𝓘 𝓵𝓸𝓸𝓴𝓮𝓭 𝓲𝓷𝓽𝓸 𝓱𝓲𝓼 𝓮𝔂𝓮𝓼
Elio z bólem w klatce piersiowej siedział w swoim pokoju, który po brzegi wypęniony był zapachem i obecnością studenta. Do końca pobytu we Włoszech został cały tydzień. Cały tydzień bez jego Olivera.
A może nie był jego? Może to wszystko było jedynie złudzeniem optycznym, które mężczyzna mu zaoferował.
Nie chciał pamiętać chwil spędzonych z mężczyzną, choć te przywarły do niego jak blizna z dzieciństwa po przewróceniu się rowerem. Pierwszy dzień bez niego wydawał się dla Elio okropnym koszmarem.
Tęsknił. Tak bardzo tęsknił za Oliverem. Za jego szerokimi ramionami otulającymi go wieczorami. Za jego dłońmi, które dotykając jego skóry rozpalały na nim istny ogień. Za jego pocałunkami, które za każdym razem kierowały go do nieba. Do stanu spęłnienia.
Teraz jednak pozostała po tym wszystkim ogromna pustka. Wszystko w nim gasło. Od jego miłości do książek i muzyki, aż po jego ciepłość, która rozbrzmiewała do każdego człowieka.
Wspomnienia uderzały w niego niczym fale w statek, którego pragnęli pochłonąć w otchłań i nicość.
Pierwszy pocałunek ze strony studenta na planie moneta. Tak delikatny, a jednocześnie namiętny. Dlaczego mężczyzna go pocałował, skoro mu nie zależało?
Ta myśl szalała w jego umyśle. Na pewno mu ni zależało skoro tak szybko odpóscił. Zostawił wszystko za sobą, więc dlaczego Elio nie potrafił?
Mijały dni, a z nimi wspomnienia powracały że zdwojoną siłą. Nastolatek odwiedzał wszystkie ich miejsca. Czy były ich? Były. Czuł w nich obecność Olivera. Jego bliskość. Jednak jego nie było. Ból i gorycz rozlewała się po duszy Elio, gdy ten wspominał dotyk i pocałunki studenta. Były tak znajome, a jednak obce. Takie bliskie, a jednak oddalone o wiele mil. Tęsknota trwała i trwała nie chcąc dać o sobie zapomnieć.
Jesień.
Elio nie lubił tej pory roku. Koniec wakacji. Koniec ciepła, koniec odpoczynku. Lecz w tym roku przyszła jak zbawienie.
Chłopak postanowił zająć się nauką. Przestać myśleć o tym wszystkim co było. Zostawić to tak, jak to zrobił Oliver.
Kolejne dni mijały w cierpieniu i totalnej ciszy. Nie gadał z rodzicami, jedynie wymieniali się krótkimi powitaniami.
Nastolatek wstawał wczesnym rankiem by nie minąć się z nikim i wychodził bez śniadania do szkoły.
W szkole nie miał kontaktu z rówieśnikami. Chcieli się do niego zbliżyć jednak po jakimś czasie odpuścilil widząc w jakim stanie jest chłopak.
Po szkole szedł na długi spacer nad morze i rozmyślał o blondynie. Nie mógł zapomnieć o tym co przeżyli.
Wracał późnymi wieczorami i próbował uczyć się, chcąc odciąć się od tego wszystkiego co go tak naprawdę przerasta. Z każdym dniem coraz mocniej zamykał się w sobie, bojąc się otaczającego go świata.
Gdyby Oliver tu był to by mnie na pewno ochronił.
W tym momencie jednak nie miał kto mu pomóc wydostać się z dołka w który sam wpadł żyjąc wspomnieniami. Śnił mu się tak często, że czasami zastanawiał się czy to prawda czy też złudzenie. Wieczorami wyobrażał sobie jak leży wtulony w blondyna, a ten otula go swoimi silnymi ramionami, bojąc się, że ten ucieknie. Lecz gdy tylko budził się i wracał do męczącej rutyny wiedział, że ich piękne czasy się skończyły.
