1#

~Magnus~
Próbuję zasnąć, ale mój mąż dalej papla jęzorem o tym, jak to dzisiaj było gorąco. Przecież wiem. To w końcu Hiszpania. Ale ja naprawdę chcę spać...

- Zamknij się - mówię w końcu i wzdycham ciężko, otwierając oczy.

- Nie kochasz mnie już - stwierdza nad wyraz oburzony, do tego marszcząc nosek. Jak zawsze, gdy coś mu nie pasuje.

- Oczywiście, że kocham... - mówię troskliwie, by go udobruchać, ale chyba nie udaje mi się to, bo nie zmienia wyrazu twarzy.

- Jasne - prycha pod nosem. Zakłada ręce na klatce piersiowej i z obrażoną miną zaczyna wiercić wzrokiem dziurę w suficie.

Mamy już po 28 lat. A on dalej zachowuje się jak 18-latek. Czasami jest to naprawdę męczące.

- Ehh, znowu jojczysz... - oświadczam zrezygnowany. - Idę spać na kanapę - biorę jedną poduszkę, zrzucam z siebie białą kołdrę i wstaję z łóżka.

- Co proszę?! - denerwuję się i podnosi ton, ale ja po prostu wychodzę z sypialni.

Udaję się do kuchni, po drodze słysząc jak krzyczy, że mnie nienawidzi czy coś. Kładę poduszkę na blacie, bo wziąłem ją tylko po to, bym wyglądał wiarygodnie i po kucnięciu zaczynam wertowanie dolnych szafek. Gdzie ja mam tę słodycze... A, no tak. Pod koszem na śmieci.

Otwieram więc szafkę pod zlewem i unoszę kosz powoli, by znajdujący się w nim worek nie zaczął szeleścić. Chwytam tabliczkę białej czekolady i wstaje z klęczek. Podchodzę do blatu, w drugą rękę biorę poduszkę i wracam do sypialni.

Alexander dalej wpatruję się w sufit, ale nie ma tak bardzo obrażonej miny. Jego "foch forever" trwa z każdym rokiem coraz krócej.

Wskakuję na łóżko obok niego i zaczynam chichotać z jego pozy samoobrony, którą przybrał z zaskoczenia.

- Kretyn - warczy na moją niewinną osobę.

- Chcesz? - wyciągam w jego stronę rękę z czekoladą i już wiem, że jest mój.

- Jednak nadal mnie kochasz.

Sytuację na górze dedykuję XInnaXnizXwszyscyX 😘 czekałam na moment aż wykorzystam twój pomysł 👌😂 buziaczki 😘

*****
- Nie chce mi się wracać do Polski - mówi mój Anioł, gdy oboje zaczynamy się budzić i kręcić w białej pościeli.

Leżę na plecach, więc on krzyżuje ręce na mojej klatce piersiowej i opiera na nich brodę, patrząc na mnie tymi uroczymi, błękitnie perełkowymi oczkami.

- Wiem. Hiszpania jest super, ale jesteśmy tu już 3 tygodnie - śmieję się i zaczynam bawić jego włosami.

Którym przydało by się, gdyby użył jakiegoś lepszego szamponu, a nie ciągle upiera się na ten swój. Nawet objętości nie dodaje!

- Wiem... - wzdycha. - W sumie... Nawet tęsknie za pracą - śmieje się krótko.

- A mi lepiej pracuje się w naszym mieszkaniu w Polsce, więc wiem co czujesz, honey.

- Tia. Ile musisz narysować projektów? - pyta, podczas kreślenia małym palcem kółek i wzorków na mojej klacie.

- Pokaz będzie za miesiąc, więc mam troszkę czasu. Ale wiesz, z sześć czy siedem musi być - wzdycham cierpiętniczo, kiedy uświadamiam sobie, że znowu będę zarywał nocki tylko dlatego, że będę starać się na czas narysować jakieś szmaty.

Lubię projektowanie, naprawdę, ale gdy się nie ma weny to... Masakra.

- Mhm... - ziewa jeszcze odrobinę zaspany, a ja rozczulam się jak on słodko, wygląda gdy to robi...

- Wiesz co? - mruczę, podpierając się na łokciach.

- Hm?

- Może szybki numerek przed rozpoczęciem dnia? - proponuje z dwuznacznym uśmiechem, a za moment już góruje nad moim Aniołem.

- Nie mogłem spać w nocy przez ciebie kilka dni temu - śmieje się.

- No własnie, aż kilka. Więc wiesz... - schylam się i składam delikatny pocałunek na jego szyi...

Mężczyzna zaczyna błądzić rękoma po moich plecach, więc wiem, że też ma ochotę. Ale oczywiście woli mnie przytrzymać i męczyć.

Zagryzam płatek jego ucha, odbierając pojedyncze stęknięcie, które mu się wyrwało, a mi dało zastrzyk energii. Uśmiecham się i przenoszę usta na jego obojczyki, a za chwilę wracam na szczękę.

