Rozdział 5: Jesień - droga przez piekło.
Victoria Regan siedziała w swoim skórzanym fotelu. Z pasją przeglądała kolejną historyczną książkę, którą podarował jej mąż. Ubrana w czerwoną, aksamitną suknię i wysokie szpilki tego samego koloru wyglądała jak Afrodyta wyjęta z obrazka. Pani własnego losu. Machała łagodnie kostką, gdy trzymała kolano przewieszone na swojej drugiej nodze. W końcu wszystko było dobrze. Wręcz pierdolenie doskonale.
Po czterdziestu latach swojego życia i ponad piętnastu ciągłej walki o lepsze jutro, w końcu czuła się jak w niebie. Miała dom, kochającą rodzinę, włochatego psa nowofundlandzkiego i cichą, aczkolwiek niezwykle wymagającą kotkę. Stała praca, wysokie zarobki i znajomości, których dorobiła się podczas wszystkich swoich "przygód'' sprawiły, że stanęła o własnych siłach i z uniesioną hardo głową mogła iść do przodu.
Przerzuciła stronę. Wciągnęła powietrze nosem. Wolną, smukłą dłonią chwyciła za przegub kieliszka. Całkowicie pochłonięta historią II Wojny Światowej wsunęła cienkie szkło między zamalowane bordową pomadką wargi. Gorzkie wino przelało się na jej język. Oblizała wargi. Idealnie kontrastowało ze słodką świadomością zemsty, która nadciągała nieuchronnie. Pozbyła się Vidow'a, Roselie i wszystkich, którzy załazili jej za skórę rozrywając jej kruche serce na strzępy. Ostatnim człowiekiem na jej liście zemsty stał się mężczyzna nazwiskiem Rayburn.
— Cholerny dupek — mruknęła pod nosem.
Nawet nie próbowała odrywać wzroku od przyjemnie napisanego dokumentu. Pokręciła przecząco głową. Sama nie wiedziała, dlaczego. Być może tym ruchem chciała odgonić złe myśli. Tych nosiła w sobie aż nadmiar.
Nigdy nie sądziła, że kłębiące się w niej przerażające doświadczenia stworzą z niej rządnego pięknej, krwawej vendetty potwora. Nigdy nie sądziła też, że będzie ścigać człowieka, mieszkającego na innym kontynencie. On również nie mógł wiedzieć, że znała go i miała ochotę rozszarpać mu gardło własnymi paznokciami. Sęk w tym, że nie lubiła się brudzić. Od tego miała ludzi.
Ludzi, którzy dotarli do potwora, który sprowadził piekło na jej przyszywaną córkę. Zacisnęła powieki z całej siły. Cisnęła grubą książką o stolik, na którym stała lampka. Żółte światło padało na niewinną twarz Victorii, która pomimo upływu lat nie straciła swojego młodzieńczego wdzięku. Nabierając coraz więcej powietrza w płuca zawinęła pasmo jasnych, złocistych włosów na palec.
Palec, którym wydłubała oko przestępcy znanego jako Vidow. Mężczyzny, który rzucił jej sercem o ścianę i roztrzaskał je w drobny mak. Człowieka, który uważał się za pana życia i śmierci. Pierdolonego diabła, który porwał jej słodką, malutką Holy w najpiękniejszym dniu jej życia.
Holy White została porwana podczas ślubu Victorii Regan i Luke'a White'a. Holy White została uznana za zaginioną trzy tygodnie później. Chciał zabrać im wszystko. Wielu było ludzi, którzy chcieli pozbawić ich szczęścia i udało im się to. Zabrali im słońce. Holy zniknęła i nie było na świecie nikogo, kto wpadł choćby na jej trop.
Ale oni nie przestali wierzyć. Nie poddali się. Nie mieli zamiaru przyjąć do siebie myśli o tym, że mogła nie żyć. Nadzieja doprowadziła ich do ciemnych miejsc. Do ludzi, którzy żywili się ludzkim cierpieniem i zapachem krwi. Nie żałowali. Obchodząc wszystkie śledztwa i przepisy odnaleźli zaginioną córkę dziesięć lat później. Jako piękną, ale niezwykle zniszczoną szesnastolatkę o cudownych, długich, falowanych włosach w rudawym odcieniu. Lecz ona już nigdy nie miała być wesołym dzieckiem, które pamiętali. Szaleństwo raz na zawsze zamieszkało w jej oczach. A to wszystko za sprawą starego Rayburn'a, który kupił ją jako prostytutkę na czarnym rynku. Zamknął we własnej piwnicy i zaspokajał się jej ciałem, kiedy tylko tego potrzebował.
