Inny cel...

Cześć!
Nowy rozdział, nowa akcja...
Co się wydarzy?
Przeczytaj a się dowiesz😁
Miłego czytania....
************************************

*Annie*

Gdy już myślałam, że nareszcie zobaczę moje rodzeństwo z powrotem w domu....się okazało, że sobie jeszcze poczekam...na szczęście tylko trzy dni....

Siedziałam sobie w moim pokoju, na łóżku i bawiłam się swoimi mocami...
Nagle usłyszałam trzask, a zaraz potem lekki huk...

Drzwi od mojego pokoju, teraz już otwarte na oścież, ledwo trzymały się zawiasów, a w nich stała zdyszana Cassie...

- Annie! - wykrzyknęła - Jest źle, jest bardzo, bardzo źle! - dodała
- Hej, Hej spokojnie - zatrzymałam ją - Co się stało? - zapytałam

- Pamiętasz jak ci mówiłam o podsłuchiwaniu tej organizacji - zaczęła
- No - odparłam
- No to podsłuchałyśmy ich znowu i, usłyszałyśmy, że po tym nieudanym zamachu na placu, chcą się zemścić no dowództwie - kontynuowała
- A kim jest to dowództwo? - spytałam
- Wszyscy mieszkający w posiadłości - odparła
- Ale cz,czekaj wszyscy mieszkający teraz, czy w ogóle - zapytałam bo właśnie sobie coś uświadomiłam
- Że co? - zapytała zdziwiona
- ROZUMIESZ, ŻE ONI MOGLI MIEĆ NA MYŚLI NAS WSZYSTKICH, A TO OZNACZA, CO JEŚLI COŚ ZROBIĄ CHŁOPAKOM I TASI, ONI SĄ W SZPITALU SAMI! JEŚLI NASTĄPI JAKIŚ ATAK, NIKT IM NIE POMOŻE - krzyknęłam ze zbierającymi się w moich oczach łzami

- Oj, o tym nie pomyślałam - odparła otrzepując się ze strachu - A, jest jeszcze coś - dodała nagle
- Co? - odparłam
- Bo oni, planują włamanie do posiadłości...dzisiaj....w nocy...- odparła
- CO?! - teraz już nie wytrzymałam
Teoretycznie mogłabym coś jeszcze dodać do tej mojej wypowiedzi, ale nie miałam siły, za dużo problemów na raz, zbyt dużo osób wie o moich mocach, mam rodzeństwo w szpitalu, a teraz jeszcze to...Bogowie zlitujcie się nade mną!

- To co robimy? - wyleciała Cass
- Trzeba opracować plan - odparłam
- Ale jaki plan? My dwie jesteśmy tylko dzieciakami, a oni to najpotężniejsi przestępcy Kaczogrodu, co my niby mamy zrobić? - zkwitowała

- Mieszkam tu dopiero pół roku, ale znam się na takich rzeczach - odpowiedziałam z dumą w głosie

Cassie jedynie obdarzyła mnie spojrzeniem typu ,,aha", w sumie prawda, bo jednak nie miałam jeszcze do czynienia z taką sytuacją jak teraz....nikomu nie życzę takich przeżyć....

- Mówiłaś, że chcą się włamać w nocy, tak? - zapytałam
- No - odparła
- Oglądałaś Kevin sam w domu? - spytałam, bo właśnie wpadłam na pewien pomysł
- Ty się lepiej pytaj kto nie oglądał, ale tak - potwierdziła
- No to pewnie pamiętasz co on zrobił aby załatwić tych bandziorów? - zapytałam
- Ale ty zdajesz sobie sprawę z tego z kim my walczymy, tak? - zapytała z ironią

- Tak, ale ty wiesz, że ja też używam magii, a po za tym oni nie są niczego świadomi - odparłam z uśmiechem

- Ah, w porządku, zrobię co zechcesz - odpowiedziała
- Mam już plan...

                               Plan
1.Musimy przygotować sobie jakąś ,,bazę", z której będziemy wszystko obserwować,i zarządzać.
Najlepiej jakieś ukryte pomieszczenie, a jak dobrze wiemy w tym domu jest ich pełno...

