**3
Lekarze zabrali ciało dziewczyny z moich rąk. Nie chciałem jej opuszczać, więc szybko wyszedłem z auta i nie płacąc taksówkarzowi ruszyłem za nimi do budynku. Nie obchodziło mnie nic innego oprócz niej. Na holu nastało zamieszanie, wszyscy patrzyli w naszą stronę współczującym wzrokiem...nie słyszałem co było mówione wśród poruszonych lekarzy, ani gapiów...Byłem załamany. Kiedy lekarze zabrali moją Soorim na sale operacyjną, a ja nie mogłem tam wejść, opadłem na kolana i pytałem się dlaczego to akurat ona musiała tak ucierpieć. Przepraszałem ją za to co przeze mnie teraz przechodzi. Błagałem by nic jej nie było i by do mnie wróciła. To naprawdę było straszne...
Przez godziny w ogóle nie ruszałem się z miejsca. Czekałem na nią...czekałem aż ktokolwiek do mnie wyjdzie i powie, że Soorim nic nie jest i ma się dobrze. Czekałem, aż będę mógł zobaczyć jej uśmiechniętą na mój widok twarz... Moje oczy były czerwone od łez...Nie wiem ile tak płakałem, aż ciężko mi się do tego przyznać. Facet powinien być twardy i myśleć twardo, ale dla mnie to było w tej chwili niemożliwe...
-Proszę się odsunąć. Blokuję pan korytarz- usłyszałem czyjś głos nad sobą. Kiedy uniosłem głowę zobaczyłem lekarza, który prawdopodobnie był na sali operacyjnej i ledwo co z niej wyszedł
-Co z Soorim? Przeżyła?- pytałem mając nadzieję, że dziewczynie nic nie jest. Lekarz gdy to usłyszał zwiesił głowę
-Kim pan dla niej jest? Tylko rodzinie możemy powierzyć takie informację- westchnął ciężko, a ja posmutniałem
-Ja jestem jej jedyną rodziną. Jej matka i siostra jej nienawidzą- powiedziałem
Mężczyzna pokręcił głową i chciał już odejść, ale ja musiałem się dowiedzieć czy Soorim żyję. Musiałem go zatrzymać.
-Proszę mi powiedzieć co z Soorim- powiedziałem
-Tylko rodzina...
-Jestem jej kurwa narzeczonym!!- krzyknąłem na cały głos. Byłem tak zły, że mógłbym go nawet teraz pobić
-W takim razie ktoś musi to potwierdzić. Proszę powiadomić jej rodzinę- powiedział mężczyzna i wyrwał mi się
-Ja jestem jej rodziną- powiedziałem za nim, a on zwyczajnie odszedł
Byłem tak wściekły, że kopnąłem w kosz, który stał w rogu. Oni nie wiedzieli , że ją kocham...nie wiedzieli jaka jest sytuacja rodzinna Soorim...nie znali jej , więc nim znajdą kontakt do jej rodziców minę sporo czasu...Ja nie chciałem czekać i musiałem coś zrobić.
Postanowiłem więc czekać na innych wychodzących lekarzy z tej sali, ale oni tak jak tamten nie chcieli mi nic powiedzieć. Moje błagania na nic się zdały...ich miny nic mi nie mówiły. Jedyne co widziałem to zmęczenie na ich twarzach....
Czułem się w tej chwili bezradny...ale nagle przyszło mi coś do głowy....Musze znaleźć matkę dziewczyny i przekonać ją do tego by tu ze mną przyjechała...Zadzwoniłem do kumpla, który pomógł mi znaleźć te kobietę . Od razu wybiegłem ze szpitala i pobiegłem do jej mieszkania...
-Kim pan jest?- zapytała gdy otworzyła mi drzwi
-Jestem narzeczonym pani córki- odpowiedziałem szybko, bo nie chciałem przeciągać
-Naprawdę.. nie wydaję mi się- powiedziała z uśmiechem...pewnie myślała o swojej młodszej córce, a nie Soorim
-Chodzi mi o Soorim. Ona trafiła do szpitala, została postrzelona- powiedziałem
-Wiem- odpowiedziała normalnym tonem...zatkało mnie- Lekarze mnie o tym poinformowali
-To dlaczego pani do niej nie jedzie?- zapytałem oburzony i wściekły- w jakim ona jest stanie
-Nie jesteś z naszej rodziny, więc nie musisz tego wiedzieć. Odejdź- warknęła i zaczęła zamykać mi drzwi przed nosem
-Nie!- krzyknąłem i zablokowałem drzwi- Soorim to pani córka. Jej los choć trochę powinien panią obchodzić!- powiedziałem w złości
-Ona była tylko pasożytem...Teraz się od niej uwolniłam i w końcu nie jestem już jej matką...Odejdź stąd ,albo dzwonie na policję- powiedziała a mnie zabolało serce gdy usłyszałem jak kobieta użyła czasu przeszłego
Była...uwolniłam się od niej...Czy to znaczy, że Soorim nie przeżyła? Z ledwością odsunąłem się od drzwi i oparłem się o ścianę. Było mi słabo. Musiałem przykucnąć i złapać kilka oddechów by się uspokoić. Nie dopuszczałem do siebie myśli , że Soorim już nie ma...
