3#
~Magnus~
Czuję pustkę w tej chwili. Cholerną pustkę...
- Kiedy będę mógł do niego wejść? - pytam lekarza i dziwię się, że mój ton nie posiada żadnej barwy.
- Za jakieś 10 minut. Pielęgniarki się teraz nim zajmują.
- Czy prócz utraty wzroku coś jeszcze mu jest...? - pytam ciszej, owiele bardziej skruszony.
A serce nie przestaje pulsować z zimnego, kłującego bólu.
- Ten wypadek... Był specyficzny. Najbardziej ucierpiała właśnie głowa, która przebiła się przez przednią szybę i dodatkowo została uderzona przez maskę, która się otworzyła.
- Co właściwie się stało, bo naprawdę nie rozumiem...
- Zderzenie osobówki z ciężarówką, która znalazła się jakimś cudem na polnej drodze. Policja teraz zajmuje się kierowcą, któremu zostaną postawione zarzuty.
I zostanie skazany na dożywocie.
- To więc, kiedy moge do niego wejść?
- Kilka minut - patrzy na zegarek na swoim nadgarstku. - Niech pan może zadzwoni do rodziny, ja zaraz do pana wrócę i zaprowadzę do sali. Potem porozmawiamy o innych formalnościach - odwraca się, po czym odchodzi.
Wyjmuje telefon z kieszeni i szukam numeru człowieka, przez którego mam ochotę płakać, wybijając mu jednocześnie w serce kołek...
- Hallo? - po drugiej stronie rozbrzmiewa zaspany głos Simona. - Wiesz, która jest godzina?
- Wiem. Ty śpisz? A wiesz, gdzie jest Alexander?
- Właśnie, nie zjawił sie - śmieje się krótko, a mi a tym czasie podchodzą łzy do oczu.
- D-dlaczego mi tego wcześniej nie p-powiedziałeś? - nie próbuje opanować drżenia głosu. To i tak na nic.
- Myślałem, że się zawrócił do ciebie. A co?
- Jest w szpitalu, kurwa, Simon! - pod wpływem napływających emocji wyrywa sie ze mnie głuchy szloch, który staram się stłumić przez gryzienie nadgarstka... Czuję tępy smak krwi, ale nie przestaje tego robić.
- C-co? Jezu, ja przep...
Nie daje mu dokończyć, gdyż przerywam połączenie. Odrywam się od mojej ręki, ciężko dysząc.
Mam wrażenie, że z sekundy na sekundę zachorowałem na astmę. Ale to nic w porównaniu z tym, co spotkało mojego Anioła... Podczas, gdy ja byłem sobie na pizzy. Na kawce. Na spacerku. Gdy o tym myślę, mam wrażenie, że sam zabiłem osobę, którą kocham najbardziej...
Podchodzi do mnie lekarz i prowadzi za sobą na salę pooperacyjną. Nie mam pojęcia, czego mam się spodziewać. Chcę po prostu go zobaczyć...
Lekarz przepuszcza mnie w drzwiach. Mówi, bym po rozmowie z Alexandrem przyszedł do recepcji, załatwić papiery. Po tym zostawia mnie, a ja spojrzeniem ogarniam salę. Widzę go.
Leży na szpitalnym łóżku bez ruchu, tępo "wpatrując"... Się w ścianę. Na policzkach ma zaschnięte ślady po łzach. Po bokach łóżka znajduje się kilka kroplówek, które są z nim połączone. A większość głowy jest owinięta białym materiałem bandaża...
Najświętszy Boże... Ty chyba nie istniejesz, skoro go nie obroniłeś wtedy, kiedy ja nie mogłem...
Przecieram załzawione oczy i szybko ruszam w jego stronę. Siadam na stołku przy łóżku, delikatnie dotykając jego dłoni, która bezwładnie jest położona wzdłuż jego ciała. Kiedy odczuwa dotyk, zaczyna kręcić głową na boki.
- M-Magnus...? - pyta cichutko, a mi serce się dosłownie kraje.
