𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 2

O mi god nie chce nawet myśleć ile czasu minęło od kiedy opublikowałam ostatnią część, ale wreszcie udało mi się wycisnąć z siebie kolejny rozdział.

Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze w ogóle chce czytać ;-;

---------------------------------------------------------

Obudziły Cię krzyki. Tak, krzyki.

W pierwszym momencie zerwałaś się z łóżka rozglądając się wokół przerażona i nie do końca świadoma co się dzieje. W końcu nie codziennie masz okazje wstawać do czegoś w rodzaju niezadowolonego wydzierania się dochodzącego z Twojej sypialni. Jeśli już ktoś tam krzyczy to jesteś to zazwyczaj ty w poniedziałkowe ranki.

Twoje napięte ramiona opadły jednak po chwili kiedy przypomniałaś sobie wszystkie wydarzenia dnia poprzedniego. Nagle odgłos krzyków nie wydawał Ci się już taki nietypowy. Jeśli miałabyś być szczera to nawet się tego trochę spodziewałaś. Kto w końcu nie krzyczałby obudziwszy się w całkiem nowym miejscu po, jak mniemałaś, walce na śmierć i życie? Nie byłaś też do końca pewna czy Twój gość nie miał żadnych obrażeń głowy. Miałaś wielką nadzieję, że nie, bo jeśli będziesz musiała radzić sobie z jakimś uszkodzeniem mózgu to Ty się poddajesz i zawozisz go do szpitala czy tego chce czy nie.

Zebrałaś się ze swojej kanapy słysząc coś w rodzaju przekleństw dochodzących z Twojego pokoju. Przetarłaś oczy zmęczona i w drodze do sypialni chwyciłaś miotłę opartą o podłogę. Tak tylko dla bezpieczeństwa.

Powoli wyciagnęłaś dłoń i naprawdę delikatnie nacisnęłaś na klamkę nie chcąc otwierać drzwi zbyt gwałtownie. Może było to zachowanie trochę nazbyt ostrożne ale nigdy jeszcze nie wciągałaś człowieka prosto z ulicy do swojego mieszkania więc nie miałaś do końca pojęcia jak powinnaś się w takiej sytuacji zachować. Zasady BHP, o których tyle Ci powtarzano kiedy się wprowadziłaś nic nie mówiły o takich przypadkach.

W końcu jednak kiedyś musiałaś tam wejść i mimo, że nie do końca chciałaś twoje nogi jakby same wprowadziły Cię do środka. Zacisnęłaś ręce na swojej miotle i podniosłaś wzrok żeby spojrzeć na nieznajomego siedzącego na Twoim łóżku.

Twoje oczy spotkała para innych, przeszklonych i podczerwienionych patrzących na Ciebie z taką furią jakby to wszytko było Twoją winą. No w sumie to trochę było, ale hej, to nie Ty go tak obiłaś.

-Hej...założe się, że to musi być bardzo dziwne z Twojego punktu widzenia, ale wczoraj sam na wszystko się zgodziłeś. -Uznałaś, że zaczęcie od słow wyjaśnień będzie najlpeszą tatyką żeby nie wysłać biednego kolesia prosto w spirale jakiegoś ataku paniki. Kto wie co mógł teraz o Tobie myśleć? Musiałaś wszystko jak nakszybciej sprostować zanim zapewnisz sobie jakiś zarzut o porwanie.

Uśmiechnęłaś się nieśmiało chcąc dodać nieznajomemu trochę otuchy. Wyglądał na strasznie słabego. Niezależnie jak wiele noży próbował wbić w Ciebie samym wzrokiem, nie mogłaś zaprzeczyć, że nie prezentował się najlepiej. Z resztą czemu ty się dziwisz nawet te aktorki z reklam mydeł wzbudzałyby współczucie gdyby były pokryte siniakami i miały każdy jeden palec doszczętnie skruszony. A tamten facet nie wyglądał Ci nawet na nazbyt silnego posturą kolesia i bez swoich obrażeń. Jak w ogóle doszło do tego, że skończył w takim stanie?

Jego wygląd tylko utwierdził Cię w przekonaniu, że nieszczęsny został pewnie wrzucony w jakąś walkę, która nie była jego i pozostawiony później na poboczu, zapomniany i zaniedbany. Jak można było tak potraktować cywila? Cholerni bohaterowie. Płaci się im tyle, a nie idzie im dobrze nawet a jednej rzeczy jaką mają za obowiązek, ochronie obywateli.

-Nie chce Ci nic zrobić. Naprawdę. Przyszłam tylko sprawdzić jak się czujesz. Twoje palce są trochę um...połamane -skrzywiłaś się na samą myśl -ale jestem pielęgniarką, mogę Ci pomóc -skończyłaś najłagodniejszym tonem jaki umiałaś. Nie chciałaś żeby poczuł się gorzej niż na pewno już się czuje. Musiałaś też od niego kiedys wyciągnąć co jeszcze z jego obrażeń wymagało uwagi bo nie było opcji, że Twoja mini egzaminacja wieczorem zdołała zlokalizować każdą ranę

- Nie wiesz kim jestem? -było pierwszymi słowami jakie padły z jego ust. Podniosłaś jedną brew. Czemu miałabyś wiedzieć? Czyżby trafił Ci się narcyz?

