Rozdział 28

Czuję się jakbym wybudziła się z wieloletniej śpiączki i wszystkie wspomnienia z tamtych lat wracały. Jednak nie byłam w śpiączce tylko w transie i nie przypomniałam sobie o wszystkich tylko o Stiles'ie.
Boże, mam tak dużo z nim wspomnień, że zaraz chyba wybuchnie mi z tego głowa. Pierwsze spotkanie, pocałunek, kłótnia i te zerwanie. Mimo że wróciliśmy do siebie, nadal boli mnie jak przez chwilę byliśmy do siebie wrogo nastawieni.

— Dziwne uczucie — odzywam się w końcu, a przyjaciele patrzą na mnie pytająco — Tak sobie przypomnieć. Wiedziałam, że istnieje i chciałam sobie przypomnieć, ale teraz wszystkie wspomnienia się zmieniły i pojawił się też w nich on.

— Jesteś w szoku — Lydia chwyciła mnie delikatnie za ramię — Daj sobie moment na uspokojenie.

Patrzę za przyjaciółkę i widzę, że w małych okienkach pokazało się białe światło.

— Co to jest? — pytam, wskazując palcem na okienka.

— Pokazało się jak weszłaś do kabiny — mówi Malia — Nie wiemy co to, ale może jak wszyscy przypomnimy sobie Stiles'ie to stanie się jaśniejsze.

— Zaraz się przekonamy — patrzę na Scott'a, który ściąga bluzkę — Teraz moja kolej.

— Bądź jego kotwicą — patrzę na Lydię — Musi sobie coś wyobrazić, bo jest zbyt wielki chaos w wspomnieniach.

Rudowłosa kiwa głową i podchodzi do urządzenia, do którego właśnie wszedł Scott.
Chcę pomóc, ale nie mam siły wstać. Przy każdym ruchu przechodzą mnie dreszcze i jest mi strasznie zimno.
Opieram się tylko o krzesło i patrzę jak Malia włącza jakieś przyciski, a Scott zaczyna się trząść.
Muszę przyznać, że to było jedno z gorszych doświadczeń w moim życiu. Gdyby nie fakt, że dzięki temu mogłam sobie przypomnieć o Stiles'ie, nigdy bym się na to nie zgodziła.
Co jeśli nie pamiętam jeszcze kogoś i wspomnienia znowu się zmienią? Całe Beacon Hills zniknęło, więc jeśli wrócą w każdym kto tu jeszcze jest wybuchnie wielka fala wspomnień. Teraz jest mi z tym dziwnie, a co dopiero jak wrócą wszyscy. Może oni o tym zapomną i będą żyć jakby nigdy nic? Nie wiem, ale mam nadzieję, że się przekonamy.

— Skup się! — moje przemyślenia przerywa krzyk Lydii — Znajdź jakieś inne wspomnienie.

Na chwiejących nogach podchodzę do kapsuły, która już lekko zamarzła. Przypomniało mi się coś co może pomóc Scott'owi.

— Scott, posłuchaj — biorę głęboki wdech — Stiles kiedyś mi powiedział, że po szkole chcieliście razem zamieszkać, ale gdy ja się pojawiłam, nie chciałeś nam przeszkadzać w zamieszkaniu razem. Na początku był załamany, bo od zawsze mówiliście, że zamieszkacie razem i nawet te parę lat temu szukaliście czegoś do wynajęcia, bał się, że wasz kontakt przez to się urwie. Gdy wreszcie się uspokoił to głośno się zaśmiał i powiedział, że to i tak nie ma znaczenia, bo traktuje cię jak brata i nigdy nie pozwoli na zniszczenie tego.

Brunet rozluźnia się i wygląda jakby miał coś w ręce. Światło za oknami robi się jeszcze jaśniejsze, co oznacza, że to pomaga. Odwracam wzrok i skupiam się na jego klatce piersiowej, jego serce bije spokojnie, ale coraz delikatniej.

