𝔁𝓲𝓿
— 지금 나를 사랑해
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
Sobota w głębi października nadeszła, a wraz z nią biały samochód o godzinie piętnastej przed brązową bramą do domu, w którym mieszkał Jungwoo. Tym razem brama została gościowi otwarta, a nawet wpuszczony on został do środka domu. Jungwoo jednak nie miał o tym pojęcia, gdy beztrosko układał włosy przed lustrem w swoim pokoju. Usłyszał nagle niespodziewane pukanie i przekonany był, że to ciocia Jihyun.
— Możesz wejść — powiedział, dalej wpatrując się w siebie w dużym okrągłym lusterku, które stało na białym biurku Jungwoo. Jego serce stanęło, gdy w odbiciu za sobą nie zobaczył drobnej, starszej kobiety, lecz młodego, dobrze zbudowanego blondyna. — JAEHYUN?! — Odwrócił się błyskawicznie na fotelu obracanym, a na jego twarzy można było wyczytać niemałe przerażenie. — Ach... kto cię wpuścił?
Wyłączył lampkę, która pomagała mu wcześniej w lekkim makijażu, a następnie wstał i poprawiając kolczyk w uchu, sięgnął po swój telefon, leżący na łóżku. Chciał sprawdzić, czy Jeong nie zapowiadał się przypadkiem przez wiadomości, czy połączenia. Możliwe było, że ich nie usłyszał, gdyż często miał wyciszony telefon, ale tym razem na jego błękitnej tapecie blokady nie pojawiło się żadne powiadomienie.
— Pewnie Obokie — zironizował, śmiejąc się.
Jungwoo mimowolnie się uśmiechnął, przewracając oczami i biorąc ze sobą lekką kurtkę jesienną z szafy, zgłosił swoją gotowość do wyjścia starszemu chłopakowi.
Siedemnastolatek pożegnał się ze zwierzątkiem oraz z dumną ciocią Jihyun, a następnie wraz ze swoim obiektem zainteresowania wsiedli do białego pojazdu i wyruszyli w drogę.
— Jungwoo... — odezwał się kierowca w trakcie jazdy — wiem, że umawialiśmy się, że pojedziemy do parku, ale mam trochę inny pomysł...
— Jestem za — odpowiedział, nie wiedząc nawet, na co się zgadza.
— Ale nie dokończyłem.
— Nie jest dla mnie ważne, gdzie pojedziemy, Jaehyun — wyznał, mając jeszcze coś dopowiedzieć, jednak powstrzymał się, gdyż mogłoby to zabrzmieć... dziwnie.
— Nawet jakbym cię wywiózł do jakiejś meliny w środku lasu?
— Jakbyś tam ze mną został, to czemu nie? — dał dosyć dyskretnie znać, o co mu chodzi, uśmiechając się pod nosem.
Jaehyun swoje wargi zmienił w cienką linię, kryjąc przy tym swój nieśmiały uśmiech, który jednak zdradzały subtelne dołeczki w jego policzkach.
— Okej — szepnął krótko — to pojedziemy w tajemnicze miejsce.
Zaraz oboje się uśmiechnęli, patrząc na drogę. Jungwoo czuł niezmierną ekscytację ówczesnym wydarzeniem. Jeszcze te kilka tygodni wstecz nie byłby w stanie pomyśleć, że ktoś taki jak sam Jeong Jaehyun zechce zabrać go w jakieś tajemnicze miejsce — jeszcze w dodatku sam na sam. Na tym etapie Kima nie obchodziło, gdzie to będzie. Liczyło się to, że spędzi czas z Jaehyunem.
Wciąż nie wiedział, jakie intencje miał ten chłopak. Nagle z ignorancji w szkole i wycofania się z kontaktów z nim w miejscach publicznych potrafił sam zaproponować zapewne lepszą formę rozrywki na spotkaniu, na które się w ogóle zgodził. Nie było to jednak ważne. Dla Jungwoo nie liczyło się nic, oprócz tu i teraz, a ten czas spędzał właśnie z najbardziej pożądaną przez siebie osobą. Miał nadzieję, że nie widać po nim tej nadmiernej ekscytacji — nie chciał, żeby plotki o jego obsesji na punkcie Jaehyuna, które wyciekły ponoć od niego, stały się faktycznie prawdą. To nie obsesja — to standardowa adoracja. Przynajmniej on sam wolał tak to nazywać.
