❅ iv ❅

❁ ════ ❅• 𝑫𝑨𝒀 𝟒 •❅ ════ ❁

❅❅❅

┏━━━━•❅•°•❈•°•❅•━━━━┓

𝑺𝑻𝑬𝑮𝑮𝒀

┗━━━━•❅•°•❈•°•❅•━━━━┛

❅❅❅

𝑺𝒕𝒆𝒗𝒆 𝑹𝒐𝒈𝒆𝒓𝒔 𝒙 𝑷𝒆𝒈𝒈𝒚 𝑪𝒂𝒓𝒕𝒆𝒓

❅❅❅

Śnieg sypał od samego rana, otulając tym samym ulice Nowego Jorku białym puchem, który z godziny na godzinę stawał się coraz gęstszy. Pogoda idealnie wpasowywała się w klimat nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia, na które z utęsknieniem czekało tyle osób.

        To popołudnie Peggy Carter spędzała w bibliotece uniwersyteckiej. Siedziała przy jednym ze stolików pochylona nad sporządzonymi przez nią notatkami, które wypełnione były informacjami potrzebnymi do zaliczenia semestru. Pomieszczenie było niemal całkowicie wyludnione – znaczna większość studentów wolała spędzić rozpoczynający się weekend w gronie znajomych, niż w towarzystwie sterty książek i zeszytów.

        Peggy od zawsze stawiała sobie wysoką poprzeczkę, a nauka nie była wyjątkiem. Z chwilą przekroczenia progu jednej z najlepszych nowojorskiej uczelni solennie przyrzekła sobie, że nadchodzące pięć lat nauki spędzi produktywnie, starając się posiąść jak największą wiedzę i ukończy studia z jak najlepszymi wynikami.

        Takie postanowienie skutkowało jednak zepchnięciem na bok relacji towarzyskich. Wyciągnięcie kobiety na miasto – czy to do baru, czy do kina – było niemal niemożliwe do osiągnięcia, toteż jej znajomi po wielu nieudanych namowach dali sobie spokój. Przewidywali odmowę Peggy i nie widzieli już sensu w dalszym przekonywaniu jej.

        Kobieta pochyliła się raz jeszcze nad otwartym segregatorem i zaczęła wertować kolejne koszulki w poszukiwaniu notatek dotyczących kolejnego zagadnienia. Była tak pochłonięta nauką, że nie zauważyła zbliżającej się do stolika, przy którym siedziała, postaci.

— Jak leci, Carter? — Głos wyrwał Peggy ze świata definicji i tabelek. Uniosła głowę i otaskowała wzrokiem stojącego naprzeciw niej chłopaka o złocisto blond włosach.

        Steve Rogers słynął ze swego optymistycznego podejścia do życia i towarzyskiego usposobienia, co owocowało dużym kręgiem znajomych, którymi się otaczał. Jednocześnie mężczyzna był jedyną osobą na roku, której nie zniechęcało obojętne podejście kobiety do zawierania znajomości. Niezrażony licznymi odmowami Peggy, wytrwale starał się ją wyciągać, choć na chwilę z rzeczywistości, w której najważniejszymi sprawami były zaliczenia, egzaminy i prace semestralne. Wierzył, że w głębi serca Carter na pewno brakuje oderwania od natłoku pracy i zajęcia myśli czymś innym.

— W porządku. — Peggy zsunęła z nosa okulary w czarnej oprawce, które zakładała do czytania. — Jak widzisz, przygotowuję się do zaliczenia semestru.

        Steve pokiwał głową i odsunął krzesło stojące na wprost kobiety i usiadł na nim, kładąc ręce na stole.

— Słuchaj, Peggy — zaczął niepewnie, splótłszy dłonie przed sobą. — Wiem, że nauka jest dla ciebie bardzo ważna, ale czy nie dałabyś się wyciągnąć na miasto?

        Kobieta pokręciła głową z rezygnacją. Nie mogła wyjść ze zdumienia, że po tylu odmowach, Rogers miał jeszcze jakiekolwiek nadzieje, że otrzyma pozytywną odpowiedź. Nim zdążyła otworzyć usta, by wyjaśnić mężczyźnie, ile materiału zostało jej do powtórzenia, Steve ponownie się odezwał.

— Nie oszukujmy się. Wszyscy dobrze wiedzą, że pójdzie ci najlepiej z nas wszystkich. — Mężczyzna mrugnął porozumiewawczo.

        Peggy próbowała desperacko znaleźć w głowie jakąkolwiek wymówkę, by samotnie zostać w cichej bibliotece, jednak zdawała sobie sprawę, że im dłużej się wahała, tym mniej wiarygodne były jej argumenty.

— W takim razie postanowione. — Steve promiennie się uśmiechnął, podnosząc się z krzesła. — Będę pod twoim mieszkaniem o siódmej. Do zobaczenia!

        Po tych słowach bardzo zadowolony z siebie odszedł w stronę wyjścia, nie dając Peggy szansy na odpowiedź.

