𝒾𝒾

— 지금 나를 사랑해

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

   „Będzie mój — cytował ironicznie siebie samego sprzed paru godzin — ale jak masz go pacanie zrobić swoim, jak nawet mu w oczy już nie możesz patrzeć dłużej niż sekundę?” — kiedyś potrafił, ale wtedy jeszcze nie czuł tego, co ówcześnie. To nie była tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Uczucie to rozwijało się, dlatego kiedyś był w stanie nawet z nim porozmawiać, co uczynił kilkukrotnie. Konwersacje te zaczynały się od typowo szkolnych rzeczy bądź od tematu kosza i to w sytuacjach, w których byli raczej na siebie skazani. Kolejno przechodzili do bardziej ogólnych rzeczy: coś poza szkołą i kilka wspominek o samych sobie. Taka znajomość z korytarza. Jungwoo zawdzięcza tę koneksję swojemu dobremu koledze z równoległej klasy — Markowi.

   Znając się od początku września, odkąd Mark Lee podszedł pierwszego dnia szkoły do Kim Jungwoo, żeby zaprzyjaźnić się z atrakcyjnym dla niego obiektem — już w październiku stali obok siebie w kolejce do sklepiku szkolnego. Jungwoo nie miał zamiaru nic kupować, był tam tylko dla dotrzymania tymczasowo jedynemu koledze towarzystwa.

   — Na pewno nic nie chcesz? — pytał kolegę Mark. — Jeśli nie masz kasy, to ci mogę coś...

   — Jakbym chciał, to bym kupił — przerwał mu, stanowczo odpowiadając.

   Lee uśmiechnął się niezręcznie i spuścił głowę w dół, patrząc na trzymane w dłoniach pomięte papierki o różnych wartościach.

   — Czeeeść młody, co tam? — Lee usłyszał nagle znajomy głos i w tej samej chwili w jego zasięgu wzroku pojawiła się znajoma dłoń, charakterystycznie ozdobiona pierścionkami.

   — Jay! Cześć — wesoło odpalił, zaraz podając rękę znajomemu sobie chłopakowi. Jungwoo zaś pierwszy raz widział go na oczy. — Wszystko w porządku, a u ciebie? Chyba jeszcze cię tu nie widziałem w tym roku, już myślałem, że zmieniłeś szkołę — kontynuował konwersację, gdy kolejka stopniowo się zmniejszała.

   — Dziwne by było, gdybyś mnie widział wcześniej — wyjaśniał wysoki (wtedy jeszcze) brunet z uśmiechem ozdobionym dołeczkami. — Powiedzmy, że delikatnie przedłużyłem sobie wakacje, ale oczywiście: służbowo. Nazwijmy to tak: wypożyczono mnie do tajskiej grupy na mistrzostwa krajowe. Miałem być rezerwowym, ale finalnie, grałem więcej niż niektórzy z nich i dzięki temu doszliśmy do pół-finału! Niestety, to już było... ciut za mocne dla naszej drużyny i przegraliśmy dwoma koszami. Gdyby tak nie było, pewnie dłużej byś mnie nie widział — opowiadał Jeong, a zasłuchany Mark fascynował się jego koszykarskimi opowieściami.

   Jungwoo stał tam trochę zdezorientowany, bo nie miał pojęcia, kim jest ten losowy według niego uczeń, który nagle zaczyna opowiadać, co robił przez ostatni miesiąc. Czuł się wówczas niewidzialny i jakby wcale nie był tam obecny. Miał jednak nadzieję, że zostanie mu jakoś wynagrodzone to słuchanie jakże interesujących go historii jakże znajomego mu człowieka.

   — Ty to masz życie! Oczywiście, gratulacje. Samo to, że międzynarodowe składy cię zauważyły, jest niesamowite — zachwycał się Mark, wciąż nie myśląc, by przedstawić sobie dwóch kolegów.

   — To raczej dzięki tacie, bo miał interesy z firmą, gdzie prezesem był brat trenera tej drużyny i żona tego prezesa ma koleżankę, która ma córkę, co przyjaźni się z jakimś idolem z Korei, który ma dziewczynę w Seulu i ponoć chodziłem z nią do przedszkola i jest równocześnie moją fanką i opowiadała o mnie swojemu chłopakowi, który kiedyś wstawił nasz wygrany mecz na Story i polubiła to ta córka, mówiąc swojej mamie o tym, jaki to jestem, ach, przystojny, a ona potem gadała z tą żoną prezesa i ona mu powiedziała, że jest ktoś taki jak ja, wielki Jeong Jaehyun, co potem przy piwie przegadał z tym swoim bratem trenerem i tak po nazwisku mojego ojca prezes wydedukował, że to ja we własnej osobie i tak się jakoś załatwiło, że prezes powiedział trenerowi, że mój ojciec ma z nim interesy i trener akurat wtedy miał skład niepełny... — wziął oddech w przerwie — to mnie wzięli.

