-22-


Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, które podły na moją twarz. Otworzyłam oczy i zorientowałam się , że spałam na Jonghyunie od razu się podniosłam i odsunęłam od niego po cichu, bo ten jeszcze spał. Poczułam się nieco skrępowana tym, że całą noc spałam tak blisko niego i trochę się nawet mu dziwiłam. Dziwiłam się, że chłopak pozwolił mi na to bym na nim leżała i dziwiłam się tym, że oboje teraz wyglądaliśmy tak jakbyśmy oboje tego chcieli... Spojrzałam na dłoń chłopaka, która trzymała mnie w talii  i patrząc na nią zaczęłam przypominać sobie o Kaiu... Wczoraj chyba już wypłakałam wszystkie łzy, wiec dziś nawet nie miałam czym wylewać swoich smutków. Nadal czułam się okropnie z myślą o tym wszystkim. Wstałam z łózka i od razu po cichu wyszłam z pokoju chłopaka. Kiedy znalazłam się w salonie, zastałam tam matkę Jonghyuna, która właśnie zbierałaś się do pracy...

-Dzień dobry- powiedziałam swoim najmilszym głosem, a kobieta odwróciła się do mnie przodem i spojrzała na mnie ze współczuciem

-Kochana, tak mi przykro...Jak się czujesz?- zapytała podchodząc do mnie i mnie przytulając w czuły sposób. Kiedy to zrobiła to przez chwile pomyślałam sobie o tym jakby to robiła moja mama...

-Chyba jest już lepiej, ale ..sama nie wiem

-No tak to zrozumiałe. Musisz być dzielna- pocieszyła mnie

Przytaknęłam i podziękowałam kobiecie, która dodała także, że w razie czego mogę jej mówić o wszystkim. Poczułam się naprawdę miło gdy ona zaoferowała mi swoje wsparcie. Pierwszy raz czułam, że mam oparcie w jakieś innej kobiecie...Tak to byłam skazana tylko na chłopaków. Po paru minutach kobieta wyszła , zamykając dom, a ja wtedy usiadłam na sofie i ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się załamana, rozdarta i bez silna...Tak bardzo cieszyłam się na spotkanie z Kaiem, a teraz on nie żyję...Nie mogłam w to uwierzyć i chciałam wierzyć w to, że to kłamstwo. W zasadzie wolałabym, by Jackson go porwał i trzymał gdzieś u siebie, ale znałam Wanga...On wie jak zależy mi na chłopaku i byłam pewna, że nawet jeśli by go porwał to, i tak by go zabił.

-Dlaczego ja go zostawiłam ?- zapytałam załamana i zaraz po tym usłyszałam jak mój telefon zaczął wibrować. Wyciągnęłam go  szybko z kieszeni spodni  i odebrałam nawet nie patrząc kto to.

-Sooyoung...- usłyszałam głos Chanyeola - Słyszałaś, że- zaczął smutnym głosem

-Że Kai nie żyję? Tak słyszałam- powiedziałam z żalem i złością

-Bardzo mi przykro...Przepraszam za nas wszystkich. Powinniśmy mieć na niego oko, ale za bardzo skupiliśmy się na Jacksonie. Nie przewidzieliśmy tego , że...

-Mówiłam, mówiłam ojcu, że Jackson może chcieć zabić Kaia...Ja wiedziałam...- mówiłam płaczliwym głosem

-Sooyoung, my naprawdę o tym nie wiedzieliśmy. Dobrze wiesz, że strasznie go lubiłem. Kai był dla mnie jak brat i uwierz mi , że czuje się teraz gorzej od ciebie- powiedział głośno, przez co wiedziałam, że jest rozgniewany  i zrozpaczony- Mam poczucie winy...Tak jak i reszta chłopaków. Nie ty jedna się obwiniasz, że nie było cię przy nim.

-Co ty tam wiesz...Wy się tylko przyjaźniliście, a nas łączyło coś innego...- zaczęłam, a chłopak mi przerwał

-Ja wiem co was łączyło! On cię kochał Sooyoung. Powiedział mi to... Oboje się kochaliście, ale baliście się sobie to wyznać...

-Chciałam mu to powiedzieć wczoraj, ale było już za późno- powiedziałam zwieszając głowę. Przez chwile i ja i Chanyeol milczeliśmy jakbyśmy oboje wspominali teraz chłopaka.

-Soo jestem pewny, że Kai wiedział co do niego czujesz...Uratował ci życie, więc nie zawiedź go pchając się w kłopoty. Wiem, że myślisz o tym , by znaleźć teraz Jacksona, ale...