- Nie? Aczkolwiek chętnie sie dowiem, ja jestem [Twoje Imię] -przedstawiłaś się.

Twój rozmówca odczekał dobrą chwilę przyglądając Ci się tym świdrującym spojrzeniem. Całkiem jakby próbował przeanalizować każdą małą rzecz jaką zdążył zauważyć, co zaczynało sprawiać, że czułaś się trochę niekomfortowo. Jak długo można myśleć nad przedstawieniem komuś swojego imienia?

-Jesteś szalona, wynoszę się stąd-stwierdził wyjątkowo agresywnie jak na kogoś kto wyglądał stosunkowo niegroźne.

Miał cichy głos, trochę chropowaty i mrukliwy w brzmieniu, ale bynajmniej nie podobny do brzmienia palacza, bardziej jakby nie mówił niczego od bardzo dawna.

Jak powiedział tak uczynił i chwilę później starał się już ze wszystkich sił ściągnąć swoje ciało z łóżka. Nawet nieźle mu to szło do czasu kiedy spróbował stanąć na dwie nogi. Musiał przecenić swoje siły ponieważ jego własne dwie kończyły nieusłuchaly się go i zdradziecko załamały się pod nim kiedy położył na nich ciężar swojego ciała. Runął na ziemię jak szmaciana lalka.

Podniosłaś brwi bardzo wysoko i w sekundę byłaś już przy mężczyźnie otaczjac go jedna ręka żeby pomóc mu wstać. Musiał być jeszcze bardzo słaby skoro nie był w stanie nawet wstać z łóżka, lub też bardzo mocno uderzył się w głowę, w końcu dopiero co przed chwilą nazwał Cię szaloną. Mogłaś chyba jednak przymknąć na to oko, w końcu kto nie byłby choć trochę zaskoczony w takiej sytuacji. Jednak to jak jego ciało zareagowało na próbę wstania sprawiło tylko, że zaczęłaś zastanawiać się nad tym ile krwi musiał stracić zanim znalazłaś go koło tych śmietników.

-Czekaj pomogę Ci, ale -twoje zdanie zostało przerwane kiedy nieznajomy bardzo szybko zepchnął Twoją rękę ze swoich ramion. Nie zdążył chyba jednak zauważyć jeszcze, że jego palce były kompletnie pokruszone ponieważ ruch jaki wykonał sprawił, że prawe natychmiast jego dłoń była gdzieś blisko obojczyka mężczyzn, a on sam trzymał ją tam mocno sycząc cicho.

Westchnęłaś. Nie będziesz miała z nim łatwo co?

-Słuchaj może zacznijmy odpoczątku -zaczęłaś uznając, że najlepszym wyjściem będzie chyba po prostu wytłumaczenie mu wszystkiego jeszcze raz.

- Nie dotykaj mnie! -wycedził kiedy ponowiłaś próbę wyciągnięcia do niego ręki. Przesunął się po podłodze aż pod ścianę Twojego łóżka. Yhm, czyli bez dotykania. Tylko jak w takim razie on chce wrócić na materac?

-Pamiętasz co się wczoraj wydarzyło? -zapytałaś po raz kolejny modląc się żeby nie okazało się że któraś część jego mózgu została uszkodzona.

-Jasne, że tak. Myślisz, że jestem durny? Pamiętam też, że nie prosiłem Cię żebyś robiła -podniósł swoje palce praktycznie całkowicie pokryte bandażami -cokolwiek to ma być, z moimi palcami -rzucił Ci niezbyt pochlebne spojrzenie spomiędzy swoich długich włosów. Musiałaś sprzeciwić się odruchowi żeby wywrócić oczami. Pracowałaś z dziećmi, powinnaś być przyzwyczajona do takiego zachowania, a jednak.

-A pamiętasz, że wczoraj byłeś też całkiem nieprzytomny i nie pozostawiłeś mi żadnych instrukcji co mam zrobić? -podniosłaś jedną brew, ale nie dostałaś odpwiedzi. Jedyne co, to jego ekspresja zmieniła się na nieco bardziej zagubioną. Hm...może rzeczywiście nie do końca pamiętał co się działo? W końcu ciągle tylko wlatywał i wylatywał ze swojej świadomości pewnie ciężko mu było teraz skleić wszystko w całość. Jeśli już to musiało mu się to wydawac wyjątkowo straszne, obudzenie się w czyimś domu pewnego ranka. Pewnie nie pamiętał nawet na co się wczoraj zgadzał. Cholera, musisz zacząć być bardziej empatyczna.