   „Co...” — pomyślał Jungwoo, ze zdezorientowaną miną słuchając całej tej zawiłej historii, gdy Mark, wyglądając, jakby wszystko zrozumiał, cieszył się z przebiegu spraw.

   — Wiesz, a może byś nas przedstawił, bo widzę, że kolega trochę wycofany — wypalił Jeong, patrząc na Jungwoo, któremu zadrgała warga, gdy złapał z nim kontakt wzrokowy.

   Był on wtedy bardzo długi. Udało mu się go tak przetrzymać, ponieważ był wówczas raczej uprzedzony do Jeonga przez jego chwalenie się osiągnięciami i wręcz narcystyczne podejście do samouwielbienia. Nawet mu się nie przedstawił, a już ma do niego wyraźny problem.

   „Powiedziała jej, jaki ja jestem przystojny — powtarzał prześmiewczo w myślach Jungwoo — narcyz. Najlepiej jakby stąd poszedł... i to zaraz... denerwuje mnie” — Jeszcze wtedy nie wiedział, jak zmieni się jego zdanie na temat Jaehyuna na przestrzeni zaledwie paru miesięcy.

   — Ach, nie pomyślałem, sorki bardzo. Jeong Jaehyun, a.k.a Jay dla mnie. — Wskazał dłonią na właściciela tegoż tytułu, wspominając o jego angielskim imieniu, którym posługiwał się w Kanadzie i na początku liceum w Korei. Następnie Mark szybko przeniósł ten gest w stronę drugiego chłopaka — Kim Jungwoo.

   Nastolatkowie podali sobie dłonie w typowym męskim uścisku, patrząc sobie twardo w oczy. Obaj poczuli dziwne napięcie, gdy rozłączanie ich dłoni przebiegało wolniej niż standardowo w innych uściskach. I zamiast od razu je rozdzielić, ci opuszkami palców przejechali po całej długości dłoni tego drugiego, aż do końca. Oczywiście, nie było to podejrzanie wolne, czy długie, lecz działo się w delikatnie innym tempie, niż zazwyczaj.

   — Co dla was? — usłyszeli nagle dziewczęcy głos z okienka sklepiku.

   Mark zaraz pojawił się bliżej niego. Opierając łokcie na parapeto-ladzie, zaczął składać zamówienie, pozostawiając tę dwójkę skazanych na siebie.

   — Skąd się znacie? — wypalił Jungwoo, dalej patrząc Jeongowi w oczy.

   — A chodziliśmy do jednego gimnazjum w Vancouver. Swój swego rozpoznał i zagadał w ojcowskim języku.

   — To zbieg okoliczności, że teraz chodzicie do jednego liceum? — próbował w jakiś sposób kontynuować rozmowę, lecz jako osobowość raczej introwertyczna, trudno było mu przestać czuć niezręczność i lekkie spięcie.

   Miał szczęście, że jego rozmówca był raczej z tych kontaktowych — inaczej mogłoby być ciut za gęsto.

   — A wiesz, że tak? Rodzina Marka po jakichś dwudziestu latach w Kanadzie wróciła do Korei, żeby Maro poszedł tutaj do liceum. Ze mną — „I znowu jakże fascynująca historia życia...” — to było wiadome, że wrócę, bo miałem tam tylko skończyć podstawówkę i przechodzić gimnazjum dla podszkolenia angielskiego, a że mam rodzinę w Kanadzie, to było najlepsze miejsce.

   Jaehyun wówczas mieszkał w głównej mierze tylko z matką i babcią. Jego ojciec nawet dziesięć razy w roku potrafił zmienić miejsce zamieszkania z Kanady na Koreę. Dokładnie nie ustalono, czy głównym celem w kanadyjskich przygodach Jeongów były interesy z Kanadą, czy sama edukacja ukochanego jedynaka, lecz pewne jest, że każdy na tym skorzystał. Ojciec — w interesach; matka spędziła czas ze swoimi krewnymi, a Jaehyun przekształcił się w kanadyjskiego Jay'a, zdając końcowe egzaminy całkowicie po angielsku..

   — Ciekawe...

   — Dzięki! — Mark po zakupach odwrócił się z powrotem do towarzyszy. — O czym rozmawiamy? — Zaczął odchodzić od sklepiku, a skromna kompania razem z nim.

   — Ja już właściwie będę spadał, bo mam lekcje na czwartym piętrze. Złapiemy się kiedyś przy okazji. Na razie! — oświadczył Jaehyun, a następnie odszedł w stronę schodów.

   — Pewnie, trzymaj się, pa! — dodał jeszcze szybko Mark, a Jungwoo zaś nie powiedział nic.

