3


Krążymy już jakąś godzinę na tym wzgórzu. Jest tu pełno ziół , wiec myślę, że ten najważniejszy także tu jest. Dokładnie przyglądam się każdej roślinie i porównuję je do opisu i rysunku AhRo. Nagle HanSung zaczął krzyczeć, tańczyć i skakać.

 Z początku spojrzałem na niego jak na głupca, ale kiedy usłyszałem jak krzycy ,że to znalazł...spadł mi kamień z serca. Podbiegłem do niego  najszybciej jak potrafię i upewniłem się, ze to zioło jest tym , którym szukamy. 

-Teraz będziesz mógł uratować SooNi- powiedział HanSung i poklepał mnie po plecach. Był szczęśliwy tak samo jak  ja

-Nie udałoby mi się to bez ciebie. Dziękuję- powiedziałem i spojrzałem mu prosto w oczy. Chłopak był zmieszany , więc przytuliłem go. Z początku tak jak myślałem stał jak słup soli, ale z czasem obiął mnie i odwzajemnił mój gest. Uśmiechnąłem się ze szczęścia. HanSung znalazł coś na czym mi zależało. Dzięki niemu będę mógł uratować swoją ukochaną. 

-Lepiej już wracajmy - powiedziałem kiedy się od siebie odsunęliśmy

-Taa...to było dość dziwne- powiedział i pomyślał pewnie o tym naszym przytuleniu

Zaśmiałem się, a on razem ze mną. W dobrych humorach wyruszyliśmy w drogę powrotną, która powinna nam zająć dzień, albo dwa. Spojrzałem na rozpogodzone niebo i odetchnąłem z ulgą. Wyobraziłem sobie jak SooNi otwiera oczy i pierwsze co robi to przytula mnie do siebie. Tak bardzo chce poczuć jej miłość, jej ciało, jej ciepło. Niczego więcej nie pragnę, jak tego byśmy oboje byli ze sobą szczęśliwi.

***

Czekałem w ukryciu na SunWoo. Chciałem go zaskoczyć. Byłem ciekaw co zrobi gdy znajdzie się w sali z pustym tronem. Chciałem sprawdzić czy na nim usiądzie. Wtedy bym wiedział czy chce zająć moje miejsce. Wątpię w to raczej ,bo wiem, że on nie lubi obowiązków i nie zna się na podpisywani różnych papierów .Ja się tego uczyłem od małego, więc wiem co i jak. Mam nadzieję, że SunWoo nie został oślepiony żądzą władzy...

Usłyszałem jak drzwi się otwierają, więc ukryłem się jeszcze bardziej. Spojrzałem dyskretnie na chłopa, który szedł w stronę tronu. Wiedziałem ,że go przyciągał do siebie. Tron kusił swoim wyglądem i władzą. W oczach SunWoo zobaczyłem chciwość, więc pomyślałem o tym ,że to jest dobry moment na ujawnienie się. Nie mogę pozwolić na to by ktoś inny zajął tron Silli. Szybkim krokiem wyszedłem z ukrycia i wyciągnąłem miecz, którym chciałem go zatrzymać. Zatrzymałem go przy jego szyi.

-Chcesz tam usiąść?- zapytałem i spojrzałem na niego. SunWoo spojrzał na mnie z lekkim strachem. Nie spodziewałem się wtedy, że wyciągnie swój miecz i odeprze mój atak. Nasze miecze skrzyżowały się ze sobą i obaj patrzeliśmy na siebie.

-Uważasz, że ten tron należy do siebie ?- zapytał, a ja poczułem do niego żal. Jeszcze niedawno ufaliśmy sobie, byliśmy przyjaciółmi, a teraz on chcę odebrać mi władzę...Moje oczy szkliły się od łez, a on wydawał się wszystkiemu obojętny.

-Często wyobrażałem sobie twoją śmierć. To przez ciebie umarł mój przyjaciel. Nie mogłem ci tego wybaczyć- powiedział chłodnym tonem. Czułem się głupio. Było mi żal tego, że przeze mnie umarł ktoś niewinny. Nie była to moja wina, tylko mojej matki. To ona kazała zabić każdego kto mnie widział. Bolało mnie to, że teraz ja za to muszę cierpieć.

-Ale nie mogłem cie zabić, nawet kiedy dowiedziałem się, że jesteś królem. Nie mogłem tego zrobić- dodał, a ja byłem zaskoczony...Patrzyłem na niego i zastanawiałem się co powie dalej.- Nie chciałem w to wierzyć- powiedział a po moim policzku spłynęła łza

Wtedy opuściłem swój miecz i pomyślałem o tych ,których nieświadomie krzywdziłem. Może on miał racje. Może nie pasuję na króla. Nie zasługuję na tron, ale on tak samo.Muszę go jakoś przekonać by odpuścił...

