Their Illusions
Dziewczyna bardzo kochała chłopaka. Tak uważała i to przekonanie kierowało jej czynem. Nie miał dla niej znaczenia krzyk, ból czy zniszczenie. Przez myśl nawet przez chwilę nie przeszło jej, by to, co robi, mogło nie być miłością.
Chłopak był przerażony, bał się wyobrazić to, co mogło go czekać. Jednocześnie jednak z każdą chwilą narastała w nim nienawiść i pogarda dla żałosnej istoty, która go w to wciągnęła. Tej, która śmiała twierdzić, że go kocha.
Wpatrywał się w nią spod opuchniętych powiek, przez jakiś czas nie mówiąc nawet słowa.
I ona też nie spuszczała z niego wzroku, mrużąc oczy z zadowoleniem.
- Nienawidzę cię - wydusił z siebie w końcu, próbując splunąć jej w twarz. Opluł tylko swoją brodę i zakrztusił się. Zdawał sobie sprawę, że każdy ruch powinien sprawiać mu ból, ale z jakiegoś powodu czuł tylko odrętwienie. Jego wzrok padł na imitację kroplówki podłączoną do jego ramienia, co szybko utwierdziło go w przekonaniu, że ten stan nie był normalny.
Dziewczyna przez krótką chwilę wyglądała na urażoną. Odgarnęła włosy z jego twarzy, przypatrując mu się z uwagą.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - szepnęła.
- Nie będzie! - warknął. - Jesteś pojebana, do cholery - dodał, trzęsąc się. Miał ochotę zrzucić ją na ziemię i zmiażdżyć jej twarz podeszwą buta. - Co ja ci zrobiłem?!
Odwróciła wzrok, marszcząc brwi jak dziecko, na które właśnie nakrzyczał zły rodzic.
- Nie mów tak... Przecież nic nie zrobiłeś - szepnęła. - Jesteś zawsze dobry... Pomagasz zwierzętom i o wszystkich się troszczysz... Tak bardzo, tak bardzo się zawsze starasz... Nie potrafiłabym cię nienawidzić, nie wiem jak ktokolwiek jest w stanie...
- Tak? A to zabawne - prychnął. - Bo wydajesz się kompletnym przeciwieństwem. Wariatka - syknął, szarpiąc poluzowaną linę na nadgarstkach. Nie czuł bólu, stąd mógł pozwolić sobie na wykorzystanie ile tylko siły miał.
- U-uważaj, znowu będziesz krwawił...
- To mnie rozwiąż! - warknął na nią znowu, tylko walcząc mocniej z więzami, jakby dając jej do zrozumienia, że nie zamierza się poddać.
Dziewczyna spojrzała na niego, spanikowana. Przez krótką chwilę nie wiedziała, co zrobić - a potem podjęła decyzję.
Wstała i kucnęła za jego plecami, drżącymi rękami rozplątując węzeł, który sama wcześniej zrobiła. Gdy poruszyła linę, zeschnięta krew skruszyła się, sypiąc pod jej stopy. Walczyła przez chwilę ze sznurem, starając się robić to tak delikatnie jak tylko było to możliwe - byleby tylko nie uszkodzić skóry chłopaka jeszcze bardziej, bo i tak już znowu krwawiła, choć na całe szczęście teraz tego nie czuł.
Gdy w końcu go uwolniła, kątem oka zobaczyła jak chłopak kładzie dłonie na kolanach, rozmasowując delikatnie nadgarstki i oceniając pobieżnie skalę zniszczeń.
- Chcesz bandaż...? Mam apteczkę w innym...
Nie zdążyła dokończyć, bo nagły cios zwalił ją z nóg, posyłając w bezdechu na twardą posadzkę.
Chłopak wstał chwiejnie i wbił w nią chłodne spojrzenie, obserwując jak gapi się na niego błagalnie, próbując wstać.
Zanim zdążyła, kopnął ją z całej siły w brzuch, posyłając z powrotem na ziemię. Dziewczyna wydała z siebie cichy jęk.
