„Dlaczego doceniamy wszystko gdy jest już za późno?"

„Już dawno była sama, ale dopiero wtedy to zauważyła...(...)Straciła rodzinę, która ostatecznie znaczyła tyle, co nic. Straciła najlepszą przyjaciółkę w chwili, w której poczuła słabość do jej chłopaka. Straciła była chłopaka w chwili, gdy on murem stanął za swoją przyjaciółką. Straciła przyjaciela, zakochując się w nim. Straciła pieniądze, dom i co najgorsze straciła jakąkolwiek szansę na szczęście. Z uśmiechniętej brunetki zamieniła się w ponury cień.... "

One shot - ok 3000 słów. 
Paring : Veronica&Jughead
„ Je te veux entier" * Chce cię całego ❤️
W zależności od was będzie II część
Miłego Aniołki 👋😁

Brunetka ze smutkiem wpatrywała się w scenę na której już za chwilę miała wystąpić. Była smutna, bo wiedziała że, zawiodła wiele osób, w tym jej przyjaciół. Czuła się cholernie źle, a smutek nawet na chwilę nie ustępował. Nigdy nie bała się jakichkolwiek wystąpień publicznych, a jednak ten ją przerażał. Sprawiał, że chciała uciec stamtąd za wszelką cenę. Tak cholernie bała się spojrzeć tym ludziom w twarz, których tak bardzo skrzywdziła. Tak bardzo chciała cofnąć czas, lecz wiedziała, że to już było nie możliwe. Nie mogła nic zrobić. Na domiar złego miała śpiewać wesołą piosenkę, wiedząc że, uśmiech na jej twarzy nie pojawił się od tygodnia. W głębi siebie wciąż walczyła z samą sobą. Nie była pewna, czy po tym wszystkim da radę tam stać jednak było już za późno. Przez głośniki usłyszała swoje imię, więc teraz było już nie było drogi powrotnej. Jedyne co jej zostało, to udanie się na wielką scenę.

Z każdym jej krokiem narastał strach, który niszczył ją od środka. Z każdą sekundą jej śliczne, ciemne oczy przepełnione były bólem i łzami. W jej sercu zagościło uczucie pustki. Czuła, że nie może już znieść tego wszystkiego. Czułą się temu wszystkiemu winna. Właściwie sama obwiniała się o to, że zakochała się w chłopaka swojej przyjaciółki, ale również była świadoma, że nie potrafiła o nim zapomnieć.

Gdy w końcu stanęła na podeście sceny, poczuła jak robi się jej niedobrze. Ledwo dała radę utrzymać na nogach. Czuła jak  jej wzrok każdego widza, zabija ją, mimo że na nich nie patrzyła. Gdy w końcu jej wzrok padł na zebranych ludzi, przeraziła się jeszcze bardziej, szcególnie gdy zobaczyła wzrok jej przyjaciółki.

RETROSPEKCJA

Mocno uśmiechnęła się do niego, czując jak alkohol rozpala każdy zakątek jej ciała. Nie była świadoma już tego, co robi. Nie czuła odpowiedzialności za swoje czyny. Nie ona je kontrolowała, ale alkohol, który od kilku godzin płynął w jej żyłach. Nie myślała już, o konsekwencjach, które mogły się za nią toczyć. Nie myślała o tym, że jeden dzień może  zrunować jej całe życie. Tamtego dna liczyła się tylko zabawa, alkohol i oni.

Siedzieli koło siebie, śmiejąc się wzajemnie ze swoich wypowiedzi. Chłopak, które nigdy nie lubił klubów, bawił się jak nigdy dotąd. Brunetka ciągle na niego spoglądała. Zawsze zawracała uwagę na detale, więc od razu zwróciła uwagę na strój jej przyjaciela. Był ubrany w czarną koszulkę i tego samego koloru spodnie, które dokładnie go opinały. Wyglądał elegancko, lecz zadziornie. 

"Chciałabym go pocałować..."

Brunetka próbowała zatrzymać te nieprzyzwoite myśli, które toczyły się w jej głowie, ale nie potrafiła. W końcu chwyciła go za dłoń i zaprowadziła na parkiet.

Tańczyli ze sobą w rytm piosenki. Jej ręce na jego szyi, a jego dłonie na jej biodrach. Odległość która ich od siebie dzieliła, to zaledwie kilka centymetrów.