   Nie wiedział, co myśleć o nowo poznanym chłopaku, ale właściwie nawet nie chciał nic myśleć. Co będzie, to będzie, ale na relacji mu nie zależało... bynajmniej wtedy.

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   I tak Jungwoo siedzi na tej ławce, przypominając sobie wszystkie inne chwile, gdy kontakt z Jaehyunem nie był dla niego niczym trudnym. Wtedy jednak wykreował wokół siebie odpychającą aurę, która może niedosłownie odrzucała od niego koszykarza, lecz wcale nie zachęcała Jeonga do bliższego zapoznania się z nim. Kontakt słabł z każdym kolejnym miesiącem, a pod koniec zimy przestali się już ze sobą nawet witać.

   Jungwoo mógłby po prostu zapomnieć o tej znajomości i patrzeć na Jaehyuna jak na obcą osobę, tak samo, jak wtedy w kolejce do sklepiku, ale nie mógł. Równocześnie ze słabnącym (i tak nieszczególnie trwałym) kontaktem, pewne uczucie powstawało w głowie Jungwoo. Z każdą kolejną rozmową z Jaehyunem, ton Jungwoo stawał się coraz bardziej sugerujący — Jeong przez to właśnie zaczął stopniowo odcinać się od chłopaka. W międzyczasie zdążył również nasłuchać się wielu plotek na temat Jungwoo, co tym bardziej go peszyło.

   Po prawie całkowitym straceniu kontaktu dowiedział się o sympatii Kima do niego i to z przypadkowej rozmowy przypadkowych osób — co oznaczało, że zapewne spora część szkoły już wie, przez to, że koszykarz jest naprawdę znany, a plotki w szkole rozprzestrzeniają się jak zaraza. Nie chciał się więc pokazywać w towarzystwie Jungwoo, by uniknąć — kolejnych już zresztą — plotek, o ich rzekomym romansie.

   Homoseksualne pary nie miały łatwo w tej szkole, a obserwując, jak traktują samego Jungwoo, będącego otwartym na temat swojej orientacji seksualnej — bał się, że nieprawdziwe informacje dojdą do niewłaściwych osób, a wtedy Jeong mógłby tylko pomarzyć o dobrej sławie.

   Oni wiedzą — mijając się na korytarzach. Wiedzą, że kiedyś się znali i tak, jak Jungwoo otwarcie mówi o swoim celu, tak Jaehyun udaje, że go nie zna. Oczywiście, wielka gwiazda ma tylu znajomych, że już pewnie nie pamięta, z kim rozmawiał przerwę wcześniej — co dopiero pamiętać jakąś epizodyczną znajomość, która i tak nie wnosiła nic do jego życia.

   Świadomość tego wprawiała Jungwoo w zakłopotanie: jak ma ponownie zacząć z nim rozmawiać? Już nie ma czystej karty. Może jest ona tylko nieznacznie zapisana, ale jednak widać ślady. Szkic relacji nie został nawet dokończony, gdy karta ta zaczęła stawać się bezwartościowym kawałkiem papieru, nadającym się już tylko do śmieci. Jungwoo zastanawiał się, czy warto tę kartę wyciągać z kosza i na niej kontynuować szkicowanie siebie. Niemożliwym jest przecież, żeby Jeong całkowicie o nim zapomniał i przestał nagle kojarzyć. Może udałoby się to dalej rozwijać na tym samym fundamencie, jeśli wróciłby do poprzedniego stanu rzeczy.

   „To nie ma sensu” — wydedukował jednak Kim.

   Otrząsnął się i podniósł głowę, ponownie zerkając w stronę oddalonych o kilkanaście metrów koszykarzy. Nie krył się już ze swoim skupionym spojrzeniem. Patrzył, jak nastolatkowie rozmawiali, czy bawili się, ganiając i przepychając się — typowo dla młodzieży — przy akompaniamencie szczerego śmiechu. Zatrzymując wzrok na jednej, szczególnej postaci poczuł, że coś zaczyna dziać się w jego umyśle oraz w jego brzuchu. Wyprostował zagiętą przez wiatr kartkę szkicownika i zaczął wymazywać kwiatkom ich płatki. Zostało ich zaledwie kilka na główkach roślinek, reszta opadła zaś na nieobrysowane podłoże. Ostatnie, suche płatki pojawiały się kreślone ołówkiem na papierze, gdy przerwa dobiegła końca.

   Właściciel szkicownika wstał z ławki i powolnie szedł ku drzwiom szkoły tak, aby grupka koszykarzy mogła go mimowolnie dogonić i zauważyć, że pewna ciemnowłosa osoba przed nimi, którą widzą wszyscy, strasznie się ociąga. Zmierzali ku wyprzedzeniu Kim Jungwoo. Przez ich liczną grupę, która starała się trzymać blisko siebie, nie byli tak ostrożni, jak gdyby szli w pojedynkę.

