2#

~Magnus~
- Dziewięć latek. Rudy - śmieje się krótko, odpowiadając na pytanie Cat odnośnie syna Lydii i Jace'a.

- I dalej oni ślubu nie wzięli? - pyta Clary, a ja kręcę przecząco głową.

- Wyprowadzili się chociaż od rodziców?

- Co ty myślisz? - parskam rozbawiony razem z Cat. - Mieszkają razem w mieście. A w domu Lightwoodów no tylko Maryse i jeszcze Max, ale on też niedługo pójdzie na swoje.

- Tiaa - wzdycha Cat i rozkłada się wygodniej na swoim fotelu. - Jak tam z Alekiem, Mags?

- A jak ma być? - unoszę brew. - Zajebiście - mówię z szerokim uśmiechem na ustach.

- Ajj, miłość - uśmiecha się Cat, a Clary po chwili również.

- Zazdrościcie, że nie macie długiego związku - wyszczerzam się wrednie w stronę kobiet, zasłaniając twarz kubkiem z kawą.

- Pf - prycha ruda, mrużąc oczy z poirytowania. - Faceci są dla nas zbędni. Prawda, Cat?

- Święta prawda - przyznaje ciemnoskóra i ochoczo kiwa głową, a ja jedynie się z nich śmieje.

Dochodzi wieczór, kiedy siedzimy sobie na fotelach w domu Clary, a ja myślę tylko o tym, by rzucić się na Alexandra i zakopać w naszej pościeli. Ahh... Wrócił już? Pewnie tak, mieliśmy się spotkać wieczorem.

Ale nie wiem, co on może robić z chłopakami. Raphael niezbyt go lubi, NIE WIEM DLACZEGO, a Simon to pewnie się nachleję, więc mój Aniołek nie będzie miał co z nimi robić.

Nagle wracam na ziemię, słysząc głos Clary.

- Magnus? Idziesz?

- Co? - pytam zdezorientowany, bo nie mam pojęcia o czym gadały. - Gdzie?

- Umyj uszy - Cat parska śmiechem, a ja wywracam oczami.

- No gdzie mam iść?

- Na pizzę, no.

- Aa... Hm... Ee... - zastanawiam się czy iść z nimi, czy wrócić do domu do Alexandra. Obie opcje są kuszące...

- Ej! - rudowłosa macha mi ręką przed twarzą, bym jej słuchał. - Z Alekiem masz jeszcze całe życie. Jutro wyjeżdżacie do Polski, ta?

- Nom - powoli kiwam głową.

- No właśnie, to spędź z nami ostatnie chwile! - wręcz błaga, a ja nie mogę powstrzymać śmiechu.

Cat za to przypatruje mi się uważnie, zapewnie czekając na moją odpowiedź. A dodatkowo ma taki wyraz twarzy, jakby nie przyjmowała odmowy.

- Ehh... Okey. Ale na jakąś dobrą pizzę!

- Ty stawiasz! - krzyczą obie w tym samym momencie.

Jak ja będę się otaczał takimi ludźmi, to prędko zbankrutuje. Albo rodzina mnie po prostu wydziedziczy, bo jestem dla nich zbyt hojny...

Tak więc we trójkę pakujemy się do mojego ukochanego autka, które kilka lat temu zastąpiło mi moje Porshe. Granatowe, Lamborghini Azul, ahh!

Ruda siada obok mnie, a Cat z tyłu, wciskając głowę między nasze siedzenia.

- Włączcie jakąś muzę, a nie - prycha Cat, kiedy ja odpalam swoje cudeńko, którym włączam się po chwili w ruch uliczny. Zaczyna się już ściemniać.

- Jak Magnus gustu nie ma - odpowiada jej Clary, klikając agresywnie w guzik od radia.

Spojrzał bym na nią moim wzrokiem przesiąknietym nienawiścią, no ale prowadzę.

A pamiętam, jak kiedyś jechałem z Alexandrem moim Porshe i zagadaliśmy się o nowych świeżakach w Biedronce, i uderzyłem w kosz na śmieci... Żeby chociaż moje auto oberwało od jakiegoś godnego siebie przeciwnika, a tu brudny kosz na brudne śmieci. Yhm...

