5. I don't know what I supposed to do haunted by the ghost of you
Wszystko powinno w końcu powrócić do normalności, bo przecież to takie proste zapomnieć i iść naprzód, nie zastanawiając się co dalej. Jednak on nie potrafił, a pustka rozbijała każdą naprawioną cząsteczkę w jego ciele. Pastwiła się w kółko bez końca, przypominając mu o wszystkich szczęśliwych chwilach, które teraz będą wyłącznie nieaktualnym snem. Oparł policzek o zimną, zaparowaną szybę i zaczął kreślić palcem niewyraźne kształty. Spojrzał przed siebie, na silny deszcz uderzający o chodnik i ludzi biegnących w swoje strony, by ukryć się przed nim jak najszybciej. Jemu on w sumie kompletnie nie przeszkadzał, dopóki oczywiście znajdował się w domu na miękkiej kanapie. Cholera, że też każdy dzień musi tak wyglądać. Samo przepracowanie związane z nowym filmem, dawało mu ostro w kość, a co dopiero jetlag i natłok znajomych, martwiących się, czy aby na pewno wrócił żywy. Bo to nie tak, że producentom Kapitana Ameryki jakoś szczególnie na nim zależy, w końcu jest tylko gościem z długimi włosami w masce, a takich można na jego miejsce znaleźć co najmniej z milion. Jednak czuł, jak bardzo Chris pragnie dla niego normalnego trybu życia. Gdyby nie fakt, że każdego dnia w jego telefonie pojawiają się jakiekolwiek powiadomienia, nie wiedziałby, co się właściwie teraz dzieje. Każdy taki dzień jak ten był dla Sebastiana czasem drobnego odpoczynku, ale też upiornej refleksji. Wpatrując się tak w ten szary dzień za oknem, coraz bardziej zdawał sobie sprawę, z tego, jak patetyczne stało się jego życie. Bo kiedy była Abby wszystko nabierało kolorów. No jasne, że nabierało, bo końcu ją kochał, a ona potrafiła pozbawić każdego tej wrednej, depresyjnej aury. Okres ten wspominał, jako najbardziej udany w jego życiu, a tęsknota za nią powoli go zabijała. Za każdym razem, gdy tylko wracał wspomnieniami do tych wszystkich chwil, coś nieznanego ściskało jego i tak już zbolałe serce do granic możliwości. Deszcz był teraz jedną z piękniejszych melodii, która w dość efektywny sposób usypiała jego zaszargane zmysły.
Spędzał właśnie kolejny nudny dzień na planie filmu, który prawdopodobnie mógł nawet nie ujrzeć postprodukcji, a co dopiero światła dziennego. Nienawidził tego elementu swojej pracy, bo pomimo jego ciężkiego wkładu włożonego w film, wszystko zależało od rynku i tego, co aktualnie się najlepiej sprzeda. Ciężko westchnął, przechodząc się po hali bez większego sensu oraz kierunku, bo akurat dzisiejsze dogrywki praktycznie nie uwzględniały jego obecności, jednak musiał się pojawić, nad czym niezwykle ubolewał. Dalsza droga została mu utrudniona przez dźwiękowców rozkładających odpowiedni sprzęt, dlatego skręcił w lewo, by upatrzyć sobie wygodne siedzenie.
— Przepraszam? — nieznany mu dotąd głos przeszkodził w jego chwili samotności na planie. Spojrzał na niewysoką, rudą dziewczynę, stojącą tuż obok niego z wyjątkowo zirytowaną miną i scenariuszem w dłoni. — Tutaj jest moje imię.
— Słucham? — mruknął kompletnie bezmyślnie. Kobieta wskazała palcem na imię i nazwisko nadrukowane na odwrocie krzesła, które właśnie bezczelnie zajmował.
— To moje krzesło, musisz znaleźć sobie inne — odparła z jeszcze większym zirytowaniem. Skrzyżowała ręce na piersi i wyczekująco na niego spojrzała.
— O fakt — obrócił się i spojrzał na jasno podpisany tył krzesła. — Abby Lee? Miło mi cię poznać — posłał jej ten typ uśmiechu, który potrafi człowieka kompletnie obezwładnić i podał dłoń. — Sebastian.
— Stan? - Mruknęła z lekkim zadowoleniem. — Nie poznałam cię w pierwszej chwili — odwzajemniła jego uśmiech, jednak po chwili zmieniła swój wyraz twarzy na bardziej bojowy. — Ale to kompletnie nie zmienia faktu, że twój gwiazdorski tyłek może bezczelnie zajmować moje imienne krzesło.
