12


Siedziałam własnie w jednej z sal i zastanawiałam się kiedy to wszystko się skończy. Zaczęło mi się strasznie nudzić. Jonghyun był w szpitalu i po naszej ostatniej rozmowie nie chciałam nawet do niego iść, podobnie było z chłopakami, których teraz nawet nie widziałam. Wszyscy zniknęli mi z oczu  i czułam się z tym trochę źle. Oprócz nich nie poznałam tu nikogo i teraz siedząc tak sama pod ścianą nie wiedziałam co mam z sobą zrobić. 

Patrzyłam przed siebie i obserwowałam co niektórych ludzi. Praktycznie każdy z nich miał przy sobie jakąś osobę, z która rozmawiał. Kiedy patrzyłam na całe rodziny , które dzięki temu ośrodkowi mogły się spotkać poczułam straszny ból... Zaczęłam uświadamiać sobie, że mam  już ponad dwadzieścia lat i nadal jestem sama...nie mam rodziców, rodzeństwa, chłopaka a nawet kota czy kuzynów...Załamałam się po prosty tym faktem... 

I gdy o tym myślałam poczułam i usłyszałam jak ktoś siada obok mnie. Był to chłopak, który wydawał mi się dziwnie znajomy. Wyglądem nawet przypomniał mi mojego ojca. Pokręciłam głowa, bo to było absurdalne. Musiało mi się po prostu to przewidzieć. Przecież niedawno o nich myślałam i mogłam sobie coś ubzdurać....

-Też jesteś tu sama?- zapytał chłopak miłym i przyjemnym dla ucha głosem

-Tak jakoś wyszło- odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami

-Od dawna tu jesteś?- zapytał i poczułam, że zaczął mi się przyglądać

-Od dwóch tygodni...

-Jakoś wcześniej cie tu nie widziałem...Jestem Park Junhee, ale mów mi po prostu Jun- powiedział chłopak i wystawił  on do mnie dłoń, którą uścisnęłam

-Kang HaRim- odpowiedziałam i kiwnęłam głową na co chłopak się uśmiechnął.

Było by nie kulturalnie gdybym nie odwzajemniła tego uśmiechu, więc  to zrobiłam. Później przez praktycznie cały dzień chłopak nie odstępował mnie na krok. Ciągle ze sobą rozmawialiśmy i o dziwo mieliśmy z sobą wiele wspólnego. Cieszyłam się, ze był taki chętny do rozmowy i spędzania czasu że mną, ale z jednej strony mu się nie dziwie.

-Czyli podczas ataku rozdzielono cie z rodziną?- zapytałam by się upewnić, ze dobrze jego zrozumiałam

-Tak, oni musieli trawić do innego wozu i pojechali pewnie do innego ośrodka- przytaknął patrząc przed siebie 

-Dzwoniłeś do niech?- zapytałam, a on od razu zaczął się ze mnie śmiać- co w tym zabawnego?- zapytałam i uderzyłam go dłonią w ramie by przestał

-Przecież telefony nie działają, nie zauważyłaś?- zapytał, a ja zamrugałam kilka krotne.

Od ostatniego czasu kiedy używałam telefonu minęło kilka dni i biorąc pod uwagę tez to, że  go nie ładowałam... Westchnęłam i sięgnęłam po swój plecak. Zaczęłam szukać telefonu i gdy go znalazłam  miałam rację co do tego, że jest rozładowany...

-Super...muszę go naładować- powiedziałam i podniosłam się z miejsca.

Zaczęłam się rozglądać za jakimś wolnym kontaktem, ale w pobliżu takiego nie znalazłam. Gdy zaczęłam iść dalej Jun postanowił iść za mną i mi pomóc. Przez około 20 nic nie znaleźliśmy, aż w końcu oboje znaleźliśmy się tam gdzie nie powinno nas być.

-Em..HaRim tu chyba nie wolno- powiedział chłopak, czytając napis na drzwiach

-Wiem, ale zobacz tu jest kontakt i w zasadzie nic tu nie ma...to tylko korytarz- powiedziałam i podłączyłam swój telefon do ładowania. Usiadłam pod ściana i poklepałam miejsce obok siebie, by i on to zrobił. Jun jednak pokręcił głową i niechętnie usiadł obok mnie

-Jak nas złapią to ty się tłumaczysz- zagroził mi palcem

-Spoko użyje do tego swojego statusu małżeńskiego- zaśmiałam się cicho

-To ty  masz męża?- zapytał zdziwiony i nieco podniósł głos

-Tak, fałszywego- odpowiedziałam i rozejrzałam się czy nikt nie usłyszał głosu chłopaka-  i mów ciszej jeśli nie chcesz być złapany

-Jasne, jasne, ale powinnaś mi o nim powiedzieć.- chłopak skrzyżował ręce na piersi i zaczął mi się przyglądać- Kto to jest?- zapytał i przybliżył do mnie swoją twarz

-Nie znasz go...to wojskowy, który prywatnie jest moim sąsiadem - powiedziałam i machnęłam ręką, by mi odpuścił

-A dlaczego jesteś jego fałszywą żoną?

-Jun mną prawdę chcesz o tym gadać w tej chwili?- zapytałam, a on przytaknął.

