1. Nie każdy jedną ma twarz

Zapomniałam dodać wcześniej. Jako iż to jest osobna historia, w porównaniu do moich one shotów po pierwsze rozdziały będą krótsze, a po drugie na początku i co jakiś czas jednak może być nudno, bo mam zamiar się trochę skupić na fabule. Ale tylko troszkę xD Natomiast co się tyczy galerii z one shotami, mogę tam wstawiać też opowiadania z innymi postaciami, nawet nie tylko z drrr, albo z wersjami alternatywnymi Izayi (Hachimenroppi ♥ *^*), więc jakbyście mieli jakieś specjalne zlecenia dla mnie to walcie w komentarzach, może akurat coś mi podejdzie i dam radę napisać xd W każdym razie, liczę na Waszą wyrozumiałość na początku tej historii, a będzie miała co najmniej kilkadziesiąt części, więc cierpliwość też się przyda ;___;

Notka na dziś: pewnie nie wszyscy wiedzą, ale seiyuu Izayi i Shizuo w realnym świecie się przyjaźnią, dlatego też mają razem sporo piosenek. Feed dla yaoistek...


Wpadłaś do domu i od razu skierowałaś się do łazienki. Nie było nic bardziej irytującego od kilogramów tapety na twarzy. Gdy tylko zmyłaś grubą warstwę makijażu, twoja skóra odetchnęła z ulgą.A ty, spojrzawszy w lustro, w końcu poznałaś własną twarz.Niestety, nikt nie robiłby z tobą interesów, gdybyś wyglądała jak zwykła licealistka, którą w rzeczy samej byłaś. Dlatego –o zgrozo – używałaś makijażu żeby się postarzyć. I przy okazji znacząco zmienić rysy twarzy. Dlatego też z formalną,biznesową 'ty' łączyło cię jedynie nazwisko.

Po kąpieli wróciłaś do przedpokoju i z kieszeni płaszcza wyjęłaś służbowy telefon. Miałaś dwa: jeden dla nastolatki, z puszystym breloczkiem większym niż sam telefon, i drugi – ten, którego numer podawałaś klientom. Z tego drugiego weszłaś na skrzynkę mailową i sprawdziłaś, czy pomiędzy reklamami nie ma przypadkiem jakiejś ważnej informacji.

Owszem, była. Następne zlecenie. Jak na nową w tym biznesie, miałaś całkiem niezłe początki. Od paru tygodni liczba twoich klientów stale rosła. Twoje ceny nie były wygórowane, bo też nie potrzebowałaś majątku. Stopniowo je podwyższałaś, na razie jednak – póki raczej poświęcałaś się samemu szukaniu zainteresowania twoimi usługami, a pozostawałaś na utrzymaniu rodziców – nie potrzebowałaś szczególnie dużego wynagrodzenia.Tym bardziej, że twoimi klientami byli przede wszystkim prości ludzie, głównie młodzi przedsiębiorcy szukający informacji o konkurencji.

Rozsiadłaś się na fotelu w swoim pokoju i włączyłaś netbooka. Tam weszłaś w pocztę i odnalazłaś wiadomość. Byłaś zmęczona, więc nie chciało ci się czytać małych dziabdziołków z telefonu, pismo na komputerze było wyraźniejsze.

Jej nadawca – żadna nowość – był właścicielem właśnie powstającej, małej firmy. Był zainteresowany konkurencją,zlecenie chciał jednak poprzedzić rozmową. Zaproponował spotkanie za dwa dni, w jakiejś herbaciarni w sumie niedaleko twojego domu, choć trochę dalej niż Rosyjskie Sushi. Przystałaś na to.


Pukanie.

- P-panie Yorick?

- Wejdź – powiedział uprzejmym tonem mężczyzna jedzący obiad w swoim gabinecie, przy biurku. Panował tu porządek, a na czas posiłku wszystkie dokumenty zostały ułożone na stosiku z brzegu stołu.

- Wykonałem zadanie, jak pan kazał... - wymamrotał mężczyzna.

- Wiem, wiem. Dobrze się spisałeś. - Zapatrzył się w kawałek żółtej fasolki na widelcu.

- I co pan myśli? Na temat... [l/n]?

Vincent Yorick spojrzał na swojego podwładnego stojącego wciąż w drzwiach gabinetu. Westchnął ciężko, z bólem serca odkładając widelec, bo obiad był naprawdę dobry.

- Zamknij za sobą drzwi i usiądź.

Odsunął talerz na bok i zaczął przeglądać dokumenty na biurku, aż w końcu znalazł interesującą go teczkę. Oparł się na fotelu,jedną dłonią odgarniając z twarzy jasne włosy. Otworzył teczkę i wyciągnął z niej kilkustronicowe, połączone zszywką coś w rodzaju sprawozdania. Kartki wypełnione były wyraźnym tekstem prawie pozbawionym akapitów, nie było również żadnego tytułu.

- Przeczytaj to, Carl.

Podał mu tekst. Przez chwilę trwała cisza, w połowie pierwszej strony mężczyzna przerwał i spojrzał na Vincenta.

- Co to jest? - spytał, nieco pobladły.

- Prawda. Cała prawda – odparł Yorick obojętnie.

Kontynuował czytanie przez parę, może paręnaście minut, w całkowitej ciszy, starając się zapamiętać każde słowo. W końcu odetchnął i odłożył kartki na bok, wyraźnie zbity z tropu.

- To... naprawdę prawda?

- Nie każ mi się powtarzać, Carl.

- Przepraszam... Po prostu, nie sądziłem, że ktokolwiek... że to... Owszem, słyszałem naprawdę różne legendy. Saika, BezgłowyJeździec... Nie sądziłem jednak, że ktoś mógłby w to brnąć... do tego stopnia.

- Otóż widzisz. Ten świat pełen jest niewytłumaczalnych zjawisk,istot, które znamy z bajek i legend, a jednak nie zdajemy sobiesprawy z ich istnienia. Czy raczej, nie wierzymy w nie nawet stającz nimi twarzą w twarz. Taka jest właśnie ludzka natura. Dlatego też właśnie TY  jesteś jedyną osobą, której mogę to pokazać.

- A... jaki ma z tym wszystkim związek [l/n]?

Yorick uśmiechnął się pod nosem.

- O tym porozmawiamy innym razem. Idź już, bo mi obiad wystygnie.

Carl skłonił się z szacunkiem i, nie każąc przełożonemu czekać, szybko uciekł z gabinetu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top