2. Zastawić jakieś pułapki, najlepiej niech będzie to coś prostego, ale niespodziewanego, tam gdzie najmniej by się tego spodziewali...

3. A jeżeli chodzi o akcję to mój pomysł wygląda tak:
Będziemy miały przy sobie krótkofalówki, żeby się komunikować, ja będę się ukrywać gdzieś w holu głównym, czyli od strony jedynego wejścia do domu.
Ty będziesz siedziała w bazie, masz do obsługi kamery, pułapki itp...
Ja używając mocy wyprowadzę ich w pole, prosto na pułapki...
Pułapki ich złapią, a my zwyciężymy...

- Tak wygląda mój plan, pasuje? - spytałam, licząc na pozytywną odpowiedź
- Idealnie, pasuje - odparła z uśmiechem
- Red Sharks szykujcie się, bo jeszcze nigdy nie zmierzyliście się z kimś takim, jak my - obwieściłam

*Pod wieczór/przygotowania zakończone*

Super, cały dom najeżony świetnie ukrytymi pułapkami, baza gotowa, poukrywane wszędzie kamery i mikrofony działają bez zażutu...
Teraz tylko modlić się aby się udało..

Teraz tak się tylko zastanawiam, czy dobrze zrobiłam zostawiając to zadanie tylko nam dwóm...
Mogłam w końcu poprosić dorosłych o pomoc, ale się poprostu bałam...

W tej chwili na pomoc w razie czego liczyć nie mogę...
Sknerus na wyjeździe biznesowym...
A mama, wujek Donald i pani Dziobek, są w szpitalu i czuwają przy dzieciach...

Jesteśmy skazane na los....
Ale robimy to by uchronić tą rodzinę...
Jeżeli będziemy wierzyć, to może się udać....oby.....

*Noc|Rozpoczęcie akcji*
*Cassie*

- Cass do Ann, zgłoś się - szepnęłam w stronę krótkofalówki
- Ann do Cass, odbiór, wszystko gotowe, Boże chcę to mieć już na sobą - odparła dziewczyna
- Wiem, ja też - odpowiedziałam - Jesteś na pozycji? - dodałam
- Tak, siedzę na tym przeklętym żyrandolu od półgodziny, a wokół mnie tylko pustka i ciemność, normalnie dzień jak co dzień - odparła

- Aha, a masz moce w gotowości? Bo jak pułapki zawiodą, to będzie nasz jedyny ratunek - zapytałam
- To zawsze, nie wyłączam ich - odpowiedziała

Potem nastała chwila ciszy, chciałam jeszcze coś dodać, ale nagle czujnik ruchu umieszczony przed drzwiami powiadomił mnie o rozpoczęciu się zabawy...

- Dobra Ann! Towarzystwo już przybyło, zaczynamy zabawę? - oznajmiłam
- Jasne - odparła

Zaczęłam rozglądać się po obrazach z kamer, po chwilowych poszukiwaniach zobaczyłam swój cel...
Czarna postać stojąca pod drzwiami, próbująca dostać się do środka...

Gdy dostała się do środka rozpoczęła się zabawa...

Annie za pomocą mocy, najpierw dezorientowała przeciwnika, przez co już po chwili dało się usłyszeć dźwięk pierwszej pułapki w którą tajemniczy gość właśnie wpadł....

Była to dziura w podłodze....
Gramolił się przez chwilę, ale nie umiał wyjść
Nagle usłyszałam głos Annie w słuchawce

- Całkiem sprawnie poszło, nie? Mam tylko jedną wątpliwość, ich nie miało być dwóch? - zapytała

- No faktycznie, coś tu nie gra - odparłam

- Straszna przewidywalność, nie gra - usłyszałam nagle czyiś głos za sobą

Przerażona spojrzałam za siebie, i ujrzałam Carmen de Spell we własnej osobie....