I być może, gdyby to był zwykły seks, Victoria zwyczajnie by odpuściła, chcąc ruszyć dalej z czystym sercem i naprawionym umysłem. Wcisnęła paznokcie w oparcie fotela. Być może by tak było, gdyby nie ekspertyzy lekarzy, którzy zajęli się Holy po sprowadzeniu jej do Ameryki. W dokumentach Victoria odnalazła pojęcia, takie jak: ,,przypalanie genitaliów żywcem'', ,,oblewanie piersi gorącym woskiem'', ,,rozcinanie języka'', ,,wpychanie olbrzymich przedmiotów w pochwę i odbyt pacjentki'' czy ,,doprowadzenie do zaburzenia światopoglądu i nieodwracalnych zmian w psychice pacjentki''. Wtedy wiedziała już, że dopadnie sukinsyna, który dopuścił się tego na bezbronnej nastolatce. Dopadła. Najpierw jego a potem jego syna, który doskonale o wszystkim wiedział.
Chwyciła za telefon. Przyłożyła urządzenie do ucha. Oczekujące połączenie nużyło ją niesamowicie.
— Słucham? — odezwał się męski, zachrypnięty głos.
Przez chwilę milczała. Zdawała sobie sprawę, że zlecenie wydała anonimowo i tak też uiściła opłatę. Ciche tchnienie wyrwało się z jej warg.
Claus zmarszczył brwi. Różowowłosa striptizerka japońskiego pochodzenia właśnie tańczyła przed nim w najbardziej erotyczny sposób, jaki miał okazję podziwiać a ktoś śmiał zawracać mu głowę i w dodatku milczeć. Nie znosił milczenia. Nudziło go. Odsunął telefon od ucha, mając ochotę się rozłączyć. Jego palec już zmierzał ku czerwonej ikonie, kiedy ktoś po drugiej stronie odchrząknął.
— Z tej strony Vanilla — odparła słodko. Takiego właśnie pseudonimu używała w podziemiach. — Zleceniodawczyni jednej z pańskich spraw — chrząknęła.
Zmarszczył brwi. Nie kojarzył nikogo o takim nazwisku. Zagryzł wargę, gdy tańcząca przed nim kobieta zrzuciła z pokaźnych piersi kolorowy stanik. Koronka upadła na posadzkę.
— W czym mogę pomóc? — zapytał ostentacyjnie. Chciał jak najszybciej wrócić do wykupionej prostytutki, by móc zerżnąć ją w każdy z możliwych sposobów.
— W niczym szczególnym, Claus — wychrypiała. — Chciałabym jedynie zapewnienia, że sprawa Caine'a Rayburn'a zmierza w dobrym kierunku — dodała przyciszonym głosem.
Claus prawie zakrztusił się szampanem, którego łyk zdążył upić podczas jej krótkiej wypowiedzi. Jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły, serce przyśpieszyło bicia a w ustach momentalnie zrobiło mu się sucho. Właśnie rozmawiał z kobietą, która przelała na jego konto ponad dwa miliony dolarów za sprawne dokonanie morderstwa. Objął przedramieniem swoją towarzyszkę, która prowokacyjnie zaczęła potrząsać pupą tuż nad jego kroczem.
— Do sprawy przydzieliłem najlepszą i najbardziej brutalną agentkę — zapewnił.
— To cudownie — chrząknęła. — Chcę, żeby dupek cierpiał — skomentowała ostro.
— Niewątpliwie będzie — odpowiedział. — Moja podopieczna zapewni mu bolesne doznania jeszcze w tym tygodniu — przysiągł.
— A potem zabije? — dopytała Victoria, chcąc mieć pewność.
— Tak brutalnie jak rzeźnik zwierzęta w swojej chłodni — prychnął Claus. Żaden klient wcześniej nie odważył się go sprawdzać. Victoria Regan dawno temu przestała mieć granice. — Będzie pani zachwycona.