Dziewczyny o czymś rozmawiają, co chwila zmieniając piosenki w radiu, a ja myślę o moim Aniołku...

Ciekawe, czy chłopaki go męczą bardzo. Biedak. Jeśli do Raphaela jechał, to współczuję jemu i dla jego Ferrari. Bo ja tylko raz przetrawiłem się przez tą jebaną, polną drogę, i więcej już tam moje opony nie postały. Koszykiem z Biedry zapewnie lepiej by się jechało.

*****
Kompletnie tracę rachubę czasu, gdy jestem tą dwójką kobiet. Najpierw byliśmy w tej pizzeri, potem na kawie, mimo, że jest noc, potem na spacerze po parku, a teraz siedzimy na ławce przy chodniku, a przed nami znajduję się mój Azul.

- A Alec to gdzie? - pyta Clary.

- Simon mi go ukradł.

- Polubili się - stwierdza rozbawiona Cat. - Takie dwa nerdy, nie sądzicie?

- Nerdy? - śmieję się i aż na nią spoglądam, nie dowierzając w jej słowa. - Alexander to nie nerd.

- Totalny nerd.

- Nerd - podpowiada ruda, a ja patrzę się na nie jak na idiotki. One tak samo na mnie.

W końcu wszyscy nie wytrzymujemy tej ciszy i zaczynamy się śmiać na całe gardła, aż mam wrażenie, że będzie mnie potem zdzierać, a Alexander będzie mi robił za służącą, która będzie przynosiła mi herbatki z miodem i cytrynką...

- Dobra, laski... - odzywam się, przecierając materiał spodni na udach. - Spadam do mojego Anioła. Bo nawet nie wiem, która jest godzina, a on pewnie już śpi - chichoczę na wspomnienie śliniącego się w poduszkę Alexandra. Które dane zdarzenie miało miejsce może z tydzień temu...

- Jak sobie chcesz - Cat beznamiętnie macha ręką. - Ale nas podrzuć.

- Do Clary?

- Ją tak, mnie odwieź do mnie - uśmiecha się szeroko, żeby przekonać mnie, bym specjalnie dla niej jechał na drugi koniec miasta.

No, ale czego nie robi się dla przyjaciół?

Chwilę potem odwożę Clary do jej domu i jadę na ten parszywy koniec miasta do mieszkania Cat. Po drodze rozmawiam z ciemnoskórą o związkach, bo ta tryskająca energią kobieta okazuje się być samotna. Nie wiem jakim cudem.

Kiedy się żegnamy i odchodzi do swojego mieszkanka, ja wreszcie kieruje się do swojego, cholernie stęskniony za Alexandrem...

****
- Kochanie?! - wydzieram się zaraz po tym, jak wchodzę do mieszkania i zdejmuje buty. Nie obchodzi mnie to czy go obudzę, czy nie. Chcę go przytulić.

Nie widziałem się z nim cały dzień! I... Pół nocy?! Wystrzeszczam szeroko oczy, kiedy wskazówki na zegarze wskazują drugą nad ranem. Jezu... Nie widziałem się z nim... Wyszedł o 8, więc... Ehh, matma, pomóż... 19 godzin?!

- Alexandrze!

Krzyczę jeszcze głośniej i biegnę do sypialni z szerokim uśmiechem, że zaraz zobaczę mojego ukochanego, kiedy... Zastaję puste łóżko. Wzdycham zażenowany i udaję się do łazienki. Potem do salonu. Potem na balkon. Do garderoby. Aha... Dzwonię do niego, ale nie odbiera. Jezu.

Nagle podskakuje żwawo i się drze, kiedy mój telefon zaczyna dzwonić. Alexander.
Odbieram natychmiast.

- Alexander?! Gdzie ty jesteś?! - krzyczę spanikowany do słuchawki, ale wrastam w ziemię, kiedy słyszę jakiegoś obcego faceta...

- Em... Spokojnie.

- Ktoś ty? - marszczę brwi.