        Brunetka jeszcze chwilę siedziała, czekając, aż jej szare komórki zarejestrują, co właściwie się wydarzyło. Po paru minutach jednak otrząsnęła się, a jej wzrok odruchowo padł na otwarty obok niej laptop. Zegar na wyświetlaczu oznajmiał, że właśnie dochodzi piąta, a więc Steve dał jej dwie godziny na przygotowanie się do spotkania.

        Zważywszy na to, że mieszkanie wynajmowane przez Carter było trochę oddalone od uniwersytetu, a dostanie się do niego zajmowało pół godziny jazdy metrem oraz dodatkowo dziesięciominutowy spacer, kobieta postanowiła już się zbierać do wyjścia.

        Do skórzanej torby, która już dawno wyszła z mody, schowała laptop, segregator, podręcznik oraz piórnik ze wszystkimi przyborami do pisania i zakreślania tekstu. Z wieszaka stojącego nieopodal jej stoliku zdjęła bordowy płaszcz, a następnie narzuciła go na ciemnozielony sweter, który miała na sobie tego dnia. Owinęła szyję szczelnie przylegającym wełnianym szalikiem, zrobionym na drutach przez jej mamę.

        Tak opatulona wyszła na ulice Nowego Jorku, oświetlane przez neony bilbordów, w których blasku migotał padający śnieg. Płatki śniegu przylepiały się do płaszcza, szalika i włosów, gdy Peggy szybkim krokiem zmierzała w stronę najbliższej stacji metra. Marzyła o znalezieniu się już w ciepłym mieszkaniu, jednak najpierw czekała ją podróż w ściśniętym i dusznym pojeździe.

        Podczas jazdy metrem i dalszym spacerze w kierunku mieszkania Carter zastanawiała się, co ma na siebie włożyć tego wieczoru. Steve przecież nawet nie powiedział, gdzie ją zabiera, a to miało kluczowe znaczenie.

        Gdy zziębnięta i oblepiona śniegiem Peggy dotarła do mieszkania, nie marzyła o niczym innym, jak o gorącej kąpieli, zawinięciu się w koc i przeczytaniu jakiejś książki w łóżku. Tę pierwszą myśl zdecydowała się spełnić, gdy tylko odwiesiła płaszcz do wyschnięcia na wieszaku, a szalik położyła na rozgrzanym kaloryferze.

        Po skończonej kąpieli kobieta wyszła z łazienki opatulona w miękki biały ręcznik i od razu poszła do sypialni, by wybrać ubranie na ten wieczór. Po dłuższych przemyśleniach i wodzeniu wzrokiem po wnętrzu otwartej szafy Peggy zdecydowała się na bordową sukienkę, która od dawna wisiała nieużywana na wieszaku, czekając na odpowiednią okazję.

        Wskazówki zegara wiszącego na ścianie sypialni oznajmiały za dziesięć siódmą, gdy Peggy stała wyszykowana przed lustrem. Dłonią poprawiła materiał sukienki, który lekko zmarszczył się u dołu, po czym przyjrzała się badawczo swemu odbiciu. Choć za nic nie przyznałaby się do tego na głos, denerwowała się spotkaniem z Rogersem.

        Kobietę z zamyślenia wyrwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Oderwała się od lustra i podeszła do szafki, na którą wcześniej położyła telefon. Na wyświetlaczu widniał krótki sms od Steve’a.

Steve Rogers
Gotowa, Carter? Nie mogę się doczekać

        Kąciki ust Peggy nieśmiało uniosły się, gdy przeczytała wiadomość. Odblokowując ekran, zastanawiała się, co powinna odpisać Rogersowi. Po chwili szybko wystukała na klawiaturze kilka słów i nacisnęła „wyślij”.

Peggy Carter
Cierpliwości, Rogers. Zaraz schodzę!

        Po wysłaniu wiadomości Peggy schowała telefon do nie dużej czarnej torebki. Pogasiła wszystkie światła w mieszkaniu i udała się do przedpokoju, gdzie ubrała się do wyjścia. Zamknąwszy drzwi do mieszkania, wrzuciła do torebki klucze i skierowała swoje kroki ku schodom.

        Na zewnątrz czekał już na nią Steve. Niespiesznie spacerował po świeżym śniegu, by nieco się rozgrzać i skrócić sobie czas oczekiwań. Dłonie miał wbite głęboko w kieszenie zimowego płaszcza. Widząc wychodzącą przez drzwi postać Peggy uśmiechnął się promiennie i wyszedł jej na spotkanie.

— Cześć. — Steve objął Carter, a ta niepewnie odwzajemniła uścisk. — Pięknie wyglądasz — dodał po chwili, spoglądając na kobietę.

— Długo czekałeś? — Peggy zmieniła temat, rumieniąc się lekko. — Mam nadzieję, że nie odmarzły ci uszy — zażartowała, spoglądając na mężczyznę, który tego wieczoru nie założył czapki.

