17. Jeden za wszystkich...
Aspirant stanął obok swojego samochodu. W kieszeniach kurtki zaczął szukać kluczyków. Jego poszukiwania przerwała jednak pewna istotna sprawa. Obok jego samochodu, tak jak o poranku, stało auto Elżbiety.
- Co jest...- zdumiony podszedł do samochodu.
Zaczął rozglądać się wokół pojazdu. Nic niepokojącego jednak nie znalazł. Rozejrzał się po okolicy. Nic nie przykuło jego uwagi.
Pewnie musi się przejść, żeby ochłonąć...- pomyślał, wzdychając głośno.
Z kieszeni wreszcie wydobył klucze, którymi odblokował samochód. Ostatni raz spojrzał na gmach budynku, który stał się w pewnej chwili jego drugim domem. Tutaj chociaż miał do kogo się uśmiechnąć, z kim porozmawiać nawet o byle pierdołach. Dopiero teraz, z podwojoną mocą, uderzyła go myśl, że może tu już nigdy nie wrócić.
- Bielski, ale dałeś ciała...- warknął, wsiadając do samochodu.
W trakcie powrotu do domu policjant zdążył przeprowadzić, sam ze sobą, rozmowę. Obwiniał się za to, że stanął w obronie Bennet, jednocześnie chwilę później tłumacząc się tym, że zawsze należy stawać w obronie kobiet, nawet jeśli nie za bardzo się za nimi przepada. A w szczególności należy ich bronić przed zboczeńcami pokroju prezesa firmy CzekoLand. Jednak nie mija nawet sekunda od zakończonego zdania, gdy aspirant ponownie atakuje sam siebie oskarżeniami o słabą asertywność.
- Przecież to nie ja go kopnąłem w to cholerne krocze! Czemu ja też mam za to odpowiadać?! Jak Pinki nie potrafi trzymać nóg przy sobie, to niech wraca na to swoje zadupie pod Poznaniem kopać meneli pod osiedlowym!- zdenerwowany wrzeszczał w niebogłosy.- Jeśli przez ciebie stracę pracę, to cię tymi twoimi ciasteczkami uduszę.- odgrażał się, mając przed oczami obraz koleżanki z pracy.- Tymi cholernie dobrymi ciastkami...- przyznał, wzdychając ciężko.- Zabijcie mnie.- szepnął, biorąc głęboki wdech.
Przez swoje roztargnienie nie był w pełni skupiony na trasie. Gdy już zajeżdżał na parking pod swoim blokiem ledwo zauważył burego kota, który z przerażeniem wleciał wprost pod jego koła.
- Szlag!- natychmiast zatrzymał pojazd i wybiegł na ulicę, by zobaczyć, co się stało ze zwierzakiem.
Kot siedział oszołomiony. Jednak o dziwo nie bał się Gustawa, gdy ten wyciągnął po niego ręce. Bez większych protestów dał wyciągnąć się spod auta.
- Kolego, ja naprawdę mam dosyć wrażeń na dzisiaj.- mruknął, gładząc kociaka za uchem. Mruczek od razu zaczął wydawać z siebie pomruki.- Pojedziemy do weterynarza, żeby upewnić się, że nic ci nie jest. Później poszukamy twoich właścicieli.
Tak jak powiedział, tak zrobił. Weterynarz obejrzał czworonoga wzdłuż i wszerz stwierdzając, że nic mu nie dolega. Bielskiemu spadł kamień z serca.
- Głodzi go pan?- spytał lekarz, a Gustaw spojrzał na niego zdumiony.
- Wspominałem już panu, że to nie jest mój kot. Niecałą godzinę temu wleciał mi pod koła.
- Biedaczysko zachowuje się tak, jakby znał pana od kociaka.- bąknął starszy mężczyzna.- Wie pan, kto jest jego właścicielem?
- Gdybym wiedział, to by mnie tu nie było.- burknął, chowając ręce do kieszeni.
- Mruczek zostanie na noc na obserwacji, dodam jeszcze ogłoszenie na mediach społecznościowych. Może jego właściciele się znajdą.- wtrąciła się młoda asystentka, lustrując policjanta wzrokiem.
- Oby.- westchnął szatyn, a weterynarz wziął kota na ręce, by zanieść go do jego tymczasowego legowiska.