W tym momencie zaczęła biec smętna, ale piękna melodyjka. Lodge dobrze znała utwór, gdyż zaczęła do niego nucić pod nosem. Piosenka z tego co pamiętała, nazywała się "Let Him go " i był to cover w wykonaniu piosenki Birdy. Brunet zaśmiał się, gdy zaczynała śpiewać, ale wkrótce się dołączył. Tańczyli spokojnie i do rytmu piosenki, ciągle tuląc się do siebie. Veronica oparła głowę o jego zagrabienie w szyi. Chłopak zrobił to samo na niej.

Nie wiedzieli ile czasu minęło ale czuli że, w tamtym momencie nie to jest najważniejsze, ale oni i ta chwila. Brunetka niechcący podniosła głowę, stykając się z czołem Jonesa, przez co oboje wybuchli śmiechem. Brunet spojrzał na nią znacząco, a ich ciała były bliżej siebie na tyle, że uwierali ciałami, pocierając o siebie. Ich twarze zaczęły zbliżać się z prędkością światła, Veronica czuła jego ciepły oddech na jej ustach, co wywołało u niej pożądanie. Mimo wszystko to nie ona rozpoczęła pocałunek, a błękitnooki który z pasją wbił się w jej rozkoszne usta. Pomimo smaku alkoholu, ich pocałunek był naprawdę namiętny i zachłanny. Minęła długo chwila zanim się, od siebie oderwali.

„ – Co ty na to, żeby odwiedzić pokój hotelowy?"

„  - Podoba mi się ten pomysł"

Oświadczyła dumnie poczym rozpoczęła kolejny pocałunek.

Nim dotarli do pokoju hotelowego byli praktycznie bez ubrań. Jedyne odzienie, które zakrywało ich ciała, to była bielizna. W przypadku brunetki była to czarna koronka, która cudownie komponowała się z jej oczami, a u bruneta szarawe bokserki. Dziewczyna nie chciała tego przyznać, ale widok jej przyjaciela tak nagiego kusił ją nawet za bardzo. Nie wiedziała czemu,  w końcu kiedyś za sobą nie przepadali. Chociaż to już była przeszłość.

Jughead obrócił Veronicę tak, że teraz miał nad nią pewną władzę. Popchnął ją na miękki materac, a następnie usiadł na niej okrakiem. Całował jej ciało dokładnie, słysząc jej jęki. Nie zaprzeczał, że mu przeszkadzały, a właściwie budziły go do działania. Sięgnął dłonią pod jej plecy i chwycił za jej stanik. Mimo wszystko nie odpiął go, dopóki czarnooka nie dała mu przyzwolenia. Jones szybko zdjął jej górną cześć bielizny poczym, zaczął za dolną. Dziewczyna nie była mu dłużna i również zdjęła z niego bokserki.

„Jesteś pewna, Vi?"

Jego głos był delikatny i adekwatny z jego czynami. Ciemnooka przez chwilę rozważała czy to wszystko zakończyć, ale pożądanie które wtedy czuła, samo podjęło jej decyzję.

„ Je te veux entier" * 

Odparła pewnie, czując jak w nią wchodzi.

„(...)Lecz życie byłoby za piękne bez konsekwencji głupoty tamtego wieczoru."

„Dwie kreski"

Pomyślała ze smutkiem, patrząc na wynik testu ciążowego. Tak bardzo nie było jej to na rękę, w końcu miała wielkie plany. Miała iść na studia aktorskie, a rodzinę założyć dopiero za dziesięć lat. Co prawda wiedziała, że dziecko nie jest niczemu winne, ale w tamtej chwili nawet nie czuła się gotowa na bycie matką. Czuła się źle, bo zawiodła siebie, swoją przyjaciółkę i jej chłopaka. Żałowała że, to wszystko się wydarzyło, nawet jeśli nie mogła zaprzeczyć swoich uczuć do błękitnookiego. Żałowała za wieczór spędzony z chłopakiem, którego konsekwencje dopiero teraz do niej dochodziły.

„Ona mnie znienawidzi."