— Musimy go wyciągnąć, zaraz umrze — szybko odsuwam się od kapsuły, a dziewczyny bez namysłu ją otwierają.

Scott wypada z niej mocno się trzęsąc i patrząc na nas zdezorientowany.

— Dlaczego mnie wyciągnęłyście?

— Mogłeś umrzeć — ściągam z siebie koc i kładę go na ramionach chłopaka.

Moje ciało znowu przechodzą dreszcze, ale nie jest już tak zimno.

— Nie udało się, coś się działo, ale nie pomogło — Scott patrzy na mnie smutno — Muszę tam wrócić.

— Nie ma mowy — powstrzymuje go Malia — Nadal jesteś zimny, ja wejdę.

— To niebezpieczne — mówi Lydia.

— Nie mamy wyboru — patrzę na przyjaciółkę.

Malia patrzy na mnie z wdzięcznością i wchodzi do kapsuły, którą od razu za nią zamykam. Włączam odpowiednie przyciski i przyglądam się jak dziewczyna powoli odpływa.

— Wyobraź sobie, że jesteś w... — nic nie wpada mi do głowy. Próbuję coś wymyślić, ale mam pustkę. Zawsze miałam pełno pomysłów, a teraz nagle nic.

— Jesteś w bibliotece — obok mnie staje Lydia — Znajdź książki, w których są twoje wspomnienia ze Stiles'em.

— Mam jedną — z jej ust wylatuje para.

— Przeczytaj ją.

Jej ciało po tych słowach strasznie się napina. Cała drży, ale z jej pulsem jest wszystko okej. Odwracam głowę i widzę, że za małymi oknami światło znowu staje się jaśniejsze. Na pewno nie jest to słońce, bo jesteśmy pod ziemią, więc coś zaczyna się dziać.

— Patrzcie — dalej jestem odwrócona w stronę małych okienek, ale szybko się odwracam słysząc trzask w kapsule.

Malia głośno oddycha, a jej ręka jest lekko przymarznięta do szyby. Bez wahania otwieram kapsułę, a Scott wyciąga dziewczynę. Na ręce, która przed chwilą była przymarznięta jest teraz woda, ale nadal cała się trzęsie.
Lydia przechodzi obok mnie i wyłącza kapsułę.
Szybko chwytam ją za nadgarstek by nie wcisnęła ostatniego przycisku.

— Co ty robisz?

— Nie pomożecie w niczym, jeśli umrzecie — wyrywa się i wciska ostatni guzik.

— To pomogło — mówi Scott, przykrywając Malię — Przypomniałem go sobie, nigdy nie był tak prawdziwy jak teraz. Musiałem po prostu chwilę poczekać.

— Jest różnica między prawdziwym człowiekiem, a jego wspomnieniem —patrzy na nas wkurzona.

— Musisz też spróbować — dziewczyna chce coś powiedzieć, ale nie daje jej dojść do słowa — Nie w kapsule, tam nie wytrzymasz nawet minuty. Cokolwiek, jakaś medytacja albo coś.

Lydia patrzy przez chwilę w jedno miejsce i nagle się rusza. Znajduje jakiś notatnik i coś w nim zapisuje, a ja i reszta stoimy nie wiedząc co ze sobą zrobić.

— Znajdźcie mi świecę — przez stanowczy ton jej głosu, od razu ruszam w poszukiwaniu rzeczy.

Zaglądam do każdej szafki, większość jest pusta, a w ostatniej jest wszystko nawalone i przy otwieraniu kilka rzeczy wypada. Z niechęcią wyciągam co chwilę jakieś papiery albo słoiki, bojąc się co mogę tam znaleźć.

— Mam! — odwracam się w stronę Scott'a, który wyciąga ją zza jakiś książek i oddycham z ulgą.