- Kończę już pracę. Chciałbyś skoczyć może na jakiegoś drinka?- spytała rudowłosa, rozpinając swój biały fartuch.
- Kiedy my przeszliśmy na "ty"?- spytał zdystansowany, na co dziewczyna prychnęła mu w twarz.
- Staromodny, lubię takich.- uśmiechnęła się zadziornie, przygryzając dolną wargę.
- Wybacz. Ja za takimi "nowomodnymi" średnio przepadam.- uśmiechnął się do niej złośliwie.
- To, że pójdziemy na drinka wcale nie oznacza, że skończymy razem w łóżku. Nie spinaj się tak, przystojniaku.- mrugnęła na niego, a po jego ciele przebiegł dreszcz zażenowania.- Chociaż ja bym tobą nie pogardziła... Jak ci na imię?- spytała, ponętnie spacerując palcami po jego torsie.
- Aspirant Gustaw Bielski. I radziłbym pani zmienić fach, bo jak widzę ciągnie panią do interakcji ze zwierzętami, ale innego gatunku.- spojrzał na nią surowo, wyciągając z kieszeni odznakę.
- Palant.- burknęła i obróciła się na pięcie.
Gustaw zostawił ten komentarz bez odzewu. W ciszy zebrał się do wyjścia. Jedyne o czym marzył, to natychmiastowy powrót do domu. Będąc już w mieszkaniu uraczył się butelką piwa, która jednak średnio mu podchodziła. Zostawiając butelkę na stole ponownie udał się do lodówki, jednak tym razem nie sięgał po trunek.
Na blat wyciągnął wszystkie potrzebne składniki do przygotowania kolacji. Dzisiaj postawił na sushi. Podczas gotowania w jego myślach wciąż przewijała się wczorajsza sytuacja z komisariatu, gdy założył się z aspirant o to, że jego sushi z pewnością jej zasmakuje.
- Takiego sushi to pewnie na oczy nie widziała.- roześmiał się, zwijając rolki.
W jego głowie zrodził się pomysł. Jednak tenże pomysł od razu stał się przedmiotem sporów w jego myślach.
- Zaprosić ją na sushi, czy lepiej nie? Przecież jak do niej teraz zadzwonię to wyjdę na jakiegoś desperata. Jest po 21. Jeszcze pomyśli sobie, że myślę o niej w wolnych chwilach...- myślał głośno.- Jakby to jeszcze nie była prawda, pajacu. Myślisz o niej praktycznie cały czas.- warknął sam na siebie.
Impulsywnie chwycił za telefon i wybrał numer, zapisany w kontaktach jako Pinki.
- Halo?- spytał, słysząc głuchą ciszę po drugiej stronie słuchawki.- Ela? Jesteś tam?- zapytał ponownie, jednak odpowiedzią był jedynie jej cichy szloch.- Słuchaj, przepraszam cię za tę teczkę. I za wszystko inne. Zachowałem się jak palant. I tak sobie pomyślałem, czy nie chciałabyś się spotkać? Przegadalibyśmy sobie to wszystko. Wiem, że wychodzę teraz na wariata, bo jest już późno. Ale ty nie musisz ruszać się z mieszkania. Ja mogę do ciebie przyjechać. Przy okazji udowodnię ci, że moje sushi rzeczywiście ci...
Jego ostatnie zdanie zostało przerwane przez jej rozpaczliwy krzyk i dźwięk zakończonego połączenia. Gustaw zerknął jeszcze raz na ekran telefonu. W czarnej tafli dostrzegł swoje odbicie. Widział swoje zaszklone oczy, smutne spojrzenie, zbladłą twarz i zmierzwione włosy.
- Przepraszam...- szepnął, odkładając telefon na blat. Starając się wyrzucić z myśli jej krzyk, który usłyszał pod koniec połączenia, zabrał się za dokończenie dania, które jednak od razu zapakował do pudełka i schował do lodówki. Nie był już głodny. Ani spragniony. Jedyne, czego teraz pragnął, to powrót do normalności.
Przez całą noc nie mógł zmrużyć oka. Krzyk Elżbiety rozbijał się echem po jego głowie. Kruche i mimo wszystko dobre serce aspiranta nie mogło znieść myśli, że to przez niego Bennet wylewa kolejne łzy.
