18#
~Alec~
Przez resztę dnia po prostu jedliśmy kebsy i oglądaliśmy Kardashianów, żwawo ich komentując. Czyli spędziliśmy idealny, leniwy wieczór jak na prawdziwych mężczyzn przystało. Taa...
Gdy kładliśmy się do łóżka, wszedłem na Magnusa całym ciałem i chciałem jak najszybciej zasnąć, by rano zdjąć opatrunek z oka i zobaczyć... Czy życie ma sens, czy nie.
Ale jak by się nie udało, to nie będę przecież znowu gnił w łóżku przez następne dni... No, w każdym razie się zobaczy.
Mój mąż opowiadał mi historię o jakimś tam anime, więc go nie słuchałem, i sen nadszedł szybko...
*****
Budzę się... I trzęsę ze strachu. Szybko podnoszę się do siadu i dotykam opatrunku na prawym oku. Trzęsącymi się dłońmi chwytam za plaster i odklejam go od skóry, razem z całym opatrunkiem. Kładę materiał na szafkę nocną przy łóżku i wracam do poprzedniej pozycji.
Wdech... Wydech... Robię kilka dłuższych oddechów, zanim otworzę oko. Naprawdę nie mogę się uspokoić...
W końcu biorę się w garść. Przełykam ślinę i najpierw otwieram lewe oko. Czarno, bez zmian. Powoli unoszę do góry prawą powiekę, i...
Mhm. Na co ja liczyłem? Przecież stworzone jest dla mnie najwyraźniej życie w ciemności...
- Magnus?! - krzyczę na cały dom, chcąc go do siebie przywołać.
Mam ochotę teraz tylko płakać, wtulając się w niego...
- Jestem, honey - odzywa się nagle, a ja podskakuje wystraszony.
Ciągle tu siedzi? Słyszę, jak odsłania... Roletę? I za moment zamykam oczy, gdyż zostają one porażone światłem.
Co za niewychowany ciul!
Chwila... UNO MOMENTO!
Otwieram prawe oko i przekręcam głowę w stronę okna. Przez rozmazany obraz widzę mojego męża stojącego przy oknie, który przez podniesioną roletę wpuszcza światło do środka pomieszczenia.
- No i? - pyta zaniepokojony moją ciszą.
Ja po prostu zaczynam się szczerzyć jak głupi i chcę rzucić mu się na szyję, ale noga zaplątuje mi się w pościeli i lecę na ziemię. Słyszę cichy chichot mojego ukochanego, więc podrywam się na nogi.
- Okey - mówię powoli, starając się opanować serce, które mi niemiłosiernie łomocze, a ja nie wiem, czy ze strachu czy ze szczęścia. - Coś tam widzę... Ale nie będę się na zapas cieszył. Bo jutro znowu obudzę się w ciemności.
- To dlaczego się tak szczerzysz? - pyta rozbawiony i podchodzi do mnie.
- Bo widzę twój ryj?! - nie czekając dłużej, uradowany skaczę na niego, oplatając nogi wokół bioder Magnusa.
Jego dłonie lądują na moim tyłku, a następnie całuje mnie krótko na dziendobry.
- Naprawdę widzisz? - uśmiecha się do mnie promiennie, czego nie mogę nie odwzajemnić.
Jego uśmiech jest piękny. Chcę patrzeć na to zjawisko przez cały dzisiejszy dzień.
- Z bliska wyraźniej. Dlatego przygotuj się, że będę dziś sową, bo muszę się na ciebie napatrzeć - oświadczam stanowczo, ale kąciki moich ust chyba na dobre zadomowiły się i zostały w górze.
- A reszta ludzi? - parska śmiechem.
- Po co mamy im mówić? Poczekamy do jutra, bo sam chcę być pewny, czy rzeczywiście widzę na te prawe oko. Dil? - opieram swoje czoło na tym jego, rozczochrując nam obydwu grzywki, których kosmyki się łączą.
Zaczynam tonąć w jego złotych, lśniących tęczówkach, w których tańczą wesołe iskierki działające na mnie tak cholernie przyjemnie.
- Dil, honey - mruczy uwodzicielsko i zaczyna mnie namiętnie całować.
Odwzajemniam jakże gorący pocałunek, czując, jak moje ciało zaczyna płonąć od środka. I ze szczęścia, i z podniecenia, i z nie wiem jeszcze z czego. Po prostu przez Magnusa?
Ręce mojego męża mocniej zaciskają się na moich pośladkach, wywołując ze mnie jęk podniecenia, który tłumią jego wargi, z werwą muskające te moje.
Niestety namiętne pocałunki nie trwają długo, gdyż trzeba jakoś oddychać. Tak więc odrywamy się od siebie, i tym samym wracamy na ziemię po chwilach uniesienia.
- I Love You... - uśmiecham się najszerzej jak potrafię, chcąc przekazać tym wszystkie emocje, które we mnie buzują. A mało ich nie jest.
- I Love You Too, Honey.
****
~Magnus~
- Jesteś świetną sową, kochanie - oznajmiam rozbawiony, gdy siedzimy naprzeciw siebie przy barku w kuchni, jedząc śniadanie w postaci gofrów.
Alexander nie przestaje mi się przypatrywać i śmiesznie to wygląda, gdy unosi gofra do ust. Ale mi też z trudem jest oderwać od niego wzrok.
Po pierwsze, gdyż emituje od siebie pozytywną aurę, która z pewnością wywołała by uśmiech u nie jednego człowieka, a po drugie, jego oczy działają na mnie jak wabiki.