— Musisz mi to wybaczyć — westchnął i otrzepał ostentacyjnie siedzenie. — I gotowe! Zero śladu po czyimkolwiek gwiazdorskim tyłku.
— Dziękuję — odparła wdzięcznym tonem. Zajęła po chwili swoje miejsce i spojrzała na Sebastiana, który nie potrafił opanować swojego uśmiechu. — Co? — Spytała, unosząc cienkie brwi.
— Nic, nic — mruknął i zebrał swoje rzeczy, czyli kawę i scenariusz — Miło było cię poznać Abby Lee, może jeszcze się kiedyś spotkamy — odparł i na odchodne dodał.— Może ty następnym razem zajmiesz moje miejsce, hm?
Dziewczyna poczuła palący rumieniec na policzkach i odwzajemniła kolejny już tego dnia uśmiech. Pokręciła głową, powracając do swojej pracy przy dennej konsultacji scenariusza. Czuła, że ta niewdzięczna robota nie ma właściwie większego sensu, jednak skoro już dostaje od produkcji za to pieniądze, to równie dobrze mogłaby stać na tym planie i pilnować, by nikt przypadkiem nie wywrócił się o kabel od świateł.
Sebastian przebudził się nagle, słysząc głośny grzmot, który uderzył gdzieś całkiem niedaleko. Bo o ile deszcz wprawiał go w dość melancholijny nastrój, tak burza zazwyczaj zawsze sprawiała, że po jego plecach przechodził dreszcz zwątpienia. Nigdy nie zapomni, gdy jeszcze jako małe dziecko, mieszkając z matką w Rumunii, doświadczył najgorszego załamania pogody w całym życiu. Nie zdążył schronić się z innymi dzieciakami w domu, wracając ze spaceru, a piorun z głośnym trzaskiem uderzył w drzewo nieopodal.
— Sebastian Stan, prawda? — posłała mu tajemniczy uśmiech, wyłaniając się tuż zza jego pleców.
— Do twoich usług — mruknął zaczepnie i odłożył na bok czytaną książkę. Zauważył pewną zmianę w jej twarzy, gdy ta na niego spoglądała z lekko uniesioną brwią, oparta o ścianę.
— W takim razie kiedy mogę zająć twoje krzesło? — Spytała.
— Hmm, niech no pomyślę — spojrzał w sufit. — Co powiesz na piątek wieczór?
— Widzę, że twoje krzesło jest naprawdę ciężko pracujące, skoro jest dopiero środa - dodała.
— Ktoś musi zagrać w tym filmie, prawda? — Uśmiechnął się do niej i znacznie przybliżył. Jego krystaliczne tęczówki lustrowały twarz rudowłosej, właściwie pod każdym najdrobniejszym szczegółem, nie zostawiając ani jednego miejsca. Kąciki jej ust powędrowały delikatnie ku górze, gdy tak wpatrywał się w nią niczym, jak w obrazek. — To jak?
— Muszę przejrzeć swój grafik, w końcu mam tyle pracy — odparła, wzruszając ramionami.
— Ktoś w końcu musi czuwać nad naszymi kwestiami — upił łyk kawy, po czym dodał z ręką na sercu. — Ja, Sebastian Stan totalnie doceniam twój wielki wkład.
— Ej! Bo zaraz twoje krzesło pójdzie na pojedynczą randkę — zaśmiała się i trzepnęła go w ramię swoim scenariuszem. Sebastian podniósł dłonie w geście obronnym.
— Randkę mówisz? — Uniósł brew, na co ona odpowiedziała mu jedynie zadziornym uśmiechem i wyminęła go, idąc w swoją stronę. Sebastian podążył za nią wzrokiem i pokręcił głową z niedowierzaniem. Zwróciła jego uwagę już praktycznie pierwszego dnia na planie i robiła wszystko, by tylko o niej nie zapomniał.