Po dwóch / trzech miesiącach stał się jeszcze chudszy niż dotychczas. Śniadania nie jadał, na obiad jadł o wiele mniej, a kolacje? Kolacje raz zjadł, a raz nie. Nie miał już na nic ochoty.
Mama namawiała go jednak smutnym tonem :
-Kochanie zjedz chociaż trochę bo długo tak nie wyrobisz.
-Przepraszam, ale nie jestem głodny. - odpowiadał obojętnie i kierował się do pokoju w którym zamykał się na większość dnia. Już nie czuł zapachu mężczyzny, którego tak bardzo potrzebował by przetrwać. Wyparował wraz z końcem lata.
Płakał każdego wieczoru, gdy tylko zamknął oczy, a na jego powiekach pojawiał się uśmiechnięty niebieskooki.
Jego chęci do życia były znikome. Miał wrażenie, że gdyby nie rodzice byłby w stanie popełnić samobójstwo. Nie chciał jednak ich ranić tak jak Olivier zranił jego.
Zima
Wraz z końcem jesieni przyszła zima. Mroźne dnie i noce tak jak dusza bruneta pojawiały się coraz częściej. Śnieg pruszył z ciemnego nieba okrywając cały świat puchem białej substancji, chowając wszystkie wady świata.
Świat wyglądał tak niewinnie pod miękką poduchą snu. Jednak śnieg nie zdołał przykryć tęsknoty i minionego lata. Były jednak postępy robione przez chłopaka. Jadł coraz więcej czując jak opada z sił. Wspomnienia blakły jak niebo podczas opadów. Tęsknota kryła się gdzieś na dnie jego serca, nie ukazując się tak często jak dotychczas. Może i lepiej. Szkoły były pozamykane z powodu zasp spowodowanych przez duże opady śniegu.
Chłopak często siedział przed piecem z rozpalonym ogniem. Wpatrywał się w tańczące iskierki dając im wypalać jego uczucia, które zrodziły się przez sześć tygodnii lata i które tliły się w nim przez tak wiele dni i nocy. Po wielu dniach spędzonych w cieple ognia czuł się coraz bardziej wolny. Wiedział, że nigdy nie zapomnie o mężczyźnie, który zmienił jego życie o sto osiemdziesiąt stopni, ale powoli uczył się z tym żyć.
Aż pewnego ranka przy sprawdzaniu poczty, Pani Perlman wypuściła ze swych ust szczęśliwy okrzyk. Wszyscy szybko zebrali się przy kuchennym stole pytając z podekscytowaniem :
-Od kogo ten lis?
-Kochanie nie daj nam się martwić!
Jedynie Elio stał przy stole nie okazując żadnych większych uczuć. Obojętność malowała mu się na twarzy, lecz gdzieś głęboko w sercu tliła mu się nadzieja, że to może od pewnego studenta, który postanowił przypomnieć, że żyje i wszystko z nim dobrze.
-Ohh dobrze. To od Oliviera.
Elio o mało nie przewrócił się z wrażenia. Jego serce chciało wylecieć z klatki piersiowej, a wspomnienia znowu nabierały na sile. Uśmiech pojawił mu się na twarzy pierwszy raz od wielu miesięcy. Lecz zszedł tak szybko jak się pojawił, gdy tylko zobaczył minę swej matki. Wiedział że coś było nie tak.
-Zaprosił nas na ślub... - szepnęła bojąc się reakcji własnego syna. On jednak wpatrywał się w nią nie rozumijąc o co chodzi. - Olivier bierze ślub z Samantą...
Gdy do chłopaka dotarło o czym jest mowa usłyszał łamanie się jego własnego serca. Zdrajca!
Brzmiał głos w jego głowie. Jak on może!? Po tym wszystkim co przeszliśmy...?