Lewe jest szare, ale prawe... Pokrywa się błękitem. Jeśli będzie takie, gdy całkowicie odzyska wzrok, to będę chwalił się każdemu, że mój ukochany ma dwukolorowe oczęta. Jak husky!
- Wiem - uśmiecha się. - I jakże skromną.
- Mam tylko nadzieję, że nie jesteś sową z Kubusia Puchatka - mówię, kiedy przełykam kęs śniadania.
- Co z nim nie tak?
- To diler. Tygrys przez niego skacze jak po ekstazach, Prosiaczek ma jakąś paranoję jak po grzybkach, Puchatek ma wyobraźnie i apetyt jak po LSD, Kłapouchy jest ospały jak po marihuanie, która się kończy, Królik jest pobudzony jak po kokainie, a Krzyś...
- Nie kończ! - przerywa mi, patrząc na mnie tak, jakby siedział przed nim kosmita, co wywołuje u mnie śmiech. - Zniszczyłeś mi dzieciństwo...
- Zdajesz sobie sprawę, że twoje dzieciństwo się nie skończyło? - śmieję się i wstaję z wysokiego krzesła, by za chwilę wziąć nasz pusty talerz po gofrach i odnieść go do zlewu.
- A ty zdajesz sobie sprawę, że zasugerowałeś teraz, że nadal mnie niszczysz? - pyta, a ja się do niego odwracam.
Kurwa, riposta mi nie wyszła...
- Jestem wirusem, co poradzę? - wzruszam ramionami z uśmiechem.
- Dzizys - kręci głową rozbawiony.
- Dobra, co robimy?
Alexander uśmiecha się do mnie dziwnie, a mnie aż ciarki przechodzą po plecach...
****
Leżę na łóżku i rysuję strój, a raczej się staram, bo Alexander siedzi przede mną i dalej się na mnie gapi. Przez co nie mogę skupić się na pracy, bo mam ochotę się rzucić na niego w tej chwili.
- Możesz przestać? - mamroczę pod nosem, starając się zapanować nad pożądaniem, które wywołuje namiot w moich spodniach.
Którego Alexander na szczęście nie widzi. Co ja poradzę, że jest sexi, gdy się tak zmysłowo patrzy!
- Nie - kręci przecząco głową.
- Zrobię wszystko - wzdycham zrezygnowany, odkładając na bok przybory do rysowania, bo i tak nie ma to sensu w obecnej chwili.
- Wszystko? - pyta zaciekawiony, a ja boję się, co przyszło mu do głowy.
- Em... Tak?
*****
- Nienawidzę cię - oświadczam poważnym tonem. Naprawdę staram się go nie zabić.
- Wyglądasz uroczo - mówi i uśmiecha się do mnie niewinnie.
- W stroju Kindera mogę po domu łazić. Ale nie po mieście! - podnoszę głos, jednak cichnę tak szybko jak to zrobiłem, bo ludzie na chodniku patrzą na mnie podejrzliwie i zasłaniają swoje dzieci za sobą.
Aha... Idzie sobie po chodniku gościu w stroju Kindera, trzymając sie za rękę z facetem, który ma dwukolorowe oczy, i od razu przechodnie mają nas za ludzi z cyrku? Eh, przecież to prawda.
- Oj tam - całuje mnie w policzek i z powrotem patrzy przed siebie, a ja modlę się, żeby nie zauważył trójki naszych przyjaciół, którzy... - Ej, patrz! - uśmiecha się i wskazuje palcem przed siebie.
No nie...
- No weź! Nie idziemy do nich - zatrzymuję się i to samo robię z nim.
- To tylko yaoistki, które będą robić ci zdjęcia i zapalony gracz, który uzna cię za skina w grze - oznajmia rozbawiony, a ja piorunuję go ostrzegawczym spojrzeniem.
- Pójdziemy tam, jeśli... - zamyślam się, a następnie uśmiecham szeroko na pomysł, który mi wpadł do głowy. - Jeśli w domu dasz mi coś ze sobą zrobić.
- Ee... Co takiego? - patrzy na mnie niepewnie, a ja, żeby jeszcze tą niepewność podsycić, uśmiecham się złowieszczo.
- Zobaczysz, kochanie. To jak? Inaczej do nich nie podchodzimy - oświadczam pewny siebie.
- W porządku... A teraz chodź - ponownie się rozpromienia i ciągnie mnie w stronę naszych zjebów...
- O, Malec! - uśmiecha się Nicole. - Co t... Magnus!
- OMG! - Maja wygląda tak, jakby chciała pożreć mnie w całości... Boję się.
- Współczuję - Nino za to zaczyna się głośno śmiać, zwracając tym samym coraz więcej spojrzeń ludzi na naszą grupkę.
- Cicho! - syczę na niego, jednak to nic nie zmienia.
- Alec? - Nicole patrzy na mojego męża. - Co ty mu zrobiłeś?
- Zamieniłem w Kindera - oznajmia wesoło, zaczynając tulić się do mojego boku.
Oh... Sweet. Nie mogąc się powstrzymać, uśmiecham się błogo i obejmuję go ramionami.
Jednak kiedy wrócimy do domu, nie będzie już taki rozczulony...
Ehh...ja nie komentuje tego co wstawię u dołu 👌
Mam nadzieję że osoby które chciały wykrzesać ze mnie fanarta, są zadowolone 😂👌
Wywołałyście depresję u autorki xD
Miłej reszty dnia 💖💖💖
Eh najlepiej nie komentujcie xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top