— Mam prośbę... — westchnęła.
— Tak?
— Wyślijcie mi zdjęcie, jego odciętego łba — mruknęła ostentacyjnie.
Claus wstrzymał powietrze. Zaczął zastanawiać się z jak zdesperowaną wariatką rozmawia, a może jak bardzo została skrzywdzona przez wytypowaną ofiarę. Z uznaniem skinął głową, choć nie mogła tego widzieć.
— Pani życzenie jest dla mnie rozkazem — odparł elegancko.
— Cudownie — odetchnęła. — Dziękuję za zaangażowanie i szybkie wykonanie zlecenia — dodała pospiesznie, dostrzegając cień męża przechadzającego się po piętrze. — Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dorzucę jakiś pieniężny bonus — mruknęła zachęcająco.
— Oczywiście, dziękuję za pani hojność — wydukał oszołomiony Claus. — Moja agentka wszystkim się zajmie — obiecał.
Rozłączyła się. W duchu dziękowała kobiecie, która podjęła się tej niezwykle męczącej i z pewnością nieprzyjemnej roboty, która wiązała się z babraniem dłoni w rzece krwi. Nie mogła przecież wiedzieć, że brutalną zabójczynią była jedna z jej byłych studentek. Podczas wymiany Rainey napotkała na profesor Regan (a raczej White) podczas zajęć z prawa karnego. Po latach wymierzała sprawiedliwość w jej imieniu a co gorsza w nieco nielegalny sposób. Nieświadoma Victoria odłożyła komórkę.
— Coś się stało, pani White? — spytał zatroskany Luke, wchodząc do jej gabinetu. Cmoknął ją w czoło.
— Wszystko dobrze, panie White — odparła słodkim, opanowanym głosem. — Upewniam się tylko, że ten dupek pozna wszystkie odcienie bólu — mruknęła sama do siebie, tak by jej mąż nie mógł usłyszeć.
Caine Rayburn właśnie był w podróży prosto do dziewięciu kręgów dantejskiego piekła. Rainey wywlekała go z samochodu, by zaraz potem brutalnie rzucić jego nieprzytomne ciało prosto do piwnicy.
***
Czerwony pokój bólu Christiana Greya z „Fifty Shades of Grey", które rozpętało seksualny szał na rynku wydawniczym w dwa tysiące trzynastym roku, niczym nie równał się z piwnicą Rainey. To, co wraz z pomocą kilku architektów zatrudnionych na usługi Clausa i jego prawej ręki — Kellera — stworzyła w podziemiach własnego domu przewyższało wszelkie erotyczne pokoje uciemiężenia, jakie widział świat. Z resztą nie tylko te erotyczne.
Kilkanaście szafek po brzegi wypełniła zabawkami seksualnymi wszelkiego rodzaju, pejczami, biczami oraz bronią. Tasaki, noże z różnymi ostrzami, haki, łyżki z igłami a nawet siekiery... to wszystko sprawiało jej niewyobrażalną przyjemność. Kochała szaleństwo, jakie błądziło po jej ciele, ilekroć mogła wyżyć się na jakiejś przerażonej ofierze.
Zamykając wszystkie drzwi w swoim domu, opuszczając czarne rolety aż po same krańce i uruchamiając specjalne zagłuszacze dźwięku mogła zabierać się do pracy. Niczym bogini przeszła na wysokich szpilkach po betonowej posadzce piwnicy. Zaraz po wejściu do willi przykuła Caine'a do specjalnych uchwytów wmontowanych w ścianę. Ułożeniem swojego ciała przypominał ukrzyżowanego przestępcę. Skrzywiła się patrząc na niechlujnie spływającą po jego szyi krew.
— Odrobinkę za mocno, Rainey — skomentowała pod nosem.
Zawędrowała do pierwszej z szafek. W skupieniu przyjrzała się wszystkim narzędziom zbrodni, jakie zgromadziła. Początkowo w jej dłoni pojawiła się siekiera olbrzymich rozmiarów. Odłożyła ją na miejsce. Nie mogła zabić go we własnym domu. Na finał musiała poczekać aż do momentu, w którym będzie mogła przewieźć go do górskiego domku za miastem, w którym dokonywała większości egzekucji. W ogrodzie tamtej posesji, o której nie wiedział nikt poza Kellerem za nawóz robiły popioły pozostałe po ofiarach.