W jego oczach zbierały się łzy. Wycofał się powoli i odwrócił ruszając powoli do swojego pokoju. Jego radość prysła jak bańka mydlana. Płacz się nasilał, a ból w jego duszy dawał o sobie znać. Uderzył dłonią o biurko dając całkowity upust swoim emocjom. Usiadł na łóżku chowając twarz w trzęsących się dłoniach. Nikt za nim nie pobiegł za co był im dozgonnie wdzięczny. Chciał być sam. Chciał pozbyć się tego palącego uczucia. Nie chciał dopuścić tej myśli do siebie.
-Czyli to już całkowity koniec! Nie ma żadnej nadziei...
Położył się delikatnie na plecach i wpatrywał się w sufit. Gdyby tylko on tu był. Gdyby nie brał tego cholernego ślubu. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, ale nie! On musi brać ślub! Zostawiając mnie w otchłani rozpaczy...
Zerwał szybko swój wisiorek z gwiazdą, którą zaczął nosić dzięki niemu. Wyrzucił ją przed siebie i usłyszał jak uderza ona o ścianę, potem opada na ziemię.
-To wszystko twoja wina... - szepnął roztrzęsiony. - To twoja wina, że teraz cierpię...
Wiosna
Wszystko powracało do życia lecz Elio nadal pozostawał w żałobie. W żałobie po miłości Oliviera do Elio, której tak naprawdę nie było, a przynajmniej młodzieniec tak myślał.
Przygotowania do ślubu trwały w najlepsze. Olivier siedział i przyglądał się swej narzeczonej jak wszystko planuje. Nie chciał tego robić, ale niestety został zmuszony do tego przez własnych rodziców. Samanta była córką wpływowych ludzi dzięki czemu mógł sobie zapewnić dobrą przyszłość. Jednak nie zapomniał o Elio. Każdej nocy wspominał i myślał o tym uroczym młodzieńcu. O tamtych dniach i tamtych nocach. Gdy całował swoją narzeczoną nie robił tego z miłością, namiętnością tak jak całował bruneta. Robił to z obrzydzeniem. Jednak kobieta nie zwracała na to uwagi. Jedynie na czym jej zależało to na tym aby mogła się nim chwalić i go wykorzystywać kiedy tylko zechce.
Jego miłość do Elio nie wygasła, a wręcz przeciwnie. Rosła z każdym dniem. Jego myśli były zajęte właśnie nim. Przez każdą minutę czy sekundę. Serce mu się łamało gdy pisał zaproszenie specjalnie dla niego i jego rodziny. Chciał go zobaczyć. Chciał wiedzieć, że wszystko u niego w porządku. Zobaczyć go uśmiechniętego. Obawiał się jednak, że nie wytrzyma. Podejdzie do niego obejmie ramieniem i powie mu jak bardzo za nim tęskni oraz ucałuję jego napuchnięte usta. Aż stanął się jednością.
Wiedział jednak, że to niemożliwe. Dlatego właśnie tak bardzo cierpiał.
***
Elio poprawiał garnitur dążąc do auta, którym mieli udać się na uroczystość do kościoła. Serce biło mu jak szalone gdy pomyślał, że w końcu go zobaczy, lecz łamało się kiedy zdawał sobie sprawę, że on już nie jest jego. Jest kogoś innego. I już nigdy nie będzie mógł nazwać go 'kochaniem', już nigdy nie ucałuję jego miękkich ust, nie dotknie jego klatki piersiowej i nie poczuje jego stopy na swej stopie. Tak bardzo mu tego brakowało, lecz życzył mu jak najlepiej.
Przecież tak robią przyjaciele. Wspierają się. A oni byli przede wszystkim przyjaciółmi, bo na tym budowali swoje zaufanie do siebie. To zaufanie jednak pękło wraz z zaproszeniem.
Gdy tylko byli pod kościołem rodzice spojrzeli na swego syna obawiając się, że może poczuć się na tyle źle jak wtedy gdy ich lokator wyjechał. Jednak on ruszył do wejścia, zatrzymując łzy i zostawiając swoich rodziców z tyłu. Wszedł do budynku i rozejrzał się. Piękne ozdoby, wszędzie biało. Skierował się do trzeciej ławki od ołtarza by być jak najbliżej niego przez te kilka chwil. Póki był jeszcze wolny. Póki mógł się wycofać, czego od niego nie oczekiwał.
