5.
Obudził mnie budzik. Serio?!
Tak mi się nie chce wstać...
A poza tym źle się czuję.
-Lily... bo spóźnisz się do szkoły- kobieta wchodzi do mojego pokoju- O Boże dziecko, jak ty wyglądasz.
-No nie przesadzaj widzisz mnie codziennie- dogryzłam jej.
-Nie wygłupiaj się, dobrze się czujesz?
-Nie
-Nigdzie dzisiaj nie idziesz!
-O ile mi wiadomo to miałam jechać do tego lekarza-zauważyłam.
-A no tak, pojedziesz tam ale ze mną, może to jest jakaś reakcja na leki- spojrzałam na nią z przerażeniem- bo bierzesz leki, tak?
-Ymm....
-Lily Smith!
-No zapomniało mi się, parę razy...
-Nie może ci się zapominać!- wyszła z pokoju aby po pięciu minutach wparować do niego z moimi lekami- Nie chcę cię stracić...- powiedziała.
-A ja nie chcę odchodzić...- mama pocałowała mnie w czoło, a po chwili do mojego pokoju wszedł uśmiechnięty Cal, widząc mnie mina mu zrzedła.
-Co się stało?!- prawie wykrzyknął.
-Nie powiedziałaś mu?
-Nie
-To mu powiedz- powiedziała moje mama i ulotniła się z pokoju. Zapadła cisza, może to cisza przed burzą.
-Co masz mi powiedzieć- chłopak usiadł obok mnie z zamartwieniem w oczach.
-Ymm.. nie idę dziś na uczelnię- wymyśliłam.
-Obaj wiemy, że nie o to chodzi- spojrzała na mnie jak na wariatkę.
-Mam bardzo słabe serce- powiedziałam cicho, ale On i tak mnie usłyszał.
Nic nie powiedział tylko mnie mocno przytulił. Trwaliśmy w takim uścisku przez około pięć minut.
-Cal, spóźnisz się na uczelnię- odsunęłam się od ciemno włos'ego.
-Jak myślisz, że gdzieś sobie stąd pójdę to się grubo mylisz- prawie wykrzyknął.
-Mnie i tak za chwilę nie będzie w domu- wysłał mi pytające spojrzenie-tutejszy lekarz ma mnie zbadać, byłam umówiona na dziś na 9:00- chłopak chciał już coś powiedzieć, ale mu przerwałam- nie możesz jechać ze mną, ja i mama jedziemy.
-Okey- szepnął, pocałował mnie w policzek i wyszedł z pokoju rzucając w moją stronę "Do zobaczenia".
-Pa- szepnęłam.
Jest godzina 8:00, mam dokładną godzinę, żeby się ogarnąć.
Wstałam z łóżka i powolnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam się i założyłam bieliznę. Wyszłam z pokoju i stanęłam przed szafą. Hmm.. a może dzisiaj nie ubiorę nic czarnego? Tak. Wybrałam:
Spojrzałam na zegarek 9:40, no,no szybko się uwinęłam.
Zeszłam na dół i od razu razem z moją opiekunką ruszyłyśmy w stronę samochodu. Założyłam słuchawki i puściłam pierwszą z brzegu piosenkę (piosenkę macie u góry). Droga do szpitala nie była długa, zaledwie dziesięć minut, a u mnie w kółko leciała ta sama piosenka, ostatnio wpadła mi w ucho.
Wysiadamy z samochodu i idziemy w stronę drzwi.
***
-Kiedy ostatnio brała pani leki?- pyta moja nowa lekarka, pani Jones.
-Dziś rano- odpowiadam.
-A po jak długiej przerwie- kurde, dobra jest.
-Ymm.. około czterech dni, przestałam w dzień przeprowadzki- odpowiadam szczerze. Moją uwagę przykuła fotografia na biurku.
-To moja córka- powiedziała,a potem się uśmiechnęła- Ellie, chodzi do tutejszej uczelni.
Ellie? O kurde! Jej mama jest lekarzem i ma mnie leczyć.
-Coś się stało, trochę zbledłaś-zmartwiła się pani Jones.
-Ymm.. przyjaźnię się z pani córką- marszczę brwi- mam do Pani prośbę.
-Dla przyjaciół mojej córki wszystko-szeroko się uśmiechnęła.
-Proszę nie mówić o mojej wadzie córce, sama jej powiem- kobieta tylko pokiwała głową.
-A co do twojej "wady"- zrobiła cudzysłów w powietrzu, zabawna ta kobieta- przez tę twoją przerwę twoje serce jeszcze bardziej się osłabiło. Proszę, bierz leki regularnie. Nie chce, żeby moja Ellie straciła przyjaciółkę. Ostatnio ciągle opowiada o jakiejś dziewczynie, że się świetnie z nią dogaduje, chyba chodzi o ciebie Lily- uśmiechnęła się, co odwzajemniłam.