Ostatecznie zdecydowała się na niewielki nożyk o postrzępionym ostrzu. Naszykowała sobie kilka narzędzi. Podsunęła metalowy stolik aż do bezwładnie zwisającego ciała Caine'a. Wzięła się pod boki i spojrzała na niego z szerokim uśmiechem. Kurwa, jak ona wielbiła jesienie. Szczególnie te mroźne i brutalne, które plamiły jej dłonie bordową, gorącą krwią.
— Zajebanie cię, będzie przyjemnością, Rayburn — parsknęła kpiąco.
Podeszła do stolika, przesuniętego do chłodnej ściany. Oparła o niego tył pleców. Nie miała pojęcia, kiedy jej słodki kąsek miał zamiar wybudzić się z pouderzeniowego letargu, ale nie chciała zostawiać go samego. Splotła przedramiona pod sterczącymi, pokaźnymi piersiami i przyjrzała się mu.
Nawet nieprzytomny i pobity przez szaloną kobietę wyglądał całkiem atrakcyjnie. Szeroka klatka piersiowa unosiła się powoli. Oddychał. Na jej szczęście wciąż był zdolny do wykonywania podstawowych funkcji życiowych. Wydęła usta.
— Chociaż trochę szkoda — mruknęła pod nosem. — Zrobiłabym z ciebie seksualną zabawkę, piesku — westchnęła przeciągle.
Jezusie, jak ona kochała seks. Mogłaby się pieprzyć dniami i nocami. Naprawdę nie miałaby nawet problemu, gdyby w przerwie od rozprawy sędzia zabierał ją na szybki numerek do sądowej toalety. Niektórzy stróże prawa byli naprawdę przystojni. O nie, oni byli cholernie podniecający. Zagryzła wargę. Jej pochwa została niemal zrównana z ziemią a odbyt wciąż niemiłosiernie piekł, nawet gdy próbowała zwyczajnie usiąść a jednak nie miała dość. Letnie przesilenie wpływało na nią zbawiennie. Miała ochotę na więcej.
Szaleńcy zawsze mieli ochotę na więcej.
— Tyle, że za to mi nie zapłacą — bąknęła niezadowolona.
Rozejrzała się po obskurnym pomieszczeniu. W kącie, na podłodze wciąż mogła dostrzec plamę po krwi ostatniego naiwniaka. Odcięła mu jądra i nagrała to na własny telefon. Oblizała usta. Moralność miała gdzieś. Liczyła się tylko hedonistyczna przyjemność.
Wpatrywanie się w nieprzytomnego przystojniaka znudziło ją dość szybko. Po piętnastu minutach miała serdecznie dość znużenia, które zmiotło jej ciało. Przewróciła oczami. Nie znosiła się nudzić. Po dwudziestu minutach zaczęła kombinować, jak się rozerwać.
— Chryste, muszę lepiej celować tym cholernym kijem — bąknęła. — Czterdzieści minut nieświadomości w zupełności mi wystarczy, by wszystko przygotować — wychrypiała sama do siebie.
I tak stała, wpatrując się w jego doskonałe ciało, które można było przyrównać do tych rzeźbionych przez włoskich panów dłuta. Wodziła wzrokiem po jego sylwetce. Jednocześnie przypominała sobie wszystkie chwile, w których zaspokajał ją swoim słodkim kutasem. Przymknęła powieki. Wciągnęła powietrze nosem, czując znajomy prąd podniecenia wędrujący od najmniejszego palca jej stopy aż do wnętrza ud. Och tak, zwilgotniała na samą myśl o tym, co wyprawiali. Zagryzła solidnie malinową wargę.
— Och nie! — jęknęła w końcu. — Nie ma mowy, że będę tu bezczynnie czekać.
Była wprost beznadziejnie rozpalona. Nie mogła po prostu stać w miejscu i patrzeć. Bezczynność doprowadzała ją do szaleństwa. Potrzebowała zaspokojenia, którego nikt nie potrafił jej dać i krwi. Dwie rzeczy, którymi żywiła się, miała na wyciągnięciu ręki a jednak wciąż nie potrafiła się uspokoić.