- A,ale j,jakk ty t,tu - wyjąkałam

- Dziecko, błagam! Ty poważnie myślisz, że my jesteśmy głupi? Nawet idiota zorientował by się, że jest podsłuchiwany, wy jednak, w przeciwieństwie do nas się nie zorientowałyście - odparła z uśmieszkiem - Zagrałyście w naszą grę - dodała

- Cz,czekaj czyli to - zaczęłam

- Wiesz, w sumie wcześniej naprawdę chodziło nam o sprawienie jak najwięcej cierpienia temu starcowi, pozbawienie go rodziny było najprostszym sposobem, ale teraz, gdy już prawie wyeliminowaliśmy te małe szkodniki, bardziej chodzi nam o jedną konkretną osobę - odparła - No bo pomyśl, czy nie opłacało by się bardziej zabrać coś co dopiero odzyskał, tym bardziej, że można mieć z tego pożytek też dla siebie, w końcu przydała by się nam.....moc telekinezy, czyż nie? - dodała

Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z ich prawdziwego celu, już nie chodziło o skrzywdzenie Sknerusa psychicznie, przynajmniej nie głównie....teraz chcieli zabrać moc Annie, czym mogli by skrzywdzić nie tylko ją, ale też i całą jej rodzinę, w jej wypadku odebranie mocy równa się....... śmierć.....a moc wykorzystali by do czegoś okropnego....

- Szkoda tylko, że nigdy wam na to nie pozwolę - wystąpiłam
- Ha! Ty serio myślisz, że się przestraszę dzieciaka? - zapytała wyśmiewająco - No śmiało, pokaż co potrafisz - dodała

Stałam przerażona, nawet nie o siebie, bardziej o to, że niczego nieświadoma Ann jest na dole sama z Connorem, który może wykonać cały plan za Carmen...

Nie chciałam walczyć bo byłam świadoma porażki, w zamian tego chwyciłam szybko pierwszą lepszą rzecz która leżała pod ręką, i rzuciłam w przeciwniczkę, skutecznie odwracając jej uwagę...

Następnie zabrałam że sobą jeszcze krótkofalówkę, i póki Carmen nie za bardzo nie wiedziała co się dzieję, popędziłam pomóc przyjaciółce...

- ANNIE! - wydarłam się do urządzenia
- Cass? Coś się stało? - zapytała ze zdziwieniem
- Zaraz będę, błagam uważaj! - odkrzyknęłam
-Ej! O co chodzi!? - zapytała lekko poddenerwowana
- My ich wcale nie pokonałyśmy, to była część ich planu, a my zagrałyśmy w ich grę! - odparłam w pośpiechu
- Moment, czyli...
- To Wszystko Ściema! Wcale nie uwięziłaś Connora, on udaje, oni chcą ci odebrać moce! - wytłumaczyłam

Miałam jeszcze coś dodać, ale usłyszałam huk w urządzeniu, a potem tylko szum...
- Annie? ANNIE?! - krzyknęłam z przerażenia

- Wracaj tu, ty bachorze! - usłyszałam głos Carmen, okazało się, że biegła za mną...

Gdy dobiegłam do holu głównego, gdzie znajdowała się Annie, zobaczyłam....że całe pomieszczenie było totalnie zniszczone, były tylko resztki gruzu i dym...

Stałam jak wryta, z przerażenia...
-ANNIE! - zaczęłam się drzeć - ANNIE! - wołałam dalej

Po chwili usłyszałam krzyki z sąsiedniego pomieszczenia..

Gdy tam dotarłam, zobaczyłam Ann walczącą z Connorem, to przy użyciu mocy, to przy użyciu siły...

I nagle poczułam, że ktoś mnie łapie od tyłu i przykłada dłoń do buzi...
Nie mogłam się ani ruszyć, ani wydusić z siebie żadnego słowa...
Carmen mnie dorwała...
Próbowałam się wydostać, ale nic z tego...

Po chwili zauważyłam przestraszone spojrzenie Ann skierowane to na mnie to na Carmen...

Przyjaciółka chciała mnie uwolnić za pomocą mocy, ale zanim wykonała jakikolwiek ruch, złapał ją Connor...

Jesteśmy w kropce....