Umówiłyśmy się jeszcze na parę wizyt kontrolujących i razem z mamą opuściłam budynek.
-Może pójdziemy na jakiś soczek-zaproponowałam- marzy mi się sok pomarańczowy!-wykrzyknęłam.
-Dobrze.
Wsiadłyśmy do samochodu i od razu skierowałyśmy się w stronę jakiegoś stoiska. Zamówiłyśmy dwa soki jeden pomarańczowy, drugi jabłkowy. Pospacerowałyśmy w pobliskim parku. Po godzinnej rozmowie o niczym postanowiłyśmy już wracać.
***
Teraz muszę brać leki rano i wieczorem. UGH! a ja ich tak nienawidzę, na ale muszę. Jest około godziny 20:00. Biorę leki i postawiam iść dzisiaj wcześniej spać.
Poszłam zjeść zrobione przez mamę tosty i powolnym krokiem weszłam schodami do góry, skierowałam się do swojego pokoju, otwarłam drzwi, a tam...
-Calum? Co ty tutaj robisz?- zapytałam. Dobra to był szok, przecież zamknęłyśmy drzwi.
-A leżę sobie- powiedział i jeszcze bardziej rozwalił się na moim łóżku.
Przewróciłam oczami i poszłam się umyć. Wzięłam dość długi prysznic... CHOLERA! Zapomniałam wziąć ze sobą koszulę. UGH! teraz znowu muszę paradować przed nim w bieliźnie.
Dobra, myśl, że go tam nie ma.
Ale jest.
Nie ma go i koniec!
Otworzyłam drzwi od łazienki i jakby nigdy nic wyszłam i podeszłam do szafy.
Poczułam jak czyjaś ręka owija mnie w tali i czyjąś klatkę piersiową na moich plecach, a potem pocałunki na mojej szyi. Przyznam, że to przyjemne, ale nieee... nie dam mu tej satysfakcji.
Nie wzruszona tym co robi, taa... jasne, wyciągnęłam z szafy koszulę i szybko ją założyłam.
-Nie powinieneś już iść? Robi się późno- zauważyłam.
-Fakt... Idziesz jutro na uczelnię?- zapytał.
-Raczej tak- wzruszyłam ramionami.
-To śpię u ciebie- wyszczerzyłam oczy i wpatrywałam się w chłopaka, który tylko szeroko się uśmiechał. Po przeanalizowaniu tego co powiedział, kiwnęłam głową na tak, co zdziwiło chłopaka.
W sumie jest moim chłopakiem, no ii... nie za bardzo Go znam, może to dobry pomysł aby się w końcu lepiej poznać.
Kiedy wpakowywałam książki na jutro do plecaka, chłopak postanowił się rozebrać.
O Matko kochana!!!!!
Kurwa.. jakie ciało!!
Aż by się chciało brać..
Cii.. Lily spokój...
Na szczęście chłopak nie zauważył, że na niego patrzyłam, chyba. Udałam się w kierunku łóżka. Po chwili poczułam, że materac po drugiej stronie się ugina. Przewracam się na plecy.
-Ile masz lat?- zapytałam. Chłopak spojrzał w moją stronę i od razu zrozumiał o co mi chodzi.
-20, a ty?
-19, zostałam o rok wcześniej posłana do szkoły.
-Chciałaś kiedyś odnaleźć swoich prawdziwych rodziców?
-Nie- odpowiadam natychmiast- po co szukać kogoś kto cię nie chciał, to bez sensu. Masz rodzeństwo?
-Mam siostrę, a ty?
-W tej rodzinie nie, nie wiem jak w tamtej.
-Dlaczego przeprowadziłaś się do Sydney?
-Mój opiekun nie umiał utrzymać kutasa w spodniach- palnęłam prosto z mostu- kiedyś był inny, to on kupił mi pierwszy motocykl, miałam wtedy 14 lat. Zaliczyłam przy nauce jazdy parę wypadków, ale teraz wymiatam, jestem mistrzynią dwóch miast, które są na innych kontynentach- zaśmiałam się- Jestem Szczęśliwa? Chyba tak... chociaż sama nie wiem- westchnęłam.
Chwila ciszy. Ziewnęłam.
-Chodźmy spać, jutro przejdziemy się na uczelnię.
-Okey- szepnęłam.
Wtuliłam się w tors chłopaka. Mój prywatny grzejnik, a On objął mnie ramieniem.
Może i nie wyglądam na romantyczkę, ale lubię takie bzdety. Lubię gdy chłopak nie wstydzi się swojej dziewczyny, gdy ją przytula, zabiera na romantyczne kolacje, zabiera na wycieczki, gdy ją całuje, po prostu gdy ją kocha. Jesteśmy buntownikami, a buntownicy kochają najmocniej, i już nigdy nie puszczą swojej ofiary ze swoich rąk.
________________
Nie wiem czy spieprzyłam czy nie, mam nadzieje, że nie :)
Dobranoc moje miśki :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top