W jednej chwili zerwał się na równe nogi i chwytając po drodze pudełko z wcześniej przygotowanymi rolkami sushi wyszedł z mieszkania.
Dojazd do mieszkania Bennet zajął mu niecałe 20 minut. Przed wyjściem z samochodu wziął gębowi wdech. Nie na co dzień chodzi się do koleżanki z pracy, której uprzykrzało się życie przez ostatnie tygodnie, by teraz razem z nią zjeść sushi i porozmawiać o swoim postępowaniu.
Zebrał się jednak w sobie. Zagryzając można zęby, wysiadł z pojazdu i dzielnym krokiem udał się w stronę klatki. Próbował sobie w międzyczasie przypomnieć, jakim cudem, i dlaczego zapamiętał numer mieszkania i klatkę, w której zamieszkuje Elżbieta...
- Kto nie ryzykuje, ten nie je sushi...- burknął, wybierając w domofonie numer mieszkania dziewczyny.
Spróbował raz, drugi, trzeci. Jednak nikt nie odzywał się po drugiej stronie. Zrezygnowany wziął do ręki telefon i wybrał numer do aspirant. Tym razem od razu zgłosiła się poczta.
- W takim razie jutro o tym pogadamy.- westchnął, wracając do samochodu.
Szedł posępnym krokiem. W głowie analizował wszystkie wydarzenia minionego wieczoru. Nagle, gdy zatrzymał się przed własnym samochodem, rozejrzał się po parkingu. Nigdzie nie było samochodu Bennet. Sam doskonale wie, że na tym osiedlu nie ma garaży, ani parkingów podziemnych.
- Pinki, gdzie ty, do cholery, jesteś?- burknął zdenerwowany i natychmiast wsiadł do auta.
Dzięki pustym ulicom pod komisariatem znalazł się w mgnieniu oka. Zajeżdżając na parking pod gmachem komendy jego oczom ukazał się wiśniowy, drobny samochód, który stał na tym samym miejscu od samego rana.
- Co jest?- bąknął, parkując obok auta aspirant.
Szybko wydostał się na zewnątrz i jak strzała poleciał zobaczyć, czy w samochodzie nie ma przypadkiem Elżbiety. Niestety samochód był pusty. Migała w nim jedynie zielona dioda załączonej do zasilania kamerki samochodowej. Aspirant Bielski obejrzał samochód wzdłuż i wszerz. Nie znalazł niestety nic ciekawego.
Nic poza rysą różowego lakieru do paznokci na uchwycie od drzwi kierowcy oraz faktem, że auto stało otwarte. Sam doskonale pamiętał, jak dziewczyna przy nim zamykała je pilotem.
- Pinki, nie zabij mnie za to...- burknął podczas zakładania lateksowych rękawiczek, a następnie otworzył samochód. Z kamerki wyjął kartę pamięci. Szybko schował ją do kieszeni i niepostrzeżenie zamknął auto.
Przeczuwał, że Bennet może być w niebezpieczeństwie. Cała ta sytuacja ze sprawą ich interwencji w fabryce czekolady i rozgłos w mediach wydawał mu się czystą ustawką.
Wiedział, że nie ma dużo czasu. Musiał działać jak najszybciej i najskuteczniej. Jednak wiedział, że nie może liczyć na pomoc przyjaciół. Piotr i Marta gniewali się na Bielskiego za to, jak bardzo ich oszukał. Dodatkowo wiedział, że jest zawieszony. W razie ewentualnej interwencji nie miał się czym bronić. Jego pistolet wraz z odznaką znajdowały się w depozycie. Za wszelkie działania, które chciał teraz wykonać sam, groziły mu srogie konsekwencje u komendanta.
- Pieprzyć to...- w jednej chwili zerwał się z miejsca i udał się do budynku.
Nie zważając na innych policjantów w budynku pobiegł do biura. Tam szybko zasiadł za swoim biurkiem i odpalił laptopa. Podczas gdy sprzed się załączał, Bielski przygotował sobie kilka kartek papieru oraz naostrzony ołówek.
- Zaraz zobaczymy, gdzie ty się podziewasz.- mówiąc to, odpalił film zapisany na kamerce.- Jeśli się okaże, że polazłaś na głupi spacer i nie miałaś ochoty odebrać ode mnie telefonu, to będziesz musiała mi upiec tonę tych ciast...