-Wiem do czego zmierzasz, ale ja mu tego nigdy nie wybaczę- powiedziałam czując jak mój smutek zamienia się w złość. 

Nim chłopak mi cokolwiek odpowiedział, rozłączyłam się i podeszłam do korytarza, by zacząć się ubierać. Założyłam swoje botki i kurtkę i gdy miałam sięgać po kluczyki od motoru Jonghyuna, usłyszałam jak chłopak właśnie wychodził z pokoju. Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego. Jonghyun patrzył na mnie wzrokiem, który mówił mi tylko, że on wie gdzie chce iść. Westchnęłam i mówiąc mu , że musze to zrobić , zabrałam jego kluczę i szybko wyszłam z mieszkania. Zbiegając po schodach cieszyłam się, że on mnie nie zatrzymywał, ale to szybko się zmieniło. Kiedy wyszłam z bloku i doszłam do pojazdu poczułam jak ktoś mnie zatrzymuję i porywa w swoje ramiona. Czując perfumy, wiedziałam, że Jonghyun. Chciałam się mu wyrwać, ale on mi na to nie pozwalał. 

-Nie rób tego...To nie skończy się dobrze...- mówił cichym i uspokajającym głosem

-Jak musze się zemścić...Musze dorwać Jacksona- mówiłam starając się go od siebie odepchnąć

-A on by tego chciał? Czy Kai chciałby byś się pchała w kłopoty?- zapytał , a ja czułam ironie słysząc to z jego ust. Chłopak dokładnie mówił to samo o czym mówił Chanyeol - Pchając się w niebezpieczeństwo tylko byś go wkurzyła- dodał, a ja wtedy się uspokoiłam

-To co mam płakać i nic nie robić?- zapytałam i poczułam jak Jonghyun dał mi trochę luzu i dzięki temu mogliśmy teraz spojrzeć na siebie

-Na razie tak... Sama nie dasz rady go pokonać- mówił w bardzo przekonywujący sposób

-Nie dam rady...- stwierdziłam

-Jestem pewny, że dasz...Pomogę ci

Patrzyłam mu w oczy i po raz pierwszy odnosiłam takie 100% wrażenie, że chłopak w tym momencie jest ze mną szczery. Pierwszy raz czułam , że mogę mu zaufać i chciałam to zrobić. Chanyeol i Jonghyun mają rację. Kai nie chciałby bym zrobiła teraz taką głupotę. On z pewnością chciałby bym była jak najdalej od Jacksona...Ale nie wiem czy dam rade tak to wszystko zostawić. Nie wiem czy będę potrafiła trzymać się z boku kiedy mój ojciec i jego gang będą szykować coś na Jacksona...

-Wytrzymaj chociaż jeden dzień...Przemyśl wszystko i nabierz siły- powiedział szeptem Jonghyun, a ja zaczęłam mu przytakiwać.

Chłopak przeczesał moje włosy i zabrał z mojej dłoni kluczki od jego ścigacza. Obejmując mnie swoim ramieniem zaczął mnie prowadzić spowrotem na górę i kiedy znaleźliśmy się w mieszkaniu, od razu zabrał się za robienie dla nas śniadania. Nie chciałam być sama, więc poszłam za nim i przez chwile patrzyłam w ciszy na to co robi. Starłam się nie myśleć, ani o Jacksonie, ani o Kaiu. Wyrzucałam ich ze swojej głowy, by tak jak powiedział Jonghyun, naładować swoje siły. Westchnęłam bezgłośnie i zauważając jak chłopak nie radzi sobie z robieniem naleśników, podeszłam do niego i  wyręczyłam go z tej pracy. Chłopak uśmiechnął się jednym kącikiem ust i zaczął przygotowywać nam kawę. Kiedy skończył nakrył do stołu w salonie i właśnie wtedy ja kończyłam smażyć ostatniego placka...Jedliśmy w ciszy, ale nie przeszkadzała nam ona...W zasadzie samo patrzenie na Jonghyuna jakoś poprawiało mi nastrój. Patrząc na niego łatwiej mi było nie myśleć o odejściu Kaia.

______________________________

Mam nadzieję, że rozdział nie jest aż tak krótki i liczę na to , że wam się podobał. Proszę was o kilka komentarzy, bo to głównie motywuję mnie do pisania...Znaczy no wiecie na wattpadzie się chyba głównie po to pisze, by ktoś chwalił wasze prace, albo je krytykował jak kto woli heheh. Myśle, że mnie rozumiecie :) Jeśli chcecie kolejny rozdział to jak wspomniałam zostawcie coś po sobie :) Miłego dnia i do następnego rozdziału ! ( jeśli mi się uda to zrobię dziś maraton w książce A.C.E )

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top