— Jebać — skomentowała pod nosem. — Najwyżej obudzi się w nieodpowiednim momencie.
Opuściła koronkowe majtki, które trzymała pod zwiewną sukienką. Przestąpiła je i stukając obcasami o posadzkę dotarła do swojej ukochanej komody. Otworzyła pierwszą szufladę i z chorą radością chwyciła za olbrzymi, różowy wibrator. Wróciła przed obezwładnione ciało Caine'a. Pochwyciła w dłoń chwiejne krzesło, postawiła je tuż przed nim i z szeroko rozpostartymi nogami usiadła na meblu. Zakołysał się, ale nie zrezygnowała. Potarła palcami swoją kobiecość. Kurwa, jaka była mokra. Nie miała zamiaru czekać dłużej. Wsunęła zabawkę we własną pochwę i uruchomiła mechanizm. Słodkie konwulsje przyjemności zawładnęły jej ciałem, kiedy urządzenie poruszało się w jej wnętrzu w przyjemny sposób.
— O tak, kurwa — jęknęła podniecona. — Kurwa tak! — pisnęła, dokładając sobie chorej przyjemności poprzez pocieranie palcami własnej łechtaczki.
Czuła się wyśmienicie. Ogień płonął w jej oczach. Nie mogła zapewnić sobie lepszego oczekiwania.
Caine przebudził się z paskudnym bólem głowy. Zdrętwiałe mięśnie dawały mu się we znaki a niebezpieczne pulsowanie w skroniach sprawiało, że miał ochotę oderwać sobie głowę. To jednak musiał pozostawić absurdalnie pięknej, niezaspokojonej Rainey. Zamrugał kilkakrotnie powiekami. Przez dłuższy czas przed jego oczami znajdowały się jedynie ciemne mroczki. Syknął pod nosem.
— Gdzie ja jestem? — wychrypiał pod nosem, kręcąc obolałym karkiem.
Pomyślała, że w raju, ale nie zdobyła się na to, by mu odpowiedzieć. Była zbyt pochłonięta sobą. Teraz stała wypięta do niego tyłem. Sukienka podwinęła się na jej plecy, ukazując jej doskonałe, jędrne pośladki, wciąż noszące ślady jego sporej dłoni. W odbycie trzymała wciśnięty diamencik. Z jej zmoczonej, chętnej pochwy wystawało czerwone dildo, imitujące penisa a ona sama delektowała się elektrowstrząsami, które zapewniała na jej łechtaczce specjalna kulka.
— W raju — wychrypiał sam, kiedy jego spojrzenie się ustabilizowało. Oblizał wargę. Miał ochotę do niej podbiec i zatopić się bez reszty w jej cudownym tyłku. Szarpnął rękami, ale nie mógł się ruszyć. — W pierdolonym raju! — wrzasnął na całe gardło.
Jego donośny głos przywołał Rainey do porządku. Zsunęła drżącą stopę z krzesła i wyjęła z siebie wszystkie zabawki. Palcem znów wsunęła wibrator do pochwy i z nim wewnątrz siebie zawędrowała do pobudzonego skazańca. Erekcja napierała na jego spodnie z absurdalną siłą, sprawiając mu niemal fizyczny ból.
— Och, nie, skarbie — wychrypiała stając na przeciw niego.
Przypięty do ściany wisiał znacznie wyżej nad nią. Piersią stykała się z jego penisem.
— Jesteś w ostatnim kręgu piekła — szepnęła kusząco.
Nie miał pojęcia o tym, że mówiła prawdę. Dobrała się do jego spodni jak wygłodniałe zwierzę. Szarpnęła za pasek, który chętnie ustąpił. Olbrzymie przyrodzenie od razu wyskoczyło w jej twarz. Nie wahała się. Chwyciła jego cudownego kutasa w usta i zaczęła ssać go bez opamiętania. Jęczał z podniecenia i piekącego bólu, który mu sprawiała a potem wrzasnął przeraźliwie, kiedy...
Z całej siły zacisnęła zęby na jego penisie. Krwawy ślad odbił się na jej siekaczach.
— Ty kurwo! — wrzasnął w pierwszym odruchu.