Takie i podobne myśli pojawiały się w  jej głowie i nie potrafiły odlecieć. Tak bardzo chciałaby cofnąć czas do tamtego dnia. Gdybym mogła zmieniłabym w nim wszystko. Nie zgodziłaby się na jego propozycje, nie zatańczyłaby z nim, nie pocałowałaby go i nie poszła z nim do łóżka. Gdyby mogła cofnąć czas, to nie wypiłaby nic i jakby nic odwiozła go do domu. A tak? Zmarnowała sobie życie, zresztą nie tylko sobie. Oni nigdy mi tego jej tego nie wybaczą. W końcu oni ze sobą nie zerwali, lecz się tylko pokłócili.

„On nie będzie chciał go wychowywać."

Jej myśli odskoczyły do wieczoru, który spędziła z chłopakiem przyjaciółki. Pomimo jak cudownie z nim było, musiała wrócić do cholernej rzeczywistości, w której on jej nie kochał. Brunetka uważała, że Jughead nie będzie chciał tego dziecka, zresztą kto wie. Mimo wszystko będą pytania, a ona nie lubiła kłamać. W końcu postanowiła, że gdy przyjdzie odpowiednia chwil,  powie prawdę najpierw jej a, później jemu. Tak będzie najrozsądniej.

„Tak cholernie się boję, ale nie mogę ich okłamywać."

Wiedziała, że to mogłoby pogorszyć sytuację, która już bez tego była beznadziejna. Póki nie było nic widać, można było usunąć ciąże, ale ona tego nie chciała. Nie byłaby zdolna zabić dziecka. chyba że umierałaby razem z dzieckiem, a najgorsze w tym wszystkim był fakt, że właśnie tą opcję rozważała. Była świadoma, że nie ma dużo czasu zanim zacznie widać brzuszek i zaczną się pytania ze strony przyjaciół i rodziny. Tego chciała za wszelką cenę uniknąć. Wiedziała, że jeśli skłamałaby na temat dziecka, prawda i tak wyszła na jaw, więc wolała zrobić, to co uważała za słuszne. Chociaż raz szczerze naprawić swoje błędy...

„To nie Twoja wina, kochanie"

Szepnęła cicho, gładząc się po brzuszku. Wiedziała, że potrzebuje pomocy w wychowaniu dziecka, bo nie zamierzałago usunąć, ale od kogo mogła ją wziąć? Od rodziców? Tata nie udzieliłby jej pomocy i najpewniej by powiedział, że to jej „problem " do rozwiązania, mama miała wiele innych spraw na głowie by pomóc jej w wychowaniu. Od przyjaciół? Od Betty nie przyjęłaby pomocy bo, czułaby się źle z powodu świństwa jakie jej zrobiła, w końcu nosiła dziecko jej chłopaka. Od Archiego czy Reggiego? Nie chciała, gdyż oboje byli jej byłymi, a to mogło się  źle skończyć, gdyby wiedzieli. Od Kevina? Od Toni? Od Cheryl? Wszyscy należeli do farmy, która ją przerażała. Z jej wyliczeń została sama. Nie miała nikogo komu mogła się zwierzyć. Nikomu komu mogła zaufać, ani do kogo się przytulić. Była sama. Sama pośród smutku, żalu i dziecka które poczęło się w jej łonie.

„Póki mam Ciebie, nie jestem sama..."

Po jej drobnym policzku zleciała pojedyncza łza, po której sunęły następne. Smutek od razu ją otulił, a nienawiść do siebie samej wzrastał z chwili na chwilę. Zamknęła powieki, a chcąc poczuć chwilową ulgę, dłonią sięgnęła po kosmetyczkę. Wyjęła z niej żyletkę, która tylko wyczekiwała na taką chwilę, w końcu to nie był jej pierwszy raz. Veronica od dawna miała zaburzenia odżywiania i depresję, ale jedyną osobą, która o tym wiedziała to był jej psycholog. Często, gdy nie mogła wytrzymać, sięgała po tak drastyczną metodę rozwiązywania problemów .

„Przepraszam(...)Znowu wszystkich zawiodłam...A mieli patrzeć jak buduje skrzydła."

Położyła ostre narzędzie na skórze, następnie jednym, małym wbiciem, przebiła skórę. Brunetka skupiła się, na kropelkach cieczy, które wydostawały się na zewnątrz jej ciała. Ten widok zawsze ją inspirował, choć sama nie wiedziała czemu, w końcu na filmach nie lubiła widoku krwi. Starała się go unikać za wszelką cenę, a jednak na żywo go uwielbiała. To zawsze ją dziwiło, w końcu, co to za różnica na żywo, czy w telewizji? W każdym razie, nawet nie zauważyła jak szybko w jej myślach pojawiły się słowa, możliwe scenariusze i wspomnienia.