Podczas jazdy w nieokreślonym kierunku w jego głowie przemykało tysiące myśli, których głównym tematem był nikt inny, jak Jeong Jaehyun siedzący dosłownie obok niego. Był na wyciągnięcie ręki, lecz posiadał również niewidzialną barierę, która skutecznie odciągała Jungwoo od spełnienia zbyt wielu pragnień naraz. Czuł, że potrzeba jeszcze odrobiny czasu. Jeszcze troszeczkę.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Nastolatkowie po drodze do tajemniczego miejsca zatrzymali się, by wstąpić do jednego sklepu. Gdy już tam weszli, na półkach zdołali zauważyć praktycznie sam alkohol — do wyboru, do koloru.
— Słucham — oznajmiła starsza, grubsza kobieta stojąca za ladą.
Mierzyła ich oceniającym wzrokiem, sądząc, że oboje zamiast dowodu o pełnoletniości przynieśli ze sobą jedynie ładne oczka i połowę ceny.
Jungwoo rozglądał się po sklepie, nie mając nigdy okazji, by do takowego wkroczyć. Nie sama świadomość pokładu alkoholu tu zgromadzonego napawała go taką ekscytacją, a sam widok estetycznie poukładanych butelek. Najbardziej podobały mu się te smakowe, ułożone według odcieni całej palety kolorów. Jak widać — mało mu było trzeba do szczęścia, ale Jaehyun postanowił jeszcze bardziej zadowolić towarzysza.
— Tę czystą i może jeszcze... malinową — wybierał Jaehyun, jakby w głowie miał już zakodowaną listę zakupów. Kobieta mimo wątpliwości co do wieku tego młodego człowieka przed nią przynosiła na ladę zamawiane przez Jeonga towary — i wino... to brzoskwiniowe, proszę. — Zaraz doniosła już wszystkie upragnione artykuły, a następnie profilaktycznie zapytała:
— To wszystko?
— Hm... Jungwoo, chcesz coś jeszcze? — Kim został wyrwany nagle do odpowiedzi, przez co zestresował się i kilka cichych sekund minęło, zanim znowu usłyszano w pomieszczeniu kolejne słowa: — Fajki? — zapytał, patrząc się na Jungwoo.
Ten przełknął ślinę i przytaknął ruchem głowy, następnie dopełniając zamówienie:
— Te zielone... grube. — Ekspedientka bezproblemowo sięgnęła odpowiednią paczkę i położyła niechlujnie na ladę, wbijając jeszcze jedną cenę na kasę.
— Wszystko? — ponownie zapytała.
— Tak — odpowiedział Jaehyun, wyciągając swoją kartę.
— To jeszcze dowodzik poproszę. — Uśmiechnęła się zgryźliwie, na co Jeong nie zwrócił uwagi, zwyczajnie podając jej dowód, oznaczający jego pełnoletność.
Kobieta się mu przyjrzała, kolejno wypowiadając cenę i wręczając mu kawałek plastiku z powrotem, usłyszała dźwięk potwierdzający udaną transakcję.
— Dziękujemy, miłego dnia. Do widzenia — pożegnał się Jaehyun z ukłonem oraz serdecznym uśmiechem w stronę najwidoczniej złośliwej kobiety i wraz z rozkojarzonym Jungwoo wyszedł z majestatycznego sklepu monopolowego.
Młodszy chłopak po cichu pierwszy wsiadł do auta na miejsce pasażera, gdy Jaehyun odkładał zakupy na tylne siedzenie. Wziął ze sobą w dłoni jedynie zielonkawe pudełko, którego zdobienia zdecydowanie nie zachęcały do korzystania z jego zawartości — ale jaki palacz na nie patrzy? Siadając na swoje miejsce, westchnął i podał papierosy Jungwoo, samemu po prostu odpalając samochód.
— Dzi-dziękuję bardzo, oddam ci kie...
— Niepoważny jesteś — przerwał mu — nie oddawaj. Nie zbiednieję.
— Ale że fajki mi kupiłeś? Myślałem, że jako sportowiec gardzisz palaczami — wyznał, patrząc na opakowanie papierosów, krytykując po cichu ohydne zdjęcie na nim umieszczone.
— A myślisz, że Doyoung z własnej woli postanowił cię nie wydawać u Cho? — przypomniał mu sytuację, która była ciekawym zbiegiem okoliczności w ich życiu.
Obecność Jaehyuna przy tej rozmowie najwidoczniej uchroniła Jungwoo od tej jakże niszczącej życie uwagi. Jednak jeśli Jaehyun osobiście uchronił go przed złośliwością Doyounga, to czy słowa tego przemądrzałego bruneta do Jungwoo wtedy na szkolnym korytarzu były prawdą?
