🄱🄰🄻🄻

słów:426
autor:veryimpossiblegirl

inspiracja: stare doświadczenia
od autorki: Mam za dużo weny dzisiaj, dlatego powiem tylko tyle — korzystajmy z tego!
data napisania:18.08.2017

data publikacji ponownej:27.08.2020 

       Sam nie wiedział, co go ponosi. Chwila słabości? Może pogniecenie? Może było to oczywiste, ale nie miał czasu się zastanawiać. Czuł, że inaczej nie potrafi. Musiał mieć tego chłopaka. Był Bal Bożonarodzeniowy, na którym wszyscy (oprócz stolika, przy którym siedział Harry i Ron) bawili się wyśmienicie. Harry spojrzał w tamtym kierunku. Jego ciało w ruchu i to jak go kontroluje — istna perfekcja! Fenomenalnie dobrana szata wyjściowa, opinała jego smukłe ciało wszędzie tam, gdzie ubrania powinny opinać. Błyszczący na jego czole pot, który sprawiał, że jego twarz mieniła się bardziej, niż podczas meczu Quidditcha, tak nieprzyzwoicie podkreślał bladość jego twarzy. Te dziewczyny, które tak nonszalancko spławia i ci chłopcy, których zaszczyca spojrzeniem. Harry nie potrafił wytrwać na miejscu. Co chwila miał ochotę wstać i podejść do niego. Rzucić się w objęcia Draco i na oczach wszystkich przelizać się z nim. To byłoby spektakularne i nawet konsekwencje nie byłyby istotne, bo liczyłby się moment spotkania ich ust. Ważne byłoby to, gdzie ułożyć rękę i w którą stronę przekręcić głowę.

     — Szata ci wlazła w tyłek, że tak się podnosisz na tym krześle? — zapytał Ron, nie mogąc dłużej ignorować tego dziwnego zachowania przyjaciela.

     — Tak — zgodził się Harry, nie odrywając ani na chwilę wzroku od parkietu. — Strasznie niewygodna ta szata.

     Harry przygryzał wargę wpatrując się w ruchy Fretki, które tak go pociągały. To chore, że jego umysł i dolne partie ciała reagują w tak nieodpowiedni sposób na niego. Ale nie mógł się oprzeć to było od niego silniejsze.

     Obserwował od początku jak Draco prezentuje się na parkiecie sali. Mógł stwierdzić jedno: nienagannie. Kiedykolwiek by nie spojrzał wyglądał idealnie. Włosy białe jak śnieg, cera nieskazitelnie jasna i do tego ciemna szata podkreślająca jeszcze bardziej bladość skóry. Chciał jeszcze tylko poczuć jedwabistość tej cery pod palcami, poczuć zapach tego Ślizgona... Wpatrzony, jak w obrazek dostrzegł, że jego luby opuszcza Wielką Salę. Ruszył za nim nie zważając na Rona, który wolał go i pytał dokąd idzie. Draco był sam, a Harry'emu serce biło szybko jakby miało zaraz wyskoczyć. Brunet śledził tą seksowną Fretkę. Kolejne korytarze i mijane piętra aż w końcu ono. Siódme piętro... Tylko dlaczego?

     — Wiem, że mnie śledzisz, Potter. — Serce opadło brunetowi do żołądka, kiedy usłyszał głos blondyna skierowany do niego. — I wiem, że patrzyłeś na mnie całą noc, trudno było tego nie zauważyć.

     Harry nie krył się. Wyszedł zza filaru, który go osłaniał i stanął przed blondynem.

    — Nie sądzę, żeby ci to przeszkadzało. — powiedział Harry, starając się brzmieć nonszalancko.

     —Nigdy mi to nie przeszkadzało, Harry... — szepnął obejmując bruneta i łącząc ich usta w przelotnym pocałunku, który był tylko zapowiedzią niezwykłej nocy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top