów.
— Okej, dziękuje — odetchnęła. — Tak jak mówiłam, chodzi o Regulusa. Widzisz... — zawahała się przez chwilę. Przez ten ułamek sekundy chciała mu wszystko wyznać, że to kłamstwo, iluzja. Jednak odchrząknęła, nie dając się chwilowej słabości. — Znaczy, pamiętasz pewnie, że jesteśmy razem — zaśmiała się niezręcznie. — I tak jakby jeszcze nigdy się nie całowaliśmy.
James uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
— I nie żeby to był problem, bo wiesz, że nie przepadam za całowaniem — spojrzała na niego karcąco, mając w pamięci czas, kiedy to oni byli "parą", a Potter pocałował ją pod presją otoczenia. — Ale tak jakby wczoraj prawie się pocałowaliśmy.
Między nimi zapadła cisza, w trakcie której Amy wzięła duży łyk czekolady, żałując, że nie ma nic mocniejszego.
— I? Myślałem, że zgadzając się na bycie z Blackiem, jesteś świadoma, że będziecie musieli się pocałować. Raczej to się robi w związkach.
— Nie tylko o to chodzi w związkach, James.
— Oczywiście, że nie. Ale jeśli kogoś kochasz, albo, przypuśćmy, że chociażby ci się podoba, to raczej coś takiego ci nie przeszkadza. Chyba że jesteś z nim z przymusu? — zmrużył oczy, a do jego głowy w tym momencie wpadła teoria Remusa.
— Nie! Na Merlina, skąd ci to w ogóle przyszło do tego zakłutego łba? — przewróciła oczami.
— No więc w czym problem?
— W tym, że prawie się pocałowaliśmy.
— Ale...
— Prawie, James. Chodzi o to, że się nie pocałowaliśmy.
W tym momencie Amy zaskoczyła samą siebie. Mimo, że tego nie chciała, to właśnie była prawda. Żałowała, że to się nie stało.
— Oj, Carver, było tak od razu — zaśmiał się. — Ale tak właściwie to dlaczego się nie pocałowaliście?
— To było na imprezie u Slughorna — przyznała zawstydzona.
Potter również na niej był, razem z Lily, ale nie zauważył na niej przyjaciółki. Wiedział tylko, że był tam też Syriusz, ze swoją nową dziewczyną.
— Od kiedy chodzisz na spotkania u Ślimaka?
— To był pierwszy raz, Regulus mnie zaprosił. No i akurat kiedy mieliśmy się pocałować, Slughorn nam przerwał.
Potter wybuchnął śmiechem.
— O Merlinie.
Amy trzepnęła przyjaciela w ramię, jednak sama też się delikatnie uśmiechnęła.
— Nawet nie wiesz, jakie to było niezręczne i żenujące.
— Wyobrażam sobie.
Zapadła chwilowa cisza.
— Co mam zrobić? — dziewczyna położyła głowę na ramieniu przyjaciela, przymykając powieki.
— Nie wiem. Na pewno staraj się na niego nie rzucać jak zwierzę na ofiarę przy waszym najbliższym spotkaniu.
— Ha-ha. Bardzo śmieszne.
— Wiem. A tak na serio, to nie mam pojęcia. Zachowuj się normalnie, kiedyś w końcu chyba będzie ten dobry moment, no nie? Może po prostu to nie był dobry czas.
— Oby.
Między nimi znów zapadła cisza.
— Powiesz mi, po co ci te dziwne rzeczy? — Amy otworzyła oczy, patrząc na stolik.
— Aha, no tak. Miałem w zamiarze zrobić drobną pułapkę na Smarkeusa, bo ostatnio nic nie robiliśmy, ale chłopaki jakoś są zajęci, więc stwierdziłem, że po prostu zaniosę te rzeczy do jakiegoś schowka na miotły. Niech jakiś nieszczęśliwiec się na to natknie.
Amy wybuchnęła śmiechem, z powrotem zamykając oczy.
— Dzięki.
— Za co?
— Że jesteś.
— Od czego są przyjaciele?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top