— Dziękuję.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Miasto zaczęło znikać, czas mijał, a Jungwoo czuł, że wcale nie zbliżają się do celu, chociaż nawet nie znał jego lokalizacji. Słońce powoli zmierzało ku zachodowi, kiedy ich pojazd zaczął skręcać w dzikie uliczki, gdzie drogę wyznaczała wyjeżdżona ziemia bez trawy. Znaleźli się na terenie z wieloma wzgórzami. Wokół znajdowały się tylko pojedyncze domy, czyli jedyne zabudowania, które i tak nie stały dwójce nastolatków na drodze.
Miejsce, w którym Jaehyun zaparkował, znajdowało się na wysokim wzniesieniu. Jego płaska powierzchnia nie była zbyt duża, ale na spokojnie zmieściłoby się tam może z siedem samochodów modelu bliźniaczego do tego Jeonga.
Wyszli z pojazdu, zauważając od razu śliczny krajobraz podmiejski. Po Seulu pozostały jedynie mikroskopijne, ledwo widoczne obiekty. I tak nie ujrzeliby dużo, gdyż słońce zaczynało świecić im prosto w oczy, wyglądając, jakby równało się z nimi ówczesną wysokością.
— Ale tu pięknie — zachwycał się Jungwoo. — Skąd wytrzasnąłeś to miejsce?
— Seoul boy things. — Otworzył bagażnik i zaczął majstrować przy siedzeniach od tyłu, dalej opowiadając: — Wielkie miasto kiedyś zaczyna nudzić, a ty chcesz tylko chwili ciszy i spokoju, więc szukasz i szukasz, aż w końcu znajdujesz taką właśnie przystań — mówił, zagłębiając się w odmęty bagażnika. — Tu samochody praktycznie nie jeżdżą, a oświetlenie zależy tylko od gwiazd i księżyca. — Jungwoo słuchał go uważnie, przyglądając się krajobrazowi, niebu i najbliższemu otoczeniu.
Po chwili odwrócił się do Jaehyuna, który zdemontował już półkę od bagażnika i przerzucił ją do przodu przez tylne siedzenia. Zauważył również, że ten obszerny pojemnik na bagaże nie był pusty, lecz jego wyposażenie różniło się znacznie od tego sprzed dwóch dni. Wyglądało na... przemyślane.
— Po co ci tyle koców i poduszek w bagażniku? Wyprowadzasz się? — zapytał, podchodząc bliżej.
— Na jedną noc. Nie myślałeś chyba, że po alkoholu będę wracał samochodem. — Przerzucał koce i poduszki na siedzenia.
Zaraz do środka samochodu przeniósł również jakieś inne torby, które położył na przednie miejsce pasażera, gdzie wcześniej siedział Jungwoo.
— I że ja mam też tu spać? — zdziwiony pytał, a Jaehyun na tym etapie zaczął stresować się swoim tajemniczym planem, który był może zbyt tajemniczy. — Z tobą?!
— Jeśli nie chcesz to... — Jego mimika nagle spochmurniała, a jego dalsze remontowe poczynania ustały.
Przejął się, iż pomysł na miłe spędzenie czasu, jaki wymyślił, mógł jednak nie być tak trafnym, a nawet, że wyszedł dość nieudany...
— Oczywiście, że chcę! — krzyknął podekscytowany, następnie rozumiejąc, co powiedział, gdy Jeong spojrzał na niego pytającym wzrokiem ozdobionym dziwnym uśmiechem. — Znaczy... nocka. Tu. Super. Jej! — Uniósł piąstki, ukazując subtelną ekscytację, która tak naprawdę rozpierała go od środka.
Mówił te słowa zmieszany, ale szczęśliwy. Emanował pozytywną energią, a jego serce zaczęło bić mocniej.
— Boże... przestraszyłeś mnie — wywrócił oczami, uśmiechając się następnie. Gdy więc opróżnił już bagażnik, położył siedzenia w poprzednie miejsce kocyków i poduszek. Samochód ten był niczym rozkładane łóżko. — Wiesz, trochę przykro by było, jakby tyle przygotowań poszło się...
— Miałeś świetny pomysł — przerwał mu łagodnym głosem, wpatrzony w niego jak w obrazek. — Tylko mam nadzieję, że masz płyn micelarny... — dodał z obawą o swoją cerę.
— Czy ty myślisz, że ktoś z tak idealnym visualem korzysta z makijażu? — zapozował rękami przy twarzy, by ukazać swe nieskażone makijażem lico.
— No wiesz... ja korzystam — powiedział z karykaturalną wyniosłością, odrzucając na bok swoje nieistniejące długie pasma włosów, na co następnie oboje się zaśmiali.
— Jak się trochę napijesz, to nie będziesz myślał o makijażu na poduszce — zapowiedział potencjalną przyszłość — i tak niedużo go masz, z tego, co widzę. — Zmierzył wzrokiem jego twarz, po czym zaraz lekko się zawstydził i w ucieczce skierował swoje oczy na nieuporządkowane wnętrze samochodu.
