R10
Wrzasnęłam i obudziłam się cała zalana potem. Miałam dreszcze i czułam się okropnie. Miałam nadzieje, że swoim krzykiem nie obudziłam JiSo i Jiah. Pierwszy raz krzyczałam przez sen, który śnił mi się po raz pierwszy, a przedstawiał sytuację przed prawie miesiąca...
-Co się stało? Ktoś się włamuję?!- wrzasnęła zdyszana JiSo, która wpadła do pokoju trzymając w dłoniach gitarę, która robiła za kij bejsbolowy. Kawałem dalej stała jej córka, która rozglądała się po pokoju swojego brata, w którym obecnie spałam.
-Nie...To tylko zły sen- wyjaśniłam zawstydzona, a siostra Jongho uderzyła się dłonią w czoło
-I dlatego spać nie dajesz?- zapytała dziewczyna i wróciła bodajże do swojego pokoju
-To tylko sen...Nic ci tu nie grozi- powiedziała JiSo
Wiedziałam , że to był sen, ale on mi przypomniał o tym jak potraktowałam chłopaków z ATEEZ. Myślałam , że już się z tym po części pogodziłam, ale niestety...Gdy wczoraj spotkałam matkę Jongho i jego siostrę...wszystko wróciło. Nie odbyło się bez rozmowy o nich, wiec to pewnie dlatego o tym śniłam.
-To chyba sumienie- powiedziałam cicho i sprawdziłam która jest godzina...Była 08:00 , więc już raczej nie zasnę.
Razem z kobietą zeszłam na dół i starałam się czymś zająć. Najpierw siedziałyśmy przy kawie i plotkowaliśmy o wszystkim i o niczym, później gdy dołączyła do nas Jiah, zjadłyśmy śniadanie. Dowiedziałam się, że dziewczyna studiuje i razem z mamą dają dzieciom lekcję śpiewu. Nic dziwnego , że każdy z ich rodziny ma ładny głos skoro tak bardzo kochają muzykę.
***
-JiSo, czy te zegarek działa dobrze?- spytałam chcąc upewnić się, że nuda płata mi figle. Od dobrych kilku minut widzę ciągle te samą godzinę.
-Oczywiście, że dobrze. Zaraz będziemy musiały się zbierać na stację- powiedziała, ale dla pewności zerknęła na telefon, który miała przy sobie - Cholera, dziewczyny nie mamy czasu...musimy się zbierać!!- krzyknęła, a ja zrobiłam duże oczy, myśląc, że ona robi sobie z nas jaja
-Stanął, zegarek stanął. Mamy 15 minut do odjazdu pociągu!- krzyknęła
Wszystkie zaczęliśmy biegać po mieszkaniu jak poparzone. Zbierałyśmy wszystkie bagaże i pakowaliśmy je do taksówki, która całe szczęście była na czas.
Niestety przez korki i inne utrudnienia nie zdążyłyśmy. Tłukłyśmy się z walizkami na peron, a gdy tam w końcu dotarłyśmy pociąg już odjeżdżał. Byłyśmy załamane, ale co mogliśmy zrobić. Chyba zrezygnuje z tego wyjazdu i odpocznę w domu.
-No cóż dziękuje za wczorajszą gościnę, ale teraz chyba lepiej będzie jak wrócę do siebie i odpocznę w domu- powiedziałam i pożegnałam się z dziewczynami, które kazały się odwiedzać gdy znajdę chwile..
***
Pech mnie chyba kocha...Szczególnie dziś. Kiedy wróciłam do swojego mieszkania, a właściwie doszłam na swoje osiedle, zobaczyłam, że tłum sąsiadów stoi pod moją klatką i patrzą się w stronę wozów strażackich i bloku, w którym mieszkam. Chwile mi zajęło zorientowanie się że moje mieszkanie jest prawdopodobni zniszczone...
