Pamiętajcie
Wiecie co ja Wam powiem?
Zdziebko wkurwia mnie to, jak moja matka traktuje pewną sytuację.
Jak już zapewne wiecie i pamiętacie, pisałam na tablicy, iż moja przyjaciółka z klasy (dla czytelników książek o mojej klasie - Masna Kud) ostatnio pojechała do psychiatry, a tam dostała skierowanie do szpitala psychiatrycznego, który znajduje się w zupełnie innym województwie niż my mieszkamy.
I tak od zeszłego wtorku po dziś dzień tam jest.
Z informacji, jakie wyciągnęłam od jednego z Was, moich Bananków, oraz informacji zawartych w internecie, dowiedziałam się, że w takim ośrodku przebywa się od 10 do 84 dni, z czego wynika, że maksymalny pobyt w ośrodku psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży trwa 2 miesiące z kawałkiem. Dzisiaj mija dokładnie 8 dzień, kiedy Masna Kud nie odczytuje moich wiadomości, bardzo prawdopodobnie z powodu takiego, iż nie ma tam zbytnio dostępu do komórki, a jak już, obstawiam, że komunikuje się tylko z rodziną, jednak nie mnie dane jest to stwierdzać, gdyż widza, jaką posiadam o pobytach w takich miejscach, to zaledwie garstka.
Nie jest mi dane znać dokładnych powodów, dla których ona tam trafiła. Z tego, że ma/miała problemy wywnioskowałam tylko, że kiedyś się cięła (miała okropne blizny po cięciu się na nadgarstkach, a nawet sama mi się przyznała, że w podstawówce się zaczęła ciąć), nie raz spotkałam się z sytuacją, gdy mówiła mi słowa typu ,,Chcę się zajebać.'', ,,Ja się zabiję jeszcze przed maturą albo i wcześniej''.
Teraz zapewne większość z Was stwierdzi, że ona musiała być od początku tej znajomości przez cały czas, non-stop ,,smutasem''. Też bym na Waszym miejscu się zdziwiła, jeśli ktoś by powiedział, że nie. O dziwo, to ona pierwsza zainsynuowała Naszą znajomość, zaczynając od ziarenka, które zostało zakopane jeszcze przed zdalnym, a w trakcie zdalnego zaczęło zapuszczać korzenie, a kiedy wróciliśmy ze zdalnego, roślinka zaczęła wychodzić z ziemi. I nie, zdążyłam z nią nałapać pewnych momentów, podczas których wręcz płakałyśmy ze śmiechu. Przekomarzanie się? Też, oczywiście nie jakoś specjalnie bardzo obraźliwie. Momentami może i wygląda/wyglądało to dziecinnie, jednak stwierdzam stanowczo, iż znalazłam kogoś, kto jest podobną wersją mnie.
Owszem, widziałam czasami na przerwach ją w bardziej przygnębionym nastroju, jednak staram/starałam się go jej poprawiać, wykorzystując wszelkie sposoby, by na jej twarzy pojawiła się choć odrobina uśmiechu. Strasznie dziwnie się czuję, kiedy przypomnę sobie, jak po ostatniej lekcji w zeszły poniedziałek (dzień przed jej wyjazdem), przytuliłam ją na pożegnanie. Możecie mnie śmiało oskarżać, o narzucanie się komuś do prywatności, jednak takie rzeczy, robię zawsze pod wpływem jakiś emocji.
Szczegóły tego, jak wyglądał początek mojej znajomości z nią, zapewne już większość zna, gdyż pisałam o nim na swojej tablicy.
No dobrze, sytuacja wyjaśniona, ale o co mi chodzi i jaki problem ja mam do własnej matki? Może i wyjdę w tym momencie na ,,bezczelną gówniarę'', ale leży mi to i wręcz czuję potrzebę, by się tym wyżalić, o ile mogę to tak nazwać.
Na co dzień, opowiadam mamie jak w szkole było, co się działo i tak dalej. Tak samo, powiedziałam jej o tym, że wówczas tydzień wcześniej, dowiedziałam się, że Masna Kud, ma umówioną wizytę w szpitalu (nie powiedziałam dokładnie w jakim, gdyż bałam się reakcji mamy na tą wiadomość). Jednak kiedy dowiedziałam się, że Kud jedzie na drugi koniec Polski i na dłuższy, nieokreślony czas, nie miałam wyboru i powiedziałam mamie o tym tego samego dnia, kiedy dowiedziałam się o tym dłuższym pobycie.
Nie ukrywam, lekko się popłakałam i ze łzami w oczach powiedziałam, że się o Masną Kud martwię. Że przez te wszystkie jej nieobecności na lekcjach i zaległości w kartkówkach czy sprawdzianach mogą spowodować jej niekwalifikację do następnej klasy, przez co prawdopodobnie nie zda i/lub zmieni szkołę...
Ja w pełni rozumiem to, kiedy mi mama powiedziała, że to ONA powinna się martwić o to, żebym ja tak nie skończyła. Ale za każdym razem, gdy tylko wspomnę jej choćby trochę o obecnej sytuacji mojej przyjaciółki, padają te same słowa:
,,Musisz też z innymi koleżankami się zadawać.''
,,Nie masz z nią kontaktu, więc musisz sobie znaleźć kogoś innego do towarzystwa.''
,,Ja też nie znam jej problemów i nie wiem, co ona zrobiła takiego, że tam trafiła.''
Po pierwsze:
Inni mają już swoje grupki znajomych, a ja jestem tym typem osoby, która nie lubi się komuś narzucać i usilnie pchać do towarzystwa. A jak już, to czasami coś od siebie do rozmów tych grupek na chwilę wtrącę, jeśli jestem niedaleko. Miło mi jest, gdy ktoś mi takowe dołączenie zaproponuje, wtedy zazwyczaj chętnie się zgodzę.