— Ale wciąż...
— Dasz radę, wierzę w ciebie. Jak coś, to mam wodę. — Przeszedł przez zagracony bagażnik do miejsca za fotelem kierowcy i sięgnął po siatkę z trunkami. — Co chcesz pić?
— A masz może coś... jakiś głośnik?
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Czerwone słońce chowało się za górami, za lasami i za lekkimi chmurkami, które pojawiły się na drodze jego złotego światła na Ziemię. Muzyka miała nastrój przejażdżki z otwartym szyberdachem po amerykańskich pustyniach przy końcu sierpnia, gdy słońce zachodziło tak, jak wówczas, a chmury zaś tworzył jedynie dym papierosowy, wydostający się z otwartego okna kierowcy. Ówczesna rzeczywistość była podobna do tegoż wyobrażenia, lecz ten, który dzierżył wówczas papierosa, nie był zaś tym, który ich tu przywiózł.
Całe wino, pół butelki czystej i kilka kropel malinowej zostało już pochłonięte przez tę dwójkę. Byli w stanie, w którym koniecznie musieli mieć oparcie dla swych pleców, by w ogóle usiedzieć. Było im wesoło i każdy najdrobniejszy żart, czy zwykłe słowo bądź spojrzenie potrafiło ich rozbawić. Jaehyun leżał na brzuchu na wyścielonym już prowizorycznym łóżku. Swoją brodę umiejscowił na poduszce, która leżała trochę głębiej niż na brzegu bagażnika, przez co nie tylko widział rudawy zachód słońca, ale kątem oka rejestrował także tworzącego chmury Jungwoo, który siedział ze skrzyżowanymi nogami na samym końcu pojazdu, opierając plecy o wewnętrzną ściankę samochodu.
Między nimi stały dwie różnokolorowe, szklane butelki tej samej firmy, dzięki czemu trunki mieli na wyciągnięcie ręki. Nie brakowało również czegoś na zredukowanie nieprzyjemnego smaku alkoholu — sok winogronowy nie był może najpopularniejszą popitką, lecz zdecydowanie najsmaczniejszą. Nie byli również biedni w różnorakie przekąski, które znajdowały się w jednej z tajemniczych toreb Jaehyuna oraz w siatce od Jungwoo — mieli w końcu zrobić piknik. To, co wówczas odtwarzali, można było tak nazwać — było jedzenie, picie, kocyk i świeże powietrze; na pewno świeższe niż w miejskim parku, w którym planowali tę ucztę.
— Wiesz — zaczął Jungwoo, pochłaniając trochę dymu do płuc, by papieros przypadkiem nie zgasł mu podczas wypowiedzi — podoba mi się, że to tak... to... się... wyszło — wydukał, nie mogąc zlepić dokładnego zdania przez alkohol, zaczynający działać już w jego organizmie.
— Mi też się podobas... podoba — odpowiedział zachrypniętym głosem, przez który następnie odkaszlnął i dodał: — Fajnie jest.
— Ej, a ty paliłeś kiedyś? — wypalił te słowa dość ekspresywnie, ponownie kilka razy zaciągając się przez filtr.
— Nieee — przedłużył, mrużąc oczy i zmieniając pozycję głowy na bok, by wyraźniej widzieć rozmówcę — jakoś wiesz... ja sportowiec od urodzenia. Nie dla mnie takie rzeczy.
— Nie chciaeś nigdy tak nawet — zaciągnął się krótko — tak — powtórzył — tak o — i ponownie, a następnie wydmuchał delikatniejszy dymek w powietrze, ukazując, jakie jest to dla niego przyjemne, pomijając następujący po tym kaszel, który szybko zignorował i kontynuował: — I jak jusz się tak leko poddusisz, to masz takie fiu-fiu! — zaczął imitować ciałem, co czuje w środku, zataczając tułowiem subtelne kółka, by kolejno wylądować ociężałą głową na ściance samochodu.
— Podduszanie mnie raczej nie kręci — wyznał, uśmiechając się nie tylko na dwuznaczność tego nawiązania, ale głównie przez pokaz Jungwoo, imitującego swe odczucia podczas palenia.
— A to mie bardzo, hi hi — dziwnie zachichotał, czym automatycznie zaraził Jeonga, który wybuchł pijanym śmiechem.
Jungwoo działał na niego jak wyzwalacz tegoż rozbawionego stanu, szczególnie podczas nietrzeźwości umysłu.