Gdyby nie krzyk dochodzący od naszej lewej strony na pewno musiałabym mu zacząć wszystko opowiadać. Jednak wtedy gdy oboje to usłyszeliśmy od razu poderwaliśmy się na nogi spojrzeliśmy w głąb korytarza, który kończył się zakrętem w prawą stronę. 

-Co to było?- zapytał chłopak i wtedy ponownie usłyszeliśmy krzyk, który tym razem rozpoznałam

-Taemin- szepnęłam i w szybkim tempie rozłączyłam telefon i wraz z ładowarką schowałam go do plecaka. Kiedy zarzuciłam go przez ramie od razu zaczęłam biec w stronę krzyku, który się nasilał. 

-HaRim czekaj, tam nie można, słyszysz?- odzywał się za mną Jun, który mimo tego i tak biegł za mną

-Tam jest mój przyjaciel- powiedziałam i biegłam dalej. 

W pewnym momencie oboje znaleźliśmy się w małej sali pełną jakiś dziwnych sprzętów i monitorów, które cały czas badały, robiły jakieś analizy, skany, liczenia i tym podobne. Nie znałam się na tym i skupiłam się na czymś innym...Na przeciw siebie zobaczyłam szybę, a za nią widziałam dwójkę ludzi ubranych w jakieś dziwne kombinezony...A zaraz obok nich zobaczyłam Taemina, ubranego tylko w szare dresy. Chłopak, wyglądał strasznie blado, a jago oczy były czerwone i zapadnięte, jakby w ogóle nie spał.

Gdy tak na niego patrzyłam, poczułam złość i współczucie. Nie mogłam znieść tego, że ta lekarka mnie oszukała. Przecież mówiła, że jest z nim wszystko w porządku i że niedługo go stąd wypuszczą, a prawda jest taka, ze oni robią na nim jakieś eksperymenty. Sadząc po tym, że teraz Taemin im się wyrywa i krzyczy z bólu, gdy mu coś wstrzykują wnioskuję, że mu się to nie podoba i robią to wbrew jego woli. 

-Co oni mu robią?- usłyszałam  przerażony głos Juna, który tak jak ja skupił się na widoku zza szyby

-Nie wiem, ale ja muszę mu pomóc

-Znasz go? To ten twój przyjaciel?- zapytał i na chwilę spojrzał na mnie

-Tak, pomożesz mi?- zapytałam z nadzieją, a on od razu się zgodził

Wspólnie z Junem wymyśliliśmy genialny plan, który mógł mi pomóc uratować i wyciągnąć z stąd Taemina. Chłopak miał pobiec do alarmu przeciw pożarowego i go uruchomić.  Obstawiałam, że ci dwaj debile co krzywdzą teraz chłopaka nie pomyślą o nim i zaczną uciekać bez niego . Wtedy ja przejdę przez drzwi i go stąd zabiorę. Liczyłam na to , że mi się uda  wyjść z nim także z całego tego ośrodka. Nie wiem dlaczego, ale wolałam być na wolności niż siedzieć tu zamknięta pod kloszem.

-Jesteś pewny, ze będziesz chciał z nami iść?- zapytałam patrząc prosto w jego ciemne oczy

-I tak nie mam tu nikogo, a idąc z tobą i z nim mogę trafić na rodziców i brata- odpowiedział mi z uśmiechem, a ja przytaknęłam głową

-A  ufasz mi? Taemin to tez chłopak, z wirusem

-Jeżeli mówisz, że on potrafi kontrolować te zmiany...to tak  musi być. Nie wieże , ze mnie okłamujesz...ok to ja idę włączyć alarm i będę czekał na was przy drzwiach- powiedział i od razu ode mnie odszedł

-Oby to się udało- powiedziałam sama do siebie i wróciłam wzrokiem do oglądania tego co robią za szybą. 

Kiedy usłyszałam alarm, zacisnęłam pięści i czekałam aż faceci w kombinezonach opuszczą sale. Z początku obaj się tym nie przejęli, ale z czasem zaczęli z sobą rozmawiać. Byłam pewna, ze zastanawiali się co mają robić. Kiedy już traciłam nadzieję do ich sali wszedł jeden z wojskowych i zaczął ich poganiać do wyjścia. Wtedy wszyscy wybiegli, a ja pognałam do drzwi. Otworzyłam je i od razu zaczęłam odpinać chłopakowi pasy, którymi był przywiązany do łóżka. Gdy Taemin mnie zobaczył, od razu zauważyłam w jego oczach ulgę

-Jak dobrze , że jesteś- powiedział słabym i zachrypniętym głosem

-Przepraszam, ze to tyle trwało, ale nie wiedziałam, że oni ci to robią- powiedziałam szybko i złapałam go za ramie, które zawiesiłam sobie na ramionach.  Pomogłam chłopakowi zejść z łóżka i z jego  mała pomocą zaczęliśmy z stamtąd uciekać.

_____________________________________

Jakby kto nie wiedział nowy bohater jest z zespołu A.C.E. i mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Licze na wasze komentarze i głosy i  zachęcam do czytania moich innych książek gdy będzie wam się nudziło.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top