8. Tropem demonicznego wilka
Ruszyłam do swojego pokoju. Martwiłam się o tamtą trójkę. Kudou nic mi o nich nie mówił. Nic o nich nie wiem, nawet jaką mieli przeszłość. Lecz czułam, że ich zniknięcie nie było celowe. Usiadłam na łóżku, po czym położyłam się na plecach, dając dłonie na brzuch. Rozmyślałam nad ich zniknięciem. Po jakimś czasie zadzwonił mój telefon. Wstałam by sięgnąć po urządzenie. Na wyświetlaczu pokazał się numer cioci Zosi. Odebrałam mimo braku sił.
- Karina? - tak babcia się do mnie zwracała gdy jest jakaś pilna sprawa.
- Babciu? Co się stało? Masz dziwny głos. - spytałam starszej kobiety, łkała.
- Wiem ... że to zły moment ... al-ale - cały czas łkała, że nie mogłam zrozumieć co do mnie mówi.
- Spokojnie babciu. Pamiętaj, wdech i wydech. - starałam się uspokoić starszą kobietę. Zrobiła to co jej zaleciłam.
- Ko-Kochanie ... Stanisław ... - dziadek? Przejęłam się tym, co babcia mi mi do przekazania. - Nie żyje.
Nie żyje?
Upuściłam telefon z ręki, spadł na dywan, pod którym stałam. Babcia się rozłączyła. Stałam w wielkim szoku z otwartymi na oścież oczami oraz lekko otwartą buzią. Łzy napłynęły mi do oczu, oddech raptownie przyśpieszył, a bicie serca waliło jak oszalałe. Upadłam na kolana, objęłam się wokół ramion. Pokręciłam głową. Nie. To nie może być prawda!
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam, pewnie mój płacz było słychać na dole. Podniosłam swój telefon i szybko się ogarnęłam. Mianowicie, poprawiłam makijaż oraz wytarłam ślady po łzach. Schowałam telefon do kieszeni i otworzyłam drzwi od swojego pokoju. Zastałam po drugiej stronie Fuyuka.
- Fuyuka - chan? -zdziwiłam się jej nagłym przyjściem, ale widząc jej twarz, chyba domyśliłam się o co jej chodziło. Zamartwiała się.
- Jupiter-sama, proszę mi wybaczyć, ale usłyszałam jak płaczesz. Zastanawiałam się co się stało. - kochana. Zamartwiała się. Jest taka urocza.
- Wszystko dobrze skarbie. - pogłaskałam ją z czułym uśmiechem oraz ucałowałam jej czoło, na co zareagowała ogromnym szkarłatnym rumieńcem. Zaśmiałam się cicho na jej reakcję. Wyszłam z pokoju i ruszyłam z nią na dół.
*Tego samego dnia, późnego popołudnia*
Siedziałam w kuchni i czytałam książkę przy herbacie, gdy usłyszałam jak główne drzwi się otwierają. Natychmiast zamknęłam książkę i odłożyłam obok swojego kubka by wyjść i sprawdzić kto do nas zawitał. Gdy tylko wyszłam z kuchni, rozległ się donośny głos.
- Daj mi spokój! - to był Akio. Zostałam w kuchni mając lekko uchylone drzwi do pokoju gastronomicznego. Podsłuchiwałam.
- Musimy go mieć na oku. Kto wie co on robił z Kageyamą. - Kageyama? Kageyama...Reji?! Byłam w ogromnym szoku. To jego nazwisko widnieje w moich dokumentach.
Jako nazwisko...mojego chrzestnego.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - odparł ponuro Kidou i ruszył tym samym krokiem co Akio, a za nim podążył Sakuma. Oparłam się o drzwi. Nadal w szoku. Analizowałam to co działo się w mojej głowie.
On? Tutaj? Po tym wszystkim?
Poczekałam aż chłopcy wyjdą z domku. Odczekałam dobre 10 minut. Ruszyłam po swojego laptopa, szybko i nie zgrabnie. Sięgnęłam do walizki, otworzyłam, wyjęłam z samego dna laptop marki Samsung. Ruszyłam do kuchni, szybko usiadłam na swoje pierwotne miejsce. Odłożyłam herbatę i książkę na bok. Nadal analizowałam zaistniałą sytuację. Śmierć dziadka, nie mogła być przypadkowa. Wystukałam w szpiegowskim chronionym programem dane mojego chrzestnego i sprawdziłam dokładnie wszystko to co nachodziło mi do głowy a palce same wstukiwały litery na klawiaturę. Aktualne miejsce. Wyspa. Dane. Wyczyszczone. Przeszłość. Wyczyszczona.
- Czemu nic o nim nie ma? - ten program za tylko nieliczne osoby, głównie z mojego otoczenia. Miałam przyjaciół którzy byli ode mnie starsi i pracowali na policji oraz jako informatycy. Więc, dlaczego mieli by cokolwiek mieszać w osobie którą wcale nie znają? - To nie ma sensu. - postanowiłam zabrać sprawy w swoje ręce. To co znam i to co znajdę wpiszę i zacznę zanalizować jaki jest jego cel.
*Kilka godzin później.*
Przetarłam oczy zmęczona. Za pięć minut ma zejść drużyna na kolację. Wyłączyłam laptopa. Dopiłam czwartą herbatę. Wzięłam książkę jak i laptopa i ruszyłam na górę. Akurat w tym momencie jak wyszłam zderzyłam się z Endou, która jego twarz wylądowała na moim biuście. Spojrzałam na niego z góry. Drużyna zamilczała. Endou złapał się za czoło gdzie znajdowała się pomarańczowa opaska.
- Endou. Jutro rano robisz mi tysiąć przysiadów. - usłyszałam gwizd. Wyminęłam ich, szybko wzięłam pod pachę Kidou, oraz dwójkę jego przyjaciół. - Porywam ich na chwilę. - odeszłam z nimi na bezpieczną odległość. Zdezorientowani chłopcy nie wiedzieli o co mi chodzi. Gdy drużyna weszła do środka. Otworzyłam laptopa i im pokazałam. Na ekranie było główne ID Kageyamy.
- C-Co?! Skąd o nim wiesz? - zapytał w wielkim szoku Sakuma. Uciszyłam go.
- Podsłuchałam was jak wróciliście. Ten człowiek, ja go bardzo dobrze znam. Nie powiem wam kim on dla mnie jest, to nie jest istotne. Tylko...co wy o nim wiecie? Dlaczego jest tu na Wyspie? - milczeli. Widziałam na ich twarzach, ból i niesmak. Domyśliłam się, że mieli z nim jakąś nie miłą przeszłość, że skrzywdził ich tak mocno, że nie chcą o nim rozmawiać. Zamknęłam urządzenie. - Rozumiem jeżeli nie chcecie rozmawiać.
- Na razie nie. Wybacz nam Jupiter. - odparł Sakuma spuszczając głowę z milczącym Kidou.
- A właściwie. Co on cie tak interesuje? Jesteście rodziną? - spytał podejrzliwie Akio, odwróciłam wzrok a następnie głowę.
- Akio daj jej spokój, dowiemy się w swoim czasie... - po tych słowach młody strateg odszedł, a za nim podążył Sakuma. Ruszyłam na górę.
- Co z moim treningiem? - spytał Akio stojąc przy schodach.
- Zaczniesz go jutro. - po tych słowach ruszyła na górę i nie chciałam już z nikim rozmawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top