Palacz dokończył zatem swojego papierosa, jeszcze kilka razy prezentując swoje fiu-fiu. Niezrozumiale podmuchał w żarzącą się jeszcze pozostałość, by nieudolnie ją ugasić, a następnie rzucił zużyty filtr na ziemię. Zszedł zaraz z siedziska, by jeszcze przydeptać go dla bezpieczeństwa. Ta nagła czynność sprawiła, że Jungwoo, będący pod wpływem alkoholu i świeżej dawki nikotyny, zachwiał się i poleciał w stronę leżącego Jaehyuna, który w ostatnim momencie wyciągnął ręce przed siebie, przytrzymując plecy niezdarnego nastolatka.
Po zorientowaniu się, co właśnie się stało, Jungwoo z powrotem powstał na własne nogi i powolnie odwrócił się uśmiechniętą twarzą do Jeonga.
Dłonie oparł na końcu prowizorycznego materaca i z histerycznie zabawnego zażenowania chował twarz w robiący za prześcieradło koc. Miejsce, gdzie ukrywał swój wstyd, było bardzo zbliżone do tego, gdzie leżała poduszka Jaehyuna, wraz z jego własną brodą na niej. Również śmiał się z całej sytuacji, lecz był już trochę mniej ekspresyjny, niż Jungwoo. Nie wypił dużo, a raczej umyślnie pomijał kolejki zarządzone przez siedemnastolatka. Mocna głowa i upływający czas wpłynął więc na to, że Jeong był dość bliski trzeźwości, co niedługo trzeba było zmienić. Czekały na nich w końcu jeszcze prawie dwie butelki trunków.
— No... widzisz... lecę na ciebie — mówił Jungwoo między niechlujnymi chichotami i niezgrabnym kręceniu się w miejscu.
Moment, w którym ponownie podniósł głowę z koca i spojrzał na Jaehyuna, został dopełniony odpowiedzią starszego, którą ozdobił łagodnym, niskim tonem głosu:
— Wiem, Jungwoo.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Leżeli obok siebie na kreatywnym, samochodowym łożu do późna. Jeszcze z otwartym bagażnikiem oglądali transformację dnia na noc, która wydała im się wyjątkowo szybka i, szczególnie dla Jungwoo, dość nieprzejrzysta. Gdy zaczęło robić się chłodniej, Jaehyun zamknął bagażnik i z połowicznie już pustej butelki malinowej wódki oraz latarki w telefonie zrobił prowizoryczną lampkę, która rozświetlała wnętrze samochodu różowym odcieniem delikatnie rozchwianej cieczy.
Nie brakowało im również dźwięku ich własnych rozmów, które po czasie przestały obejmować jakiekolwiek przerwy, przez co ślizgali się między wątkami do całkowitego uschnięcia ich aparatów mowy:
— Bo to tak jest właśnie, że niby trochę cię lubią, a trochę nie lubią, ale może lubią i udają, że nie lubią albo nie lubią i udają, że lubią — mówił chaotycznie Jaehyun, będąc w tak rozchwianym stanie, że to sok popijał wódką.
Temat zaczął się przypadkowo, wynikając z poprzedniego, który wynikał z jeszcze wcześniejszego i takim sposobem rozmowa ciągnęła się długimi godzinami. Po zachodzie słońca kompletnie stracili poczucie czasu.
— Mie... po prosu nie lubiom. Bes większych... tych... takich, co gadasz.
— Wszyscy?
— Wszysy.
— Nie no, nie mów tak, na pewno ktoś cię lubi.
— Na pefno nie... szerze — jego ton spoważniał, mimo wciąż słyszalnego pijanego akcentu.
— Czemu by w ogóle mieli...
Jungwoo dotknął opuszkami palców sufitu w samochodzie, drugą dłonią zaś przyłożył ustnik elektrycznego papierosa do ledwo wyczuwalnej wargi. Chwilę tak trwał, aż w końcu zdecydował się na lekkie zaczerpnięcie smakowej pary do swych płuc, a w tym czasie do Jaehyuna coś dotarło:
— ...cię nie lubić... oczywiście — poprawił się szybko.
Poczuł się strasznie głupio przez taki błąd w przekazaniu, co miał na myśli. Pragnął, by stan Jungwoo pozwolił mu o tym szybko zapomnieć lub po prostu nie dosłyszeć, co akurat było bardzo możliwe. Sama kondycja Jaehyuna też nie była już najlepsza, czym próbował się właśnie uspokajać. Przecież wie, z jakiego powodu ludzie mogliby lubić Jungwoo... sam taki miał.
— Chyba sbyt zajebisy jesem dla nich — zażartował bez uśmiechu, ponownie biorąc błękitne urządzenie do ledwo czynnych ust.