„Pierwsza linia"

- Jesteś nikim, mija?

„Druga linia"

- To koniec, Roonie

„Trzecia linia "

-  Ja i mama rozstajemy się...

„To już ostatni raz"

Powiedziała pewnie, gdy w  głowę wypełnił jeden, lecz nie możliwy scenariusz. Ona i on, odprowadzający dzieci do przedszkola. Ta wizja po raz pierwszy od tygodnia sprawiła, że  jej twarz pokryła się drobnym, ale wciąż smutnym uśmiechem. Nienawidziła siebie za to, że kochała zajętego chłopaka. Nienawidziła tego, że poszła z nim do łóżka. Nienawidziła tego, że miała urodzić mu dziecko. Nienawidziła faktu, że zrobiła dziecko chłopakowi jej najlepszej przyjaciółki. Przyjaciółki, która jej ufała, a Veronica ją tak perfidnie zdradziła. Nienawidziła, że mimo wszystko wciąż pragnęła tego błękitnookiego pisarza.

„Dlaczego zawsze chcemy tego, czego nie możemy mieć?"

Zadała pytanie, poczym wzięła głęboki wdech. Schowała test i żyletkę do kosmetyczki, a kosmetyczkę włożyła pod umywalkę poczym wstała. Spojrzała wprost na lustro, lustrując siebie.

„Jestem nikim"

Oświadczyła, patrząc na jej rozmyty makijaż, zniszczone włosy i pełne blizn ręcę. Po chwili umyła się, następnie jak gdyby nic, wyszła stamtąd, nosząc fałszywy uśmiech. 

***

„Naprawdę jesteś w ciąży? "

Błękitnooki spoglądał na nią wyczekująco. Chciał poznać prawdę. Chciał wiedzieć, czy jego przyjaciółka naprawdę jest w ciąży i czy to możliwe, że on jest ojcem dziecka. Jedyne co zrobiła brunetka, to sięgnęła po torbę i wyciągnęła z niej test. Brunet wziął od niej przedmiot, który widocznie wskazywał pozytywny wynik, po czym spojrzał na nią pytająco.

„To jest moje dziecko?"

„Nie mów nikomu, wystarczy że ty wiesz."

Jej wzrok posmutniał. Chłopak nie miał prawa się dowiedzieć, w każdym razie nie teraz, wciąż było za wcześnie. Jak się dowiedział? Usłyszał wcześniejszą rozmowę z jej ginekologiem. Od razu zrozumiał jej ostatnie zachowanie i to, że lekko się jej przytyło. Jughead nie mógł uwierzyć, że będzie ojcem w tak młodym wieku. Właściwie sam nie wiedział, czy chce tego dziecka. Gdyby się Betty dowiedziała, to zniszczyłby wszystko, co między nimi było, ale z drugiej strony coś kusiło go do to tej brunetki.

„Jeśli chcesz, to jutro idę na USG."

Wyszeptała nieśmiało, bojąc się reakcji chłopaka. Chciała go zostawić, by wszystko mógł przemyśleć. Podniosła torebkę, poczym udała się do wyjścia. Gdy już miała przekroczyć próg usłyszała jego głos. Głos, który uspokajał ją jak widok krwi.

„Chce zobaczyć moje dziecko"

Oznajmił pewnie, choć w jego głosie można było wyczuć przerażenie. Podszedł do brunetki i chwycił ją za dłonie. Wzrok ciemnookiej od razu zleciał na świeże rany które, do niedawna świeciły się kropelkami krwi. Po chwili i jego wzrok sięgnął jej dłoni. Veronica jak oparzona cofnęła się do tyłu, a spojrzenie którym została obarczona - łączyło złość i współczucie.

„Dlaczego, to robisz?"

Pomimo złości, zapytał smutno. Nie spodziewał się, że tak jego serce zaboli fakt, że jego przyjaciółka się tnie. Może już nie była tylko przyjaciółką? A może, to przez to, że ma nosić jego dziecko. Nie był tego pewien, ale jednego czego był, to by nie dopuścić  do tego następnym razem.

