**6


- No dobra,  a jaki jest haczyk? - zapytał  Jonghyun lekceważącym tonem.

- Jonghyun... - zacząłem , ale Hong mi przerwał

- Haczyk?  Za takiego mnie bierzesz?  - zapytał  i prychnął  pod nosem- Sam mam z nim na pieńku  i czekałem  na okazję.  Wy zjawiliście się  w idealnym momencie - dodał  wskazując  na naszą  dwójkę  palcem

- Aaa czyli my mamy robić  za przydupasów?? -  Jong zaśmiał  się  i pokręcił  głową - Nie ma takiej opcji - powiedział  wyraźnie

-  Hm,  w takim razie radź sobie sam- powiedział  Hong i wstał  zza biurka

- Jonghyun nie to chciał  powiedzieć... Ny potrzebujemy pomocy starałem  się  naprawić  sytuację

- Minho,  idziemy! Nie będę  nikogo błagać  o pomóc - odezwał  się  Jonghyun

Warknąłem pod nosem i ruszyłem  w jego stronę.  Myślałem, że będzie mu zależało na zemście. On   powinien wiedzieć, że bez jego pomocy, my się nie zemścimy . Jonghyun powinien jednak się zgodzić...Kiedy obaj zbliżyliśmy  się  do drzwi,  Hong odezwał  się

- Przez twoją  dumę  dziewczyna umrze - powiedział  a Jonghyun na te słowa na chwilę  stanął  w miejscu.

Odwróciłem się  i spojrzałem  na niego.  Przez chwilę  zdawał sobie sprawę  z tego, że  Jonghyun ma rację. Ja także tak uważałem. Mimo, że przyjadą do nas chłopacy to i tak będziemy zbyt nie liczni...

- Zemsta nie ma nic do jej zdrowia- powiedział  twardo,  bo nie chciał  dać  bratu jakiejkolwiek satysfakcji. Czyi on chce się poddać?

- Być  może... - powiedział  Hong,  a ja zastanawiałem się  co on może  mieć  na myśli

Jonghyun warknął  i wyszedł  z pomieszczenia.  Mailem już  iść  za nim,  ale wtedy poczułem  na przedramieniu mocny  uścisk. Odwróciłem głowę i zobaczyłem jak Hong mnie przytrzymuję.

- Ty także  ją  kochasz? - bardziej stwierdził niż  zapytał. Nie wiem skąd to wie, ale ma rację...

- Co ci do tego?- zapytałem 

- To, że  mogę  ci pomóc... Potrzebujecie mnie,  by go pokonać - powiedział  z chytrym uśmiechem. Zgryzłem wargę bo miał co do tego rację

- Co chcesz w zamian? - zapytałem,  wiedząc,  że  koniec końców i tak poprosimy go i pomoc

- Jonghyun ma zniknąć  z Seulu i najlepiej z Korei.

***

Siedziałem ze wszystkimi w sali szpitalnej . Wszyscy zaczynali obmyślać plan zemsty, ale ja ich nie słuchałem. Moje myśli błądziły wokół słów Honga...

Kiedy jednak Jonghyun wspomniał o tym, ze sami damy radę go zabić miałem ochotę się zaśmiać jednak tyko prychnąłem pod nosem i zwróciłem na siebie ich uwagę.

-Wiecie, że to nie prawda?- zapytałem, a oni milczeli dobrze o tym wiedząc

-Nie będę go błagał o pomoc- powiedział Jonghyun , który trzymał dłoń dziewczyny

-Mógłbyś schować swoją dumę?! Sami nie damy rady. Narażasz nas na śmierć. Przecież jego ludzie nas wykończą!- krzyknąłem wstając ze swojego miejsca

-Nie ! nie pozwolę na to.

-Czyżby? Jakoś Soorim nie ochroniłeś. Pozwoliłeś by cierpiała! Przecież to był twój cholerny pomysł!- warknąłem, a reszta zwiesiła głowę

-Wy też tak uważacie?- zapytał i spojrzał  na nich

-Tak- przyznał cicho Taemin

-Minho ma rację...Bez pomocy twojego brata nie mamy szans nawet zbliżyć się go niego- powiedział Onew

Jonghyun zagryzł wargę i odwrócił wzrok na Rim. Patrzył na nią jakby chciał usłyszeć od niej jakąś radę. Nagle zwiesił głowę i głośno westchnął. Już myślałem, ze odpuści i zgodzi się prosić Jonghyuna jeszcze raz o pomoc, ale nie...

