09 | hate

To od początku było coś niepokojącego. Nie wiedząc jeszcze, co dokładnie, czułam niepokój. Pozornie nie dający się uzasadnić, prymitywny niepokój, jaki zwierzę roślinożerne ma w zwyczaju odczuwać w pobliżu doświadczonego drapieżnika. Moje zmysły pracowały na najwyższych obrotach, wszystko sprowadzało się do prostego przekazu.

"Uciekaj, ptaszyno. Uciekaj, póki jeszcze możesz. Uciekaj, póki... póki jeszcze nie zatraciłaś siebie."

| you should ignore |

- [F/n]-chan~

Wzdrygnęła się na dźwięk znajomego głosu i odwróciła w kierunku jego źródła, powstrzymując przekleństwo cisnące się jej na usta.

Podszedł do niej, przypatrując się jej z lekkim uśmiechem. Zadowolony z siebie, nieco wyższy niż otaczający go ze wszystkich stron uczniowie. Właśnie skończyły się zajęcia, znajdowali się na dziedzińcu przed szkołą.

- Akurat przechodziłem, nie masz ochoty na spacer~? - spytał w sztucznie uprzejmy sposób, wyciągając dłoń.

Odepchnęła go, chyba nieco zbyt gwałtownie.

- Nigdzie z tobą nie idę, stalkerze - prychnęła, mijając go z głową uniesioną dumnie do góry. Ktoś taki jak on nie miał prawa się nawet do niej odzywać. Wariat. Psychopata. 

- W takim razie ja przejdę się z tobą - oznajmił irytująco radośnie, idąc za nią krok w krok. Odruchowo spięła się, zaciskając dłonie na pasku torby przewieszonej przez ramię. Odwróciła się do niego.

- Nigdzie nie idziesz. Odejdź. Daj mi spokój. Zniknij. Zabij się - wyrzuciła z siebie na jednym oddechu, patrząc na niego tylko przez ułamek sekundy, zanim przyspieszyła tempa, prawie biegnąc w kierunku autobusu. Jej oddech też przyspieszył. Nie miała zamiaru zostawać z nim ani chwili dłużej.

Podążył za nią jak cień, bez trudu utrzymując jej tempo. Wsiadł za nią do autobusu i stanął obok miejsca, które zajęła. Więcej wolnych miejsc siedzących już nie było. 

- Odejdź ode mnie - warknęła, całą siłą woli odwracając od niego wzrok. Była coraz bardziej przerażona. - Zgłoszę to na policję - dodała nieco ciszej. Miała wielką ochotę wyjąć słuchawki i ignorować go aż do końca podróży, ale nie była w stanie. Musiała wiedzieć, czy nie planuje nic dziwnego. Przez całe czterdzieści minut jej uwaga skupiona była tylko na nim, chociaż ani razu nie zwróciła ku niemu wzroku. Przez całe czterdzieści minut nie wydarzyło się absolutnie nic.

Wysiedli dwa przystanki wcześniej niż z reguły [F/n] by wysiadła. 

- Idziesz jeszcze gdzieś po drodze? - spytał mężczyzna, nieco zaintrygowany.

- Do domu. Nie idź za mną - mruknęła, siląc się na nie okazywanie tego, jak bardzo zdenerwowana już była.

- W takim razie szybciej by było przejechać jeszcze dwa przystanki~ - stwierdził z rozbawiony.

- ... - Otworzyła szerzej oczy. Miała nadzieję, że go zmyli, że nie będzie wiedział, gdzie z reguły wysiada. Że nie wie, gdzie mieszka. I się nigdy nie dowie.

Tak bardzo się myliła. Wiedział znacznie więcej niż myślała. Wiedział gdzie mieszka, kim są jej rodzice, jej rodzina. Wiedział, o której rano wstaje i kiedy wychodzi na przystanek, którym autobusem jedzie i komu zawsze mówi "dzień dobry". Wiedział o niej wszystko, podczas gdy ona nie wiedziała o nim nic.

I to ją przerażało. Zadrżała.

I pobiegła przed siebie, żegnana cichym chichotem psychopaty. Już za nią nie podążał. Przynajmniej nie dzisiaj.

| you should have ignored |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top