Na stole znajduję zapalniczkę, którą od razu odpalam świeczkę. Wszystkie rzeczy, które są na stole zrzucam na ziemię, co daje o wiele więcej miejsca i kładę świeczkę na środku. Lydia siada od razu przed nią i daje jakiś zeszyt Malii.

— Czytaj to spokojnym głosem —rudowłosa kładzie ręce na stoliku.

— Weź głęboki wdech i patrz na świeczkę — unoszę brwi słysząc czytanie Malii.

Czyta jak dziecko w szóstej klasie, ale nie jestem zaskoczona. Przez większość swojego życia była kojotem i taka sprawność nie była jej potrzebna.

— Okej, daj to Scott'owi — wzdycha Lydia.

Malia od razu oddaje zeszyt Scott'owi i staje trochę dalej.

— Weź głęboki wdech i patrz na świeczkę.

W momencie gdy Lydia odwraca wzrok w stronę świeczki, mnie przechodzi dziwny dreszcz. Nie z zimna, jakiś inny, nie mogę go nawet określić. Podchodzę do światła, które przebija się przez okienka i wyciągam w jego stronę rękę. Marszczę brwi zdziwiona czując, że jest zimne, a nawet bardzo zimne. Mimo to, ciągnie mnie na zewnątrz by zobaczyć co tam się dokładnie znajduje.
Przygryzam wargę i patrzę na resztę, Lydia jest w transie, więc Scott i Malia będą musieli przy niej zostać, a ja pójdę sprawdzić co to za światło.
Ruszam do przodu, chcąc otworzyć wielkie drzwi, ale sztywnieję na słowa Lydii.

— Próbował się do ciebie dodzwonić, gdy uciekaliśmy — jej głos drży.

— Przed czym? — pyta Scott.

— Przed Jeźdźcami — po jej policzkach spływają łzy — Uciekaliśmy, a on cały czas do ciebie dzwonił. Wiedział, że go zabiorą i może cię już nigdy nie zobaczyć. Powiedział mi, że mam ci przekazać, że zawsze będzie cię kochał.

Po moim policzku spływa samotna łza. Dzwonił do mnie, a ja wtedy nie odbierałam. Byłam na niego zła o głupotę i postanowiłam nie odbierać telefonu, chciałam poczekać do następnego dnia.
Kolejne łzy spływają po moich policzkach, a ja nie mam siły ich wytrzeć. Chciał mnie usłyszeć, a ja go olałam. Jestem taką idiotką, dlaczego nie pomyślałam, że jak dzwonił do mnie tyle razy to coś mogło się stać? Boże, jak on się musiał wtedy czuć...
Nagle całe pomieszczenie zaczyna się trząść, a światło staje się jeszcze jaśniejsze. Załzawionymi oczami patrzę na przyjaciół i bez wahania otwieram drzwi. Muszę zmrużyć oczy, bo światło przez chwilę jest oślepiające. Gdy wreszcie się przyzwyczajam, robię kilka kroków do przodu i widzę jakąś postać. Nie muszę się długo przypatrywać, a już wiem, że jest to Stiles.

— To on - mówię cicho — Stiles!

Głowa bruneta odwraca się w moją stronę.

— Stiles! — nie jestem w stanie się ruszyć. Myśl, że stoi kilka metrów dalej ode mnie, paraliżuje mnie - Odezwij się proszę! Tak bardzo cię przepraszam, że nie odebrałam!

— Lily? — słyszę jego cichy głos.

— Tak, to ja — uśmiecham się przez łzy — Chodź tu, możesz wyjść.

Stiles idzie w moim kierunku, ale nagle wszystko znika, jakby nigdy tego nie było. Uśmiech znika mi z twarzy i rozglądam się zdezorientowana na wszystkie strony.

— Gdzie on jest? — patrzę na przyjaciół — Widzieliście go? Musiał się gdzieś skryć - nikt nie chce spojrzeć mi w oczy — No co jest z wami?!

- Nic nie widzieliśmy, Lily...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top