Nastąpiła chwilowa cisza...
Po której, bliźniaki zaczęły się złowieszczo śmiać...
- No proszę - zaczął chłopak - a podobno ci z klanu McKwaczów są nie zwyciężeni - dodał
- Ta tutaj - mówiąc to spojrzała na mnie - akurat do niego nie należy - dodała
- Oh, to wszystko wyjaśnia, widocznie ta druga *spogląda na Annie* sobie nawet z własnymi mocami nie radzi, że tak łatwo wpadły w nasze sidła, co dzieciaczki, będziecie płakać? - dodał prześmiewczo

- Oj, żebyś się nie zdziwił - odparła Ann
Zaczęła podejmować próbę odzyskania wolności, jednak nic nie wskazywało na to, że jej się uda...
Wręcz przeciwnie, Connor jedynie ścisnął ją mocniej, tak, że aż wydała z siebie jęk bólu...

- Dobrze, dobrze! W porządku, chcecie mnie, to proszę, ale ją wypuście! - krzyknęła Annie

- Ann, nie! Nie rób tg - nie dokończyłam bo Carmen ponownie zamknęła mi buzię

- Jak ją wypuścimy, to już nie będzie zabawy! - odparł Connor

Annie chciała jeszcze coś powiedzieć, ale, postanowiła jednak siedzieć cicho...
W zamian tego było widać, rosnący w niej gniew, nagle jej pasemko i oczy zaczęły świecić co oznaczało uwolnienie się mocy, na potężną skalę..

Złoczyńcy patrzyli na nią że zdziwieniem na tyle dużym, że poczułam, że Carmen nie bardzo zwraca już na mnie uwagę, dzięki czemu po chwili udało mi się uwolnić, dziewczyna nawet tego nie zauważyła...

Ann natomiast wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć...
Patrzyłam na nią z przerażonym zdziwieniem...

Gdy bliźniaki zaczęły się powoli orientować co się dzieje, i próbowały przystąpić do ataku, Ann rzuciła w moją stronę jedynie ciche...
- Wiej - szepnęła

Wiedziałam co się zaraz wydarzy, więc posłusznie wykonałam polecenie...
Uciekłam do sąsiedniego pomieszczenia i rzuciłam się na ziemię...

Po chwili w budynku rozległ się głośny huk...

Gdy uznałam, że mogę się podnieść, to co zobaczyłam dosłownie, zapierało dech w piersiach...

Całe skrzydło posiadłości było dosłownie zniszczone, jedynie dym i gruz...
Na ziemi leżały nieprzytomne bliźniaki, a pośrodku stała zupełnie zdezorientowana Annie....

- Woow, coś ty zrobiła? - rzuciłam w stronę przyjaciółki
- Ja, ja sama nie wiem - odparła rozglądając się po pomieszczeniu, a raczej po tym co z niego zostało...

Nagle zauważyłyśmy, że nasi wrogowie, powoli zaczynają wracać z krainy Morfeusza ( XD)
Stałyśmy jak wryte, nie wiedziałeś my co zrobić, zostać i walczyć, czy może jednak uciec i pozostawić ich losowi...

- Co robimy - szepnęłam do Annie
- Wiejemy - odparła również szeptem, po czym uciekłyśmy...

- Aaj! - krzyknęłam
- Ciiii, co się stało? - zapytała Ann
- Zahaczyłam ręką o jakiś pręt ajjj, Boże jak boli! - wytłumaczyłam
- Pokaż - poprosiła - uuj, krwawisz - dodała
- Walić to, mamy ważniejsze sprawy na głowie - odparłam z bólem
- Na pewno? - spytała
- Tak, na pewno - odpowiedziałam
- Czekaj, chyba się obudzili - oznajmiła nagle

Podeszłyśmy do w połowie zniszczonej ściany, która oddzielała nas od bliźniaków, z ich słów dało się usłyszeć:

- Co tu się...aa, dobra zwijamy się stąd, nie mam już dzisiaj siły na te smarkule - powiedziała Carmen
- Ta - poparł ją brat, po czym oboje za pomocą magii rozpłynęli się w powietrzu...

- Było blisko - odparłam
- Racja, ale teraz mamy problem - oznajmiła Ann
- Jaki? - zapytałam

W odpowiedzi Annie wskazała jedynie ręką na otaczające nas resztki gruzu i pyłu...