Może naprawdę ją kochał, a Elio był tylko błędem.
Łzy stanęł mu momentalnie w oczach gdy ujrzał tego samego, uśmiechniętego mężczyznę, którego tak mocno kochał i pragnął, przy ołtarzu. Muzyka rozbrzmiewała, a od tyłu wyszła panna młoda. Elio obejrzał się. Była piękna. Szczupła, wysoka Blondynka. Wręcz idealna dla Oliviera. Gdy tylko wzrokiem wrócił do blondyna, zauważył, że ten mu się przygląda. Nie było już uśmiechu na jego twarzy. Był tylko smutek i łzy w oczach, które próbował opanować, lecz Elio jedynie uśmiechnął się pocieszająco. Nie chciał popsuć mu tak ważnego dnia. Kobieta doszła do ołtarza, a mężczyzna zwrócił twarz ku niej z sztucznym uśmiechem.
Zaczęła się ceremonia.
-Czy ty Samanto Greg bierzesz tego o to mężczyznę za męża? - zapytał ksiądz, a Elio coraz bardziej słabł.
-Tak. - odpowiedziała bez zastanowienia.
-A ty Olivierze, czy ty bierzesz tą kobietę za żonę? - zapytał po raz kolejny.
Mężczyzna spojrzał na księdza, na kobietę przed nim, a następnie na samego chłopaka. Ich wymiana spojrzeń trwała krótko, ale dla nich wydawało się to chwilą wieczną. Patrzyli na siebie z utęsknieniem.
Mężczyzna wrócił wzrokiem do kobiety i spóścił wzrok. Każdy oczekiwał odpowiedzi, ale on nie mógł się na to zgodzić. Nie mógł zostawić miłości do Elio, która nadal mocno płonęła. To byłoby wbrew Bogu, wbrew samemu sobie.
-Nie. - powiedział stanowczo. - Przepraszam. - dodał gdy zauważył minę swej narzeczonej. Elio stał w bezruchu próbując zrozumieć co stało się w tym momencie. - Zasługujesz na kogoś kto Cię naprawdę pokocha.
Spojrzał jeszcze raz w stronę młodzieńca tak bardzo zdziwionego, że stał w nieruchu przez dobre parę minut i ruszył w stronę wyjścia, chcąc jak najszybciej zniknąć sprzed oczu tych ludzi. Jedynie państwo Perlman uśmiechało się pod nosem wiedząc już, że mężczyźnie naprawdę zależy na ich synu, więc nie mają się czego już obawiać.
Gdy brunet usłyszał zamykanie drzwi spojrzał na ludzi, którzy stali najwyraźniej zdziwieni. Chłopak szybko wybiegł przepychając się przez tumy,aż dotarł na zewnątrz. Blondyna jednak nigdzie nie było.
Jak dobrze, że postanowili się pobrać we Włoszech.
Dobrze wiedział gdzie znajdował się uciekinier. Pobiegł tam ile sił w nogach. Zastanawiał się dlaczego porzucił tak piękną i na pewno wspaniałą kobietę. Nie przyszło mu jednak do myśli, że postąpił tak właśnie dla niego.
Wiatr rozwiewał jego włosy, a jego rozpięty garnitur falował wraz z powiewami wiatru.
Gdy tylko dotarł do planu Moneta zauważył go siedzącego w tym samy miejscu gdzie po raz pierwszy go pocałował. Wspomnienia wróciły,, lecz tym razem jak lekarstwo na zranione serce. Podszedł do mężczyzny i zauważył że ten wpatruje się przed siebie. Usiadł koło niego na odpowiednią odległość. Wiedział, że jeśli tylko zbliży się na jeden centymetr bliżej nie wytrzyma i go pocałuje. A tego nie chciał.
-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał Elio wpatrując się pusto przed siebie. Bał się odpowiedzi.
-Dobrze wiesz... - odpowiedział mężczyzna.
