Rozdział 13


Kolejna ćwierć księżyca minęła. Oszronionej Łapie zdjęto opatrunki, a kotka przeniosła się do legowiska uczniów i wznowiła treningi. Jedno z jej oczu było całe szaro-niebieskawe i mętne. Ślepe.

Kocięta Ostrokrzewiastej Paproci brykały po obozie w liściach i kałużach. Patrole Klanu Wilka trzymały się z dala od tych Klanu Ciszy. Obserwując życie w Klanie Ciszy, Jagodowa Łapa dawała się porwać nostalgii. Niebawem miała nadejść pora nagich drzew... To tak szybko płynęło!
 
Siedząc przy legowisku uczniów, widziała jak Króliczka i Błysk kłócą się ze sobą.

— Ja na pewno zostanę wojownikiem szybciej niż ty! Ty się cały czas potykasz o własne łapy i futro! — miauknął Błysk. Faktycznie. Była pulchniutka i miała puszyste, kłębiące się futerko.

— A ty się cały czas wymądrzasz! Żaden mentor by z tobą nie wytrzymał! — odgryzła się Króliczka. W jej pociemniałych zielonych oczkach widać było, że zabolały ją słowa brata.

— Przestań, Błysku! — do rozmowy wtrącił się Rudasek — Nie wiesz, co Króliczka czuje!

Rudasek będzie kiedyś wspaniałym wojownikiem. Czuła to.

— A ty co tu się wtrącasz, rudzielcu?! — warknął pręgowany kocurek. Jego ciemne, zielonawe oczy płonęły gniewem.

— Przestańcie, no! — poskarżył się Kopeć — Moja głowa ma dość tych waszych żałosnych pisków.

— Sam jesteś żałosny — odparował Błysk.

— Czy wy możecie choć raz rozmawiać spokojnie?! — krzyknął nagle ktoś, podchodząc do kociaków. Był to Zacienione Serce. Jagodowa Łapa wstała i podeszła do niego. Coś w niej zabuzowało.

— Nie krzycz! To kocięta! -—syknęła. Futro wzdłuż kręgosłupa zaczęło jej się jeżyć.

— Czemu ty ciągle stajesz w obronie tych durnych kociąt? Co ty, obsesyjna karmicielka? — odpyskował kocur. O nie! Tak się bawić nie będziemy!

— Zaraz będziesz miał spuszczony taki cios, że się z posłania u medyczki nie pozbierasz — zawarczała pod nosem uczennica — O, już.

Ze żłobka wychyliła się czarna głowa.

— Błysk pobiegł do mnie ze skargą. Zacienione Serce, co ty robisz z moimi kociętami?! — zawarczała wściekła Ostrokrzewiasta Paproć. Zacienione Serce zaczął się lekko trząść. Za wszelką cenę starał się nie tracić groźnej postawy.

— One się cały czas kłócą! To jest nie do wytrzymania! — syknął.

— I do mnie się odzywał — mruknęła Jagodowa Łapa.

— Jak?! — zagrzmiała karmicielka.

— Mówił, żebym przestała stawać w obronie tych durnych kociąt — wymamrotała pod nosem. Czarna kotka podeszła niebezpiecznie blisko Zacienionego Serca.

— Jeszcze raz — wycedziła pod nosem — A będzie źle.

Kocur zadrżał. Kotka zagarnęła ogonem kocięta, prowadząc je do żłobka. Pięknie, Błysku. Choć raz się przydało twoje skarżenie na innych. Ci, co nienawidzą kociąt mają źle.

***

— Co tam, Jagodowa Łapo? Chciałabyś podzielić się z nami zdobyczą? — Jastrzębia Blizna podszedł do córki, biorąc w pysk sporego wróbla. To była jedyna tłusta zdobycz na stosie. Reszta była chuda i koścista. I potwornie mała.

— Z chęcią — odparła Jagodowa Łapa. Kocur ułożył się koło żłobka razem z Oblodzoną Jagodą. Kotka położyła się obok nich.

— Jak tam, córciu? — spytał szylkretowy kot, wgryzając się w mięso.