„Bo jestem sama. Nie mam już nikogo."

Brunetka poczuła jak czyjeś ramiona oplotły jej drobne ciało. Mimo wszystko czuła się bezpiecznie. To było miłe uczucie, którego już tak dawno nie czuła. Miała wrażenie, że odnalazła coś, co już dawno zgubiła. Pomimo ciągłego smutku, uśmiechnęła się, gdy usłyszała jego następne zdanie.

„Nie jesteś sama. Zawsze jestem przy Tobie"

***

„Jest śliczne."

Jughead skomentował zdjęcie USG, które brunetka trzymała w dłoniach. Oboje byli zachwyceni po wykonanym badaniu. Mimo przeciwności, czuli się jakby świat przestał się liczyć. Chwilę, którą spędzili w gabinecie jak i poza nim były cudowne. Byli naprawdę szcześliwi w swoim towarzystwie.  Mieli wrażenie, że nic się nie liczy. Tylko zdrowie dziecka i i jego rodzice. Wszystko było jak w bajce, przynajmniej do mometu powrotu do rzeczywistości.  Uśmiech na ich twarzach  gościł, dopóki pewien głos nie dotarł do ich szczęśliwych uszu.

„Veronica? Jughead? "

Przed nimi stała średniego wzrostu blondynka, która parzyła na nich ze zdziwieniem. Była jedną  z tych mądrych i skupiających się na szczegółach, dlatego jej wzrok od razu padł na budynek za nami i karteczkę, którą oboje trzymali. Na jej twarzy pojawił się smutek i nienawiść. Wszystkiego się domyśliła, zanim oni się odezwali.

„Kochanie"

„B"

Ich głos zabrzmiały w tej samej chwili, a jednak rozmyły się. Błękitnooka blondynka ze  pokręciła głową i spojrzała na brunetkę z żądzą mordu. Najpierw spojrzała na nią, a potem na jej brzuszek, wypowiadając w jej stronę okropne słowa.

„Dziwka z Ciebie. Mam nadzieję że, dziecko wkrótce, to zrozumie."

Jughead chciał się wtrącić, jednak ciemnooka już tego nie usłyszała. Uciekła stamtąd z płaczem, czując jak jej serce zaraz eksploduje. Przepełnione bólem i cierpieniem. Wiedziała, że jej przyjaciółka miała rację. Czuła się winna. Była temu wszystkiemu winna. Była dziwką, którą nazwała ją przyjaciółką. 

Od tamtego dnia zmieniło się wszystko.

Ludzie patrzyli na nią z obrzydzeniem, a blondynka nie odezwała się do niej już żadnym słowem. Przyjaciele obgadywali ją, byleby uświadomić jej jak wielką szmatą jest. Rodzina zauważyła jej zmianę, ale nie poruszała tematów. W końcu najlepiej ignorować problem i żyć bezproblemowo. A co z Jughead'em? Wybrał blondynkę, więc zostawił młodą Lodge. 

Znów została sama. Sama pośród czterech ścian i serca.

Teraz stała, patrząc na swoich przyjaciół. Każda twarz  przypominała jej  jakąś historię i wspomnienie. Uczucia w jej sercu zagościły od razu. Smutek. Żał. Tęsknota. Nienawiść. Brak.  To wszystko, co czuła, patrząc na znajome twarze.

Gdy ułyszała jak zaczyna grać melodia, wzięła głęboki wdech. Piosenka była wesołej tonacji, choć wolna, więc dziewczyna postanowiła zmienić tekst. Zamiast piosenki o miłości, zaczęła śpiewać o tym, co teraz dzieje się w jej życiu. Niektórym nie podobało się, że zmieniła tekst słynej piosenki, lecz Ci którzy jej nie znali byli z niej dumni. Mimo wszystko Veronica wzrokiem szukała rodziców, których jak zwykle nie było, bo pracowali do późnych godzin. Lodge tak bardzo by chciała, by byli tu z nią i zapewniali, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli to by było kłamstwo. W każdym razie nie dość, że jej rodzice się rozwodzili, to oboje byli zajęci  pracą. 

Nie było ich na widowni, a jej nie było w ich sercu.

Kiedy światełka brak

Szukamy szans

Na odzyskanie gwiazd

Gdy upadamy czekamy na dłoń

Która pomoże podnieść skroń

Dziś tyle się zmieniło

Każdy z nas chce odzyskać blask

Ale czy jest gotowy poddać się i przegrać?

