20. Tuż po wschodzie słońca

Izaya wpatrywał się przez długą chwilę w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała [f/n]. Teraz nie było tam nikogo, a on nie wiedział, co o tym myśleć. Miał ochotę śmiać się z histerii. W jego myślach był czysty chaos: z jednej strony niewytłumaczalny smutek, z drugiej - fascynacja ludzką naturą, której fenomenu raz kolejny udało mu się doświadczyć.

Czterech ochroniarzy Yoricka patrzyło po sobie, jakby również nie mając pojęcia co z tym wszystkim zrobić. Ale on tego nie widział - utrata krwi razem z szokiem, jakiego doznał, sprawiały, że niemalże odciął się od swojego ciała. Potrafił tylko leżeć w otępieniu, nawet wtedy, gdy do pomieszczenia wkroczył Shizuo i bez większego problemu obezwładnił ochroniarzy. Wyszarpnął jednemu z nich nóż i rozciął więzy krępujące Izayę.

- Oi, Izaya - odezwał się, potrząsając nim. - Dychasz jeszcze czy cię tu zostawić?

- Shi... Shizu-chan...

- A jebnął ci ktoś kiedyś? - Opanowując irytację, spojrzał na dziurę, w której wcześniej była szyba. Potem, nieco spochmurniały, spojrzał z powrotem na Izayę i westchnął. - Trzymaj się, karetka za niedługo będzie - oznajmił, siląc się na delikatność i podnosząc informatora na rękach [bridal style, shizaya fanservice!].

Zszedł piętro niżej i włączył przycisk windy. Po chwili drzwi otworzyły się, a on wszedł do ciasnego pomieszczenia i wcisnął kolanem "0". Odczekali chwilę, aż znaleźli się na dole.

Wokół rozlegało się wycie syren policyjnych. Było głośno i jacyś ludzie krzyczeli do siebie, rozpędzając tłum gromadzący się tu mimo wczesnej pory.

Izaya zacisnął powieki, nie chcąc patrzeć na to, co powinno znajdować się na ziemi u podnóża wieży. Nie lubił takich widoków.

- Mam tu wszarza! - zawołał Shizuo. Jacyś ludzie podbiegli i położyli go delikatnie na ziemi.

- Karetka będzie za parę minut - powiedział jakiś policjant. - Nie krwawi za mocno.

- Nie ma już czym - mruknął barman.

- Ej, słyszysz mnie? - Policjant poklepał go po twarzy, ale nie uzyskał reakcji.

Gdzieś w oddali rozległy się wściekłe krzyki. Ktoś wołał coś o adwokacie, wpływach w Wielkiej Brytanii...

I ten głos bez wątpienia był Izayi znajomy.

Wieża ma kilkaset metrów wysokości, nie możliwe żeby ktoś... I to jeszcze w wystarczająco dobrym stanie, by...

Zmusił się do otworzenia oczu i obrzucił spojrzeniem wszystko, co działo się wokół. Zobaczył dużo ludzi w mundurach, jeden z nich wydawał polecenie pozostałym. Do radiowozu był właśnie prowadzony Europejczyk w garniturze, a gdzieś dalej, na krawędzi chodnika, siedziała Celty Sturlson. Rozmawiała z osobą, która pozostawała poza jego widokiem. Dopiero gdy wstała, zobaczył ją. Była opatulona kocem i wyglądała na zmęczoną, czego nawet makijaż nie potrafił już ukryć. Uśmiechała się pogodnie, wymieniając uwagi z Czarnym Jeźdźcem. Celty pokazywała jej dyskretnie różne ciekawe rzeczy, które mogła zrobić ze swojego cienia.

Wtedy wszystko stało się dla niego jasne. Sposób, w jaki [f/n] przeżyła. To wszystko... było od początku zaplanowane.

Odetchnął głęboko i przewrócił z powrotem na plecy, zaczynając się śmiać. Shizuo spojrzał na niego jak na wariata, bo jedynie przyspieszyło to jego utratę krwi i spowodowało jeszcze więcej bólu niż i tak już doświadczał.

Rozluźnił się, czując, jak pod powiekami zaczyna powstawać coś mokrego, co bynajmniej nie miało związku z padającym wokół śniegiem. Spojrzał na Shizuo z uśmiechem i... chyba wdzięcznością, choć przy ich relacji było to dość trudne do określenia.

- Śpisz, Izaya? - odezwał się jakiś czas później dziewczęcy głos tuż przy nim. Otworzył oczy, z nieco większym trudem. Stracił naprawdę dużo sił.

[f/n] usiadła przy nim i przykryła go swoim kocem. Zasadniczo byli sami, bo policjant zajął się pracą, a Shizuo rozmawiał z Celty.

Nie miał pomysłu, co odpowiedzieć, więc nic nie zrobił. Wpatrywał się w nią z lekkim niedowierzaniem. Wyglądała na wesołą. Takiej jej jeszcze nie widział. Spokojna, ale najzwyczajniej w świecie szczęśliwa. Taka, jaka być powinna zawsze - tym razem nie ukrywała żadnych emocji.

Chciał coś powiedzieć, ale tylko się zająknął. [f/n] zmarszczyła brwi, przyglądając mu się badawczo.

- Hę? Mówiłeś coś?

Pokręcił głową, nie spuszczając z niej wzroku. W tej chwili podeszła do nich Celty i pokazała jej coś na swoim PDA. [f/n] skinęła głową.

- Muszę lecieć, policja chce żebym złożyła zeznania - oznajmiła tonem "ja nie chcem ale ja muszem". - Odwiedzę cię w szpitalu... Jak mi będzie po drodze - dodała szybko odwracając wzrok i odwróciła się, tak, by już nie widział jej twarzy spowitej delikatnym rumieńcem.

Patrzył za nią przez chwilę, wciąż myśląc nad słowami, które chciał powiedzieć. W końcu uśmiechnął się do siebie i zamknął oczy, czując jak powoli odpływa w słodką nieświadomość.

- Cieszę się że żyjesz, [f/n]-chan...




Notka: naprawdę mnie dobijały (ale tak pozytywnie!) wasze teorie co do końca, i mieliście racje (jak widać) co do tego, że Reader przeżyje XD jednak sposób W JAKI przeżyje opisałam już dawno temu, więc akurat z tym żadne nie trafiło XD A, nie jestem pewna czy opisałam to wystarczająco "wyraźnie", tym bardziej jeśli ktoś nie pamięta dobrze pierwszej serii drrr. Zasadniczo chodzi o tę śmieszną scenę, w której Izaya gadał na dachu z samobójczynią. Chodziło mi o to, że Reader został uratowany w podobny sposób. Zasadniczo to nie tak, że wszystko było w 100% zaplanowane. Izaya był zakładnikiem, więc jakikolwiek "szturm" byłby za bardzo ryzykowny. Z wieży były jednak tylko dwie drogi ucieczki (schody i "na zewnątrz"). Reader wiedziała to i dlatego zaadaptowała plan Shizuo, który zakładał po prostu poproszenie o pomoc Celty.
No, to by było na tyle gwoli wyjaśnień, powiedzmy że to taki mały przypis autora XD
Dzięki za komentarze, gwiazdki, wsparcie... Jesteście kochani ~'Π'~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top