Jaehyun delikatnie prychnął na jego słowa, ukazując swój subtelny uśmiech. Wydedukował, że jest to zapewne prawdziwe nastawienie Jungwoo i tłumaczył on sobie tak tę sytuację, by... właściwie samemu czuć się ze sobą lepiej, przez swój popełniony wcześniej błąd.
Jungwoo był przecież znany z podobnych tekstów o samouwielbieniu, pewności siebie i swoich celów, które miały żartobliwy wydźwięk, dlatego, zamiast uważać go za narcyza — jak w przypadku Jaehyuna — uważano go za osobę z dobrym poczuciem humoru i zdrową samoakceptacją. I tak — Jungwoo faktycznie czuł się lepiej, wypowiadając takie afirmacje na głos. Często nawet wierzył w swoje słowa, jednak tylko on w głębi duszy wiedział, że to tylko hiperbolizacja małych promyków szczerości, które chronią go od popadnięcia w samonienawiść.
Często, także ówcześnie, przypomniały mu się jednak wszystkie te momenty, gdy pod osłoną nocy, sam w pokoju wylewał łzy przed lustrem, wytykając sobie każdą najmniejszą wadę, którą posiadał, jak zbyt widoczne włosy na twarzy, czy pieprzyk w nieodpowiednim miejscu. Takich zwyczajnych rzeczy w sobie nienawidził i to nie dlatego, że jemu subiektywnie się nie podobały. Winił swój wygląd za brak zainteresowania u swoich sympatii, a swój charakter za brak znajomych. Wcześniej ukrywał swój oryginalny styl oraz szczery charakter i miał przyjaznych ludzi wokół, więc co było z nim nie tak, skoro po ujawnieniu prawdziwego siebie nie miał praktycznie nikogo?
Jaehyunowi zrobiło się głupio, że nieumyślnie poruszył temat, który zaowocował zakończeniem ich konwersacji. Słowa Jungwoo nie wskazywały jednoznacznie na to, by chłopak miał problem z odpowiedzią na pytania, lecz jego sposób mówienia i zatarcie się wesołych zmarszczek przy jego oczach znaczyły więcej, niż tysiąc słów. Jaehyun nie chciał wnikać. Nie czuł się wówczas odpowiednią osobą do zmienienia się nagle w terapeutę dla tego chłopaka, z którym kontakt subtelnie zacieśnił dopiero niedawno. Szczególnie gdy obaj byli w stanie nietrzeźwego umysłu.
— To, co — zapytał w pewnej chwili koszykarz — idziemy spać? Jesteś zmęczony? — Nie wiedział, co miał powiedzieć, żeby odczepić się od niezręcznej ciszy, więc zaproponował po prostu wyzerowanie poziomu dyskusji.
Rano już nie będą o tym myśleć.
— Muszę się odlać — wyznał Jungwoo i rozpocząć uciążliwy i powolny proces wydostawania się z samochodu na zewnątrz.
— Dasz radę? — spytał, oglądając starania młodszego chłopaka, w którego krwi wciąż krążył alkohol i to nie mało.
— Jesze umiem obsugiwać, co potrzea — powiedział, siłując się z drzwiami od bagażnika, których nie sposób własnoręcznie otworzyć od środka — ale tego ni chuja — wyznał, na co Jaehyun zachichotał i zaraz ruszył do przodu samochodu, by z wielu guziczków wybrać ten, który otworzy zakłopotanemu Jungwoo wyjście do nieskończonej toalety.
Siedemnastolatek z trudem wyszedł z samochodu, po czym skierował się chwiejnym slalomem w jakieś ustronne miejsce. Jaehyun cały czas obserwował chłopaka, gdyż był on nocą w obcym miejscu pełnym różnych zarośli i nie wiadomo, jakie stworzenia mogły się tam ukrywać. Tracąc go z pola widzenia, wychylił głowę za obszar bagażnika — zniknął.
„On idzie siku, a nie na Mount Everest, Jaehyun” — uspokajał się koszykarz, gdy zniknięcie pijanego znajomego zaczęło go niepokoić, nawet jak oddalił się maksymalnie dziesięć metrów od samochodu i to w dodatku chwilę temu.
Stres w tamtym momencie był niepotrzebny — przecież Jungwoo potrzebował tylko minuty prywatności na załatwienie swoich potrzeb fizjologicznych. Jednak po kilku takich okresach czasowych czekania Jeongowi zajaśniała w głowie czerwona lampka.
„Coś zbyt długo go nie ma...”. Jego głowa od miliona nagle stworzonych scenariuszy była już bliska wybuchnięciu, więc wolał wyładować napięcie, upewniając się, że Jungwoo gdzieś tam był:
— Jungwoo! Wracasz?! — krzyczał, lecz był to dość spokojny wydźwięk. Nie brzmiał na aż tak zdesperowanego, a bynajmniej chciał na takiego wyjść. Nie usłyszał jednak odpowiedzi, więc podłużnie powtórzył: — Jungwoo! — Wciąż głucho.