Na widoku w głębi, gdzieś w głębi ciemności siedział młody Jones, który wzrokiem wpatrywał się w czarnowłosą. Nie widział, ani nie rozmawiał z nią od tygodnia, w końcu ponoć była chora, choć doskonale wiedział, że to było kłamstwo. Uciekała przed nim, dokładnie tak jak on to robił przez ostatni tydzień, w końcu musiał wybrać. Wspomnienia wróciły do niego jak burza. Miał ultimatum albo zerwać kontakt z jego niegdyś przyjaciółką albo zostać przy niej i wychowywać jej dziecko. Oczywiście, wybrał swoją ukochaną, czego być może w sercu żałował.

Jego myśli wypełniły się upojną nocą, którą wraz Roonie spędzili razem. Może i był pijany, ale nie aż tak, żeby zapomnieć, że kochał się z czarnooką. Wiedział, że oboje mają dużo wspólnego, ale to nie dlatego ją lubił, chociaż nie zawsze tak wyglądała relacja między nimi.

Kiedyś nawet nie uważał ją za przyjaciółkę, a za laleczkę z miasta, której niby wszystko się należało. Uważał, że zachowuje się jak rozpieszczona gówniara, która gdy zdobędzie czego, chce zniknie jak cień. To się jednak zmieniło w dniu ich pocałunku na basenie. Był pewien, że poczuł coś do brunetki, ale wtedy myślał, że to alkohol. Gdy jednak sytuacja się powtórzyła z wielkim końcem e hotelu, poczuł że chodzi o coś więcej.

„(...)Być może poczułem motylki w brzuszku..."

Pomyślał, a gdy usłyszał głos dziewczyny o której myślał, to automatycznie spojrzał na scenę. Z daleka mógł zobaczyć jej przerażoną twarz. Wiedział, że nie chodzi występ, bo ciemnooka zawsze sobie dobrze radziła z tremą. Chodziło o ból który w sobie skrywała. To właśnie, o tym okazał się tekst jego przyjaciółki.

Już w przepaść upadłam

Zbyt mocno uderzyłam

Nie potrafię wstać do dzisiaj

Sama pośród tych ścian

Przepraszam za całe zło,

Które wam uczyniłam

I właśnie w tym momencie po twarzyczce nastolatki spadło kilka drobnych łez, a zaraz po tym można było usłyszeć jak mikrofon uderza o ziemię. Głośny huk rozbrzmiewał po całej sali, przez co ludzie się zdezorientowali. Jughead również nie wiedział, co się dzieję, lecz gdy zobaczył jak dziewczyna upada, zdał sobie sprawę, co jej piosenka miała znaczyć. To nie było tylko przedstawienie, a jej ostatnie pożegnanie.

W mgnieniu oka znalazł się na scenie, trzymając na kolanach głowę dziewczyny. Nie dbał już, o to co ludzie powiedzą. Nie myślał o blondynce, przyjaciołach, tylko o matce swojego nienarodzonego dziecka. Po jego twarzy również spłynęła łza, a potem kolejna.

„Przepraszam..."

Powiedziała ze smutkiem, patrząc na jego twarz. Chciała ostatni raz zobaczyć tak cudowne oczy jakie on miał. Błękitne oczy które potrafiły ją uspokoić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze.

„Nie zostawiaj mnie"

Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła, przy okazji ściągając z siebie płaszcz. Jej ramię pokryte było kilkoma, ale mocnymi przecięciami. Zrobiła je na chwilę przed występem, bo tak naprawdę chciała się pożegnać z nimi wszystkimi. Z wszystkimi, których kochała, a depresja z którą żyła od kilku lat tym razem ją wykończyła.

„Kocham Cię, Jughead"

„Ja ciebie też dlatego nie pozwolę Ci odejść"

„Przysiągł sobie, że póki ma szansę, uratuje swoją ukochaną i jej dziecko jednak czy słowa dotrzymał? "

Ty upadłaś, a teraz ja upadam

Tonę w morzu łez, błagam

Nie odchodź kochanie, nie zostawiaj mnie

Więc ten ostatni raz, daj nam szansy czas

„Dlaczego doceniamy wszystko gdy jest już za późno?"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top