♔⠀XXXVIII. ᵈᵉˢᶜʳᶤᵖᵗᶤᵛᵉ ᶜʰᵃᵖᵗᵉʳ
Rogue pośpiesznie opuściła kuchnię i udała się do swojej sypialni. Mimowolnie na jej wargach rozkwitał uśmiech, gdy przypominała sobie, jak blisko był Gambit. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia i część uczniów już spała. Niemal się zaśmiała, gdy Ezra, który wymykał się z pokoju Rose, podskoczył na jej widok. Pokręciła jedynie głową z rozbawieniem — był to częsty widok, Ezra wieczory spędzał ze swoją dziewczyną na wspólnym oglądaniu horrorów. Nauczyciele udawali, że nie widzieli jak po nocach McCoy wymyka się z pokoju panny Pryde oraz odwrotnie. Rogue nie zamierzała zastanawiać się nad tym zbyt długo, chcąc zniknąć w sypialni, zanim dopadnie ją Logan i zrobi jej pogadankę na temat tego, że powinna trzymać się z daleka od Remy'ego. Nie byłby to bowiem pierwszy raz, kiedy Loganowi włączyły się odruchy ojcowskie i chciał chronić swoją podopieczną.
Młoda mutantka zdziwiła się, widząc, że Astoria spędza noc w ich pokoju. Siedziała na swoim łóżku, trzymając laptopa na kolanach. Podniosła wzrok z ekranu na drzwi, gdy usłyszała jak Rogue wchodzi do pokoju. Posłała jej uśmiech i lekko pomachała palcami, wracając do oglądania. Rogue wzięła z łóżka swoją pidżamę, po czym skierowała się do łazienki, z zamiarem wzięcia szybkiego prysznica. Kilkanaście minut później leżała już w swoim łóżku ze słuchawkami w uszach, próbując zasnąć. Astoria ułożyła się do spania kilka minut po przyjaciółce.
Członkowie Bractwa dziwnie się czuli, mieszkając w Instytucie. Każdy starał się być dla nich miły, jednak czuli, że im nie ufano. Wcale się nie dziwili, po tylu walkach co stoczyli przeciwko siebie, nieufność była zrozumiana. Wanda przekradła się po cichu do sypialni, którą zajmować mieli chłopcy, nie mogąc zasnąć tak daleko od nich. Leżała więc przytulona do Todda, który przysypiał podczas oglądania filmu, którego fabuły nawet nie załapał. Pietro, który jeszcze chwilę temu pisał na komunikatorze z Astorią, zagrzebał się w pościeli z zamiarem przespania kilku godzin. Lance już dawno spał.
Jean spędzała noc w pokoju Scotta. Odkąd dowiedziała się o swojej tragicznej śmierci w dniu ślubu, chciała jak najwięcej czasu spędzić ze swoim chłopakiem. Była na siebie zła, że nie udało jej się wcześniej wyłapać tej wizji w umyśle panny McCoy. Starała się usprawiedliwić przed samą sobą, że nie miała powodu, by takowych wizji szukać, a i sama miała wiele na głowie — egzaminy, studia, musiała się zająć własną przyszłością. Przyszłością, którą jak się okazało, nie będzie miała. Zamknęła oczy, wtulając się bardziej w tors Scotta, który gładził ją lekko po włosach, pogrążony w pół śnie.
Każdy z mieszkańców Instytutu miał problem z zaśnięciem. Wyjątkiem nie był sam Charles Xavier, do którego kilka godzin temu dołączył Erik, z propozycją partyjki szachów jak za starych dawnych lat. Profesor musiał przyznać, że cieszyło go to, że stary przyjaciel postanowił zostać na kilka dni w Instytucie, nawet jeśli tylko ze wzgląd na swoje bliźnięta. Było jak za starych czasów. Nie rozmawiali za bardzo skupieni na grze. Nie były to jednak zwykłe szachy. Erik miał własną metalową wersję pionków, które kiedyś, wiele, wiele lat temu, dostał w prezencie od Raven i Charlesa. Nadal na drewnianym pudełku istniał ledwo widoczny już grawer „Dla Erika od przyjaciół Ch.X. R.D.". Pomimo tego, że ich drogi się rozeszły, mężczyzna nie potrafił ich wyrzucić.
⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ♔⠀
W Instytucie panowała cisza i spokój. Stojący w holu stary zegar wybił właśnie trzecią w nocy. Mieszkańcy pogrążeni byli w błogich i spokojnych snach, pomimo przerażających rzeczy, jakie usłyszeli w przeciągu ostatnich 36 godzin. Astoria kręciła się niespokojnie na swoim łóżku, walcząc z kolejnym sennym koszmarem. Na łóżku po przeciwnej stronie pokoju spała Rogue, która także miała niespokojny sen — tym razem widziała w umyśle wspomnienie Cajuna. Niespójne, nieskładne obrazy tworzyły chaotyczną i kolorową mozaikę, z której wyrwał ją krzyk Astorii.
— LOGAN! — krzyknęła, siadając gwałtownie na łóżku.
Pierwszy raz zdarzyło się, by wołała czyjekolwiek imię przez sen. Fakt faktem budziła się z krzykiem czy płaczem ze snu, lecz nigdy, przenigdy nie było to czyjekolwiek imię.
Pierwsza przy łóżku dziewczyny znalazła się oczywiście Rogue, ostrożnie starając się uspokoić nastolatkę. Nie minęło kilka chwil, a w drzwiach sypialni pojawił się Ezra wraz z Loganem, którego zaalarmowało własne imię.
— Spokojnie, doll... spokojnie — powiedział Logan, siadając na łóżku dziewczyny. — Co się stało?
Jasnowłosa wpatrywała się w jego postać, jakby nie widziała go od wieków, jakby zobaczyła przed sobą ducha.
— Idą po nas Logan... Idą tu... Przyjdą po nas... — odezwała się drżącym głosem Astoria, która chyba nie do końca wyrwała się z odmętów snu.
Ezra, który usiadł za siostrą, gładził ją po ramionach.
— Kto taki, siostrzyczko?
— Sentinele... — szept opuścił gardło dziewczyny, lecz zdawał się być głośniejszy niż jej krzyk.
— Kiedy? — to pytanie padło z ust Magneta, który wraz z Charlesem stał w progu sypialni dziewcząt.
Astoria podniosła na niego wzrok, w którym kryło się bezbrzeżne przerażenie.
— Dzisiaj — jedno krótkie słowo, które padło z ust nastolatki, która przeniosła wzrok na swojego mentora — Logan... wszyscy zginiecie — dodała, dotykając opuszkami palców zarośniętego policzka mężczyzny.
Nikt nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdy nie minęło kilka sekund po słowach dziewczyny, wszyscy usłyszeli głośny huk wyważanych drzwi wejściowych oraz metaliczny głos Sentineli. Charles telepatycznie nakazał wszystkim wstawać, zaś grupie X szykować się do boju. Podopieczny profesora wybiegali z pokoi w pidżamach, tak jak spali. Xavier przeszukał szybko umysł McCoy w poszukiwaniu informacji na temat ataku.
— Tunelami — powiedziała dziewczyna — Sentinele nie wiedzą o nich, nie widziałam ich tam we śnie, sama tamtędy z Rogue uciekałam... — dodała, zarzucając w pośpiechu bluzę na siebie.
Mężczyzna na wózku pokiwał głową i nakazał wszystkim kierować się w stronę nowo wybudowanych tuneli, które powstały właśnie na taką sytuację. Starsi uczniowie mieli zająć się młodszymi. Storm i Hank byli odpowiedzialni za pomoc w ewakuacji. Astoria, której moce były niezdatne w walce z Sentinelami i oddziałami ludzi, miała im pomóc. Do walki z wrogami dołączyli także mieszkańcy Bractwa i Magneto. Raven widząc, że Ororo i Hank nie dają rady ze spanikowanymi nastolatkami, ruszyła im pomóc. Odkąd Xavier dowiedział się o potencjalnym zagrożeniu ze strony FoH oraz Sentineli ćwiczył kilka razy z podopiecznymi ewakuację, wskazał im bezpieczne kryjówki, do których razem z mentorami mieli się udać. Tak też było w tej chwili.