-Nie zrobię tego. Jeśli nie chcecie mi pomóc to zrobię to sam- powiedział nie patrząc na nas

-Jonghyun..- chciałem go jeszcze jakoś przekonać, ale nagle wszystkie urządzenia zaczęły piszczeć

Spojrzeliśmy na nie wszystkie, a po chwili do pokoju weszli lekarze, którzy zaczęli nas wyganiać. Coś złego działo się z Rim.  Mimo, że chcieliśmy z nią zostać, musieliśmy wyjść i czekać na korytarzu. Jonghyun nerwowo chodził po korytarzu, Taemin siedział smutny na podłodze. Key podpierał ścianę i tępo patrzył na drzwi. Onew załamany siedział na krzesłach, a ja stałem obok okna i patrzyłem przez szroty co dzieję się w środku. Lekarze walczyli o jej życie. Z moich oczu zaczęły wydobywać się łzy. Nie chciałem by inni je zobaczyli, więc starałem się je wycierać.

Po kilku minutach oni przestali ja ratować. Wszyscy patrzyli na jeden z monitorów i po chwili główny lekarz zwrócił się do jednej z pielęgniarek. Ta kiwnęła głową i chyba zmierzała do drzwi. Kiedy się one otworzyły wszyscy poderwaliśmy się z miejsc.. Ona jednak spojrzała na mnie i kazała mi wejść do środka.

 Z trzęsącymi się rękoma powoli tam za nią poszedłem. Słyszałem jak Jonghyun uderzył pięścią w ścianę. Gdy wszedłem do środka i spojrzałem na dziewczynę miałem czarne myśli.

-Mamy dla pana złe wieści- zaczął lekarz , a mi zaczęło brakować tlenu

-Co się stało? co z Rim?- zapytałem z ledwością

-Ona...

***-***

Minho nie wychodził z stamtąd od dłuższego czasu. Lekarze także. Jedyne kto z stamtąd wyszedł to pielęgniarki i mniej doświadczeni lekarze. Oni nie chcieli nam nic powiedzieć...wychodzili tylko ze smutnymi minami. Pomyśleliśmy wtedy o najgorszym...Nie chciałem w to wierzyć... Byłem tak wściekły, że myślałem o rozwaleniu tego całego budynku.

Taemin podszedł do mnie i położył mi dłoń na plecach, by mnie pocieszyć. Odrzuciłem go i podszedłem do okna, by chociaż ja zobaczyć. Minho siedział obok niej, a lekarz trzymał mu dłoń na ramieniu i mówił coś do niego.

Nie wytrzymałem...Odszedłem szybkim krokiem z stamtąd i nie słuchając wołań Onew i Taemina wyszedłem ze szpitala i ruszyłem samochodem w jedno miejsce. Skoro odebrał życie mojej Rim, ja zrobię to samo z nim. 

Była noc i to grubo po północy...Podleciałem pod jego wille, była otoczona murem, ale dla mnie to nie przeszkadzało. Byłem tu tak często, że wiedziałem w którym miejscu jest najmniej ochroniarzy . Przeszedłem przez niego i niezauważony znalazłem idealne miejsce do strzału. 

Czekałem na niego i gdy tylko pojawił się na moim celowniku strzeliłem.  Kula przeszyła jego ciało na wylot. Nie spodziewał się tego tak samo jak Rim...Kiedy opadł na podłogę miałem pewność, że umarł na miejscu, bo jego oczy nadal były otwarte, a z ust zaczęła wypływać krew.

Uśmiechnąłem się pod nosem i gdy reszta ochroniarzy ruszyła do budynku ja czym prędzej wróciłem do auta i odjechałem z stamtąd z piskiem opon.Jechałem  szybko i czułem po części ulgę. Cieszyłem się, że się zemściłem, ale to i tak mi jej nie zwróci. Ona odeszła, a ja bez niej czuję się taki pusty. Zawiodłem na całej linii.

Chciałem spędzić z nią resztę swojego życia. Być zawsze przy niej i by ona była przy mnie...Ale to już się nigdy nie stanie. Postanowiłem wyjechać. Chciałem być sam. Chciałem w tej chwili być sam...

__________________________

Mam nadzieję, ze rozdział wam się podobał. Dajcie znać w komentarzach co o nim myślicie i czy chcecie kolejny rozdział. Jeśli mi się uda być może dodam go dzisiaj :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top