Był tak słaby, że użycie nagle takiej ilości siły sprawiło, że zachwiał się na nogach i musiał usiąść z powrotem na krześle. Był wdzięczny, że dziewczyna naćpała go środkami przeciwbólowymi - wenflon zerwał się przy pierwszym nagłym ruchu, ale mimo to środek krążył już w jego żyłach. Przypuszczał, że skoro podawała mu go kroplówką, to musiał być dostarczany regularnie, stąd prawdopodobnie wkrótce przestanie działać. Póki co - wystarczyło.
Dziewczyna podniosła się znowu, pojękując cicho.
- P-powinieneś odpocząć... - szepnęła. - Jesteś ranny...
- A kogo to niby wina? - mruknął, nie spuszczając z niej wzroku. Teraz jednak wyglądała bezbronnie, pozbawiona najistotniejszej przewagi. Wciąż była nieobliczalna, a jednak teraz, gdy to ona prawie wyła z bólu, znacznie łatwiej było mu okazać pewność siebie.
- Obroniłam cię... - szepnęła, wycierając oczy w panicznym geście mającym na celu powstrzymać cisnące się na wierzch łzy. - Przed nimi wszystkimi. Nie chciałam, żebyś cierpiał, chciałam tylko być z tobą. Z tych wszystkich ludzi, czemu nie widzisz, że mnie najbardziej na tobie zależy...?
Mówiła to już przez łzy, szlochając cicho i z wzrokiem wbitym w czubki własnych butów.
Jak dziecko.
Chłopak zmrużył oczy i wstał, idąc w jej kierunku. Widział jak się wzdrygnęła, ale nie cofnęła. Była przerażona, ale jej uczucia ani na chwilę nie przygasły.
Parsknął śmiechem. Ta dziewczyna powinna się leczyć. Przez chwilę zrobiło mu się jej szkoda. Nie dość że była uzależniona od swojej obsesji, to jeszcze na tyle głupia, by uwolnić go, gdy tylko o to poprosił.
Nie miał wątpliwości, że uczucie, które do niego żywiła, nie miało nic wspólnego z miłością. Była wariatką, która nie potrafiła rozpoznać własnych uczuć - była zagubiona, dążyła do czegoś, czego nawet on nie mógł zrozumieć.
A jednak w tej chwili była słaba i po tym wszystkim nie mógł oprzeć się pokusie, by to wykorzystać.
By pokazać jej, na co sama się zgodziła.
- Usiądź - rzucił, wskazując niedbałym ruchem krzesło. Dziewczyna podniosła głowę, wpatrując się w niego pytająco. - Siadaj, mówię! - Wzdrygnęła się, ale posłusznie usiadła na krześle.
Parsknął śmiechem na ten widok, podnosząc z ziemi sznur.
- Nie ruszaj się - rozkazał. Nie sprzeciwiła się. Nawet przez chwilę nie przeszło jej to przez myśl.
- Kocham cię... - szepnęła, pragnąc przypomnieć mu jak się tu w ogóle znalazł.
Kochała go. Szczerze i bezwarunkowo. Jej serce zabiło mocniej, gdy dotknął jej z własnej woli - nawet, jeśli zrobił to tylko po to, by związać jej nadgarstki za jej plecami, tak jak i ona zrobiła to jemu. Miał tak niewprawione ręce, że uśmiechnęła się lekko - był niezdarny w ten uroczy, niewinny sposób.
Gdy w końcu skończył wiązać supeł, stanął przed nią, dysząc lekko, bo substancja, którą był nafaszerowany, przestawała powoli działać. Wraz z bólem, narosła irytacja.
- Serio dałaś się tak po prostu związać? Naprawdę jesteś nienormalna - prychnął, odwracając się do niej plecami. Był prawie pewny, że zanim wydostanie się z tego lasu, będzie czuł na nowo każde draśnięcie, każdego siniaka i każdy nadwyrężony mięsień.
- Czekaj... Czekaj, n-nie zostawiaj mnie - wyjąkała. - Proszę, nie zostawiaj mnie...
Uśmiechnął się lekko.
.
.
.
- Nie zostawię. Wrócę do ciebie. Nie raz i nie dwa. Będę wracać, dopóki nie zaczniesz błagać, żebym w końcu odszedł.
Tak tylko pragnę wspomnieć, że ostatnia aktualizacja tego opowiadania była w listopadzie 2015.
Jak widzicie, z Knight wszystko jest możliwe.
Będzie jeszcze jeden rozdział!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top