Zamilkł w połowie wypowiadanego słowa. Do ostatniej sekundy liczył, że dziewczyna jest na spacerze. Że musiała ochłonąć po tym, co wydarzyło się w ich biurze. Prawda była jednak znacznie bardziej przykra.
Nagranie przedstawiało kilku wysokich, dobrze zbudowanych mężczyzn, oraz Olgierda wraz z innym mężczyzną. Gustaw od razu rozpoznał w drugim mężczyźnie prezesa firmy.
- Za słabo ci kopnęła po tych jajach...- warknął widząc, jak mężczyźni na nagraniu niosą ogłuszoną Elżbietę w sobie znaną stronę.- Gdzie oni cię zabierają?- spytał, od razu logując się do policyjnej bazy danych.
W niej odnalazł nagrania z monitoringu. Odpalił nagranie w odpowiedniej minucie, by odnaleźć blachy samochodu, do którego zaprowadzili Bennet. Niedługo później odkrył, że auto jest leasingowane przez firmę CzekoLand.
- Nawet się za bardzo nie postarałeś z tym porwaniem...- mruknął, w międzyczasie sprawdzając logowanie telefonu Bennet.
Jej ostatnie połączenie wyłapały maszty, które stoją nieopodal gmachu hurtowni CzekoLand'u.
- Żeby później nie było.- z grymasem na twarzy wybrał numer do Piotrka. Ten odebrał od niego po dwóch sygnałach.- Porwali Pinki... znaczy Elkę. Jej telefon logował się w hurtowni CzekoLand'u. Jadę tam.- wystrzelił te informacje w stronę Piotra, jak karabin maszynowy. Nie dał sobie nawet na moment przerwać.
- Poczekaj...- zaczął Piotrek, jednak Bielski zakończył połączenie.
Wiedział, że w tym przypadku każda minuta jest na wagę złota. Musiał jak najszybciej znaleźć koleżankę. Musiał mieć pewność, że nic jej się nie stało, ani nic więcej jej się nie stanie...
Dotarł do budynku, który był miejscem ostatniego logowanie telefonu Bennet. Był to hangar hali należącej do CzekoLandu. Gustaw niepewnie przełknął ślinę i ruszył przed siebie.
Znajdując się w budynku, nie miał pojęcia gdzie iść. Nie było przy nim Alexa, który od razu wiedziałby, gdzie iść. Nie było Piotra, który przeprowadziłby akcję przechwycenia Bennet z zimną krwią. Nie było Marty, która w ewentualnej chwili zagrożenia byłaby w stanie przeprowadzić negocjacje z napastnikiem. Był sam. Na własne życzenie.
Drogowskazem okazały się dla niego okrzyki dobiegające z głębszej części hali.
- Zostaw!- usłyszał rozpaczliwy wrzask.- Nie dotykaj mnie!- kolejny krzyk, po nim chwila ciszy i głośny szloch.
Słysząc to, nie myślał ani chwili dłużej. Natychmiast ruszył do biegu w stronę płaczu koleżanki. Poprzysiągł sobie, że jeśli ona kiedykolwiek mu wybaczy, nie dopuści, by ktoś kiedykolwiek ją skrzywdził, w tym on sam.
- Milcz, suko!- krzyknął męski głos.
Gustaw zerknął przez szparę do pomieszczenia. Tam na kartonie siedziała Elżbieta. Włosy miała potargane, makijaż rozmazany po zalej twarzy. Ubrana była jedynie w czerwony komplet bielizny. Ten sam, który miała na sobie Lena na nagraniu.
Olgierd stał przy policjantce. Jej ręce były skrępowane. Podobnie nogi. Nie była w stanie bronić się przed jego dotykiem. Jedyne o czym w tej chwili myślała to to, czy dożyje kolejnych pięciu minut. Choć szczerze miała nadzieję, że ich jednak nie dożyje.
Nic jej w życiu tak bardzo nie upodliło. Nikt nigdy nie spowodował, że czuła się tak bezwartościowo, tak nijak. Nawet Bielski swoimi słowami czy zachowaniem nie skrzywdził jej tak bardzo. Wiedziała, że w jego przypadku jest to wybaczalne. Sama widziała i słyszała, że ten mężczyzna jednak ma w sobie pierwiastek dobroci wobec niej.