- Tutaj... - szepczę, chwytając jego podbródek i nakierowuję go w moją stronę. - Jestem tu. Już jestem.
- D-dlaczego ja nic n-nie widzę..?
Jak ja mam mu to powiedzieć..? Poza tym, dopiero teraz zdaje sobie sprawy ze zmiany jego tęczówek. Jeszcze dziś rano intensywnie niebieskie jak zawsze, a teraz... Wyblakłe. Pokryte mgłą.
- Alexandrze... - zaczynam drżącym głosem, którego nie mogę pohamować. - T-ty... Ty straciłeś wzrok.
- A-ale... J-ja...
Widzę, jak jego wyblakłe oczy pokrywają się łzami, które zaczynają płynąć po jego twarzy. Sam ścieram swoje łzy i zaraz robię to samo z tymi jego.
- Spokojnie... - szepczę przez lekki płacz. - Spokojnie, mój Aniołku. Wszystko będzie dobrze, wiesz? - pociągam nosem, nie odrywając wzroku od jego smutnej twarzy. - B-będzie dobrze. Będzie, rozumiesz? - przytulam go delikatnie, przykładając policzek do jego mokrej od łez twarzy. Nie odzywa się. Ja też nie.
Siedzimy tak w ciszy, pozwalając łzom na ujście i dobrowolne badanie naszych policzków.
Teraz wszystko się zmieni...
~Alec~
Magnus przytula mnie, a ja mogę wyczuć jaki jest roztrzęsiony. Jego ciało lekko drży, a na swojej szyi czuję jego łzy. Sam też płacze. Nie wiedząc, na co patrzę.
Ściana? Jakiś człowiek? Skąd ja mam to wiedzieć? Straciłem wzrok. Straciłem znaczną część życia.
Widzę tylko czerń, która prześwituje czasami, pewnie od większego naświetlenia przedmiotów, na które patrzę.
Serce zaczyna trzepotać szybko w mojej piersi, gdy pomyślę jak będzie wyglądało moje dalsze życie... Laski? Psy przewodniki? Telefony na dźwięk? I poruszanie się po domu z wiecznie wyciągniętymi przed siebie rękoma. Nie wytrzymam tak długo. Przecież zachody słońca...
Magnus. Nie będę go widział. Już nigdy nie ujrzę tego uśmiechu, który dawał mi energię na resztę dnia, gdy akurat ją traciłem. Nie zobaczę jego złotych oczu, które tak bardzo kocham... Nic nie będę widział...
Zaciskam szczękę, gdy czuję, że mam ochotę zacząć ryczeć z rozpaczy. Kolejna seria łez zalewa moją twarz, jakby nigdy nie miały się skończyć...
Czuję, jak Magnus odsuwa się ode mnie i przeciera dłońmi nowe ślady na moich policzkach. Pociągam nosem, starając się uspokoić.
- Nie płacz - mówi.
Jego ton nie drży, jak kilka minut temu. Jest pewny siebie. Nie wiem, co myśli, ale na pewno ma jakiś pomysł. Zawsze wtedy miał przebłysk w oku. Który chcę teraz zobaczyć. A nie mogę... Jezu, jak to boli...
Obracam głowę w stronę, od której zaczynam słyszeć kroki. Chyba lekarz.
- Jak się pan czuję, panie Lightwood? - pyta mężczyzna. Ma lekko zachrypnięty głos, ale nie przeszkadza to przez ciepłą barwę.
- Dobrze - wzruszam ramionami.
Chcę do domu. Nie chcę już leżeć na tym cholernym łóżku...
- Wypiszemy pana rano, dobrze? Tak profilaktycznie. Bo do rana coś może się zmienić. Pana mąż teraz pójdzie ze mną załatwić papiery, dobrze?
On mówi do mnie jak do dziecka. Potulnie, jakbym płakał bo się przewróciłem.
- Proszę nie mówić do mnie jak do dziecka, co? - warczę, czując jak moje mięśnie się spinają.
