Dziękuję Wam <33
Chciałabym dzisiaj Wam wszystkim podziękować, za wczorajsze kondolencje, wyrazy współczucia z powodu śmierci mojego najlepszego przyjaciela, jakiego miałam do tej pory.
Wiem, że rana ta w moim sercu, będzie tą charakterystyczną, wśród innych, które kiedykolwiek tam posiadłam. Będzie ją wyróżniało to, że pozostanie tylko blizną, a nie tak jak reszta, zagojona tak, że po jakimś czasie zniknie.
Prawdopodobnie wczoraj zdążyłam już przejść przez wszystkie etapy żałoby. Wypiłam wczoraj aż 3 herbaty.
Popłakałam się z 5 razy z godzinnymi lub półtorej godzinnymi przerwami. Kilka razy czytałam to pożegnanie, które wczoraj wrzuciłam. Wyżaliłam się kilku, jak nie kilkunastu osobom z tego powodu. Nawet pomimo mojego pieprzonego kompleksu głosu, jaki mam, gdy śpiewam, kiedy wczoraj przez jakiś czas nie było rodziców w domu, zaczęłam sobie śpiewać, z czego na jednej piosence się najmocniej głosowo rozjechałam, ponieważ znów się rozpłakałam, gdy tylko teledysk tej piosenki przypomniał mi brutalnie o tym, co właśnie przeżywam (piosenkę tą, wrzuciłam w mediach do pożegnania).
Większość reszty dnia przesiedziałam zamykając się w pokoju i ucząc się historii, czytając lekturę i robiąc lekcje (bo nawet w takiej przerwie mam nazadawane).
Nawet zrobiłam playlistę upamiętniającą mojego psa. Jeśli ktoś byłby ciekawy, podam link na priv.
Zapewne znajdzie się ktoś, kto uzna, że zapewne ten mój przymus do nauki, playlista i kilkukrotne czytanie pożegnania z poprzedniego rozdziału, to po prostu moja chęć ,,dobicia się". Nie. Jest to dla mnie zwykłe oswajanie się ze świadomością, że nie cofnę czasu, że Oskar już nie wróci. Wszystko po to, by się uspokoić i przyzwyczaić do tej pieprzonej świadomości.
Wczoraj po tych kilku wodospadach łez oczy zaczęły mnie lekko piec, susząc się od łez, a także odczuwałam lekkie bóle w klatce piersiowej w okolicach serca (nie mówię tego w przenośni - dosłownie wczoraj lekko zaczęło mnie pobolewać serce + żołądek samoistnie mi się zaciskał).
Na wieczór było już zwykłe nic. Ani radości, ani smutku. Pustka. Moja morda, pomimo uśmiechu, który za każdym razem staram się utrzymać, gdy z kimś, kogo lubię rozmawiam lub przypomnę sobie coś mega przyjemnego z życia, wczoraj wieczorem pokazywała zwykłe nic. Poker Face. Ewentualne przygnębienie było we mnie widać i unikałam kontaktu wzrokowego z kimkolwiek z rodziców.
Rodzice też już zdecydowali - psa, a dokładniej szczeniaka tej samej rasy, kupią dopiero na wiosnę.
Dziękuję Wam wszystkim tutaj, za każde słowo współczucia, za każde ,,trzymaj się", za każde słowo pocieszenia i za każde staranie się o uśmiech na mojej twarzy. Każde Wasze słowo się dla mnie liczy. Czuję, że nawet mój pies chętnie każdego z Was wówczas by powąchał, jak to robił z każdą bliższą mojej rodzinie osobą lub nawet i ewentualnie dał się pogłaskać za uchem czy delikatnie polizałby każdemu z Was palce (o ile już tego nie robi, haha...)
Jeszcze raz Wam dziękuję - to, co zrobiliście i robicie dla mnie mega mi pomaga. I obiecuję, że choćby nie wiem co, będę dbać o mojego przyszłego psa najgodniej, jak tylko będę mogła. W innych kwestiach również Wam obiecuję, że Was nigdy nie zawiodę i postaram się ,,trzymać" jak najlepiej potrafię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top