- Chirurg, Louis, miło mi. Dzwonię od telefonu Alexandra, gdyż tak szybciej łączymy się z rodzinami poszkodowanych.

Serce w jednej chwili przestaje bić. Słyszę tylko swój oddech, który świszczy nienaturalnie ze zdenerwowania.

- P-poszkodowanych...? O c-co chodzi?

- Pan Alec jest już po operacji, jednak nie mam dobrych wieści, a nie chciałem go martwić, gdyż dopiero się obudził. Niech pan przyjedzie do szpitala.

- J-jakiego szpitala?

Louis podaje adres, a ja rozłączamy się i smętnie drepcze do drzwi, gdyż dalej jestem otumaniony jego słowami. W które tak bardzo chcę myśleć, że są kłamstwem albo jakimś koszmarem... Proszę...

"Pan Alec jest już po operacji, jednak nie mam dobrych wieści."

****
Wchodzę jak na szpilkach do jasnego holu szpitalnego, szukając wzrokiem jakiegokolwiek lekarza. Gdy moim oczom ukazuje się jakiś facet w białym fartuchu, od razu do niego podchodzę... Z duszą na ramieniu, która chyba zaraz mnie opuści.

- Przepraszam? - staje przed mężczyzną, który unosi na mnie wzrok znad jakichś papierów. - Gdzie znajdę Alexandra Lightwood-Bane'a?

- Oh, to z panem rozmawiałem przez telefon?

- T-tak...

- Kim pan dla niego jest?

- Mężem. Niech pan się streszcza, bo zaraz dostane zawału, jasne? - mówię już lekko poddenerwowany, jednak przerażenie nadal nie chce mnie wypuścić ze swoich łap.

Mężczyzna wzdycha i spogląda na mnie smutno. Przeraża mnie to jeszcze bardziej.

- Pana mąż stracił wzrok.

- CO?! - krzyczę spanikowany.

To nie możliwe.

- Spokojnie... Zaraz wszystko panu wyjaśnię.

- To niech pan wyjaśnia, do jasnej cholery, bo wzroku nie traci się od tak!

Lekarz wypuszcza powietrze i zaczyna swój monolog, podczas którego czuję zimne sztylety wbijane w moje serce. Nasze, wspólne serce...

- Pourazowa neuropatia nerwu wzrokowego to uszkodzenie nerwu powstałe w czasie urazu głowy, który w tym przypadku nie był lekki, panie Bane. Działanie siły, która gwałtownie wprawia czaszkę w ruch, prowadzi do zniekształcenia i ściśnięcia czaszki oraz gwałtownego wzrostu ciśnienia śródczaszkowego. Siła urazu zostaje przeniesiona na mózg, który obija się wewnątrz czaszki. Efektem tych zmian jest przesunięcie pnia mózgu do dołu i choć cały proces trwa ułamki sekund, jego skutki mogą być, i są u pana Alexandra, niestety nieodwracalne. Duże zagrożenie dla ciągłości nerwu wzrokowego i odżywiających go naczyń stanowią powstałe w czasie urazu odłamy kostne oraz krwiaki i obrzęk tkanek otaczających nerw wzrokowy. W tym przypadku zastąpiły to odłamki szkieł od szyb samochodów. Ich ucisk na włókna nerwu wzrokowego zaburza jego prawidłowe funkcjonowanie i prowadzi do postępującego zaniku, kończącego się nieodwracalną utratą widzenia. Nieodwracalną, proszę pana. Jak wykazują badania kliniczne, wczesne wyniki leczenia farmakologicznego i chirurgicznego są porównywalne, ale... Najlepsze wyniki osiąga się zazwyczaj przy skojarzeniu obu metod, jednak podstawowym warunkiem ich skuteczności jest włączenie leczenia jak najszybciej od urazu. Im później pacjent trafia do lekarza, tym szansa na poprawę czynności nerwu wzrokowego jest mniejsza. A pan Alexander trawił do nas po 16 godzinach od wypadku, więc... Szans na całkowite wyleczenie pourazowego uszkodzenia nerwu wzrokowego niestety nie ma. Przykro mi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top