Po drugie:
Boję się odzywać do ludzi. A teraz, jak widzę, że moi znajomi, których już wcześniej znałam, lecz nie widziałam się z nimi pewien kawał czasu, mają już swoje nowe znajomości, wiem, że mam tam gówno do gadania i zazwyczaj jak już tam trafię, chwytam za telefon i przeglądam co popadnie.
Po trzecie:
To brzmi co najmniej tak, jakby Masna Kud trafiła tam z powodu ostrej choroby psychicznej, która zaprowadziła ją do popełnienia jakiegoś karygodnego przestępstwa. A pragnę wspomnieć, że do szpitala psychiatrycznego trafiają nie tylko wariaci, a tym bardziej nie do ośrodka dla ,,DZIECI I MŁODZIEŻY'', gdzie ludzie mogą mieć traumy po pewnych wydarzeniach, przeżywają mocne pewne sytuacje rodzinne, czy nawet są w stanie ciężkiej depresji wszelkiego rodzaju.
Miałam o tym nikomu nie mówić, lecz tu akurat uważam, że jestem zmuszona to powiedzieć. Moja ciocia, starsza siostra mojej mamy, mama mojej starszej o rok ciotecznej siostry, gdy ją urodziła, też była w szpitalu psychiatrycznym. Było to spowodowane tym, że bała się tego, że sobie nie poradzi z dzieckiem. I co? Była to oznaka bycia wariatem czy innym świrem? Oczywiście, że nie. Prawdopodobieństwo tego, że ktoś będzie lub mierzył się z problemami psychicznymi, niekoniecznie takimi, jakie występują u morderców itp. istnieje i może to trafić każdego i moim zdaniem, też trzeba to ludzkości uświadamiać.
Słowa mojej matki w moim mniemaniu, brzmią co najmniej tak, jakbym miała lub nawet powinnam porzucić swoją przyjaźń z Kud. Wiecie co? Nawet, jeżeli zmieni tą szkołę i/lub nie zda do następnej klasy, ja chcę tą przyjaźń dalej ciągnąć. Wiem, że podobno największe przyjaźnie mogą zapoczątkować dopiero w szkole wyższej czy może nawet i dopiero w pracy, a nie jak w podstawówce. Z własnego doświadczenia zdaję sobie sprawę, jak przyjaźnie potrafią być tam kruche.
Po objawach jakie ma Kud, osobiście mogę stwierdzić, że nie wygląda mi to na zachowanie osoby, która ma na koncie jakieś ostre przewinienia i rozrachunki z policją itp. Dlatego też nie zamierzam tego tak puścić płazem.
Cały czas, pomimo braku odczytu, relacjonuję Kud na Messengerze to, co się dzieje w szkole lub mnie. Chcę, aby wiedziała, że o niej pamiętam.
I mamo. Czy ty nie przyznawałaś się do swojej siostry, kiedy była w psychiatryku? Wątpię. Przestałaś się z nią kontaktować? Przecież to widać gołym okiem, że nie. Wiem, że szpital psychiatryczny, a szpital psychiatryczny dla dzieci i młodzieży to dwie różne działki, jednak powiedzmy sobie szczerze: Więcej ,,wariatów'' trafi do ośrodka dla dzieci i młodzieży czy do ośrodka dla dorosłych? I nie, w porównaniu do Ciebie, ja nie oskarżam cioci o bycie wariatką. Rozumiem, że możesz się o mnie bać, ale proszę, nie bój się o mnie pod względem pt. ,,Moja córka zadaje się z psycholami i wariatami'', bo ja ludzi też potrafię przejrzeć na bazie swych osobistych doświadczeń.
Mało wystarczająco? W porządku. Przełożę to na inny sposób. Wyobraźcie sobie, że ktoś od Was pożyczył pewien Wasz sprzęt i go Wam prędzej czy później odda w stanie (zapewne) nienaruszonym. I co? Specjalnie polecicie kupić sobie drugi taki sprzęt? A jak ta osoba Wam ten sprzęt szybko odda to co? Powiecie, że nie, dziękuję, mam już nowy?
Tak mogę bynajmniej zinterpretować zastępowanie jednej osoby kimś innym. I w słowach matki, brzmi to, jakby mnie wręcz zachęcała do tego, by kimś już sobie stale Kud zastąpić. Sama byłam kiedyś ofiarą bycia tym, kogo porzucono i zastąpiono inną osobą. A to naprawdę boli. I tak nie chcę przysporzyć kolejnego, nowego, świeżo upieczonego cierpienia osobie, która prawdopodobnie swoje przeżyła.
Wiem, że Kud ma Wattpada, jednak nie znam jej nazwy tutaj, a ona nawet nie wie, że Wattpada posiadam, lecz wolałabym jej o tym nie mówić. Jeśli jednak nadejdzie ten dzień, że odkryje dajmy na to - tą książkę, Kud, chcę, żebyś wiedziała, że mi zależy na Naszej znajomości i oby pociągnęła się ona jak najdłużej, pamiętaj o tym i trzymaj się. Brnij przez to wszystko, a wiem, że kiedyś osiągniesz to, czego pragniesz.
Bananki, Wy również wbijcie sobie do serca te ważne słowa, jakie chciałam w tym rozdziale przekazać. Przekazujcie je też innym, by jak najwięcej osób o tym wiedziało i pamiętało. Możecie to nawet udostępniać innym użytkownikom tej platformy, a wiem, że uda Nam się osiągnąć wiele.
Dziękuję, jeżeli to przeczytaliście i zrozumieliście. Trzymajcie się tam!
tofutsu_
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top