Sądziła, że go przestraszyła, ale nie miała racji. Popierdoleńców jego rodzaju nie dało się wystraszyć. O nie, on podniecił się jeszcze bardziej. Wysunął biodra ku niej i z obsesją w oczach patrzył na krwawe koło, które stworzyła dookoła jego członka.
— Ależ mnie kręcisz! — krzyknął ku jej zdziwieniu.
Zmarszczyła brwi. W pierwszej chwili poczuła się rozczarowana. Chciała sprawiać mu ból a nie przyjemność. Z drugiej jednak strony miała ochotę na ostry seks. Szybkie rżnięcie przed śmiercią nie brzmiało źle ani dla niej, ani dla niego. Choć on wciąż sądził, że jedynie żartowała.
— Mówiłam, że odgryzę ci kutasa — parsknęła.
O tak, to był ten moment. Musiała nacieszyć się jego ciałem po raz ostatni. Ruszyła jak wariatka do kosza z pejczami. Chwyciła za jeden, by zaraz potem trzasnąć nim prosto w tors Caine'a. A potem? Potem w penisa. Wygiął się w konwulsjach bólu.
— Jesteś doskonała — wyjęczał.
Opuściła jego ciało niżej i uwolniła ręce. Musiał ją zaspokoić, by mogła zabić go z czystym sumieniem. Podwinęła sukienkę, pozbyła się wibratora i bez jego pomocy nabiła się na dorodnego kutasa. Jęknęła zachwycona nagłym doznaniem. Nie trwało to jednak długo, Caine wyjął prącie z jej pochwy i po usunięciu zatyczki, niemal na siłę wepchnął się w jej odbyt.
— Kurwa! — warknęła rozszalała.
Była jak drapieżnik, który potrzebował jedynie odrobiny jedzenia. Seks i krew lawirowały w jej głowie. Ruchana z zawrotną prędkością we własny tyłek sięgnęła dłonią po zaostrzony scyzoryk. Sprawnie odwróciła się w stronę swojej ofiary i padła na kolana. Nim zdążył zaprotestować, zanurzyła końcówkę ostrza w jego jądrach. Echo przeraźliwego skowytu rozniosło się po całym pomieszczeniu, by zaraz potem zmienić się w przyjemne sapanie. Wsadziła sobie w usta jego zakrwawione jaja. Ssała je niczym wariatka. Wampirzyca, łaknąca krwi. Gorąca, bordowa ciecz spływała po jej brodzie.
Chwyciła między wargi jego penisa. Porzuciła wszelakie granice i dała się bezceremonialnie, brutalnie wypieprzyć w usta. Jednocześnie ściskała jądra Caine'a, patrząc z chorobliwą ekscytacją na krew, którą wytłaczała z jego skóry niczym najobrzydliwszy potwór.
Słodka sperma wytrysnęła na jej twarz. Wytarła ją o jego brzuch i chwyciła za drobny hak, który uszykowała.
— Pozwól, że cię oznaczę, wariacie — wycharczała.
Rozpalony zaczął rzucać się w konwulsjach bólu, kiedy wbiła hak między jego żebra i pociągnęła nim w dół. Ogromne ilości gorącej, pięknej krwi znalazły się na jej pokaźnym dekolcie. Słodkie ,,R'' pojawiło się wyrąbane w jego skórze i kościach. Złowrogi błysk pojawił się w jego oczach, gdy odpuściła torturę. Wysunął ręce, chcąc ją złapać, ale ona jedynie parsknęła głośnym śmiechem. Stopy wciąż miał przykute w okolicach kostek. Runął jak długi na ziemię. Powzięła kij baseballowy oparty o ścianę i stanęła nad nim niczym najpiękniejszy kat świata.
— Słodkich snów, skarbie — mruknęła.
Z całej siły uderzyła w jego kark. Coś strzeliło w jego szyi, ale nie do końca się tym przejęła. Wiedziała, że to jeszcze nie czas by odszedł z tego łez padołu.
Spomiędzy piersi wyciągnęła palcem kapkę krwi. Wsunęła ją do ust i przełknęła. Doskonała i metaliczna, jak zwykle — pomyślała. Krew była jej boską ambrozją.
Do jej całkowitego rozlewu musiała jednak wyruszyć w podróż. Musiała go wywieźć prosto ku mroźnej zimie.
________________
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top