-Co się stało?- zapytałam starszej pani, która mieszka kilka klatek dalej
-O panienko, nieszczęście. Pani sąsiad z dołu spowodował pożar i stała się straszna tragedia- powiedziała, a pode mną się ugięły nogi
-Nikomu się nic nie stało?- zapytałam i dziękowałam ,że nie było mnie tu w nocy, bo pewnie wtedy to się stało...Dziwnę, że nikt mnie o tym też wcześnie nie powiadomił, ale no cóż.
-Na szczęście wszyscy żyją i są w szpitalu. Miała pani szczęście, że nie było pani w domu
-Tak ogromne- powiedziałam sama do siebie, ale wcale nie byłam szczęśliwa...
Co teraz miałam zrobić. Nie mam gdzie się zatrzymać. Pierwsze o czym pomyślałam to o tym by poprosić JiSo o pomoc. Wytłumaczyłam jej wszystko dokładnie i kobieta gdy usłyszała moją prośbę od razu się zgodziła. Przygarnęła mnie pod swój dach i wydawała się być zadowolona.
-Będę ci naprawdę wdzięczna- powiedziałam kiedy kobieta otworzyła mi drzwi do domu
-Oj nie przesadzaj tylko wchodź- powiedziała i przejęła ode mnie walizki. Niestety tylko one zostały mi ze wszystkich rzeczy...Całe wyposażenie mojego mieszkania spłonęło i nic praktycznie się nie uratowało...
-Trochę jest mi głupio, ale jak wiesz nie mam w tym mieście nikogo , kogo mogłabym o to prosić- powiedziałam i uśmiechnęłam się w geście podziękowania.
-Cała przyjemność po mojej stronie
***
Od dwóch dni mieszkam w mamy Jongho i staram się jakoś zająć sprawami związanymi z mieszkaniem. Zastanawiam się czy warto wkładać pieniądze w remont i kupno nowych rzeczy...To wielkie koszty, a ja jak na razie nie mam stałej pracy.
Byłam właśnie sama w domu, bo JiSo i Jiah miały jakieś sprawy do załatwienia. Było rano i w sumie niedawno co wstałam. Po wyjściu z łazienki usłyszałam, że ktoś gra na pianinie w salonie. Było to pewnie JiSo. Zdziwiłam się, ze tak szybko wróciła, ale z jednej strony nie będę tu sama. Zeszłam po schodach i ku mojemu zdziwieniu nie zostałam tam kobiety, a jej syna.
-Jongho?- spytałam niepewnie, a on się tak przestraszył, że uderzył głucho w pianino
-Sunmi...- odwrócił się na miejscu siedzącym i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Pewnie nadal czuł do mnie urazę po ostatnim naszym spotkaniu
-Jestem ci winna przeprosiny. Tobie i chłopakom. Ten tort i ...w ogóle. Zachowałam się głupio, przepraszam.
-Tak wyszło...Każdy popełnia błędy- powiedział i westchnął
-A najwięcej popełniam ich ja- powiedziałam do siebie i usiadłam na sofie
-Słyszałem o tym , że odeszłaś...Dlaczego?
-Popełniłam błąd. Nie przewidziałam tego, że nie poradzę sobie z coraz to bardziej rozchwytywaną grupą, aż tak dobrą asystentką nie jestem- przyznałam
-Mogłaś wybrać nas...Chłopaki tak łatwo ci nie wybaczą. Szczególnie Hongjoon...on zamówił specjalnie tort. W ogóle wszystkich nas zasmuciłaś i już nie jest tak jak kiedyś...- powiedział, a mi zrobiło się przykro.
-Przykro mi...ja nie chciałam by tak wyszło. Chciałam powiedzieć wam o tym jakoś delikatniej- Jongho kiwnął głową i uśmiechnął się szeroko
-Ale los nam sprzyja. Mama mówiła mi o tym pożarze. Ciesze się, że u nas zostaniesz
-Ta...trochę jest mi głupio, ale twoja mama praktycznie mnie do tego namawiała
-Cała ona- zaśmiał się- Jesteś głodna?
-Chętnie coś zjem. Przed chwilą wstałam- przyznałam i razem z chłopakiem skierowałam się do kuchni gdzie zaczęliśmy robić sobie jakieś śniadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top