Wyszedł z samochodu i delikatnie poddenerwowany poszedł w stronę, w którą kierował się jego młodszy towarzysz. Miał nadzieję, że go tam znajdzie i nie obchodziło go to, czy w tym momencie będzie oddawał mocz, czy też nie. Szedł coraz dalej, nawołując imię poszukiwanego, ale nic. Aż w końcu...
— Jungwoo, ach! — krzyknął zrezygnowany, gdy zobaczył chłopaka siedzącego luźno na ziemi z papierosem w palcach. — Ty coś innego miałeś trzymać w łapie z tego, co mi wiadomo. — Podszedł bliżej nastolatka, a ten po prostu patrzył na jego nacechowane opadającymi już nerwami zachowania.
Uważał takiego Jaehyuna za jeszcze bardziej atrakcyjnego. Był piękniejszy niż ten księżyc, który oglądał jeszcze przed przyjściem swego zamiennika.
— Chsesz? — Pomijając jego poprzednie wypowiedzi, Jungwoo wysunął w stronę Jaehyuna dymiącego się lekko papierosa i rzucił mu przymrużone spojrzenie z chytrym uśmiechem.
— Nie palę, Jungwoo. Wracajmy — przekonywał go łagodnym głosem, który podziałał na chłopaka w sposób bardzo intensywny, wywołując przyjemne ciarki na jego karku.
Wziął ponownie dym do płuc, uśmiechnął się słodko do Jeonga, a następnie robiąc dziubek prosto ku niebu, wypuścił lekką chmurkę w powietrze. Jaehyun odpuścił bezsensowną obserwację, gdy zauważył, że w dłoni Kima gości jeszcze połowa papierosa do wypalenia. Po prostu zajął miejsce obok niego, wzdychając ciężko.
Spojrzał na uroczy teren podmiejski, który oświetlany był z góry światłem odbijanym od księżyca w pierwszej kwadrze. Już dość dawno nie pozwolił sobie nie spać do tak późnej godziny, ale różnica czasowa między Koreą a Kanadą, z której wrócił dwa dni wcześniej, trochę go na to przygotowała. Dlatego też nie czuł ówcześnie zmęczenia, czy znużenia. Jungwoo szedł zaś w przeciwną stronę.
Jaehyun ledwo zagrzał ziemię pod sobą, a zaraz na jego ramieniu znalazła się ociężała głowa palacza. Woń papierosów mu nie przeszkadzała. Bliskość, jaką wtedy poczuł, rekompensowała mu wszystko. W jego brzuchu chwilowo pojawiło się przyjemne uczucie, a zaraz po oswojeniu się z nim położył swoją głowę na tę Jungwoo. Ten poprawił pozycję, biorąc silne ramię Jaehyuna w objęcie swojej smukłej ręki, a dzięki pomocy tej drugiej, ponownie przyłożył sobie papierosa do ust. Jaehyun już rozumiał, co się dzieje. Wiedział, że takiego uczucia potrzebował w swoim życiu. Tęsknił za tym...
Jego związki oraz krótkie romanse do tej pory odbywały się jedynie z fankami płci żeńskiej i to tylko dla przykrywki. Nie było w nich ani grama uczucia ze strony Jaehyuna. Dziewczyny oczywiście go adorowały i czerpały przyjemność z najmniejszej bliskości z nim. On zaś zawsze czuł, że coś jest nie tak.
Bardzo lubił spędzać czas z niektórymi z tych dziewczyn. Były urocze, zabawne i dało się z nimi porozmawiać — lecz nie było w tych relacjach tego czegoś. Nie było magii, którą poczuł akurat wtedy, gdy Jungwoo tylko położył mu zmęczoną czaszkę na ramieniu, a następnie niechlujnie je przytulił. Wiedział, że to właśnie to wspaniałe uczucie. Już raz je czuł i nie dało się go pomylić z żadnym innym.
— Jungwoo — szepnął, na co chłopak tylko mruknął, oznajmiając, że słucha — dużo pamiętasz po alkoholu?
— Nic... wsale... panie — wymruczał niechlujnie, a kolejno ostatni raz pociągnął dym przez filtr, po czym podniósł głowę, aby wyrzucić zużytego papierosa na ziemię i zakryć go chwilowo podeszwą.