Kreślę językiem mokry ślad na skórze i odnajduje jego usta, które przykrywam swoimi w czułym pocałunku...

- Wiesz... - mówi. - Może to nie taki zły pomysł - zagryza moją wargę, by po chwili przyssać się do mnie zachłannie, co odwzajemniam od razu, jednocześnie jadąc ręką do jego bokserek. Bo są całkowicie zbędne, tak samo jak moje...

*****
Rysuję ołówkiem na kartce kreski, które, mam nadzieję, mają ułożyć się w jakiś dobry projekt sukienki. Jednak szybko marszczę brwi, czując przypływ frustracji i gniotę ten idiotyczny kawałek papieru.
Jęcze niezadowolony, odchylając głowę do tyłu. Nawet te durne krzesełko zrobiło się nagle niewygodne! Jezu!

- Magnus?! - słyszę psychiczne krzyki Alexandra w mieszkaniu, świadczące o tym, że wrócił z zakupów. Bo po naszym bara bara, poszedł do sklepu po coś na śniadanie.

- Co?! - szybko zbieram kartki ze stołu i podbiegam do komody obok by je schować w szafce, jednak zostałem przyłapany.
Oh nie.

- Znowu pracujesz? - słyszę jego srogi ton głosu. Zamykam szufladę i się odwracam.

- Nie - uśmiecham się niewinnie, ale i tak wiem, że nie muszę kłamać, bo on wszystko wyczaji.

Podchodzę do niego, by odebrać reklamówkę z zakupami, ale się ona cofa wraz z ręką mojego męża.

- Nie pracuj. Jesteśmy na krótkich wakacjach, ciulu, i mam ochotę je wykorzystać i zmusić do tego ciebie - całuje mnie krótko w usta i odchodzi do kuchni. Tanecznym krokiem idę jego śladami.

- Kupiłeś mi coś? - pytam, przyklejając się do jego pleców, gdy stoi przed blatem, rozpakowując jedzenie.

- Miodowe sezamki.

- Jej! - ucieszony jak dziecko całuję jego kark. - Jutro będziemy już wracać. Kupię potem bilety na samolot.

- Nom. Jeszcze się spotkam z Simonem.

- Moi przyjaciele się przyjaźnią - śmieję się krótko. - Będę zazdrosny - oświadczam, a Alexander reaguje na to śmiechem.

- Dziesięć lat małżeństwa i myślisz, że bym cię zdradził, w dodatku z hetero, tak?

- Dokładnie - chucham na kark chłopaka i czuję, jak dreszcze biegną wzdłuż jego kręgosłupa.

- No weź! Chuchać to ty możesz do urządzenia, które promile sprawdza, kurwa.

Śmieję się złowieszczo, odklejam od jego pleców i staję obok. Jedną ręką ściskam jego pośladek, ignorując szorstkie spojrzenie w moją stronę, a drugą wyciągam paczkę sezamków z reklamówki. Polubiłem te sklejone w miodzie mini pestki.

Po pokrojeniu owoców i zmieszania ich z jogurtem, dodając jakieś inne słodkości i składniki, udajemy się na balkon, z widokiem na część dzielnicy i plaży, która jest rozpieszczana przez dość silne dziś fale.

****
~Alec~
Siedzimy na przeciw siebie na kocyku rozłożonym na balkonie, a między nami mamy miskę ze śniadaniem, którego zawartość zaczyna z czasem znikać, przeprowadzając się do naszych żołądków.

Odwracam głowę w bok i patrzę się na piękny krajobraz morza, nad którym unosi się słońce. Wywołuje ono mój uśmiech, zamiast rozdrażnienia. Pokochałem ten widok. Mógłbym tak siedzieć i patrzeć na zachody i wschody słońca codziennie. Są wręcz przesiąknięte czystą magią. Współczuję osobom niewidomym, że omijają ich takie widoki...

A gdy jeszcze mam u boku Magnusa, to nic więcej nie potrzebuję... No, przydał by się tylko zapas słodyczy.

- Znowu się zagapiasz - komentuje mój rozbawiony mąż, więc odwracam głowę, by spojrzeć na ten wspaniały i ciepły uśmiech. Nad którym widnieje wąs z jogurtu.

- Boże, co za dziecko. Pobrudziłeś się - nachylam się nad śniadaniem, przybliżając się do niego i kciukiem ścieram różową kreskę o smaku truskawkowym. Którego jeszcze przed chwilą była pełna miska.

- Mhm... - mruczy błogo, przymykając oczy, gdy teraz przykładam dłoń do jego policzka. Uśmiecham się zadowolony.

Nigdy się nie przyzwyczaję do tego, że dzielę życie z takim bogiem, którego aż strach dotykać, by nie popsuć...

Nie powstrzymuję się jednak i subtelnie muskam jego słodkie usta.