Kiedy zacząłem wychodzić z bloku mój telefon zaczął dzwonić...Nie patrzyłem kto dzwoni tylko od razu odebrałem...
-Co z Soorim, widziałeś ją? Nasz plan się powiódł?- usłyszałem głos Onew...
-Soorim została postrzelona- odpowiedziałem jakby w transie i się rozłączyłem.
Zrezygnowany postanowiłem iść do tego cholernego szpitala i jeszcze raz spróbować dowiedzieć się czegoś . Liczyłem, że kogoś przekonam i taką osobą mogła być młoda recepcjonistka. Podszedłem do niej i zacząłem ją wypytywać o Soorim...Niestety kobieta także nie mogła zdradzić mi o niej żadnych informacji.
-Proszę mi powiedzieć czy żyję...Chce wiedzieć tylko to- powiedziałem ze łzami w oczach
-Mogę tylko podać imiona jej rodziców. Może pan się ich zapytać
-Byłem u nic..oni się nią nie interesują
-Tak wiem sama informowałam ich o jej stanie...- powiedziała cicho- jej siostra może panu powiedzieć...ona się bardziej nią przejęła- powiedziała, a ja miałem ochotę uderzyć się w czoło
Jak mogłem o niej nie pomyśleć?!....Przecież dziewczyny do czasu żyły w zgodzie. Od razu wybiegłem ze szpitala i autobusem pojechałam pod dom młodszej siostry Soorim...Ona chyba była moją ostatnią nadzieją
***-***
-Soorim została postrzelona- usłyszałem jego smutny głos, a zaraz po tym sygnał zakończenia rozmowy
-Jonghyun... Halo...
-Co się stało?- zapytał V
-Rozłączył się i ...- zacząłem ,ale te słowa nie mogły mi przejść przez gardło
-I co?- zapytała mnie moja żona Jiso
-Powiedział, że Soorim została postrzelona- powiedziałem i spojrzałem na nich ze smutkiem
-Co?- zapytała Jaehe
Nic nie odpowiedziałem...Każdy z nich patrzył na mnie i czekał na wyjaśnienia. Ale ja nie mogłem im tego wyjaśnić. Jonghyun tylko to mi powiedział...
-Soorim nie żyję?- zapytał słabo Taemin, a na jego słowa Jaehe zaczęła płakać.
V obiął ją i starał się uspokoić. Zwiesiłem głowę i sam poczułem smutek. Jiso podeszła do mnie i wtuliła się we mnie...Nikt z nas nie był w tej chwili szczęśliwy, a szczególnie Minho...Chłopak wstał z sofy i podszedł do mnie. Odsunął Jiso i złapał mnie za koszule
-Co ty powiedziałeś?- zapytał ,a w jego oczach widziałem łzy
-Soorim została postrzelona- powtórzyłem słowa Jonghyuna
-Nie, ona nie mogła... On kłamie- powiedział i mnie puścił
-Tylko to Jonghyun powiedział....w jego głosie słychać było smutek, więc chyba nie żartował z tego- powiedziałem
-Nie.....- powiedział i zdenerwowany zaczął odchodzić w stronę wyjścia
-Gdzie idziesz?- zapytał go Sehun, który wycierał łzy
-Jadę tam- odpowiedział Minho i na szybkiego zabrał swój portfel z pieniędzmi i dokumentami
Nim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, on zdążył już wyjść z budynku....
***-***
- Nie pomogę ci. Nie znam cie i nie wiem co cię z nią łączyło- powiedziała dziewczyna
-Błagam cię...Ja chce wiedzieć co z nią jest- błagałem
-Soorim mnie zraniła...Odbiła mi ukochanego, więc dlaczego miałabym tobie pomóc?- zapytała wrednie
-Słuchaj. Nie wiem co między wami było, ale powiedz mi do cholery czy ona żyję!!- krzyknąłem i uderzyłem pięścią w ścianę obok jej głowy
Dziewczyna podskoczyła ze strachu i szybko zamknęła mi drzwi przed nosem.Zacząłem walić w te drzwi i krzyczałem by mi otworzyła i coś powiedziała, ale na marne. To nic nie dało....
Wróciłem do mieszkania i spojrzałem na zbite okno . Usiadłem na łóżku i wycierając łzy starałem się coś wymyślić....
__________________________________
Mam nadzieję, ze rozdział się wam podobał. Jeśli chcecie kolejny koniecznie zostawcie po sobie komentarz :) Jak myślicie co się stało z Soorim? I czy Jonghyunowi uda się czegoś dowiedzieć? Czy Minho mu jakoś pomoże?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top