Kolejne głośne uderzenie wyrwało go z lekkiego snu, który wciąż silnie tlił się w jego umyśle. Zupełnie tak jakby stało się to przed chwilą na żywo, a nie tylko w głowie. Spojrzał na godzinę w swojej komórce i uznał, że dalsza drzemka nie już kompletnie sensu. Przesypianie całych dni, prowadziło do nieustannej bezsenności w nocy, której nie potrafił nawet w odpowiedni sposób spożytkować. Postanowił włączyć telewizor i trochę się rozbudzić, przy szukaniu jakiegokolwiek ciekawego filmu. Niestety jedyne co o tej popołudniowej porze leciało, to wyłącznie zapętlone odcinki seriali pokroju Friends, wiadomości, bądź denne filmy klasy B. Pobawił się jeszcze pilotem z dziesięć minut, przeskakując pomiędzy kanałami i uznał, że może w końcu odezwie się do swojej matki. Ostatnio oprócz lakonicznych wiadomości nie miał siły, żeby zadzwonić i poprowadzić w miarę sensowną rozmowę.
— Hej mamo — westchnął do telefonu, gdy kobieta odebrała. — Jak tam u ciebie?
— Wszystko dobrze synku, ale... — Zawahała się na moment. — Nie powinieneś być teraz gdzieś tam za granicą? — Zapytała dość zbita z tropu.
— Wróciłem trzy dni wcześniej — mruknął i odłożył pilot na stolik przed kanapą. — Jakoś tak ten Singapur... — Przerwał, ważąc odpowiednio słowa. — Wieje nudą.
— Sebastian wyjdź gdzieś ze znajomymi, jest piątek na miłość boską — odparła z nutą zwątpienia pomieszanego ze zmartwieniem.
— Mamo naprawdę za każdym razem, gdy do ciebie zadzwonię, będziesz mi mówić co mam robić? — Oburzył się i przez moment planował wcześniejsze zakończenie rozmowy, jednak starał się zrozumieć punkt widzenia jego rodzicielki.
— Wiesz, że się martwię, zwłaszcza gdy przychodzi czas... — Zaczęła już łagodniejszym tonem.
— Już po rocznicy jej śmierci — przerwał. — Jest całkowicie okej. Czuję się dobrze. — Zapewnił ją, a bardziej siebie.
— Na pewno? — Spytała z pewną dozą wątpliwości.
— Tak — westchnął. — Nie kłamałbym przecież.
— A co tam u twoich przyjaciół? — Postanowiła zmienić diametralnie temat, wiedząc, że poprzedni nie prowadzi do niczego korzystnego.
— Nie wiem, nie rozmawiałem z nikim od prawie trzech dni — spojrzał w telewizor i nagle ni stąd, ni zowąd poczuł, jak jakaś nienamacalna siła karze mu ruszyć swój tyłek z kanapy, by zrobić coś produktywnego. Kompletnie nie mógł zrozumieć tych nastrojów, gdy potrafił cały dzień spędzić w łóżku, a następnie uznać, że potrzebuje nauczyć się grać na pianinie. Coraz częściej miał tego dosyć, jednak nie miał zbyt wielu możliwości na czasochłonne zastanawianie się nad swoimi nastrojami. — Ale może faktycznie powinienem gdzieś wyjść. Muszę kończyć, kocham cię! - Rozłączył się i natychmiast wybrał numer do Chrisa, który odpowiedział dopiero na ostatni sygnał.
— Co chcesz Seb? — Spytał dość niezadowolony z faktu, że ktokolwiek teraz mu przeszkadza. Zapewne, gdyby nie był to właśnie Sebastian, nawet nie przejmowałby się odebraniem, jednak przy nim nigdy nie wiedział, czego może się spodziewać.
— Co tak ostro? — Mruknął zdziwiony.
— Aktualnie jestem w trakcie... — Przerwał, uciszając kogoś. — Czegoś ważnego, streszczaj się.
— Sorry stary, mogę zadzwonić później — odparł i spojrzał na godzinę. — Dziesięć minut starczy?
— No śmieszne, spieprzaj — prychnął, urażony. — No ale tak serio, to co chcesz?
— Mam ochotę na imprezę — odparł bez dłuższego namysłu, spoglądając przed siebie.
— No dobra, ale o jaki typ imprezy ci chodzi? — Westchnął, czując w kościach, że to wszystko może się źle skończyć. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, w jaki sposób zazwyczaj kończyły się tego typu spontaniczne decyzje Sebastiana.
— Wszystko mi obojętne, ale nie wytrzymam tu już sam w czterech ścianach.
— Jutro? Wieczorem? — Spytał zdziwiony Chris.
— Dziś, totalnie dziś.
— Okej — westchnął. — Ale to ty zapraszasz sam dobrze, wiesz kogo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top