— Carter, starałem się wprowadzić romantyczny nastrój w ten piękny zimowy wieczór, a ty komentujesz moje uszy. — Rogers parsknął śmiechem, starając się rozluźnić atmosferę. — Pani pozwoli? — Po tych słowach delikatnie wziął Peggy pod ramię, a gdy ta nie zaprotestowała, zaczął prowadzić ją chodnikiem.

        Szli niespiesznie, mijając ogrom świątecznych wystaw sklepowych, które starały się przyciągnąć uwagę jak największej liczby przechodniów tysiącami lampek i kolorowych ozdób, wśród których prezentowały się najróżniejsze produkty.

— Zdradzisz, dokąd idziemy? — Carter odezwała się, mijając witrynę sklepu ze słodyczami, a z jej ust wydobyło się kilka obłoczków pary.

        Steve spojrzał kątem oka na zarumienioną od mrozu twarz kobiety i uśmiechnął się pod nosem.

— Chyba jednak zdecyduję się na zrobienie tobie niespodzianki, Peggy — odpowiedział po chwili, biorąc niepewnie jej dłoń w swoją.

        Szli jeszcze przez jakiś czas, aż dotarli pod niewielki lokal. Steve sięgnął do klamki drewnianych drzwi i otwarłszy je, przepuścił w wejściu Peggy.

        Pomieszczenie okazało się przytulną kawiarnią, której staromodny wystrój chwycił kobietę za serce. W głębi lokalu stał fortepian, z którego wydobywały się delikatne dźwięki walca.

— Wiedziałem, że ci się spodoba. — Steve nachylił się ku oczarowanej Carter, by pomóc ściągnąć jej płaszcz.

        Gdy okrycia pary zawisły na czarnym metalowym wieszaku, Steve wyciągnął dłoń w kierunku Peggy i uśmiechnął się promiennie.

— Peggy Carter — zaczął niepewnie. — Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?

— Stevie Rogersie — kobieta pokręciła głową. — doskonale wiesz, że mam dwie lewe nogi.

— Pozwolisz jednak, że uznam to za zgodę. — Mężczyzna niezrażony zupełnie odpowiedzią Peggy, chwycił jej dłoń i zaprowadził na parkiet.

        Wokoło nie było wielu ludzi. Mężczyzna specjalnie wybrał mało uczęszczany lokal, by nie krępować kobiety, która doprowadzała go do szaleństwa od pierwszego dnia roku akademickiego.

        Steve złapał delikatnie lewą dłonią prawą dłoń Peggy, a prawą przytrzymał ją w talii. Kobieta położyła wolną rękę dłoń na ramieniu mężczyzny, a następnie pozwoliła mu się prowadzić. Melodia walca angielskiego wygrywana przez pianistkę idealnie nadawała się do powolnego i pełnego uczuć tańca. Steve spoglądał na Peggy roziskrzonym wzrokiem, pełnym uczucia i zafascynowania.

— Szaleję za tobą, Peggy Carter — wyznał cicho, przyciągając jej ciało do swojego. — Nawet nie masz pojęcia jak.

        Peggy milczała chwilę, starając się przetworzyć w głowie słowa wypowiedziane przez mężczyznę.

— Jeśli nie jesteś pewna, nie musisz odpowiadać. — Steve odgarnął opadające na twarz kobiety loki. — Zaczekam, aż będziesz gotowa.

        Peggy położyła drobną dłoń na policzku Steve’a, szczerze zaskoczona swoją śmiałością. Nie wiedziała, czy to z powodu atmosfery panującej w pomieszczeniu, czy dźwięków muzyki wygrywanej przez pianistkę w kącie pomieszczenia, czuła jak gdyby czas się zatrzymał.

— Rogers, ja — zdołała tylko tyle powiedzieć, nim wspięła się delikatnie na palce i złączyła ich wargi.

        Steve przymknął oczy. Jedną dłonią nadal przytrzymywał w talii kobietę, a drugą położył na jej policzku, pogłębiając pocałunek. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe i miał wrażenie, że zaraz przerodzi się to w szaleńczy galop. Gdy zabrakło im powietrza, delikatnie odsunęli się od siebie, jednak nadal ich ciała dzieliły jedynie centymetry.

— Jestem gotowa. — Dłoń Peggy delikatnie gładziła lewy policzek Steve’a.

— Nawet nie wiesz, jak się cieszę. — Twarz mężczyzny promieniała ze szczęścia. — Szaleję za tobą, Peggy Carter — dodał po raz drugi, pochylając się.

— Ja za tobą również, Stevie Rogersie — wyszeptała kobieta, łącząc ponownie ich usta w pocałunku.

❅❅❅
Cześć i czołem, mam nadzieję, że mój shot przypadł wam choć trochę do gustu! Trzymajcie się ciepło i mam nadzieję do zobaczenia w innnych książkach ❤️ - swiat_zofii

❅❅❅

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top