— Dobrze — odparła — Chociaż pokłóciłam się z Zacienionym Sercem. Nigdy szczególnie się nie lubiliśmy.

— O co poszło? — zaciekawiła się Oblodzona Jagoda.

— Zaczął krzyczeć na kocięta Ostrokrzewiastej Paproci. Ja stanęłam w ich obronie, on nazwał mnie obsesyjną karmicielką.

— Przepraszam, jak?! — Oblodzona Jagoda prawie zakrztusiła się zwierzyną.

— Obsesyjna karmicielka. To nie wszystko. Błysk podszedł do mamy ze skargą i teraz Zacienione Serce trzęsie się na jej widok — dokończyła, przeżuwając spory kęs.

— Zawsze widziałem, że z niego niezłe ziółko. Blada Pręga w sensie pozytywnym, on w negatywnym. Ty się nim w ogóle nie przejmuj — uspokoił córkę Jastrzębia Blizna.

— Odkąd się urodził, taki był. Sójcze Skrzydło raz go podrapała po twarzy, jak była małym kociakiem. Wszyscy byli w szoku. Zawsze była spokojna i łagodna, ale brat ją za bardzo zdenerwował — wspomniała Oblodzona Jagoda.

— Serio? — Jagodowa Łapa nie dowierzała. Sójcze Skrzydło, ona takie rzeczy?

— Klanie Gwiazdy, pamiętam, jak się biłem z Pylistą Zamiecią, gdy byliśmy mali. Nasza matka, Wróble Skrzydło skarżyła się na nas od zawsze — zamruczał Jastrzębia Blizna — To wydawało się okropną rzeczą. Ale mała Sójka przebiła wszystko.

— Ciekawi mnie jedna rzecz. Bo słyszałam skądś, że Skaliste Futro miała jeszcze kocięta przez Sójczym Skrzydłem i Zacienionym Sercem. I to nie były kociaki Czarnego Nieba. Rudzikowy Szpon i Świetlista Sadzawka. Czy to prawda? — wtrąciła Jagodowa Łapa. Zapadła cisza.

— Właściwie to tak — Oblodzona Jagoda odważyła się odpowiedzieć — To była młodzieńcza miłość. Z Głośnym Piskiem. Bez zastanowienia zostali partnerami, jednak szybko zaczęli czuć, że jednak do siebie nie pasują. Dokładnie wtedy Skaliste Futro dowiedziała się, że spodziewa się kociąt. Rozstali się w zgodzie, a ona zaczęła spędzać więcej czasu z Czarnym Niebem. Z czasem Rudzikowy Szpon i Świetlista Sadzawka przyszły na świat. Czarne Niebo był dla nich jak prawdziwy ojciec. Po jakimś czasie urodzili się Sójcze Skrzydło i Zacienione Serce.

— Rozumiem — pokiwała głową Jagodowa Łapa.

— Tylko nic nikomu nie mów — ostrzegła córkę biała kotka — A szczególnie Skalistemu Futru i komukolwiek z jej partnerów i dzieci.

— To dla nich ciężki temat — westchnął szylkretowy kocur — Podoba mi się twoja dociekliwość i zrozumienie.

Uczennicy zrobiło się ciepło na sercu.

— Jesteś niesamowicie wyrozumiała, Jagodowa Łapo. To bardzo ważna i piękna cecha — zamruczała Oblodzona Jagoda ocierając się głową o pyszczek córki — Kochamy cię.

— Ja też was kocham — odparła cicho kotka, wtulając się w futra rodziców — Dokończę jeść i ruszam do starszych.

— Dobrze, nasza mała opiekunko — uśmiechnął się Jastrzębia Blizna. Uczennica szybko dokończyła swoją część wróbla i udała się do legowiska starszych.
 
Ni stąd, ni zowąd w środku zastała Klonową Noc i Waleczną Łapę.

— Cześć, Jagodowa Łapo — przywitała się Łaciate Światło, rozciągając nogi — Obłoczne Futro boli tylna noga. Znowu mokry mech.

Czarno-biała starsza zerkała niepewnie na matkę. Łaciata medyczka wmasowywała jej okład w tylną łapę. Biała kotka jęczała i stękała cicho.