Po śniadaniu wracamy do mieszkania, by doprowadzić nasz wygląd do porządku i jeszcze zacząć pakować walizki. Ja w międzyczasie pisze SMS do Simona. Polubiliśmy się, to chcemy jeszcze się raz spotkać zanim wrócę do Polski.

Ja: I co? Dziś?

Simon: Yup, na cały dzień, Lightwood 😁 ten gryf cię puści?

Ja: Gryf XD tak, puści.

Simon: Git XD ej ty, chodź od razu się z Rafim spotkamy?

Ja: Raphael mnie nie trawi XP

Simon: To przetrawi 👌 hm?

Ja: A gdzie on mieszka?

Simon: Kojarzysz las którym się jedzie do innego miasta od waszej dzielnicy?

Ja: Tia?

Simon: Więc tym lasem 😝 napiszę ci adres. Będziesz?

Ja: Dobra, kup jakieś słodycze!

Simon: Sam se kup.

Ja: Ja jadę w gości do WAS więcccccc.

Simon: Pff. Dobra. Czekamy 😝 wysyłam ci adres.

Ja: 👌👌

- Kochanie? - mówię, gdy zamykam jedną ze swoich walizek, która kładę na łóżku.

- Hm? - azjata podchodzi do mnie, odrywając się od pakowania swoich rzeczy.

- Spieprzam na cały dzień do Simona i Raphaela, bo ten mały grzyb mnie zmusił. I nazwał cię gryfem - zaczynam chichotać, widząc lekkie oburzenie na jego twarzy.

- W sumie... - zamyśla się i uśmiecha dumnie po chwili. - Gryfy są zajebiste.

- W sumie... W sumie tak. Jedziesz ze mną?

- Niee, spotkam się z Clary i Cat.

- Zdradzasz mnie? - unoszę brew do góry, patrząc na niego podejrzliwie, podczas gdy on parska śmiechem.

- Nie śmiał bym - przybliża się i całuje mnie przelotnie w usta. - Na cały dzień?

- Tak. Widzimy się wieczorem?

- Widzimy się wieczorem...

Chwytam za jego kołnierz, by przyciągnąć go do pocałunku pożegnalnego. Dłonie Magnusa lądują na moich pośladkach, a usta współgrają z moimi w lubieżnym całusie...

Po tym biorę swój portfel, telefon i idę do wyjścia. Przed drzwiami zatrzymuję się jeszcze przy lustrze i poprawiam włosy, od czego chyba się uzależniłem.

- Uzależnienie! - krzyczy z sypialni mój mąż.

A nie mówiłem?

- Nara! - krzyczę, gdy otwieram kluczami drzwi.

- Nara! Kocham Cię!

- Ja Ciebie Też! - po naszym obowiązkowym wyznaniu uczuć, wychodzę z domu i udaję się do garażu, którego otwieram automatyczny kluczem w mojej dłoni.

I zdaje sobie sprawę, że jedyna rzecz jakiej nienawidzę w Hiszpanii, to słońce. Ta pieprzona lampa, która nie dość, że w chuj daleko, to i tak smaży jakbyśmy byli w jakimś piecu. Ygh.

Wchodzę do garażu i zaraz wsiadam do swojego czarnego Ferrari, które chyba nie jest dobrym autem na polną drogę, ale nie mamy terenówek. Cóż, mąż gustuje w sportowych autkach, a ja i tak niezbyt lubię kierować.

Wciskam guzik od garażu, i kiedy klapa powoli się zamyka, wyjeżdżam na podjazd, a potem za bramę naszego tymczasowego apartamentu. Spoglądam jeszcze na odblokowany telefon, by sprawdzić adres Raphaela, i wjeżdżam na odpowiednią drogę, potem na autostradę i czeka mnie jakieś pół godziny drogi miastem do lasu...

****
Jadę już polną drogą i szczerze, chyba musimy zaopatrzyć się w tą terenówkę albo chociaż coś z wyższym podwoziem. Bo nie mam ochoty na jakiś masarz. Tym bardziej, że czasem tak podskakuję, że uderzam głową o dach...

Otwieram okno od mojej strony i marszczę brwi na to, co słyszę. Jakby ciężarówkę przede mną. Ale po pierwsze co tir robiłby na polnej drodze, w której mieści się JEDNO auto, a dwa, jeżeli jakimś cudem się ścisną, lub któryś wjedzie w krzaki?

Jednak nie mylę się. Zza zakrętu wyjeżdża mi ciężarówka wprost na mnie. Kurwa.

Zwalniam i zaczynam trąbić na tego patafiana, ale nie reaguje. Ja pierdolę...

Spanikowany gwałtownie się zatrzymuję i zaczynam cofać, ale jestem w połowie drogi!

A ciężarówka nie zwalnia...

Hejjo ❤ drugą część miałam zacząć za kilka dni, no ale...no ale nie mogłam się powstrzymać xD jestem ciekawa waszej opinii o tej książce, bo będzie różniła się od pierwszej części.
Pozdrawiam 💗
I zapraszam do czytania 💗

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top