Ich głowy już się nie stykały. Na swoim miejscu pozostała tylko dłoń Jungwoo, która niedbale trzymała rękaw na przedramieniu Jeonga wpatrzonego w chłopaka, który akurat w tamtej sekundzie nie był nim zainteresowany. Chwilę tak trwali, ale w końcu Jungwoo zauważył, że wówczas wyjątkowo czarne oczy Jaehyuna wpatrzone były w niego tak pięknie, jak w jego sennych wyobrażeniach. Czy to wciąż tylko jego nierealne myśli, czy jednak zaczynają w końcu stawać się rzeczywistością?
— A co? — spytał Jungwoo z nietrzeźwym akcentem, odwzajemniając kontakt wzrokowy.
Jaehyun w oczach młodszego od siebie chłopaka mógł zauważyć okalające je czyste szkło. Nie wyglądał, jakby naprawdę płakał, lecz jego wyraz twarzy wraz z tak lśniącymi oczętami przedstawiał mu jego prawdziwe, samotne wnętrze. Te błyszczące węgielki mogłyby okazać się szczerym diamentem, gdyby tylko odpowiedni osobnik zdołał je oszlifować. Uśmiech Jeonga łagodniał z każdą sekundą podczas przypatrywania się oczom Jungwoo, który dalej nie uzyskał odpowiedzi.
— Chciałbym... — odezwał się wreszcie w stronę pijanego chłopaka — cię pocałować.
Jungwoo wtedy już był właściwie pewien, że to wszystko jest tylko pięknym snem i przecież nigdy w rzeczywistości się to nie wydarzy. Dla pewności jeszcze tylko postanowił — jak zwykle — zaryzykować...
— Nie, bo się obudzę. To się nigdy nie dzieje, bo to tyko... sen. Taki ten, jak... jeden z... w... ten... wielu — wypowiedział to na głos, myśląc, że w tym momencie mina Jaehyuna przyjmie niezadowolony grymas.
Stało się jednak coś, czego się akurat nie spodziewał.
Jaehyun uśmiechnął się więc jeszcze szerzej niż wcześniej. Zamienił usta w cienką linię i świecącymi oczami przeskanował Jungwoo z góry na dół i z powrotem zatrzymał się na jego błyszczących węgielkach. Rzucił jeszcze okiem na jego lekko rubinowe usta i ponownie ich srebrzysty wzrok się połączył. Dla Jeonga dużym krokiem było samo wyznanie obecnego pragnienia, co dopiero jego wypełnienie, dlatego siedzieli tak jeszcze do momentu, w którym Jungwoo ponownie nie zabrał głosu:
— Sen mi się utnie jak chuj — stwierdził na jednym wdechu, ale postanowił i tak wykonać ruch.
Zawsze tak robił w snach, więc czemu i wówczas miałby tak nie postąpić?
W tamtym momencie coś jednak wydawało się inne. Tym razem poczuł wargi Jaehyuna połączone ze swoimi. Nigdy jeszcze nie doszedł do tego momentu w żadnej ze swoich sennych imaginacji. Czuł i słyszał każdy dźwięk współgrających ze sobą ust. Poczuł nawet, jak Jaehyun dotyka jego talii. Również chciał poczuć jego osobę, dlatego obie zmarznięte dłonie położył na czystych od makijażu, a wciąż nieskazitelnych policzkach Jeonga. Pocałunki stawały się łagodniejsze, gdy Jungwoo kciukami głaskał twarz drugiego chłopaka.
Mimo październikowej nocy to miejsce było zdecydowanie najlepiej ogrzane przez żarzące się od obu tych istot emocje wprost z ich klatek piersiowych. Po chwili trwającej wieczność oddalili się od siebie nieznacznie, mierząc dokładnie swoje ucieszone twarze. Młodszy z nich dalej pocierał rozpalone policzki tego drugiego — ruchy te były delikatne, jakby dotykały prawdziwego dzieła sztuki, a takie eksponaty Jungwoo doceniał bardziej, niż ktokolwiek inny.
— Powinieneś wziąć gumę — wypalił Jaehyun, łagodnie chichocząc, gdy jednym palcem zaczesywał przykrótkie włosy Jungwoo za jego lewe ucho.
— Co? — spytał zdezorientowany nagłą sugestią, odsuwając gwałtownie swoją głowę o kilka centywetrów.
— Papieroski czuć. Trochę fujka — wyznał bez wahania, mrugając do niego jednym okiem, a następnie wstał, otrzepując swoje spodnie z ziemi i piasku.
— A jak wrócimy i wezmę... to możemy...? — nie skończył, bo zrozumiał, że to jednak nie sen i szybko poczuł zawstydzenie.
Mówił właśnie do prawdziwego Jeong Jaehyuna. Ten sam jakże prawdziwy okaz przed chwilą właśnie został przez niego poca...
— Możemy.
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
4328
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top