— Witaj, Jagodowa Łapo — przywitała się z ledwością — Spokojnie, będę mogła chodzić.

Niedźwiedzi Wąs drzemał czujnie, zaś Cichy Zmierzch przebywał na zewnątrz, plotkując z wojownikami.

— Przynieść zwierzynę, mech z wodą, może zmienić posłanie? — zaproponowała uczennica.

— Prosiłabym coś ze stosu zwierzyny. Jestem głodna jak wilk — poprosiła Łaciate Światło, oblizując pysk.

— Już lecę — oznajmiła kotka, pędząc po coś do jedzenia. Na samej górze stosu leżał szpak. Do czego to dochodzi porą spadających liści. Nie ma żadnej innej zwierzyny, więc koty Klanu Ciszy uczą się polować na ptaki. Szybko pochwyciła w pysk truchełko i zaniosła je do norki. Chyba tego ptaka upolowała Rysia Burza. Pachniał nią intensywnie, widać też było wyraźnie zakrzywione ślady pazurów pod lewym skrzydłem. Ciężko się polowało ze złamaną łapą.

— Dziękuję ci bardzo — zamruczała Łaciate Światło. Kocica wzięła w zęby położone przed nią ciałko i wgryzła się w kręgosłup ofiary.

— Byłam kiedyś dobrą łowczynią — westchnęła — Niestety, te czasy już minęły. Potrafiłam pochwycić ptaka z odległości zajęczego skoku. I to pięknym ugryzieniem.

— Łaciate Światło miała talent do polowania. Była najlepszą łowczynią w klanie — odezwała się Obłoczne Futro.

— A Obłoczne Futro najmilszą duszą w klanie — zamruczała pstrokata kotka.

— Za to twój ojciec miał talent do bicia się i robienia wrażenia na kotkach — uśmiechnęła się śnieżnobiała starsza do swojej córki - Fakt, że był mój, bardzo irytował inne kotki. Robiły co mogły, żeby mi go odebrać. Pamiętasz może Śliwkowy Ząb?

— Nie-

— A no tak, zmarła przecież zanim się urodziłaś. Była partnerką Jałowcowego Krzaka, jego na pewno kojarzysz. Zanim połączyli swoje ścieżki, uganiała się za Wilczą Gwiazdą. Czasami miałam tego już serdecznie dość — Obłoczne Futro dalej rozpamiętywała przeszłość. Gdy Klonowa Noc docisnęła kolejną porcję ziół do jej stawu, wydała z siebie jęk.

Coś nie pasowało plamistej kotce. Krzyków kociąt z obozu nie było słychać.

— Idę zobaczyć, gdzie są kociaki — rzuciła Jagodowa Łapa — Do widzenia!

Zobaczmy, gdzie są te małe urwisy. Nigdzie ich nie widziała, chociaż wyraźnie czuła ich zapach.

— Zacienione Serce, widziałeś gdzieś Błyska i spółkę? — spytała przechodzącego obok czarnego kocura.

— Przy legowisku medyczki — odparł z westchnieniem.

— Ale Klonowa Noc jest u starszych! Kto ich pilnuje? — serce zaczęło szybciej bić kotce.
 
Nagle rozległ się pisk. Czy raczej krzyk. Tak głośny i przenikliwy, że równie dobrze byłoby go słychać z ziemi samotników. Wszystkie głowy zwróciły się w kierunku kamiennego legowiska. Jagodowa Łapa wpadła do środka przerażona. Czy kociakom działa się krzywda? W środku zastała okropny widok.
 
Błysk stał na ugiętych łapach, cały się trząsł. Z jego pyszczka wypadło coś czerwonego. Po krótkiej chwili kociak zwymiotował. Troje kociąt otaczały go ze wszystkich stron i patrzyły na brata wielkimi, wystraszonymi oczami.

— Pomocy, Błysk jest chory! — pisnęła Króliczka — Znalazł te jagody i... Jemu zaszkodziły!