- Taka byłaś cwana... Tak bardzo chciałaś się zbliżać. To się zbliżymy. Ktoś musi mi zrekompensować moją „bezpłodność".- mówiąc to wykonał w powietrzu gest cudzysłowów. Następnie przeszedł do rozpinania spodni.
Aspirant już wiedziała, co będzie następstwem tych czynów. Spuściła głowę, nie chcąc patrzeć na to, co wyprawia jej oprawca.
- Oczy na mnie, kwiatuszku.- mężczyzna dłonią mocno chwycił jej podbródek. Zrobił to tak mocno, że z jej ust wymknęło się ciche sapnięcie, a spod przymkniętych powiek wypłynęły kolejne łzy.
Gustaw przeżegnał się w duchu. Wiedział, że albo teraz, albo do końca życia będzie żałować, że stchórzył. W szczególności widząc w głębi pomieszczenia podchodzącego do Elżbiety prezesa firmy, który stanął za nią i mocno targnął ją za włosy, na co ta znów pisnęła z bólu.
Zrobił już krok na przód, wyciągając poprzednio broń, którą przeładował. Nagle między jego nogami przeleciała mu ciemna, futrzana kulka, a za sobą usłyszał szmer i ciche kroki. Obejrzał się szybko za siebie i zobaczył antyterrorystów, którzy między sobą przekazywali sygnał o tym, że wchodzą do środka. Między funkcjonariuszami odnalazł też Martę, Piotra i samego komendanta.
- Co to za kundel?!- wszyscy usłyszeli krzyk dobiegający z hali.
Aspirant sapnął jedynie ciche „dzięki" i pognał do środka. Wewnątrz pomieszczenia byli już AT-ecy, którzy opanowywali sytuację i zajmowali się obezwładnianiem prezesa i wiceprezesa. Nikt jednak nie zajął się Elżbietą, która bezwładnie leżała na podłodze.
- Ela!- krzyknął, padając przed nią na kolana. Natychmiast zdjął z siebie kurtkę, którą ostrożnie przykrył jej posiniaczone ciało.- Hej, popatrz na mnie...- powiedział przerażony, ujmując jej twarz. Pod lewym okiem z każdą minutą ciemniał krwiak, nabity pięścią Olgierda. Spod jej nosa powoli sączyła się bordowa krew. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą miało miejsce. - Ela... Spójrz na mnie.- mówił spokojnie, jednak jej wzrok był pusty. Patrzyła w jeden punkt, a po policzkach spływały jej gorzkie łzy.- Czy on ci coś zrobił? Błagam, powiedz mi.- delikatnie pogładził jej policzek. Ona jednak milczała.- Czy on cię... on....- jego oczy wypełniły łzy, które lekko zamazały mu widok, a ona zaczęła cicho szlochać.
- D-dotykał mnie.- wypłakała.- P-p-próbowali...- wyjąkała.
- Przepraszam...- sapnął załamany.- To wszystko moja wina...
Antyterroryści wraz z zespołem wydziału zabójstw opanowali sytuację. Bielskiemu nie pozostało nic innego, jak zadbać teraz o bezpieczeństwo koleżanki. Poprawił kurtkę na jej ramionach i ostrożnie zaczął podnosić ją z ziemi. Niestety każdy jego dotyk powodował ogromny dyskomfort i ból, którego dziewczyna nie była w stanie już opanować. Krzyczała i płakała z bólu i wycieńczenia, jednak Gustaw się nie poddawał. Wiedział, że musi jak najszybciej przenieść ją do karetki. Tam otrzyma odpowiednią opiekę. Bardzo wolnym krokiem kierował się do wyjścia z hali produkcyjnej.
- Nikt cię już nie skrzywdzi, obiecuję.- szepnął jej we włosy, jednak w żaden sposób nie uspokoiło to emocji dudniących w Elżbiecie...
W najmniej oczekiwanym momencie, jednemu z antyterrorystów wyrwał się Olgierd. Przechwycił broń od jednego z policjantów i oddał w stronę Bielskiego i Bennet dwa strzały.
///\\\///\\\///\\\
dobry wieczór!!!
w końcu mamy kolejny rozdział!
mam nadzieję, ze przypadnie Wam do gustu. Koniecznie dajcie znać, jak wrażenia 🩷
ściskam, tulę i całuję!
Ciocia Bielska 🩷
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top