— Wybacz tato... — powiedziała Astoria, która była na końcu, pilnując wejścia do tuneli. Zaraz po tych słowach zamknęła drzwi i zablokowała je tak, by nikt nie mógł wyjść ani wejść. X-Meni mieli inną drogą dostać się w umówione miejsce.
W korytarzu i salonie panował chaos. Krzyki i dźwięki walki unosiły się echem po całym Instytucie. Co chwila w powietrzu wybuchały naładowane przez Gambita karty, powalając przy tym kolejnych żołnierzy Fohu'u. Pazury Logana rozrywały humanoidalne roboty Sentineli na kawałki, w czym pomagał mu mistrz magnetyzmu. Czerwone wiązki lasera Scotta mieszały się z magią Wandy. Pietro biegał po Instytucie, upewniając się, że wszystkie pokoje są już puste, po czym dołączył do walczących. W powietrzu uniósł się smród spalenizny, gdy do akcji wkroczył Ezra, który spalił właśnie napastnika chcącego pojmać Rose. Kitty walczyła ramię w ramię z Lancem, chcąc pomóc Toddowi, który został złapany przez jednego z żołnierzy, zaś na jego szyi pojawiła się obroża izolująca jego moce. Jean i Charles używali zdolności telekinetycznych, by odeprzeć atak. I tylko Astoria stała pośrodku tego chaosu, obserwując go z zainteresowaniem. Nikt zdawał się jej nie zauważać.
— Remy, uważaj! — zawołała Rogue, dotykając zaraz jednego z żołnierzy, który czaił się od tyłu na Gambita.
— Remy wiedział, że chere go lubi! — odparł, posyłając jedną z kart tuż nad jej głową — Mnie też chere może dotknąć, jeśli chce...
— To nie miejsce na romans, LeBeau! — furknął Logan, na co odpowiedział mu krótki śmiech mutanta.
Astoria unikała kolejnych ataków żołnierzy, osłaniając się pomiędzy kolejnymi mutantami, którzy byli w okolicy. Tak udało jej się dopchać do Logana, który posłał jej wściekłe spojrzenie.
— Miałaś uciekać! — furknął, łapiąc ją za rękę i chowając za swoimi plecami, zaraz po tym przebijając szponami jednego z żołnierzy.
— Nie ma mowy, nie mogłam Was tak zostawić, Logan!
— Będziesz nam zawadzać! — tym razem krzyknął Magneto.
— Nie będę... wiem co mam zrobić... — szepnęła, rozglądając się w poszukiwaniu źródła swojego ksozmaru.
Kitty wraz z Rose leżały nieprzytomne na podłodze, tak jak Todd, mając obroże założone na szyjach. Lance wspierał Ezrę w ratowaniu sióstr Pryde. Pietro w ostatniej chwili złapał Wandę, nim oberwała strzałem z lasera jednego z robotów. Mimo swoich sił mutanci przegrywali, wycofując się w głąb domu. Rogue podtrzymywała lekko Remy'ego, który chwilę wcześniej skradł jej buziaka, by ta używała swoich mutacji i przejęła część jego wybuchowych zdolności. Erik swoimi mocami przyciągnął wózek z Charlesem do tyłu. I tylko Astoria zdawała się wiedzieć coś, czego oni nie wiedzieli.
— Impuls, Logan, impuls — powiedziała, obracając się przez ramię, by spojrzeć na przyjaciół i brata, zaraz stając twarzą w twarz z wrogiem — Zawsze miałam zostać impulsem... — szepnęła, łapiąc w dłoń zawieszkę od łańcuszka, który dostała kilka lat temu od brata.
Po chwili usłyszeli huk wystrzału...
________
Proszę, nie zabijać mnie 😭
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top