- Aha - odparłam
- Z tego to my w życiu nie wybrniemy - stwierdziła
- Znaczy wiesz, ja tu nie mieszkam - zaczęłam
- Ale jesteś tu tak często, że ciężko się z tym zgodzić - odparła i rzuciła mi mordercze spojrzenie

*Annie*
- A no tak, chwila, poczekaj tu przez moment - poprosiła Cassie
- Co, ale po co? - zapytałam zdziwiona
- Zaraz wracam! - odkrzyknęła

Po kilku minutach, wróciła taszcząc ze sobą jakąś książkę...

- Co to jest? - zapytałam
- To jest jakaś księga zaklęć, Tasia mi ją kiedyś pokazała, gdy chciała naprawić cenny wazon, który....przez...przypadek...stłukłyśmy - odparła - chyba pamiętam zaklęcie na naprawę - dodała
- No to dawaj - zachęciłam ją
- Dobra, mam - oznajmiła po czym zaczęła cytować zaklęcie
Gdy skończyła w jednym momencie całe zniszczone skrzydło posiadłości wróciło do normy, było jak nowe..

- Dzięki, uratowałaś mi tym życie - podziękowałam
- E tam, nie ma sprawy - odparła

*Cassie*
Uff, było grubo...
Ale, nie udało nam się ich pokonać, wręcz przeciwnie, teraz jeszcze bardziej będą chcieli nas zniszczyć...

Nagle zauważyłam, że w oczach Annie, zaczęły zbierać łzy...
- Ann? Wszystko w porządku? - zapytałam
Jako takiej odpowiedzi słownej nie otrzymałam, dziewczyna jedynie zalana w łzach osunęła się na ziemię...
- Hej, spokojnie, co się stało? - próbowałam ją uspokoić
- To wszystko moja wina! - odparła dalej płacząc
- Chyba żartujesz, no coś ty, to ani odrobinę nie jest twoja wina, skąd ci w ogóle przyszedł taki pomysł do głowy? - zaczęłam ją pocieszać

- No bo pomyśl, skoro oni chcą odebrać mi moce, to znaczy, że cała ta krzywda którą wyrządzili chłopakom i Tasi, jest spowodowana przeze mnie - odpowiedziała szlochając
- Już spokojnie, nie martw się, bo to nie prawda - nadal próbowałam ją uspokoić, i chyba nareszcie mi się udało - Poza tym, zapomnijmy już o tym co się wtedy wydarzyło, i myślmy o tym, że już za chwilę zobaczymy ich z powrotem w domu - dodałam
- Uff, masz rację - odparła po ochłonięciu

- Wiesz, nie wiem czy to ci się spodoba, ale mam pewien pomysł - oznajmiłam po chwili
- Słucham - odpowiedziała
- Może, chłopaki i Tasia, by nam pomogli, co? Stworzylibyśmy coś na wzór Wielkiej Szóstki, czy coś! - zaproponowałam
- Hmm, nie jest to głupie, ale to od nich zależy, na początku to trzeba będzie im w ogóle nakreślić jak wygląda sytuacja - odparła
- Taa, ale rozumiem, że tobie pasuje - zapytałam z iskierkami w oczach
- Mi pasuje, bo jak same, to to by się skończyło tak jak przed chwilą - odpowiedziała

- Yesss - krzyknęłam z uśmiechem
- Ale oni muszą się zgodzić - przygasiła mój zapał - Chodź - dodała
- Po co? - spytałam
- No trzeba, ci tą rękę opatrzyć - odparła
-A, tak, już idę...

************************************
Cześć!
Trochę długi wyszedł mi ten rozdział, ale cóż, miałam wenę😊
Duuuużo się podziało, a podzieje się jeszcze więcej....

Co zrobią Carmen i Connor?

Czy Chłopaki i Tasia pomogą dziewczynom?

Tego dowiecie się już niedługo!

P.S napiszcie waszą opinię na temat tego rozdziału, jak i całej fabuły, z chęcią sobie poczytam, wasze zdanie..

Do zobaczenia...

XWebby💕

 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top