Dokładnie w tej samej chwili Jagodowa Łapa rozpoznała, co zjadł Błysk. Na ziemi leżało kilka na wpół przeżutych resztek. Były to jagody śmierci. Uczennica wypadła z legowiska, pędząc po medyczki.

— Błysk się zatruł jagodami śmierci! — wykrzyczała. Klonowa Noc i Waleczna Łapa spojrzały na nią w szoku. Łaciate Światło prawie się zakrztusiła, Obłoczne Futro zaczęła niespokojnie dyszeć. Medyczki w jednej chwili zerwały się i pobiegły do legowiska. Ostrokrzewiasta Paproć już chyba otrzymała wiadomość. Wytrysnęła ze żłobka w panice.

— Mój syn! — płakała — Wymknęli się, gdy spałam!
 
Żukowy Pazur stał przy wejściu, wyraźnie zaniepokojony. Przepuścił kotki, umożliwiając im wejście. Oczka Błyska były mętne, kocurek ledwo trzymał się na nogach. Zbiegł się cały klan. Klonowa Noc przytrzymała kocurka na miejscu.

— Waleczna Łapo, idź po krwawnik! Szybko! — poleciła uczennicy, próbując podmyć kociakowi pyszczek wilgotnym mchem. Kocurek jednak się wierzgał i nie pozwalał sobie nic zrobić. Miauczał żałośnie, wyrywając się z łap medyczki. Jego brzuszek był spuchnięty, jego łapki wiotczały. Gdy srebrna kotka przyniosła biały kwiatek na cienkiej, zielonej łodyżce, Błysk wydał z siebie kolejny pisk. Króliczka, Kopeć i Rudasek obserwowali brata w panice z pewnej odległości.

— Czy on umrze? — spytał niepewnie Kopeć.

— Tego nie wiemy. Ale żebyśmy mogli go uleczyć, siedźcie cicho! — westchnęła Klonowa Noc. Waleczna Łapa przecięła pazurem łodyżkę ziela. Spróbowała wlać sok do pyszczka kociaka, jednak on kwiczał głośno i nie dawał sobie pomóc. Uczennica w końcu wycisnęła na jego język troszeczkę soku siłą. Malec przełknął z ledwością, jednak wciąż się miotał i zawodził.

— Trzymaj się — szepnęła Jagodowa Łapa — Za chwilę będzie dobrze, jesteś w dobrych łapach.

— Łapach Klanu Gwiazdy.

Gdy się odwróciła, ujrzała za sobą Ostrokrzewiastą Paproć. Miała szkliste oczy. Specjalnie przepychała się wcześniej przez tłum, żeby zobaczyć, co się tam dzieje i mieć sytuację na oku. Mogła stracić ukochanego syna. W takim momencie wszyscy zapominali o problemach, jakie sprawiał niesforny kociak. Błysk zwymiotował kolejny raz. Nie był w stanie dłużej trzymać głowy w górze. Łapy mu wiotczały, oczy stawały się mętne. Trucizna działała.
 
Po kilku chwilach, kocurek runął jak długi na ziemię. Cały się trząsł. Medyczki próbowały go ocucić. Jednak on jęczał cichutko, nie mogąc wstać.

— Prze-przep... przepraszam... — szepnął pod nosem. Spróbował podnieść główkę, jednak to było dla niego za wiele. Upadł z jękiem, wiotczejąc całkowicie. Nie! Błysk! Błysku, podnieś się! Może nie miałam nigdy z tobą fantastycznych relacji, ale... Nie możesz! Jego boki przez chwilę unosiły się powoli, lecz nie było już szans. To był koniec. Oczka miał półprzymknięte, ubrudzony pyszczek otwarty. Uczennica medyczki nachyliła się nad jego bokiem, sprawdzając oddech i bicie serca.