Jednak za chwilę zalewa mnie wiadro niewidzialnej wody, która mnie ostudza, gdy Magnus chwyta moją dłoń i spłata jej palce ze swoimi.
Spokojnie wypuszczam wstrzymywane powietrze, uspokajając się i mówię spokojniej:
- Niech będzie - mamroczę.
- Panie Bane, zapraszam za mną - mówi lekarz, a następnie słyszę odchodzące kroki.
- Wrócę za chwileczkę, honey - słyszę cichy głos Magnusa.
Czuję jego usta na moim policzku i chcę, by tam zostały. Niestety zaraz odklejają się one od mojej skóry, a ja nic już nie słyszę, jedynie kroki.
Wzdycham i patrzę w górę. Jasne plamki tworzą się w czerni jakiej widzę, więc mają pewnie silne oświetlenie w tym szpitalu. Unoszę trzęsącą się rękę i dotykam mojej głowy, i czuję szorstki materiał bandaża.
Z wypadku pamiętam tylko tyle, że ciężarówka w końcu we mnie uderzyła, a ja gwałtownie poleciałem do przodu. Gdy się obudziłem, mogłem dostrzec rozmazane twarze ludzi, bodajże lekarzy. A z każdą kolejną chwilą widziałem już tylko mrok z prześwitami.
Myślałem, że to minie, ale ciągle leżałem na tym łóżku po jakiejś operacji, o której mówił doktor i nie widziałem lepiej. Miałem wrażenie, że jestem w jakiejś czarnej dziurze i już nigdy się z niej nie wyrwę, kiedy poczułem dotyk Magnusa, a zaraz jego głos... Tęskniłem za nim.
Jak na zawołanie moich myśli, słyszę zbliżające się do mnie kroki. Krzesełko przy łóżku skrzypie, a ja czuję palce Magnusa na mojej dłoni.
Ile ja bym dał, żebym zamiast wzroku miał złamany kręgosłup. Naprawdę... Nie chcę żyć dalej w świadomości, że już go nie zobaczę. To będzie najgorsze w tym wszystkim.
- Nie widzę cię - mówię cicho i przekręcam głowę w stronę, z której słyszę odpowiedź.
- Nie widzisz mnie. Ale do tego używa się serca, honey.
- Nie chcę tak żyć - kręcę przecząco głową.
- Nie będziesz żył tak sam, Alexandrze. Przyjedziemy przez to razem, wiesz? - mówi łagodnym, wręcz tonem jakby do małego dziecka, ale jest on jak najbardziej pocieszający. On może tak do mnie mówić.
Gdy nie odpowiadam przez dłuższą chwilę, czuję jego wspaniałe usta na swoich, które najdelikatniej jak są w stanie muskają moje wargi. Robię to samo co on, cholernie nie chcąc tego przerywać. Czułe całusy to najlepsze całusy na wszystko.
Przez resztę nocy, a raczej dnia, skoro jest już po drugiej, Magnus siedzi przy moim łóżku, pocierając moją dłoń, czasem splatając nasze palce. Lub kreśli wzorki na moim przedramieniu.
Poprosiłem go, żeby się zdrzemnął, ale się upierał, że skoro ja nie będę spać, to on tak samo. Więc westchnąłem tylko i zapewniłem go, że zasnę.
Kładę więc głowę na poduszki, kierując ją w sufit. Mgiełka w czerni nie jest taka jasna jak wcześniej. Czuję, jak Magnus kładzie głowę na moim brzuchu. Delikatnie bawię się jego włosami, aż w końcu zmęczenie po tym wszystkim zaczyna mnie dopadać.
Nie wiem ile czasu mija, ale w końcu zasypiam, czując się wreszcie bezpiecznie przy moim mężu...
Jak tam odczucia po pierwszych rozdziałach? ❤❤ Wiem, za wesołe nie są, ale taka książka 😛😊
Miłego dnia życzę 💗💗
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top