-W-wychodzę - stwierdził dobitnie ale jekimś sposobem wciąż całkiem niepewnie po czym po raz kolejny uczynił bezowocną próbę wstania. Wzięłaś oddech żeby trochę się uspokoić.

-Hej, już. Tylko się bardziej połamiesz jesli bedziesz dalej tak robił - nie byłaś nawet bardzo zdziwiona, że dalej nie szło mu jakoś wspaniale chodzenie. Wczoraj musiałaś go w końcu praktycznie tu wnosić. Bądź co bądź jedna noc snu cudów nie czyni.

-Słuchaj ja Cię tu siłą nie trzymam -stwierdziłaś zgodnie z prawdą.
Ominęłaś jednak zgrabnie fakt, że może zamknęłaś go na klucz dzisiejszej nocy, ale to było dla własnego bezpieczeństwa więc się nie liczy tak? -Nie wiem tylko czy chcesz się czołgać całą drogę do domu? - na te słowa aż poczułaś klątwę, którą zesłało na Ciebie jego spojrzenie -Naprawdę nie jestem straszna, zostaniesz tu chwilę aż Ci się polepszy i jak tylko staniesz na nogach będziesz mógł wybiec stąd rezolutnie kiedy tylko będziesz chciał okej ? Więc może daj się sobą zająć i skupmy się na nie pogarszaniu Twojego stanu hm? -próbowałaś uśmiechnąć się życzliwie. Ta rozmowa i tak już nie szła jakoś dobrze, a staranie się być tą lepszą od niego nie zrobiło by nic dobrego, zwłaszcza zwracając uwagę na jego dużą pychę, która już zaczynała się pokazywać.

Twój gość odwrócił się i przejrzał po pokoju mocno zagubiony. To nie mogła być dobra sytuacja dla niego. Był zamknięty w jakimś domu z kimś kogo kompletnie nie znał i właściwe to nie miał za bardzo wyboru niż żeby z Tobą zostać. Musiałaś naprawdę dobrze się nim zająć i udowodnić mu, że jesteś godna zaufania.

-Mhm -rozległ się cichy i mrukliwy dziwięk, którego pewnie byś nie usłyszała gdybyś specjalnie go nie nasłuchiwała.

- No zaczniemy może od przeniesienia Cię spowrotem na łóżko -po tych słowach bez dalszych komentarzy pomogłaś podnieść się mu z ziemi. Normanie pewnie nie szczędziłabyś niemiłych uwag, ale jak już wcześniej powiedziałaś, nie chciałaś niczego pogarszać, a uderzenie w jego dumę na pewno nie, osiągnęłoby wiele. Poza tym miałaś też większy problem, którym musiałaś się martwić. Od razu kiedy dotknęłaś mężczyzny żeby pomóc mu wrócić spowrotem na materac niemożliwym okazało się nie zauważenie że był wystarczająco gorący żeby mógł równie dobrze płonąć.

Świetnie tylko Ci brakowało żeby miał gorączkę. Teraz nie tylko zużyłaś na niego swoje bandaże ale też leki.

Uciszyłaś jednak swojego wewnętrznego skąpca bo patrząc na kolesia przed Tobą nie mogłaś zdobyć się na to, żeby próbować na nim oszczędzać. Niezależnie czy opieprzył Cię przed chwilą czy nie, wciąż był godny empatii. Duże oczy patrzące na Ciebie z jakby wymuszonym gniewem. Gniewem? Dla Ciebie wyglądał na po prostu smutnego.

Chciałaś mu tylko pomóc.

-Poczekaj tu weźmiemy ci trochę wody i może jakieś leki -woda i jakieś leki? Serio [Twoje Imię]? Nie brzmisz za bardzo jak pielęgniarka.

Jak powiedziałaś tak zrobiłaś i chwilę później byłaś już z powrotem w swoim pokoju gotowa kontynuować opiekę nad kolesiem, który swoją drogą wciąż Ci się nie przedstawił, ale Twoje plany spełzły na niczym kiedy zwracając oczy w stronę łóżka, na którym leżał obcy zobaczyłeś, że znów przeszedł w stan głębokiej śpiączki.

Westchnęłaś, wyglądało na to, że jego krótkie przebudzenie właśnie dobiegło końca, a Tobie nie udało się zrobić absolutnie nic żeby poprawić jego sytuację. Nie zdobyłaś nawet jego imienia.

Zamknęłaś drzwi za sobą delikatnie, tym razem dając sobie spokój z zamykaniem ich na klucz.

Powoli oparłaś się o ścianę czując się tak zmęczona jakbyś przebiegła maraton. Kto by pomyślał, że jeden zwykły  mężczyzna będzie w stanie przez ledwie dwadzieścia minut przysporzyć Ci takiego stresu? Położyłaś dłonie na swojej twarzy i powoli osunęłaś się po ścianie.

W co ty do diabła się wpakowałaś?

---------------------------------------------------------

Komentarze zawsze mile widziane <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top