— On nie żyje — oznajmiła z żalem Waleczna Łapa. W jednej chwili Ostrokrzewiasta Paproć rozpłakała się. Upadła przy nieruchomym ciele, kładąc syna między łapy. Zapadła druzgocąca cisza. Przerywały ją tylko żałosne jęki Ostrokrzewiastej Paproci i niewinny świergot ptaków. One nie wiedziały, co się stało. Żukowy Pazur usiadł przy partnerce, zwieszając głowę nad małym truchełkiem. Króliczka, Kopeć i Rudasek mieli wielkie oczy, mokre od niewylanych łez. Nie bardzo wiedzieli, jak zareagować przy całym klanie. Króliczka wykonała pierwszy krok. Podbiegła do martwego brata, kładąc się przy nim. Kopeć i Rudasek podążyli za siostrą. Patrzyli się zszokowani na ciałko braciszka. Nie mogli uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Jagodowa Łapa zapłakała cicho, siadając nad nieruchomym truchełkiem. Klan właśnie stracił kociaka. Małego, niewinnego kociaka. Który mógł stać się dzielnym, lojalnym wojownikiem. Ślepka Błyska były jeszcze otwarte, pyszczek także. Sprawiało to straszne wrażenie. Ostrokrzewiasta Paproć zamknęła oczy syna językiem. Żegnaj mały.

— Jestem najgorszą matką — szepnęła — To wszystko moja wina.

— Najlepszą — powiedziała cicho Jagodowa Łapa, kładąc się u boku karmicielki. Musiała ją wspomóc. Była wstrząśnięta. Nie spodziewała się, że straci syna. To wszystko stało się tak nagle...

— Chodźmy — zarządził Orzechowa Gwiazda — Ostrokrzewiasta Paproć?
Czarna kotka odwróciła się. Miała wilgotne, pociemniałe oczy.

— Weź Błyska na czuwanie — poprosił ją przywódca. Karmicielka nawet nie skinęła głową. Złapała delikatnie martwego synka za kark, wynosząc go na środek obozu.

— Może dam ci ma... — zaproponowała Klonowa Noc, jednak spotkała się z morderczym wzrokiem czarnej kocicy. Potrzebowała maku na szok. Jednak nic nie mogło jej zmusić. Była zbyt zrozpaczona śmiercią dziecka. Położyła ostrożnie ciało kociątka na polanie. Podwinęła mu łapy, przez co wyglądał, jakby spał. Miał tylko cztery księżyce. Jagodowa Łapa nie wyobrażała sobie umrzeć tak młodo.

— Żegnaj, Błysku — wyszeptała, ocierając się głową o mordkę kocięcia. Jeszcze kilka chwil temu biegał po obozie, psocił z rodzeństwem, pyskował wojownikom, szarpał ojca za ogon, błagał starszych o historie... Życie było tak kruche... Klan zaczął się gromadzić wokół ciałka. Czemu akurat kociak musiał umierać? Blada Pręga usadowił się przy przyjaciółce.

— Już dobrze — szepnął — Już dobrze.
Gdy przypomniała sobie, jak zapraszał Oszronioną Łapę poza obóz, kompletnie ignorując Jagodową Łapę, chciało jej się go ofuknąć. Jednak nie mogła, w tej chwili nie. Położyła głowę na jego barku. Waleczna Łapa siadła z drugiej strony kotki. Miała szkliste oczy. Wyglądała na słabą i kruchą, jakby miała za chwilę upaść. Jagodowa Łapa położyła ogon na jej grzbiecie. Jej kolejna porażka. Najpierw Popielate Pióro, teraz Błysk.

— Nie mogłam zrobić więcej, żeby go uratować — rzekła cicho kotka — Dawka była za duża. Pamiętasz, jak poszłam do legowiska medyczki za kociaka? I zjadłam jałowiec? Mama powiedziała, że jeszcze kiedyś zjem jakąś truciznę. Ja zaprzeczałam, mówiłam, że to niemożliwe... Jak mogłam być taka głupia...

Oparła głowę na karku przyjaciółki, jęcząc. Uczennica wtuliła się mocniej w jej długie, srebrne, miękkie jak płatki róży futerko.

— Nie wszystkie istnienia da się uratować. I nie jest to naszym błędem. Nie obwiniaj się o to, co nie jest zależne od ciebie — plamista kotka mówiła jej uspokajającym głosem, delikatnie liżąc jej uszy. Ona zaczęła się uspokojać. Jej oddech zwalniał, lecz oczy wciąż miała szkliste.