-Skoro tak bardzo chcesz mnie zabić zrób to- powiedziałem patrząc prosto na niego.- Ale czy zabicie mnie ci starczy? Poradzisz sobie z innymi? Ilu jeszcze zabijesz, by cie wszyscy zaakceptowali?- zapytałem, a on zrobił się niepewny tego czy naprawdę dobrze robi.

-Chciałem naprawić Sillie razem z tobą i innymi Hwarangami u boku. Chcę by te państwo stało się silniejsze. Bez was nie dam rady zrobić tego sam. - powiedziałem przekonowująco. 

SunWoo chyba zaczynał wierzyć w moje słowa. Czułem ,że powoli mi odpuszcza. Czułem ,że nie jest on złym człowiekiem. Wiedziałem ,że on chce tego samego co ja.

Nagle SunWoo zamachnął się i strawnym ruchem rozciął moją królewską bransoletkę. Rozciął też przy tym moją skórę na nadgarstku i po chwili poczułem jak z mojej reki spływa krew. Nie czułem żadnego bólu. Nie byłem tym nawet poruszony. Stałem bez ruchu i patrzyłem na niego i czekałem.

-Każdy z nas ma inną drogę do pokonania. Między nami nie ma żadnego długu - powiedział tym samym odpuszczając mi wszystko co miał mi winien. Opuścił swój miecz, a ja nadal stałem w niepewności.

-To koniec?- zapytałem i poczułem, że do oczu napływa mi coraz to więcej łez.- Zgaduję, że gdy się znów spotkamy. Będziesz chciał mnie zabić- dodałem.

Chwile musiałem czekać na to aż coś powie. Musiał się zastanowić nad swoją odpowiedzią i nie dziwie mu się. Przeze mnie jego przyjaciel zmarł. Być może gdyby wszystko się inaczej potoczyło, było by lepiej....

-Teraz tron jest twój. Spełnimy nasz obowiązek jako Hwarangowie. Pomogę ci i wyeliminuje tych co będą cieli cie zabić- powiedział, a mi, aż ulżyło.

Chciał mi pomóc. Zgodził się w końcu na to bym to ja obiął tron. Obiecam mu ,że nie będzie tego żałował. Nie pozwolę na to by Silla upadła i była sama. Razem z Hwarangami zjednoczę trzy królestwa i nie pozwolę na dalsze wojny. 

***

Minął dzień , a ja i HanSung wróciliśmy do domu. Nie chciałem by SooNi już dłużej czekała, więc jak najszybciej do niej pojechałem. HanSung jechał razem ze mną, ale w pewnym momencie przez ludzi został w tyle. Krzyknął, żebym jechał dalej, wiec ruszyłem i nie oglądałem się już za nim. Kiedy wszedłem do pokoju gdzie ostatni raz widziałem ukochaną, zamarłem gdy nikogo tam nie było. Łóżko było puste i idealnie pościelone. Moje nogi zrobiły się jak z waty. Z moich oczu spłynęły łzy gdy pomyślałem o tym, że przybyłem za późno.

Nie zdążyłem ją ocalić. Zacisnąłem pięści i upadłem na kolana. Zacząłem płakać, a z każdą chwilą przypominałem sobie SooNi. Naprawdę bardzo ją kochałem i żałowałem nawet tego, że nie mogłem się z nią nawet należycie pożegnać. Czułem jakbym teraz nie miał dla kogo żyć. Cała moja nadzieja i radość ,opuściły mnie. Czułem się samotny....Ona zostawiła mnie samego i to wszystko moja wina. Byłem na siebie zły...

-SooHo co ty tu robisz?- usłyszałem głos ojca AhRo. Chciałem mu wykrzyczeć w twarz,że to jest głupie pytanie, ale nie zrobiłem tego...Nie miałem na to siły.

-Jeśli szukasz SooNi tu jej nie znajdziesz. Jest w pałacu- powiedział, a ja na jego słowa podniosłem się i podszedłem do niego. Złapałem go za ubranie i spojrzałem na niego z nadzieją.

-Ona żyję?- zapytałem, a ten w odpowiedzi kiwnął głową.

Nie czekając na nic dłużej, wybiegłem z stamtąd i pobiegłem do pałacu. Zdziwiłem się, że tak łatwo pozwolono mi wejść do środka i od razu zaprowadzono do AhRo, która czytała jakieś książki w wielkiej bibliotece. 

_________________________________

Przepraszam, że na ten rozdział musieliście czekać tak długo,ale mam nadzieję , że cieszycie się z powrotu. Potrzebowałam trochę przerwy i musiałam zająć się także inna książką, więc mam nadzieje, że mi wybaczycie i zachęcicie komentarzami i głosami do pisania kolejnych rozdziałów, które postaram się dodawać regularnie na zmianę.


Miłego wieczoru!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top