-Gdybym wiedział, to bym nie pytał. - zaśmiał się lekko chcąc rozładować między nimi atmosferę, lecz widząc skupienie na twarzy mężczyzny ucichł.
-Oliver, Oliver, Oliver... - szepnął cicho, a po ciele młodszego przeszedł przyjemny dreszcz.
-Elio, Elio, Elio... - odpowiedział chcąc pokazać, że pamięta wszystko.
-Już wiesz dlaczego to zrobiłem? - zapytał Oliver wykręcając się do Elio przodem. Ten jednak zaprzeczył kręceniem głowy.
Oliver wstał i podał dłoń młodszemu. Chwycił ją i podciągnął się stając na równi z mężczyzną. Tak dawno go nie widział, że teraz przyglądając się jego rysom przypomniał sobie jaki jest przystojny. Wiedział że to on stoi na przeciw niego. Że to ten sam Oliver, którego poznał w wakacje.
-Dla Ciebie... - szepnął niewyraźnie wpatrując się w oczy bruneta. - To dla Ciebie. Dla nas. Dla naszej miłości, która nadal płonie we mnie. - zbliżył się o krok do młodszego. Chciał być jak najbliżej niego.
-Ale co to oznacza?-zapytał zdziwiony rozwojem wydarzeń.
-Że to ty jesteś dla mnie najważniejszy. - mówiąc to położył mu dłoń na policzku. - Ale czy ja dla Ciebie także?
-Naprawdę jeszcze o to pytasz? - uśmiechnął się. - Nie ma w moim życiu nikogo ważniejszego.
-Oliver... - szepnął mu prosto w usta.
-Elio... - szepnął po czym poczuł jak starszy wpija mu się lekko w usta.
Nareszcie znowu poczuł ich malinowy smak, miękką teksturę. Ich pocałunek był delikatny, przepełniony tęsknotą i rozpaczą, a także miłością, namiętnością oraz radością. Łzy spływały brunetowi po policzkach tak samo jak blondynowi. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. W końcu odsunęli się od siebie na parę milimetrów.
-Tęskniłem. - powiedział mężczyzna. - Tak cholernie tęskniłem.
Elio jedynie wtulił się w niego, jak pewnej nocy po północy w ich pokoju przed najcudowniejszą nocą w ich życiu.
-Zostawisz mnie prawda? Tak samo jak parę miesięcy temu. - powiedział przekonany w swojej racji.
-Nie zostawię Cię, Elio, nigdy tego już nie zrobię.
-Obiecujesz?
-Obiecuję...
***
Wszyscy siedzieli przy stole na dworzu jedząc jajka na śniadanie. Wszystko było jak dawniej. Rodzice szczęśliwi. Elio i Oliver razem, siedzący koło siebie z uśmiechami na twarzy.
-Dziękuję.- powiedział Elio gdy tylko spożył swoją porcję. - Pójdę się położyć, jestem strasznie zmęczony.
Wstał i ruszył w stronę swojego pokoju, a Oliver lekko się uśmiechnął wiedząc czym to zmęczenie jest spowodowane. On także wstał i podziękował za wyśmienite śniadanie po czym ruszył tuż za brunetem. Wszedł do pokoju i ujrzał go leżącego na plecach z zamkniętymi oczami. Miał jedynie kompielówki. Oliver podszedł do niego i nachylił się nad nim siadając na łóżku. Ucałował jego całą twarz i szyję. Następnie namiętnie pocałował go w usta. Sunął dłońmi po jego całym ciele napierając na niego całym swoim ciężarem. Elio jedynie się uśmiechał od pieszczot blondyna.
-Kocham Cię Elio. - usłyszał przy uchu, a jego ciało od uszu po same stopy przeszedł dreszcz.
-Ja Ciebie też Oliver. Nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedział i wpił się w jego usta.
***
Oto moja rechabilitacja po filmie, który oglądam już pięć dni pod rząd nie mogąc się nim nachwycić.
Opowiadanie ma 2476 słów! Więc proszę doceńcie to haha.
Mam nadzieję, że wam się podobało!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top