— To był okropny wypadek — skomentowała tylko. Zacienione Serce patrzył się w pustkę. Króliczka lizała uszka i kark brata, z oczami szeroko otwartymi z szoku. Kopeć warował przy siostrze, tak samo Rudasek. Żukowy Pazur stał zrozpaczony nad ciałem syna, zwieszając głowę. Znał go tylko księżyc. Nie widział chwili jego narodzin, widział tylko jak wraca do Klanu Ciszy z matką, w wieku już trzech księżyców. Wiadomość o kociętach była dla niego szokująca, nie wiedział, że jego partnerka była w ciąży. Wszystko wydarzyło się nagle. Kochał je jak nikt inny. I ta miłość mu wracała. Kociaki szły za nim na patrole, bawili się z nim kulką mchu. Pozwalał im gonić swój ogon, podszkalał swoje dzieci w polowaniu.

— Mamo? — szepnął Rudasek, patrząc głęboko w oczy Ostrokrzewiastej Paproci. Kotka nie odpowiadała. Była zbyt wstrząśnięta. Kociak powtórzył wołanie. Ta, lekko podskoczyła.

— Tak, synku? — odparła, niemalże nie odwracając wzroku.

— Czy Błysk patrzy na nas z Klanu Gwiazdy? — spytał kocurek. Karmicielka westchnęła cicho.

— Na pewno — odpowiedziała, wpatrując się w pustkę. Nie była przygotowana na to zdarzenie. Poświęciła dla swoich dzieci wiele, ryzykowała. Będąc w Klanie Wilka, na pewno nie traktowano jej dobrze. Na pewno bała się, że wrogie koty zrobią jej kociętom krzywdę. Słyszała od niej historie o jej pobycie w Klanie Wilka. Wojownicy nie bardzo ją lubili, dlatego najczęściej przebywała z kociętami w żłobku, z dala od innych. Nie opuszczała swoich maleństw na krok. Teraz jedno straciła. I musiała pogodzić się ze stratą, by móc zająć się resztą. Jeśli Błysk jest teraz gwiazdą na Srebrnej Skórze, na pewno świeci bardzo jasno.

Czarna karmicielka zaczęła lizać delikatnie pyszczek swojego synka. W tej samej chwili Waleczna Łapa nagle wystrzeliła do niej, odpychając ją.

— Nie liż tego! — miauknęła zdyszana — To są wciąż resztki jagód! Chyba, że chcesz dołączyć do Błyska.

Ostrokrzewiasta Paproć odsunęła się ostrożnie. Waleczna Łapa nie pozwoliłaby zdruzgotanej karmicielce zatruć się jagodami śmierci. Jagodowa Łapa westchnęła cicho. To nie tak miało być. A teraz Klonowa Noc będzie mnie oskarżać. Ona mnie nienawidzi. Jagody były przechowywane w legowisku medyka w razie nagłej sytuacji. Klonowa Noc pewnie teraz będzie chciała ich użyć na Jagodowej Łapie. Czy to ma w ogóle jakiś sens? Dlaczego wszystkie złe rzeczy działy się w jej towarzystwie?

***

Był środek nocy. Czuwanie nadal trwało. Błysk wyglądał, jakby zasnął wykończony na środku obozu. Ostrokrzewiasta Paproć trzymała blisko przy sobie przysypiające kocięta. Nie pozwoliła im iść do żłobka i spać. Chyba zbyt bała się o ich bezpieczeństwo. Po stracie jednego nie mogła pozwolić sobie na stratę kolejnych trzech.

— Pójdę z nimi i się nimi zajmę — zaoferowała się Polny Rozkwit, współczucie lśniło w jej oczach — Zasną ze mną, będą bezpieczne.

— Nie. Czuwamy razem, jako rodzina — Ostrokrzewiasta Paproć miała podkrążone oczy. Zupełnie inna kotka. Czy kiedyś się podniesie po śmierci dziecka? Jagodowa Łapa nie była tego pewna. Czy jeszcze kiedyś będzie miała szansę być w pełni szczęścia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top