   Wysoki chłopak o obfitym, zbudowanym na masie ciele i delikatnym, ciemnym zaroście chciał dogonić konkretną osobę ze zgromadzenia, która była na samym przodzie gromady. Nie zauważając odmienności wymijanego przez nich Jungwoo, uznał go za swoją osobę, która nie obrazi się, gdy ten przepchnie się przez nią do celu. Z mocnego ramienia wparował w bark Kima, który delikatnie trzymając swój notatnik przy klatce piersiowej, upuścił go nagle pod wpływem silnego uderzenia. Jungwoo ustał w miejscu, patrząc na oddalającego się chłopaka, który nie był świadomy swojego czynu.

   — Uważaj, jak chodzisz! — krzyknął stanowczo do osiłka, który będąc już kawałek dalej, ciągle idąc, tylko odwrócił się chwilowo, lecz zaraz potem wrócił do poprzedniej pozycji, ignorując znanego mu i jego kolegom Kima.

   Ten jedynie stał i patrzył na leżący notatnik, licząc, że sam się podniesie. Był zirytowany zaistniałą sytuacją. Szczególnie gdy po tym, jak napastnik odwrócił się po rozpoznaniu swej przypadkowej ofiary, powiedział coś do kolegów i zaczęli głośno się śmiać, niedyskretnie zerkając za siebie.

   „Dlaczego mnie tak nienawidzą?” — przemknęło mu przez myśl. Wracając do rzeczywistości po krótkim odpłynięciu, już schylał się po notatnik, gdy nagle znów się wyprostował, gdyż podbiegła do niego osoba, która zwinnie podniosła przedmiot:

   — Proszę i przepraszam za kolegę. — Jeong Jaehyun wyciągnął zeszyt ku jego właścicielowi, aby ten mógł go odebrać.

   Szkicownik podczas upadku otworzył się na stronie ze skończonym ołówkowym rysunkiem włochatego yorka w pozycji siedzącej.

   — Dzięki. Dałbym radę. — Odebrał przedmiot z dłoni Jeonga.

   Swoim zdaniem symbolizującym jego samowystarczalność, chciał podkreślić, jakoby to Jaehyun wcale mu się nie podobał, chociaż prawda była inna, o czym wiedzieli oni obaj... oraz połowa szkoły.

   — Poczułem się odpowiedzialny za członka mojej drużyny.

   — Daj spokój. To ten debil powinien mnie teraz przepraszać, a nie ty. — Zaczął iść we wcześniej wyznaczonym kierunku. W końcu teoretycznie lekcja się już rozpoczęła, a do sali miał kawałek drogi, jak i zresztą jego rozmówca. — Ale pomijając... miło, że się odezwałeś w ogóle — w końcu jednak uległ pod urokiem przystojnego koszykarza, przez co zapanowała chwila niezręcznej ciszy.

   Następnie Jaehyun wypalił:

   — To ten... mamy lekcje... to ja lecę, bo się nie chcę spóźnić. Na razie — mówił, jakby nie chcąc komentować wypowiedzi Jungwoo — i jeszcze raz przepraszam za niego! — krzyknął, odwracając się do niego w biegu.

   Jungwoo nie spieszyło się specjalnie, tym bardziej wtedy, jak właśnie przeprowadził pierwszą od bardzo dawna rozmowę z Jaehyunem Jeongiem. Odblokowała ona pewną barierę, jakiej nie mógł się wyzbyć. Teraz zapełnienie nowej, czystej karty, wręczonej mu przez los, jest już tylko kwestią czasu.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
2119

   Let's gooo⁉️⁉️⁉️ Od teraz zaczynamy już regularną publikację rozdziałów‼️ Na początku przez dwa tygodnie — od teraz — rozdziały będą tylko w poniedziałki, a potem dodatkowo w czwartki, czyli DWA ROZDZIAŁY TYGODNIOWO. Co do godzin, to różnie, zależy ode mnie, ale raczej wieczorami (nie obiecuję🙏).

   Jeśli rozdział się nie pojawi lub będą jakieś zmiany w harmonogramie, będę was informować na tablicy, więc zachęcam do obserwacji. Nie spamię bez sensu, a nie chcę dodawać notek pod rozdziałami — dla lepszego odczytu.

   Dodatkowo — dla posiadaczy discorda (jak nie macie, polecam założyć) — zapraszam na mój serwer kpopowo-wattpadziarski, do którego link znajdziecie w moim bio lub gdzieś na tablicy wraz z opisem o co tam chodzi.

   Nie chcę się tu za bardzo rozpisywać, więc na koniec — mam nadzieję, że książka się wam spodoba i będziecie z nią do samego końca‼️

   Przy okazji stream Jaehyun's 1st Solo Album, który wyszedł dzisiaj i wszystkie piosenki mają swoje miejsce w playliście do Love Me Now🩵

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top